Przez cały sezon zasadniczy obserwujemy wysoką formę Mistrzów NBA , Golden State Warriors. Zespół prowadzony przez Steve’a Kerra i Luke’a Waltona bije kolejne, własne rekordy i mierzy się z historią wyznaczą przez najlepszą – do wczoraj – ekipą NBA, Chicago Bulls (1995-96). Minionej nocy drużyna ze Złotego Stanu dokonała niecodziennego wyczynu, pokonując drugi raz z rzędu San Antonio Spurs (czyli najgroźniejszego rywala w całej NBA), a ponadto zepsuła ich niesamowity rekord… Ostrogi do wczoraj były niepokonaną ekipą na własnym parkiecie, ciesząc się z wyniku 39-0…
Rekord ten został zepsuty przez ekipę Kerra, która to nie tylko pokonała Spurs drugi mecz z rzędu (92-86), ale również została drugą ekipą w całej historii ligi – która najpierw osiągnęła poziom 70. wygranych, a następnie 72. (teraz już w najgorszym wypadku, wyrównają rekordowy bilans Chicago Bulls z 1996 roku). Oczywiście oba rekordy łączy osoba byłego gracza Bulls oraz obecnego szkoleniowca Warriors, Steve’a Kerra.
Warriors, aktualni Mistrzowie ligi po raz drugi, w ciągu ostatnich dni pokonali najgroźniejszego rywala, znów mając najlepszego swojego gracza w osobie Stepha Curry’ego. MVP poprzednich rozgrywek popisał się 37 pkt oraz trafił 13 z 22 rzutów z gry. Teraz zarówno on jak i jego drużyna staną przed ostatnim, wielkim wyzwaniem sezonu regularnego; zmierzą się znów z Grizzlies (ostatni , weekendowy pojedynek wygrali tylko 1 punktem). Jeśli odniosą zwycięstwo zostaną pierwszą w historii ekipą z najwyższym bilansem zwycięstw – 73 – oraz pierwszym zespołem poniżej 10 porażek w RS. Nawiązując jeszcze do występu Curry’ego; Steph w 151. kolejnym meczu popisał się co najmniej jedną celną trójką (w nocy trafił 4 podobne rzuty).
Z kolei Spurs zostali pierwszą ekipą w historii jednego sezonu, która od początku rozgrywek zwyciężyła w 39. kolejnych meczach. Ostrogi w nawiązaniu do poprzedniego sezonu zasadniczego, zwyciężyły w 48. z rzędy spotkaniach! Co ciekawe, ostatnie zwycięstwo Warriors w San Antonio miało miejsce w sezonie 1996-97, kiedy Latrell Sprewell zanotował 32 pkt, korzystając m.in. z absencji Davida Robinsona (chwilę później Spurs draftowali Tima Duncana). Seria porażek w Texasie Warriors trwała aż 33 mecze i zaczęła się z erą Gregga Popovicha.
Wojownikom gratuluję wielkiego sukcesu oraz nawiązania do wielkiej historii Bulls, mając nadzieję, że poprawią ten niesamowity rekord.
Wkradł się mały błąd: „ostatni , weekendowy pojedynek wygrali tylko 2. punktami” – wygrali 1. punktem.
wcześnie wyjechałem to prawda))) Spurs się cholernie przylozyli do obrony wystarczy spojrzeć ile dali sobie wrzucić w 1Q stad brak skuteczności a ataku…potem maly się rozbrykał i ich posiekał….nie wiem co Pop wymyśli ale wydaje mi się ,ze już nie będą się tak z Kerrem obmacywali po meczu a Curry będzie lezał oblozony lodem po każdym meczu po samą glowe inaczej slabo widze szanse Spurs chyba ,ze jak to było w ostatnich finałach mały zatraci skuteczność:)) ale zycze mu jak najlepiej bo chłopak potrafi dostrzec kazdą luke w obronie…no i jest niski czyli potencjalnie mnie predysponowany ,a takim wiadomo się bardziej kibicuje.
ten koment miał być nizej cos mi się poje..;) no nic:)
Nie Warriors ograli tylko Spurs przerżnęli w czym moim zdaniem duża zasługa tego stoi po stronie Popovicha. Spurs grali beznadziejnie w ataku. To juz nawet nie był poziom NCAA (bo nawet tam potrafią zebrać się w garść i grać poukładaną koszykówkę), to był prędzej szalony streetball. Oni byli kompletnie niepoukładani, mnóstwo wejśc na siłę i rzutów z nieprzygotowanych pozycji oraz głupich strat piłek.
Wyglądało to strasznie. Tak jakby „stracili głowę” a przecież wiadomo że w sporcie liczy sie zimna krew. I ta zimną krew powinien wprowadzić podczas przerw trener. Powinien ich poukładać, uspokoić grę w ataku, zabronić rzucać z nieprzygotowanych pozycji, rozpisać plan zachowania w ataku. Nawet jeśli to robił to nieumiejętnie.
rozumiem,ze mamy tu na forum lepszych speców od Popovicha…gratuluje:)))a swoją droga może defensywa Warriors się spisała,,,pozdrawiam ekspertów:)
Każdy polak jest ekspertem. Musiałeś wcześnie wyjechać z Polski że o tym nie wiesz. :-)
Może i obrona Warriors była niezła ale to zawodnicy z San Antonio przegrali ten mecz w swoich głowach.
wcześnie wyjechałem to prawda:)) Spurs musieli się również przylozyc cholernie do obrony i stad slaba skuteczność w ataku wystarczy spojrzeć ile Warriors im rzucili w 1q później mały się rozbrykał i posiekał ich już…nie wiem co Pop wymyśli ale będzie musial zrobić cos takiego,ze już z Kerrem się nie będą tak obmacywać po meczu a curry będzie lezał oblozony lodem po każdym meczu inaczej slabo widze szanse Spurs.
Zasadniczy jeszcze im się odbije w play off. Stawiam, że w finale konferencji Spursi ich odprawią 4-2
Warriors przede wszystkim tym razem doskonale bronili Leonarda – na zmianę Green, Thompson, Barnes – co skończyło się 7-20 Leonarda.
Jednak Leonard przynajmniej się starał, ale reszta ekipy oprócz Aldrigde’a zagrała totalny piach w ataku.
To, co robił dla przykładu Green woła o pomstę do nieba. Zresztą ma on takie wahania w sezonie, że strach się bać.
West też grał, jakby miał zasłonięte oczy.
Jak pisałem po pierwszym meczu SAS – GSW obroną nie wygrywa się meczów, ale daje się sobie szansę na wygraną. Co z tego, że sprowadzili GSW poniżej 40% za 3, jak sami zagrali poniżej 40% skuteczności a rzuty za 3 to był koszmar.
@Autor
Znów powtarzasz że obroną nie wygrywa się meczów, a ja znów napiszę że jest to jedna z największych głupot jakie czytałem o koszykówce :)
Każdy trener w NBA powie Ci, że to obroną wygrywa się mistrzostwo.
Natomiast ja powtórzę, że obroną drużyna daje sobie szansę na wygranie i zdominowanie gry.
Jednak koszykówka opiera się na zdobywaniu punktów i jeśli nie zdobywasz punktów – a co ważniejsze nie zdobywasz skutecznie punktów – to nie ma opcji, by wygrać mecz. {zresztą tak samo jak w ręcznej samą obroną nie wygrasz meczu z najlepszymi ekipami świata}.
Oczywiście każdą drużynę buduje się od obrony w każdej grze drużynowej, czyli jeśli nie bronisz na odpowiednio wysokim poziomie to cię nie ma w grze, ale mecz wygrywa się jedynie skuteczną ofensywą.
Gdyby obroną wygrywało się mistrza to Tibs miałby już mistrza a Karl w SuperSonics.
Popatrzmy na mecz SAS – GSW.
SAS miało nieznacznie, ale jednak mniej strat 11-13; wygrało tablice 53-46 a co ważniejsze na ofensywnej tablicy mieli 18-7, co przełożyło się na 90-77 w oddanych rzutach na rzecz SAS. Powtarzam 90-77!!! Innymi słowy grali zdecydowanie lepszą obronę i co?
Przegrali mecz!!!
Przegrali mecz, bo mieli skuteczność 37.8% oraz 17.6%!!! za 3.
Albowiem w koszykówce wygrywa na końcu ten kto ma więcej punktów, czyli nie ma not za skuteczną obronę, ładną grę, itd. liczą się tylko punkty.
@Autor
Zasadniczo Twój punkt widzenia jest bardzo logiczny… na szczęście jednak istnieje tzw. szeroka perspektywa :)
W USA powiedzenie „Offense wins games, defense wins championships” jest tak samo oczywiste jak w Polsce „Piłka jest jedna, a bramki dwie”. Podam Ci przykłady najbardziej jaskrawe, choć widzę, że Twoje przekonanie o słuszności stanowiska jest niepodważalne.
Jeśli czytałeś biografie Jordana czy też autobiografię Phila Jacksona, z pewnością zaskoczyła Cię liczba wzmianek o defensywie – śmiem twierdzić, że autorzy bardziej koncentrowali się na podkreśleniu wybitnych umiejętności defensywnych zarówno zawodników jak i całej drużyny mistrzowskiej, niż na ich możliwościach ofensywnych. To nie przypadek, że tak dużo w kontekście Byków pisze się o tym, jak Jordan poprawiał umiejętności defensywne młodego Pippena, jak wiele dało przyjście do drużyny Rodmana, czy też o rolach podkoszowych Granta, Oakleya i inteligencji obronnej Billa Cartwrighta. Mówiąc o defensywie Bulls, mówimy o wybitnych w obronie jednostkach, które wpływały na całą drużynę. Pamiętasz z pewnością finały z Jazz – kluczowym czynnikiem ograniczającym ekipę Sloana nie była ofensywna gra Jordana, tylko świetna obrona słynnych pick’n’rolli na linii Stockton – Malone i kapitalna, agresywna obrona Rodmana na Listonoszu.
A teraz przypomnij sobie zeszłoroczne finały. Pamiętasz, kto w GSW był „czynnikiem X”? Przypomnę – gość został później MVP Playoffów, nie dlatego że rzucał po 30 punktów na mecz ale dlatego, że był najlepszym obrońcą Warriors. To on, na zmianę z Draymondem Greenem najpierw ograniczyli, a później zamęczyli LeBrona, co pozwoliło Curry’emu i Thompsonowi dobić bezzębnych Cavs. Jako dobry przykład przypomnij też sobie co z Currym w pierwszych meczach, właśnie dzięki dobrej defensywie, robił Dellavedova.
Teraz rozumiesz różnicę w poglądach? Bierzesz słynne powiedzenie zbyt dosłownie, wychodzisz z założenia, że samą obroną się nie wygrywa i masz rację. Ale zupełnie tu nie chodzi o samą obronę, a raczej jej kluczową rolę w wygrywaniu mistrzostw – ograniczenie lub wręcz wyeliminowanie największych atutów przeciwnika. To pozwala na funkcjonowanie ofensywy.
Poza tym… atak drużyny jest tak dobry, jak słaba obrona rywala :)
Ja, jak najbardziej rozumiem twoją ideę i znam również to powiedzenie, choć uważam, że jest ono bardziej takim bon mottem.
Oczywiście, że obrona jest bardzo ważna i jak powiedziałem dotyczy to każdej gry drużynowej. Oczywiście, że drużyna, która gra indywidualnie oraz drużynowo piach w defensywie nie wygra mistrzostwa a często nawet nie dostanie się do play-off.
Jednak, jeśli weźmiesz drużynę, która gra obroną w skali 1-5 na 5 – bardzo dobra – oraz drużynę, która gra obroną na 4 – dobra – a jednocześnie tą samą drużynę, która gra ofensywę na 3 – przeciętną – oraz drugą drużynę, która gra ofensywę na 5 to zapewne w 8-2 meczach wygra drużyna z lepszą ofensywą.
Dokładnie tak samo ostatnio w ręcznej nasi grali bodaj 2 najlepszą defensywę w ME, ale ofensywnie grali piach i nic nie osiągnęli. Dlatego nowy, wybitny trener powiedział, że tak nieskutecznie w ataku nie da się grać myśląc o medalach.
Dokładnie tak samo Byki za Tibsa, którzy grali – bardzo dobrą a momentami wybitną defensywę – ale w ofensywnie grali piach i nic wielkiego nie osiągnęli.
Innymi słowy, ponieważ każda wybitna drużyna budowana jest od defensywy, więc liczące się drużyny grają, co najmniej dobrą defensywę, a z tego powodu zwycięstwo daje ofensywa.
Jeśli mówimy o słynnych finałach Byki – Jazz to Utah grała dobrą a może nawet bardzo dobrą defensywę. W pierwszych finałach Byki grały oczywiście bardzo dobrą defensywę i zredukowali punkty liderów Utah w stosunku do sezonu i innych meczów PO – Malone, Stockton, Hornacek. Jednak Utah ograniczyła wszystkie ofensywne poczynania zawodników Byków w stosunku do sezonu i innych meczów PO – Pippen, Harper – a nawet zbiórki Rodmana. Praktycznie jedynym zawodnikiem {bo Kukoc grał również nieco lepiej, niż w sezonie}, którego nie ograniczyli był – Jordan – oprócz skuteczności rzutów, ale Jordan w stosunku do sezonu rzucał w finałach 5 pkt. więcej na mecz.
Dokładnie w ten sam sposób GSW ograło w ostatnim meczu SAS. SAS zagrali wybitną defensywę. Utrzymali GSW na 92 pkt. – średnia SAS z sezonu 92.7 – sprowadzili GSW poniżej 40% za 3. Jednak w pewnym momencie Curry włączył tryb nie do zatrzymania {taki sam tryb miał Jordan} i rzucał takie rzeczy, jak floater na podwojeniu przez Parkera i bodaj Leonarda z prawie z pod linii za 3; minięcie obrońcy, wejście na kosz zderzenie z Greenem i punkty; minięcie PG ucieczka za linię 3 powrót i minięcie 3 wysokich SAS i wjazd na kosz – tego się po prostu nie da zatrzymać.
GSW zagrali dobrą lub bardzo dobrą defensywę, ale SAS miało sporo czystych pozycji, z których nie trafiali. Jednak SAS nie mają takiej mocy ofensywnej i takich graczy jak Curry czy Thompson i to jest różnica.
Zatem, jeśli spotkają się dwie drużyny, które potrafią grać obronę na poziomie mistrzostwa to wówczas liczy się to, która drużyna ma większą moc ofensywną, która ma bardziej wybitnych ofensywnych graczy, którzy potrafią grać bardzo skutecznie nawet rzucając pod presją, nawet przy podwojeniach, która gra bardziej skutecznie – rzuty z czystych pozycji, gdy takie się nadarzą, która gra skuteczniej kontry, itd.
@Autor, z Bykami Thibsa było inaczej, z roku na rok malal jego potencjał na ławce a potem stracił Rose’a przez kontuzję. Zobacz na jego dwa pierwsze lata, przy głębi składu oraz bilans z 60 wygranymi. Potem Bulls brakowało talentu Korvera, Robinsona lub Augustina i forma Boozera leciała. W obronie zabrano mu Asika a potem kontuzje zabijały energię Gibsona i Noaha. Ja osobiście zakładalem, iż zmiana trenera niewiele da, bowiem Tom to topowy mózg trenerski jeśli chodzi o zatrzymanie rywala. W ataku brakowało mu już później Denga oraz możliwości grania parą Butler Deng. Skapstwo Reinsdorfa zepchnelo Chicago poza play off. Mając obwód z Butlerem, Korverem i grającym nawet na czwórce Dengiem w nowoczesnym baskecie można było walczyć o dominację na Wschodzie. Brakowało logicznych ruchów w porozumieniu z Tomem a zamiast tego mieliśmy zapychanie dziur w składzie… Ew. Wchodzący z ławki Robinson lub Augustin…ale to materiał na bajkę ;-)
Oczywiście gdyby Tibs miał Rose’a to byłoby inaczej, ale sposób prowadzenia drużyny przez Tibsa nie sądzę, żeby sprawił, że Korver rozwinąłby się w Bykach tak, jak w Hawks – brak gry w pierwszym składzie, granie nim jedynie na szukanie pozycji pod rzut za 3.
Dodatkowo Tibs grał bardzo ograniczonymi schematami w ataku. To sprawdzało się, gdy miał Rose’a, który mając potencjał najlepszego gracza ligi do czasu kontuzji, gdy nie szło w ataku po prostu brał piłkę, wjeżdżał pod kosz mijając dwóch, trzech przeciwników i odbijając się od kolejnego i trafiał.
Zresztą Tibs zajeżdżał graczy, co robił z Dengiem, ale również z Rosem – który musiał intensywnie bronić a jednocześnie szalał w ofensywie i grał prawie 38 min. na mecz – a potem Butlerem.
We współczesnej koszykówce z taką ilością meczów dzień po dniu i taką intensywnością gry jeśli zawodnik nie jest „wybrykiem natury”, jak LeBron – a taki się trafia jeden na kilka tysięcy – to tak intensywne granie, zwłaszcza w taki młodym wieku – Rose, Butler – prędzej czy później odbija się poważnie na zdrowiu.
Zresztą zobacz jak Kerr oszczędza Curry. A przecież Tibs miał naprawdę sensownego rzutowo PG w postaci Watsona, który spokojnie grał – przy mocno ograniczonych minutach – 12-14 pkt. na mecz, ale w sezonie MVP Rose’a Watson grał 13 min. na mecz.
Oczywiście, że gdyby Reinsdorf dał mu zatrzymać zgranego z ekipą Denga czy wsparcie za 3 w postaci zgranego Korvera z taką łatwością rzutu z dystansu to osiągnąłby więcej.
Jednak Tibs nigdy nie wygrałby na mój gust nawet finału Wschodu, bo w każdej konfiguracji przy takim korzystaniu z zawodników, niektórzy musieli się fizycznie posypać.
Myślenie Tibsa może sprawdziłoby się w latach 90. w zakresie korzystania z zawodników, ale dziś jest to archaiczny sposób rotacji składem.
Mecz wyglądał niby na równy, ale tylko ze względu na słabą skuteczność na początku GSW i bardzo dobre krycie Currego, ale w powietrzu wisiało że nie utrzymają kury przez całe 4 kwarty i więcej 3ek zacznie im wchodzic… mecz bardzo dobry, ale SAS nie miało pomysłu na atak, a obrona wystarczyła na 3 kwarty
Pop pewnie postawił na pobicie rekordu Bulls przez GSW to i niezbyt się przykładał w tym meczu. Szyki popsuło mu przegrane przez GSW mecze z Bostonem i Minnesotą, bo wtedy pewnie chciałby wygrać we własnej hali wszystkie mecze ;P
W sumie to nie wyglądało, Pop chyba nawet technika wyrwał, wszyscy byli mocno zaangażowani. Leonard dwoił się i troił…
w obronie można sie dwoić i troić natomiast w ataku trzeba poskromić nerwy, myśleć i grać z wyrachowanym. Inaczej ma sie skuteczność 7/22. Szaleństwo w ataku nie popłaca.
Miałem wrażenie, że w 3 i4 kwarcie Popovich jakby dał wolną rękę zawodnikom. Jakby chciał ich „sprawdzić” jak sobie poradzą z rozkręcającym się Currym. Oczywiście SAS nie dali rady w ataku w drugiej połowie meczu. Po prostu nie mieli pomysłu. A tego od takich zawodników i takiego zespołu można i należy wymagać.
Słabo wyglądał atak SPURS, tak jak paralizował by ich strach, co dziwne przy tak doświadczonej ekipie. Dzisiaj sporo pudłowali tez z czystych pozycji, więc nic dziwnego że przy 37% skuteczności meczu nie wygrali.
W każdym meczu przeciwko GSW w tym sezonie SAS maja problemy ze skutecznością, a momentami nawet z kreowaniem pozycji rzutowych, a patrząc na GSW to ich obrana jest bardzo dobra, ale nie wybitna. Mam wrażenie że Pop nałożył za duża presje na swoich zawodników w obronie, a atak totalnie kuleje. Mam nadzieje że na PO coś wymyśli bo na Warriors w ataku trzeba grac szybciej i na większym luzie co pokazali BOS i MIN. Swojego czasu kiedyś na grających ofensywnie PHX potrafił odpowiedzieć jeszcze lepszym atakiem.
Zdecydowanie za mało w ataku dają Parker, Green i West (ma czyste pozycje i nie oddaje rzutów). Mills przepychają w obronie (tutaj mnie zastanawia czego Pop nie wykorzystuje ściągniętego w sezonie Millera czy Simmonsa?). K.Marin wygląda jakby się w drużynę nie wpasował bo czystych pozycji nie ma i sam sobie tez ich nie kreuje.
Pytanie kto jest w stanie zatrzymac GSW? mysle ze jedynie OKC, ale to tylko przy wzniesieniu się na swojego maxa przez KD i RW. Co do niespodzianek to ciekawie może być w meczu Clips- Blazers.
Pytanie z innej beczki. Wiadomo kiedy Warriors przenoszą się do SF? Fakt, że Oakland jest niedaleko (przez most jakieś 10km) ale dla fanów miejscowych mimo wszystko zawód… Sąsiednie miasto zabiera im tak dobrą drużynę.
Na sezon 2018/2019 jest planowane / ma być bezpośrednia linia metra
A co powiecie o ostatniej akcji w meczu z Memphis? Moim zdaniem Lance był faulowany, widać na recapie, że Thompson zahaczył go co najmniej nogą ( niby stopa Lanca dotyka nogi Klaya ale jak się przyjrzeć, to moim zdaniem Klay po prostu leci na niego i wpada). Nie widać dokładnie co robi z ręką Curry ale po jego zachowaniu można wnioskować, że kładzie dłoń na Lancie w czasie rzutu ( w momencie gdy Lance wypuszcza piłkę z rąk). Oglądałem to z 8 razy, bo uważam, że to miało duże znaczenie w kontekście wyniku- 2 osobiste na zwycięstwo. Uważacie, że był faul czy nie?
Druga kwestia, jest mnóstwo fauli niegwizdanych w kluczowych momentach w każdej części sezonu i w Stanach chyba jest taka kultura, że nie mówi się o tym po meczu. W sensie, że zawodnicy biorą na siebie wszystko, trenerzy na siebie. Jeszcze kary po kilkadziesiąt tysięcy dolków za krytykę. A w polskiej lidze piłki nożnej trenerzy kurwią w czasie meczu, na konferencjach itp itd i negatywnych konsekwencji bardzo mało.
Z punktu widzenia dzisiejszych zasad to jak dla mnie faul był, ale w NBA nie pierwszy raz, zwłaszcza w ostatnich 2 minutach, gdy mecz jest na styku, sędziowie nagle gwiżdżą zupełnie inaczej, czyli nie gwiżdżą każdego dotknięcia.
Jednak w perspektywie meczu w NBA rzadko się zdarza, że sędziowie, zwłaszcza ci bardziej doświadczeni krzywdzą drużynę. Innymi słowy jeśli źle gwiżdżą to mniej, więcej w perspektywie całego meczu tyle samo dla obu stron {coś jak w ręcznej – suma błędnych decyzji jest podobna}.
Zresztą takich drobnych kontrowersji w historii NBA jest od groma, jak słynny rzut Jordana w meczu z Utah, gdzie ewidentnie lekko, ale jednak odepchnął Bryon Russella, który się poślizgnął.
Był faul, nie mam wątpliwości. Ale poziom sędziowania każdego roku jest słabszy, pomimo technologii, która tak mocno wspiera arbitrów.
Będę musiał odszczekać to co napisałem, że GSW nie pobiją rekordu Bulls, bo nie wygrają obu meczów z SA. Wygrali. Nieważne, czy to była chwilowa niedyspozycja ataku Spurs, niemoc zatrzymania Kury czy przemyślana taktyka Kerra. Wygrali i już.
Żadnego meczu nie oglądałem niestety, czytałem jedynie Wasze komentarze i oglądałem skróty. Wiecie może co jest z Duncanem? On zagra w Play Off? Bo Duncan sporo zmienia, zarówno w obronie, jak i dyscyplinie na boisku, choć statystyki tego nie pokazują.
Nom Teraz zmęczone Memphis i w swojej arenie. Będzie rekord.
@saturn
Duncan zwyczajnie odpoczywa. Poza tym on w starciach z GSW nie jest tak przydatny jak w innych meczach – Warriors grają trochę zbyt szybką koszykówkę dla 40-latka, a jednym z najważniejszych warunków by ich zatrzymać jest szybki powrót do obrony i dyktowanie tempa w ataku.
A co powiecie na taką koncepcję, że Pop chciał się przekonać czy da radę postawić porządną obronę (do przerwy 35-35), przekonał się że da się, więc później puścił wszystko specjalnie aby nie odkrywać wszystkich pomysłów przed naprawdę ważnymi meczami?
Wielokrotnie mówił , że nie interesują go rekordy takie i owakie – liczy się tylko mistrzostwo.
@Banka123
Tak, już od zeszłego sezonu Pops sprytnie rozgrywa swoje karty:
Najpierw, dla niepoznaki, olał sezon zasadniczy 14/15.
Następnie postanowił przegrać w playoffs – niech GSW zdobędą tytuł i poczują się zbyt pewnie.
W sezonie 15/16 był jeszcze sprytniejszy – przegrał wysoko 1 mecz, drugi wygrał – dla niepoznaki – żeby nikt nie myślał, że SAS są tacy słabi.
A na koniec postanowił przegrać kolejne dwa mecze, bo nie interesuje się rekordami, liczy się tylko mistrzostwo.
Zapewne teraz przemknie jak burza przez PO, machnie GSW 4:0 (w końcu zaprezentuje swój misterny, układany potajemnie w piwnicy przez ostatnie 2 lata plan), a finał zostanie mu oddany walkowerem – w końcu kto chce grać przeciwko drużynie, która tak bardzo zrobiła w konia aktualnego mistrza.
Ach, ten Popovitch! :)
Do Saturna – 720.pier.ru torrenty pozdraw
Myślę, że tym razem grano na serio i GSW po prostu było lepsze. Nie wierzę, że Spurs nie chcieliby zaliczyć sezonu bez porażki u siebie. Jakkolwiek jestem sceptyczny co do bicia tego rekordu, to trzeba powiedzieć – ZASŁUŻONE GRATULACJE. Wielki wynik i trzeba im to oddać, że kiedy za 20 lat pamięć o dyskusji Byki vs Warriors będzie mniejsza, to ich wynik będzie otwierał tabelę, a nie Jordana.
Hehe dokładnie, właściwie to wynik Jordana będzie tak znany jak ten teraz co jest na drugim miejscu? Nie wiesz z pamięci, czy Celci czy Lakers, mimo że przypominali o tym na tym meczu? To DLATEGO, że nikogo nie obchodzi drugi najlepszy wynik ;>
Tak samo jak każdy wymienia dwa treepety Chicago, a nikt nie pamięta jak Shaq z Kobe zdominował ligę, że właściwie nie było po co oglądać finałów. Ta drużyna(jak każda, która zdobyła tytuł) jest wyjątkowa ;> I to się liczy, bo biżuterii żaden bojownik ENBIEJ im nie zabierze gdybaniem co by było gdyby