Houston Rockets zrewanżowali się za dotkliwą, 20-punktową porażkę we wczesnej fazie sezonu w Miami i jednocześnie przerwali serię trzech porażek, wygrywając na własnym parkiecie z zawodnikiem tygodnia Dwyanem Wadem i jego Miami Heat 115-102. Goście z Florydy zakończyli tym samym swoją najdłuższą serię zwycięstw od czasu odejścia LeBrona Jamesa.
James Harden zdobył 26 punktów i career-high 14 asyst, a Josh Smith rozegrał swój najlepszy mecz po powrocie do Houston, trafiając trzy rzuty zza łuku (na 5 prób) i dorzucając ważne 19 punktów. Bardzo dobre spotkanie rozegrał także zaliczający słabszy sezon, lecz świetnie biegający do kontr i aktywny w obronie Corey Brewer (10 punktów). Z ławki wsparcie dał jeszcze gorący zza łuku na 18 punktów Marcus Thornton, a trzy swoje trójki z rogów dodał także Patrick Beverley.
Aż 7 zawodników Miami miało dwucyfrową zdobycz punktową, jednak tylko Goran Dragić – 14 punktów, 6 asyst – może zaliczyć to spotkanie do całkiem udanych. Słoweniec ciągnął grę swojego topornie grającego dzisiaj zespołu i był aż +7, co przy 13-punktowej porażce zdarza się bardzo rzadko. Luol Deng dołożył 17 punktów, renesansowy Amar’e Stoudemire 14 punktów i 10 zbiórek. Liderzy grali w kratkę – zmęczony Dwyane Wade miał znowu przebłyski, jednak tylko 6/18 z gry i 16 oczek, a Chris Bosh odwalał czarną robotę w defensywie i otwierał drogę do kosza dobrym spacingiem w ataku, ale nie przejął tego meczu wtedy, kiedy powinien to zrobić w czwartej kwarcie i miał 13 punktów (3/11 z gry).
W składzie podopiecznych Erika Spoelstry po raz kolejny zabrakło Tylera Johnsona (będzie pauzował przez 2 miesiące) i Hassana Whiteside’a, który powrócił już jednak do treningów i prawdopodobnie będzie gotowy na jedno z kolejnych spotkań. J.B. Bickerstaff dowiedział się wcześniej, że nie będzie mógł skorzystać z Dwighta Howarda, który został zawieszony przez ligę, a tuż przed spotkaniem poinformowano także o absencji Clinta Capeli. Przez to, Rockets wyszli bardzo niską piątką, co pomogło im w wielu aspektach gry w dzisiejszym spotkaniu.
Rakiety mogły grać jeszcze szybciej niż zwykle. Z wyjściowym ustawieniem Beverley-Harden-Brewer-Ariza-Smith od samego początku byli bardzo aktywni w kontratakach, czym zaskakiwali raz po raz ospałą obronę Heat. W pierwszej połowie gra wyglądała bardzo schematycznie: Rockets robili run, podczas którego rozstrzeliwali obronę gości, po czym (najczęściej po time-oucie) Miami wracali do meczu.
W dwóch pierwszych kwartach nie widzieliśmy za dużo defensywy. Obie drużyny rzucały powyżej 55% z gry. Niscy Rockets nieźle radzili sobie na obwodzie, ale pod samym koszem wyglądało to tragicznie, Josh Smith nie mógł sobie poradzić z rolującym do kosza, przeżywającym drugą młodość Amar’e Stoudemire. Miami nie próbowała nawet rzucać za trzy punkty (1/5 w pierwszej połowie), ponieważ tak łatwo wchodziło im się pod obręcz. Heat nie potrafili jednak odskoczyć, bowiem nie bronili tak dobrze, jak chociażby przeciwko Atlancie Hawks w niedzielnym blow-oucie. Gubili się po zasłonach, po których pod kosz wdzierał się James Harden i trafiał z mid-range, rozrzucał piłki po obwodzie, albo podawał do ścinających Brewera lub Arizy.
Zawodnicy gości nie poprawili swojej gry po wyjściu na drugą połowę, inaczej niż gospodarze. Bardzo równo grał Harden, który inaczej niż w poprzednim spotkaniu przeciwko Miami (16 punktów, 2/15 z gry) radził sobie zarówno z defensywą Justise’a Winslowa, jak i Luola Denga. Heat w meczu trzymali wyłącznie Dwyane Wade, który po cichej pierwszej połowie uaktywnił się w drugiej po obu stronach parkietu i Luol Deng, który zaczął trafiać otwarte trójki z rogu.
Bolączką Heat w tym meczu były jednak minuty bez Gorana Dragicia. Słoweński rozgrywający napędzał powolny atak gości, a kiedy zmieniał go rodak Beno Udrih, wszystko płynęło w żółwim tempie, a Rockets mieli dużo czasu by doskakiwać do oddających słabe rzuty zawodników Miami. Ostatecznie ławka Rockets z wspomagającym ją Joshem Smithem uciekła Heat w czwartej kwarcie i James Harden musiał już tylko przypilnować, by goście nie zrobili szalonego runu w końcówce.
Gospodarze mieli aż 30 asyst na 44 trafionych rzutach (16 trójek). Przez small-ball bardzo dotkliwie przegrali walkę na tablicach (51-34 dla Heat), jednak w tym spotkaniu nie miało to aż takiego znaczenia. Goście popełnili 17 strat, po których stracili 19 punktów. Pozwolili też na 18 punktów Rockets z kontrataków.
Heat zagrają kolejne dwa mecze także na wyjeździe i nie będą to łatwe przeprawy. Szczególnie ta jutrzejsza przeciwko Dallas Mavericks może być bardzo trudna do wygrania, zważając na to, że już dzisiaj wyglądali na dość zmęczonych. Rockets przed hitowym spotkaniem z Golden State Warriors (dokładnie za tydzień, 9. lutego) zmierzą się jeszcze na wyjeździe w Phoenix i u siebie z Portland.
You must be logged in to post a comment.