LeBron James ma rachunki do wyrównania z Golden State Warriors i w wywiadach nie ukrywa, że to oni są głównymi konkurentami jego Cleveland Cavaliers. W trakcie Finałów NBA był pozbawiony pomocy ze strony kontuzjowanych Kevina Love’a i Kyriego Irvinga i choć dał z siebie praktycznie wszystko, to nie wystarczyło to na świetnych Wojowników prowadzonych przez Stephena Curry’ego. Tym razem, i Love i Irving zagrali, jednak w hitowym spotkaniu w Oracle Arena ponownie lepsi okazali się Warriors 89-83.
Choć Irving i Love grali, to ich obecność nie była zbytnio widoczna. Rozgrywający Cavs powraca dopiero po kontuzji i na jego optymalną dyspozycję będziemy musieli pewnie jeszcze trochę poczekać. W przypadku Love’a sprawa jest nieco inna, po prostu zawiódł w tym spotkaniu, w którym jego umiejętności rozciągania gry bardzo mogłyby się przydać. Sam James zagrał niezłe spotkanie, choć znów nie był efektywny w grze na obwodzie.
Steph Curry zagrał nieco słabsze spotkanie, prawdopodobnie także z powodu kontuzji łydki, która dokuczała mu na tyle mocno, że w drugiej kwarcie musiał zejść do szatni, by masażyści zajęli się jego nogą. Przez większość meczu, Warriors liderował nie kto inny jak Draymond Green, a z ławki świetne spotkanie zaliczył Shaun Livingston.
Już od pierwszych minut mogliśmy obserwować fantastyczne popisy Greena. Skrzydłowy Warriors robił praktycznie wszystko: blokował, asystował, rozprowadzał kontry, świetnie bronił, zbierał, dwukrotnie trafił za trzy. Wojownicy mieli jednak aż 6 strat w pierwszej kwarcie, a nie najlepiej spisywał się Stephen Curry, przez co Cavaliers utrzymywali się na odległość kilku punktów. W końcówce pierwszej ćwiartki, gospodarze zaliczyli run 13-3, w trakcie którego gorący zrobił się Curry i odskoczyli rywalom na 9 punktów.
W ciągu doprowadzania do stanu używalności łydki Stephena Curry’ego w szatni Warriors, Cavaliers na parkiecie po cichu odrabiali straty. Tym razem to oni zdobyli 9 punktów bez odpowiedzi rywali i doprowadzili do remisu. Po powrocie na parkiet Greena, Klaya Thompsona i wyleczonego Curry’ego atak Warriors ponownie zaczął działać, jednak ponownie popełniali straty, których do przerwy mieli aż 11. Lider Cavaliers LeBron James rozpoczął mecz w kratkę, zaliczając po kolei dobre i złe posiadania, w których nie potrafił wykończyć akcji nawet spod samego kosza lub wymuszał rzuty.
Po przerwie, zawodnicy obu drużyn zdecydowanie bardziej skupili się na obronie. Kiedy tylko Warriors odskakiwali na ponad 5 punktów, Cavaliers szybciutko odrabiali stratę. Na Stephenie Currym niezłą robotę, podobnie jak w pierwszych meczach Finałów, robił Matthew Dellavedova. Cały zespół Cavs bardzo dobrze wracał się do obrony, przez co nie pozwalali Warriors na zdobywanie łatwych punktów z kontry. Przed końcowym fragmentem spotkania, obie drużyny dały odpocząć swoim gwiazdom, a Luke Walton w jednym momencie wystawił do gry nawet line-up Ian Clark-Shaun Livingston-James McAdoo-Andre Iguodala-Festus Ezeli.
Zaraz potem, trener Warriors wystawił swoją najgroźniejszą broń: ustawienie z Draymondem Greenem na pozycji środkowego. Zamiast nieobecnego Harrisona Barnesa Walton wstawił do niego fantastycznego z ławki Livingstona. Przeciwko LeBronowi w czwartej kwarcie grał Andre Iguodala, który bardzo dobrze radził sobie z 4-krotnym MVP.
Mimo tego, LeBron postanowił dać swojemu zespołowi szansę na wygranie meczu. Przy 10 punktach straty w trzech kolejnych posiadaniach zaliczył wsad, blok na Thompsonie i kolejny wsad, a po dobitce Kevina Love’a prowadzenie GSW wynosiło już tylko 4 punkty. W samej końcówce, James nie trafiał jednak ważnych rzutów wolnych, a obudził się za to Curry, który swoimi wejściami pod kosz wbił ostatni gwóźdź do trumny Cavs.
45 punktów do przerwy i 89 punktów w meczu to najgorsze wyniki Warriors w tym sezonie. Leandro Barbosa nie zagrał ani minuty w drugiej połowie z powodu kontuzji barku. Warriors są już 28-1 i cały czas nie pokonani na własnym parkiecie.
Cleveland zaliczyli zdecydowanie najgorszy mecz w sezonie jeśli chodzi o skuteczność. Trafiali zaledwie 31.6% swoich rzutów (5/30 za trzy). Cavaliers rozpoczęli serię 12 meczów, z których 10 będą rozgrywali na wyjeździe.
WARRIORS (28-1): Green 22 (15zb, 7as, 4 TO), Curry 19 (7zb, 7as), Thompson 18 (6zb), Livingston 16 (8/9 FG, 4 TO), Iguodala 7, Bogut 4 (7zb)
CAVALIERS (19-8): James 25 (9zb, 4 TO), Smith 14, Irving 13 (4/15 FG, 0/6 3PT), Love 10 (18zb, 4as, 5/16 FG), Dellavedova 10 (5zb), Thompson 8 (10zb)
Lebron poza trumną nie istnieje… Nie wiem co się z nim dzieje, przecież nie ma kontuzji a ma w tym sezonie rzuca najgorzej w karierze (chodzi mi o jumpshoty).
To jest przerazajace jak sedziowie ciagna za uszy LBJ. W jednej akcji, przy wejsciu pod kosz, mial faul ataku i kroki. Ostatecznie gwizdnieto faul na nim. W obecnej formie nawet wolnych nie trafia. Pff krol.
Przeciez gwiazdorskie gwizdki istnieja nie od dzis i nie dostaje ich tylko Lebron.
a ja usnałem zaraz na początku meczu i nie widziałem ceglących big 3…Szkoda byłby drugi prezent na gwiazdkę :)
Z taką grą Kawalerzyści mogą sobie jedynie pomarzyć o wygranej tytułu nawet nie z Wojownikami, ale także że Spurs.
Green wszedł na taki poziom gry, że dodając do tego Igoudalę Lebron jest cały czas pod presją, bo nawet Rushem można rotować do jego obrony. Pomoc ze strony reszty drużyn jest iluzoryczna. Love w takich meczach wręcz przeszkadza, bo jego poziom gry defensywnej sprawia, że nawet Thompson wjeżdża pod kosz, jakby przechodził przez Morze Czerwone suchą stopą. Mozgov? W tym sezonie facet gra kompletny piach, co sprawia, że Wojownicy bez problemu mogą grać niskim składem a nawet jak grają Bogutem to mają przewagę. Dodatkowo Wojownicy mają taki skład, że z ławki może odpalić tak jak w tym meczu Livingston, czy Igoudala, a nawet Barbosa. Jeszcze w tym meczu nie było Barnesa.
Można na to spojrzeć w inny sposób – wynik 83-89 – słaby mecz Cavs – co wszyscy piszą – a co będzie jak zagrają nieco lepiej……???
Bo gorzej już raczej nie zagrają :-)
Pytanie czy Wojownicy przypadkiem nie dostosowali się do poziomu przeciwnika. Dodatkowo Wojownicy grali bez Barnesa.