Autor: Dominik Kołodziej
Po ostatnim spotkaniu swojej drużyny, lider ekipy z Oregonu zadeklarował, że chciałby skończyć swoją przygodę z NBA tam gdzie ją rozpoczął. Odważna deklaracja, której fani na pewno szybko nie zapomną.
Minione lato nie było udane dla organizacji z zachodniego wybrzeża. Z klubem z różnych powodów pożegnał się praktycznie cały trzon drużyny: LaMarcus Aldridge, Nicolas Batum, Wesley Matthews, Aaron Afflalo i Robin Lopez. Z głównodowodzących ostał się jedynie Damian Lillard, który jeszcze przed rozpoczęciem transferowej karuzeli podpisał z Blazers lukratywny kontrakt warty 120 milionów dolarów płatnych w pięć lat.
Ponadto do zespołu dołączyło kilku ciekawych i młodych zawodników: Mason Plumlee(z Nets za 23. Pick draftu), Gerald Henderson i Noah Vonleh(z Hornets za Batuma), Al-Farouq Aminu oraz Ed Davis I Mo Harkles, którzy uzupełnili rotację.
Tak duże zmiany w trakcie off seasson spowodowały, że ten młody zespół od początku był przez wielu ekspertów skazywany na porażkę. Jak to wygląda w rzeczywistości? W mojej opinii zespół z Oregonu jest rewelacją rozgrywek.
W dotychczas rozegranych spotkaniach notują bilans 18-24 i aktualnie plasują się na dziewiątym miejscu w tabeli konferencji zachodniej. Zespół jest prowadzony przez bardzo dobry duet obwodowych: Damiana Lillarda i C.J. McColluma. Pierwszy urasta do rangi zawodnika All-NBA Team, drugi po dwóch słabszych sezonach, w końcu dostał więcej minut do dyspozycji i pokazuje potencjał, jaki w nim drzemie. Trafia średnio 20 punktów, do tego rzuca za trzy z 40% skutecznością. To oni są głównymi architektami „sukcesu” Blazers.
Jak widzimy przebudowa zespołu przebiega bardzo łagodnie i Blazers w dalszym ciągu są realnym zagrożeniem dla każdego w tej lidze. Mistrzostwa, czy nawet playoff z tego nie będzie, ale bardzo przyjemnie ogląda się ten zespół w akcji, a ponadto wyżej wymieniony Lillard dość często wykręca linijki na miarę MVP, dodatkowo posiadając ten wrodzony instynkt zabójcy, co pokazał w niedawnym spotkaniu przeciwko Oklahoma City Thunder, kiedy w ostatnich 3 minutach rzucił rywalom 17 punktów.
Po tym meczu Damian w dość emocjonalnej wypowiedz stwierdził, że chciałby cała karierę grać jako zawodnik Blazers. – Zawsze dobrze jest być prekursorem. To zaszczyt móc reprezentować tę organizację. Chcę to robić do końca kariery. – powiedział w rozmowie z Jasonem Qucikem z CSNNW.
Słowa Lillarda mają podkreślić fakt, że tak naprawdę żaden z zawodników grających do tej pory w Blazers nie był tak mocno związany z organizacją jak on. Wystarczy wspomnieć ostatni przykład LaMarcusa Aldridge’a, który opuścił Portland na rzecz San Anotnio Spurs.
Czy nie za wcześnie na takie deklaracje? Jak najbardziej tak, ale wydaje mi się, że taki scenariusz może jak najbardziej wypalić. Lillard czuje się świetnie w Oregonie. Fani go uwielbiają, a w Moda Center w trakcie przerw lecą piosenki śpiewane przez Dame Dolla. Jakkolwiek Lillard ma przed sobą jeszcze długą karierę i dużo może się wydarzyć, jako fan Blazers uważam, że jest to świetna wiadomość i nawet jeśli Dame postanowi w 2022 roku zmienić barwy klubowe, nie będę miał mu tego za złe.
Lillard jest jednym z moich pięciu ulubionych graczy w NBA. Obok świetnej gry na obwodzie imponował mi zawsze wejściami na kosz i dunkami nad naprawdę dobrymi rimprotectorami! Eksplozywność na poziomie Weastbeast uwięziona w mniejszym ciele. Dodatkowo na szacunek zasługuje za pozostanie z drużyną, mimo iż zapowiadało się na niezłe roszady transferowe! Po postawie w tym sezonie widać, że Dame nie żałuje decyzji.
moj ulubiony gracz, wlasciwe moja przygoda z nba zaczela sie od 1 pierwszego meczu vs Lakers. Świetny gracz, moze nigdy nie bedzie wymienainy wsrod najwybitniejszych ale z pewnoscia jesli dalej bedzie gral jak gra i nie przydarza sie kontuzje bedzie to zawodnik zapamietany na zawsze.
* od pierwszejego JEGO meczu
120/5- wygrany mecz, to co ma gadać? Kocham Portland i inne pierdoły,a że fajnie grają to super i powodzenia bo jak się sypnie dalej, zaczną się grymasy.
Muszę Was chłopaki z Portland trochę zmartwić, bo jak oglądam zespół PTB w tym sezonie … to przypomina mi się zespół Phoenix sprzed dwóch sezonów. Też młody zespół, skazywany na jedno z ostatnich miejsc w lidze, a Ci jednak zagrali rewelacyjnie i o mało nie zagrali w play-off … tylko, że potem było już tylko gorzej – a w tym sezonie poszli w końcu po rozum do głowy i tankują – w ten sposób jednak zmarnowali 3 sezony. Ale oczywiście Portland życzę jak najlepiej.