Autor: Dominik Rykaczewski
Niedzielny wieczór ze sportem postanowiłem spędzić na meczu NBA. Do wyboru miałem kilka z nich i zdecydowałem się na wizytę w Los Angeles gdzie miejscowi Lakers , jako najsłabsza drużyna ligi, podejmowali mistrza NBA i lidera tych rozgrywek Golden Stade Warriors. Styl jaki w tym sezonie prezentują odchodzący na emeryturę Kobe Bryant i jego koledzy nie napawał nadzieją na wyrównany pojedynek z idącymi po rekord zwycięstw w sezonie Wojownikami. Jednak czułem że będą emocje i nie rozczarowałem się ale po kolei…
Zaczęło się jak zwykle w tym sezonie czyli od forsowania rzutów dystansowych Bryanta a z drugiej strony od trafionej Trójki Curry’ego . Potem była wymiana ciosów z obu stron i w przeciwieństwie do poprzednich meczów tych drużyn, tym razem pierwsza kwarta dawała nadzieję na wyrównany pojedynek. Gospodarze wygrali ją 22 do 21 .
W drugiej kwarcie tradycyjnie na parkiet wyszli rezerwowi, którzy z pomocą rzutów trzypunktowych Clarksona i Russela wygrali tę część dziesięcioma punktami. Na szczególna uwagę w tym fragmencie zasłużył brazylijski rozgrywający M. Huertas , który uzbierał w całym meczu 9 punktów i 10 asyst, dokładając bardzo dobre krycie na MVP poprzednich rozgrywek Stephenie Currym. A więc do przerwy niespodzianka w postaci 11 punktowej przewagi drużyny z Miasta Aniołów. Trzecia kwarta to szukanie właściwego rytmu gry przez gości ale też ciągła niemoc rzutowa zza luku 7.24 . To, jak i ilość zgubionych piłek (20 w całym meczu) , nie pozwoliła na odrobienie strat. Gospodarze z kolei rozgrywali bardzo dobry mecz jeśli chodzi o selekcję rzutów( prawie 50 procent skuteczności rzutów za dwa i 38% rzutów za trzy) i niespodzianka po trzech kwartach wisiała w powietrzu. Na ostatnią odsłonę LAL wychodzili z 11 punktami przewagi i w ciągu 5 minut jeszcze powiększyli ją do 20 oczek . Cierpliwość w akcjach pozycyjnych gospodarzy i nieskuteczność gości (4 celne rzuty zza łuku na 30 prób) przyniosło sensację w postaci zwycięstwa 112- 95 . Więc jednak rozczarowanie, ale tym razem zgotowane przez ekipę z Oakland.
Co to oznacza dla Lakers? Z punktu widzenia tabeli zwycięstwo to niewiele zmienia, gdyż prawdopodobnie i tak zajmą ostatnie miejsce na zachodzie celując w około 17-18 wygranych. Jednak taki mecz w sferze psychiki , dla młodych graczy , może być szalenie ważny. To prawdopodobnie tacy zawodnicy jak Clarkson czy Russell będą liderami teamu w przyszłym sezonie i taki mecz w którym wygrywają z drużyna odnoszącą dopiero szóstą porażkę w sezonie powinien zaprocentować . Kobego za rok już nie będzie więc jego kontrakt( około 20 milionów za sezon- najlepiej opłacany zawodnik w lidze) będzie można wykorzystać do zatrudnienia jednego czy dwóch all stars w klubie i wrócić na ścieżkę prowadząca do walki o finał NBA . Może po dzisiejszym meczu łatwiej będzie przyciągnąć wielkie nazwiska koszykówki do pracy w zespole z LA.
Co to oznacza dla Golden State Warriors, czyli drużyny typowanej na mistrzostwo? Przede wszystkim szósta porażka utrudni im pobicie rekordu zwycięstw Chicago Bulls z sezonu 1995/96 . bilans 73-9 wciąż jest w zasięgu ręki ale patrząc na dzisiejsze spotkanie boję się, że może zabraknąć ekipie Steva Kerra sił w końcówce sezonu. Ich bilans to 55-6 a więc do rozegrania zostało im jeszcze 21 meczów z czego większość u siebie. Teoretycznie bardzo możliwe do zrobienia i widać po zaciętych twarzach trenera i liderów zespołu że chcą to osiągnąć. Niestety te same twarze pokazały dziś zmęczenie materiału w drużynie i moje osobiste zdanie jest takie, że zabraknie jednego czy dwóch wygranych na koniec sezonu.
Inna sprawa jest taka że pogoń za tym rekordem trochę dzieli kibiców koszykówki . Niektórzy życzą im pobicia słynnych Byków i Michaela Jordana, widząc w Stephenie Currym kolejne wcielenie wirtuoza koszykówki , inni wolą by sezon 95/96 i wspaniały rekord Chicago Bulls przetrwał jeszcze długo a najlepiej do końca świata. Jestem ciekaw do której grupy zalicza się drużyna San Antonio Spurs, czyli najgroźniejszy rywal Wojowników w drodze do mistrzostwa. Drużyny te grają ze sobą w tym sezonie jeszcze 3 razy i myślę że te pojedynki zadecydują o tym czy magiczne 73 wygrane staną się faktem.
Los Angeles Lakers – Golden State Warriors 112 – 95
J. Clarkson 25pkt. S. Curry 18pkt
D. Russel 21pkt. K. Thompson 15 pkt.
Wcześniej myślałem sobie, że Gregg może odpuścić, któryś z meczów – ale teraz jestem przekonany, że zagrają na serio. Przecież jeśli GSW nie będą mieli rekordu to trochę ich to przydołuje. Natomiast wyśrubowanie rekordu spowoduje, że będą bardzo mocno naładowani (chociaż z drugiej strony mocno zmęczeni).
Ciężko powiedzieć… obstawiam, że jednak odpuści bo to wojskowy ;) Doskonale wie kiedy to robić a mimo tego i tak Parker czasami nie wytrzymuje do PO czy też nie wygląda dobrze w PO. W tamtym roku odpuszczanie też źle się skończyło ale patrząc na sytuacje w tym roku tylko to wydaję się rozsądne. A przecież Gregg to rozsądny człowiek do bólu, bardziej spontanicznie to właśnie idą GSW bo uważają, że skoro ktoś to ugrał to i oni mogą no i są na fali to czemu nie próbować ? No właśnie tylko czy bez MJ’a nawet z takim rekordem można wygrać mistrzostwo? Myślę, że Pop wie na ten temat sporo i nie zaryzykuje. Teraz zakładając, że SAS wygrywa a GSW zmęczone jak cholera pada np w 2 rundzie to w tym momencie Pop zgarnia wszystko co jest na stole.
Ja mam takie przeczucie, ze jak GSW pobija rekord w RS to nie zdobędą mistrzostwa. Ale zobaczymy jak to bedzie, mecze w San Antonio wydaja sie byc kluczowe