Śmiało można powiedzieć, że seria Hawks – Celtics jest ozdobą pierwszej rundy play-off. Mamy 2-2 i chyba nikt się nie zdziwi jak rozstrzygnięcie zobaczymy dopiero w meczu nr 7. Dzisiejszy mecz był inny. Jak napisał Woy w końcu odpalił Paul Millsap, który pociągnął swój zespół aż do dogrywki. Jego 45 punktów to oczywiście jego career high w play-offach (tylko 1 punkt dzielił go od rekordu ustanowionego w 2010 roku przeciw Heat z RS). Niestety nie nadążyła za nim reszta drużyny. Lepiej zbalansowani Celtics przejęli spotkanie w końcówce i wygrali pewnie dogrywkę. Co z tego wynika? Co nas czeka w następnych meczach?
Najpierw krótka relacja z meczu nr 4
Zwycięskiego składu się nie zmienia. W pierwszej piątce na dobre zagościł Jonas Jerebko zamiast wolnego i ciężkiego Sullingera. To że TD Garden jest trudnym terenem wiemy wszyscy. Na pozycji SG wyszedł Evan Turner.
Atlancie zależało przede wszystkim na uruchomieniu zneutralizowanych w Game 3 Millsapa i Horforda oraz eksplorowaniu przewag Teague’a. Ten ostatni w części wyeliminował się sam, bo złapał szybkie dwa przewinienia. Natomiast Paul Millsap stał się prawdziwym game changerem. W samej pierwszej połowie nazbierał 26 punktów, tyle samo co we wszystkich trzech poprzednich grach! Niesamowite dwie kwarty Millsapa, ale mnie zastanawiała zapaść reszty Jastrzębi w ofensywie. Millsap zdobył w końcu ponad 50% punktów swojej drużyny. Niewidoczny Horford, niewidoczny Bazemore, bardzo nierówny Teague, Korver trafił dwie trójki tylko na samym początku spotkania, a potem plaża. Wynik 48-46 dla Hawks do przerwy był chyba lepszy od ich gry. Aż strach wyobrazić sobie co by było gdyby Millsap grał jak w poprzednich spotkaniach…
Celtics w ofensywie zagrało bardzo dobre 24 minuty, nie idealne, ale bardzo dobre. Swoje robił Thomas, a do niego dołączył Turner (11 pkt do przerwy). Część swoich win z poprzednich gier odkupił Jay Crowder – aktywny w obronie i przede wszystkim trafiający rzuty (11 pkt do przerwy). Atak Celtics był więc zbalansowany, piłka nieźle krążyła po obwodzie i znajdowała dobrze ustawionych zawodników. Cały czas było nieco za dużo rzutów zza łuku, ale Hawks murując pomalowane po prostu nie dawali często innych rzutów. Plany Stevensa pokrzyżował w zasadzie tylko Paul Millsap. Warto odnotować, że w Game 4 zagrał wreszcie Kelly Olynyk, ale nic wielkiego nie pokazał. Z wysokich drużyny Stevensa Jerebko prezentuje się najlepiej obok Amira Johnsona. Jest aktywny w obronie i na ofensywnej tablicy. Przy problemach Celtics ze skutecznością ofensywna tablica jest ich głównym źródłem dodatkowych punktów.
Druga połowa zaczęła się od dalszego demolowania Celtów przez Millsapa. Hawks prowadzili nawet dwucyfrowo 62-46. Ofensywa Celtics była kompletnie zablokowana. Pierwsze punkty gospodarzy zdobył Thomas dopiero po 4,5 minutach, kiedy pociąg z Atlanty zdążył już odjechać. Thomas starał się poderwać swoją drużynę i po jego trójce strata zmniejszyła się do 56-64. Hawks jednak opanowali sytuację i przez dłuższy czas mecz się wyrównał. Dopiero w końcówce kwarty Evan Turner na spółkę z Jerebko zmniejszyli straty do zaledwie 3 oczek (70-73).
Szwed grał w ogóle najlepszy mecz w tej serii (16 pkt, 3/6 za trzy, 10 zb). Jego dwie akcje na początku czwartej kwarty dały Celtics upragnione prowadzenie 74-73. Nie wiadomo dlaczego, ale w tym momencie Celtics stracili koncentrację. Na dodatek Millsap włączył piąty bieg i Hawks zrobili run 7-0, a Paul przekroczył granicę 40 punktów. Na szczęście dla Celtów do ofensywy gospodarzy włączył się wtedy Marcus Smart. Po jego dwóch trójkach i wzięciu obrony Millsapa na siebie Celtics odzyskali prowadzenie 85-84 na 4:51 do końca. Można było przewidzieć, że kiedy Celtics tylko poradzą sobie z Millsapem w końcu wyjdą na prowadzenie. Ofensywa Hawks bez Millsapa praktycznie nie istniała. Kiedy losy meczu wydawały się już ustalone nagle Teague odpalił dwie trójki. Hawks odzyskali prowadzenie 92-90 na 20 sekund do końca. Na szczęście Thomas szybko rzucił lay-up i Hawks mięli 15 sekund na decydującą akcję. Należy wybaczyć Jeffowi to co zrobił, bo jego akcje doprowadziły do remisu. Generalnie Hawks nie oddali nawet rzutu i mogliśmy się cieszyć dogrywką.
Dodatkowe 5 minut nie miały swojej historii. Szybkie 4 punkty Johnsona nadały ton grze. Tym razem Hawks nie trafiły się dwie trójki jak w 4 kwarcie. Za to Isiah Thomas trafił prawdziwego daggera na 30 sekund do końca i Celtics wyszli na zasłużone prowadzenie 102-95. Bohater meczu? Dla mnie Marcus Smart, który od połowy 4 kwarty i przez całą dogrywkę pozwolił genialnemu dzisiaj Millsapowi na całe 4 punkty.
Co dalej?
Wygląda na to, że obie partie szachów dwóch świetnych trenerów wygrał ten młodszy – Brad Stevens. Celtics znaleźli sposób na uruchomienie Isiah Thomasa (dzisiaj 28 pkt). Cały czas nie przestają rzucać z pomalowanego i znaleźli sposób na zdobywanie punktów nie będąc aż tak zależnym od rzutów dystansowych, które nie są ich dobrą stroną. Wciąż rzucają dużo, ale przy tak ustawionej obronie Hawks inaczej po prostu się nie da. Swoją drogą dzisiaj ich skuteczność zza łuku była całkiem przyzwoita – 11/33 przy 12/43 Hawks. Udało się dzisiaj zneutralizować Jeffa Teague’a i w zasadzie tylko Paul Millsap był czynnikiem, nad którym odzyskali panowanie od drugiej połowy czwartej kwarty. Idealnie zagrało przestawienie krycia i włączenie w obronę Millsapa Marcusa Smarta. Dwie trójki Jeffa w samej końcówce były tak nierealne, jakby ktoś je wyjął z taniego komiksu Marvela. W końcu prawdziwym asem z rękawa Stevensa okazuje się Szwed Jonas Jerebko, który idealnie wpasował się do rotacji. Jerebko jest mobilny, waleczny, wnosi sporo energii, potrafi rzucić z dystansu – idealnie pasuje do wysokich Hawks.
Jakie zmiany może wprowadzić przegrany – Mike Budenholzer? W obronie trudno będzie już mu coś więcej wyczarować. Hawks potrafią zatrzymać Celtics poniżej 100 punktów (dzisiaj po 48 minutach 92 punkty). Potrzeba tylko konsekwencji i stopowania runów Zielonych. Kto by przewidział, że w ostatniej kwarcie tak odpali Smart trafiający zwykle zza łuku poniżej 30% skuteczności? Trzeba za to wziąć się poważnie za ofensywę Jastrzębi. Bohater pierwszego spotkania – Al Horford kurczy się ze spotkania na spotkanie. Jego zdobycze punktowe to odpowiednio – 24, 17, 8, 5! Wciąż jestem zdania, że kluczem do powodzenia Haks jest Jeff Teague. Nie ma defensora wśród Celtics, których nie byłby on w stanie minąć na koźle. Teague mógłby łamać rotacje Celtics w praktycznie każdej akcji (jak robi to z drugiej strony Thomas), ale tego nie robi. Dzisiaj wyłączyły go z gry dwa szybkie faule. Problemem z Jeffem jest to, że po kilku pudłach gaśnie, a to dzięki niemu wolne pozycje może mieć Korver. Dzisiaj strzelec wyborowy Jastrzębi miał 3/9 zza łuku, ale większość prób była z obrońcą na gardle, te czyste trafia z 50+% skutecznością. Mało widoczny był też Kent Bazemore, którego dyspozycja jest jak sinusoida – 23, 5, 20, 5. W końcu Hawks w ogóle nie mięli wsparcia z ławki. W poprzednich spotakniach Scott, Schroder, Sefolosha byli game-changerami. Dzisiaj ławka dała ekipie z Atlanty raptem 17 punktów przy 22 Celtics (aż 20 zdobył Smart). Poza rewelacyjną dyspozycją Millsapa naprawdę ciężko wskazać jakieś pozytywy w ofensywie drużyny z Atlanty.
Hawks muszą obronić teraz przewagę swojego parkietu. Nie będzie łatwo, bo Celtics nabrali pewności siebie. Ich defensywa jest bardzo ładnie stuningowana pod możliwości Hawks. Śmiało można powiedzieć, że game 5 będzie decydującym meczem w tej serii.
Go Celtics !!!!
Pod artykułem Woya napisałem, że dla mnie MVP spotkania był M.Smart, ale chciałbym też zwrócić uwagę na obronę E.Turnera(bo, że jest wybitny w kreowaniu sobie pozycji wie każdy). Mnóstwo deflection(wybitych piłek?), super poruszanie się na nogach i szybkie rotację w obronie. Naprawdę tak dobrej obrony od niego się nie spodziewałem.