San Antonio Spurs rozpoczęli ten tydzień meczem do zapomnienia przeciwko Golden State Warriors, na których praktycznie w żadnym momencie nie potrafili znaleźć odpowiedzi. Kończą go podobnym doświadczeniem, które tym razem zaaplikowali im Cleveland Cavaliers. LeBron James wygrał match-up z Kawhi’em Leonardem, a rozpędzona maszyna Tyronna Lue zabiegała Ostrogi Gregga Popovicha, wygrywając 117-103.
Już za dwa tygodnie obaj trenerzy spotkają się w zdecydowanie bardziej przyjaznej atmosferze podczas All-Star Game w Toronto, bowiem to właśnie Lue i Popovich poprowadzą drużyny gwiazd Wschodu i Zachodu. Spurs będą mieli w meczu gwiazd dwóch reprezentantów, jednak po raz pierwszy od 1993 roku, żaden z nich nie nazywa się Tim Duncan.
W Quicken Loans Arena goście musieli sobie radzić po raz kolejny bez swojego weterana i po raz kolejny było to widać szczególnie w defensywie. Small-ballowi Spurs przyjmowali raz po raz ciosy od wchodzących pod kosz LeBrona Jamesa i Kyriego Irvinga, którzy na przemian przejmowali kontrolę nad meczem. James zakończył spotkanie z 29 punktami (14 w trzeciej kwarcie), 7 asystami, 5 zbiórkami i 2 efektownymi blokami – jednym w transition defense na Tonym Parkerze, a drugim w typowym dla niego chase-down na Manu Ginobilim po tym, jak Argentyńczyk zabrał mu piłkę po drugiej stronie parkietu.
Irving dołożył od siebie 21 punktów, w tym 10 w czwartej kwarcie, kiedy pod nieobecność LeBrona prawie w pojedynkę powiększał przewagę Cavs. Prawie – bo pomagał mu w tym trafiający trójki i floatery z linii rzutów wolnych Matthew Dellavedova – zdobywca 15 oczek. W pierwszej połowie gorący był Kevin Love, który właśnie wtedy zdobył 18 ze swoich 21 punktów. Dołożył do tego także 11 zbiórek, ale w obronie (szczególnie w drugiej połowie) kompletnie nie radził sobie z LaMarcusem Aldridgem i miał problemy w komunikacji przy pomocy z Tristanem Thompsonem.
Dla Spurs jak zawsze niezawodny, choć tym razem trochę przyćmiony przez Jamesa, Kawhi Leonard zdobył 24 punkty i zebrał 6 piłek, lecz był -14 w 35 minut gry. Aldridge miał 15 punktów, lecz w pierwszej kwarcie zaliczył 3 faule i w drugiej odsłonie gościom zabrakło jego wkładu w ofensywę. Tony Parker był aktywny w pierwszej połowie, jednak praktycznie niewidoczny po przerwie – 13 punktów i 6 asyst. Z ławki bardzo efektywne 18 minut zagrał Jonathan Simmons (był +2), ale w match-upie z Kyriem Irvingiem nie miał dzisiaj żadnych szans.
Cavaliers od początku spotkania przejęli inicjatywę i właściwie w żadnym momencie nie pozwolili Spurs wrócić do meczu. W dużej mierze jest to zasługa biegania w transition, dzięki któremu zdezorganizowana obrona gości w wielu przypadkach była postawiona pod ścianą. Także w ataku pozycyjnym, obrona San Antonio nie działała tak jak zawsze – gubili się na zasłonach, a w drugiej połowie z uporem maniaka zostawiali po picku Irving/LeBron Patty’ego Millsa 1-na-1 z 4-krotnym MVP sezonu regularnego. Ani razu nie podwoili. Efektów możecie się domyśleć.
W minutach, kiedy LeBron James był poza parkietem, Kyrie Irving bawił się z obrońcami Spurs. Czy Parker, czy Simmons, czy Mills, żaden nie dawał rady w grze pick-and-roll, ani tym bardziej 1-na-1. Nawet wtedy, gdy podkoszowi dobrze rotowali do wchodzącego pod kosz wychowanka Duke, na obwodzie prawie nieomylny w pierwszej połowie był Kevin Love. Napędzeni dobrą egzekucją w ataku i dopingiem publiczności Cavs starali się także w obronie i nie zostawiali Ostrogom wielu wolnych pozycji.
W drugiej połowie najbliżej Spurs zbliżyli się do gospodarzy na początku trzeciej kwarty, kiedy Aldridge szkolił Love’a w grze tyłem do kosza, jednak wtedy obudził się nieatakujący do tej pory LeBron James (trochę przyhamował go fakt, że w drugiej kwarcie pod koszem zablokował go Simmons). Ścinał do kosza, wchodził w „pomalowane” nie tylko wtedy, kiedy był kryty przez Patty’ego Millsa, ale także gdy był postawiony oko w oko z Kawhi’em Leonardem. Swoje z ławki dał Dellavedova i w połowie czwartej kwarty było już po meczu.
Spurs wyglądali w tym meczu na dość zmęczonych, choć grali dopiero trzeci mecz w ciągu sześciu dni. Dla Cleveland była to wygrana w back-to-back, lecz oglądając to spotkanie nie miało się wrażenia, że grali ostatniej nocy. Cavaliers trafili 54.9% swoich rzutów i wygrali tablice 43-32. Spurs zaliczyli zaledwie 6 strat, ale mieli tylko 20 asyst na 40 trafionych rzutach. Cavs zdobyli 37 punktów w pierwszej kwarcie, co jest najgorszym wynikiem defensywy San Antonio w jakiejkolwiek kwarcie tego sezonu.
Fajne podsumowanie meczu Paweł.
————————
Wbrew koszykarskim kanonom zachował się Pop nie zdejmując z parkietu Aldridge`a po dwóch faulach w pierwszej kwarcie no i się doigrał- LMA złapał trzeci faul i w drugiej kwarcie nie powąchał boiska, a zastępujący go Marjanović grał słabo. Serbski gigant jeszcze musi się dużo uczyć, aby grać dobrze z takimi potęgami jak Cavs.
Kiepskie wsparcie z ławki dał tym razem Manu Gino, tylko 2-10 z gry i 1 asysta.
Ciekawe kiedy do gry wróci Duncan. Jak widać jego uraz jest poważny, a niektórzy myśleli, że nie zagrał z GSW, bo Pop wolał grać small-ballem i po prostu nie wziął go do składu, aby zobaczyć jak zespołowi idzie bez niego.
Bardzo dobre podsumowanie meczu:)
wydaje mi sie ze nawe TD nie mieliby za duzo argumentów na tak biegajacych Cavs. Cavs wracaja na dobre tory. Big 3 w koncu jest Big
Cavs przede wszystkim grali na świetnej skuteczności trafiając nawet trudne rzuty. Natomiast SAS faktycznie zabrakło agresji w obronie.
Cavs pokazali że jeżeli Love i Irving graja na swoim poziomie to nie należy ich za wcześnie skreślać tak jak to zrobili niektórzy po meczu z GSW. Natomiast Spurs obniżyli ostatnio poziom i to nawet nie z powodu absencji TD. Ale to dopiero połowa RS, więc lepiej teraz niż nie trafić z formą na PO.
SAS grało zawsze lepiej po ASG. Tylko czy można grać lepiej ;-)
To prawda zakładając, że ich wynik to nie „ciśnięcie” a normalna gra utrwalona przez lata plus oczywiście wprowadzanie LMA to może być ciekawie w PO. Mam taką nadzieję bo ten mecz z GSW to rzeczywiście miazga był a jak nie ma rywalizacji to nie jest ciekawie.