Wczoraj pisaliśmy o wyborze kolejnym wyborze dla Stepha Curry’ego na MVP ligi, a chwilę później obrońca Mistrzów NBA rozgrywał swój wielki mecz. Podczas powrotu do gry i przy pierwszym swoim meczu w serii play off przeciwko Portland Trailblazers, lider gości długo szukał skuteczności i przez ponad trzy kwarty nie trafił żadnej próby dystansowej, 0-9 zza łuku ; co też do niego nie podobne…
Wydawało się , że po trójce Damiana Lillarda (36 pkt i 10 as) to Blazers zmierzają ku wygranej oraz wyrównaniu serii na 2-2. Wtedy na tablicy widniał wynik 105-103 dla PTB. Kiedy Lillard dołożył da celne rzuty wolne, przewaga Blazers wzrosła do 4 oczek. Na odpowiedź Curry’ego nie czekaliśmy zbyt długo (106-107).
Na 51 sek przed końcem regulaminowego czasu Steph rozdał asystę do Harrisona Barnesa (10 pkt) a ten nie chybił z dystansu , ustalając wynik na 111-111. Później , przez parę kolejnych akcji nie doczekaliśmy się zmiany wyniku. Byliśmy świadkami dogrywki.
W niej swoją moc i siłę pokazał dwukrotny MVP ligi, który do wczoraj imponował nam w ilości celnych trójek w sezonie; 402 podczas 82 gier. Dodatkowo imponował nam średnią powyżej 30 pkt na mecz, przy średniej minut poniżej 35 (najlepszy wynik w dziejach ligi). Tymczasem Curry dołożył kolejny rekord…
Pech Blazers polegał na tym, że im dalej w mecz tym 28-latek bardziej się rozgrzewał, a jego momentum przypadło na dogrywkę. Podczas tylko 5 minut Steph ustanowił nowy punktowy rekord NBA w samej dogrywce; 17 oczek w jedyne pięć minut! MVP znalazł swoje klepki w Moda Center, odnalazł też skuteczność zza łuku, trafiając kolejne trzy trójki, prowadząc GSW do wygranej 132 – 125. Mamy 3-1 dla Warriors i wracamy do hali Mistrzów.
P.S. Nawet Michael Jordan czy Kobe Bryant nie rzucili więcej punktów w dogrywce.
Brawo Curry, jest niesamowity. Jednak kiedy patrzę na takie kwiatki jak jego zbiórka w ataku (przechytrzył McColluma i Plumlee), najprostsza zasłona i Kura rzuca niekryty za 3. Wiem, że ciężko go upilnować, zwłaszcza grając up-tempo (tyle biegasz i rzucasz, że nie chce Ci się bronić) ale do diabła, czy tylko Spurs potrafią go przykryć. Gość nie trafia każdej piłki, nie jest tak, że gra jak Bóg przeciwko Celtom w ’86. Nie umniejszam zasług Curry’ego ale PTB zasłużyli sobie na tę porażkę. Dobrze im szło ale już po serii.
Żeby nie było, że hejtuję Kurę – oklaski na stojąco. prawdziwy MVP.
wyobraź sobie krycie Knicks z ery Riley’a i przekazy na Currym ze Starksem, Harperem a nawet Ś.P. Masonem…
Nie trzeba aż tak brutalnie Woy ;)
Chciałbym zobaczyć chociaż trio Gary Payton, Nate McMillan i Hersey Hawkins z Supersonics 96. Na ławce siedzieli jeszcze Eric Snow i Dawid Wingate. Potencjał tamtych drużyn w obronie był olbrzymi, dziś naprawdę nie kryje się tak szczelnie jak niegdyś.
Gary to był najlepszy obrońca PG jaki grał w NBA przynajmniej odkąd ją oglądam. Obecnie po prostu nie ma takiego obrońcy, który dałby Curry tak ciężki czas w obronie.
Teraz najrozsądniej by było gdyby odpuścił mecz kończący serię z Blazers i w podobnej dyspozycji wrócił na kolejną serie
w dzisiejszych czasach obrona polega na ruchu zawodnika na nogach , szybkich rekach, przekazaniach i zespołowości , w tamtej erze głownie na kontakcie i fizyczności , Kure da sie upilnować tylko zespołowo. To zawodnik dzisiejszego nba , wszelkie spekulacje nie maja sensu , choc bywają ciekawe to sa nierealne
Trochę dziwny wywód, od lat obrona przed zasłoną równa się: walce na szczycie zasłony, przekazaniu krycia, podwojeniu lub rotacji w obronie z elementami pomocy. To jest koszykarskie abecadło od lat, a mam wrażenie, że dziś mamy bardziej leniwych graczy. Wystarczy przypomnieć sobie obronę Bulls na parze Stockton Malone, gdzie te elementy były bronią Byków.
Teraz gra jest szybsza niż kiedyś, tempo dużo większe. Mniej też wolno w obronie niż kiedyś. Nie sposób tego porównywać.
Woy ale jedno co trzeba sobie powiedzieć to, iż w czasach Byków nie było graczy, którzy grali w taki sposób, że po dryblingu i balansie rzucali sobie za 3 z 8-9 metrów ze skutecznością ponad 40% – jak Curry czy Lilliard.
Ok, tylko zobacz jedno, kiedyś, nawet na finałach Dallas Miami, trenerzy mieli dobrych role players do obrony. Na każdego wybitnego gracza ataku przypadal zadaniowiec pokroju DeShawna Stevensona czy Shawna Mariona. Takich graczy przestano trenować, szkolić na plastrów i tych graczy najbardziej brakuje w lidze. Kiedyś każdy zespół miał Bruce’a Bowena, Dahntay’a Jonesa czy Thabo Sefoloshe. Dziś to już tylko atak i coraz mniej solidnej obrony.
Drużyny z elity mają jednak dobrych plastrów z ławki na istotne pozycje.
Warriors mają Igoudalę z ławki na pozycje 3 i przy niskim składzie 4. Mają Barbosę, który jest bardzo szybkim, świetnie pracującym na nogach, dobrym w przechwytach i kontrze obrońcą.
Cavs mają na ławce Thompsona, Shumperta.
Thunder mają choćby Kantera, który pokazał swoje świetne umiejętności defensywne przeciw SAS, czy Robersona, który jest praktycznie tylko obrońcą.
SAS nie wspominam, bo to jest w ogóle zupełnie inna półka defensywnie.
Natomiast zgadzam się, że w NBA nastąpił obecnie etap stawiania na elitarną ofensywę a w znacznie mniejszym stopniu na elitarną defensywę, gdzie dobra obrona drużynowa i przyzwoita indywidualnie traktowana jest jako wystarczająca.
Ja mam nadzieję, że Rondae Hollis-Jefferson, Kidd-Gilhirst, Andre Robertson, Marcus Smart i jeszcze kilku młodych zadaniowców rozwiną się w tytanów defensywy. Dzisiejsza koszykówka zmieniła się w wojnę na skuteczność rzutów z gry. Jest to bardzo widowiskowe ale jak to powiedział jeden ze znanych analityków (nie pamiętam nazwiska, chyba z ESPN) powiedział, że Curry jest tak dobry, że szkodzi koszykówce. Nie sposób naśladować celnych rzutów z połowy boiska. Wracając do tematu – drugi strzelec NBA Harden praktycznie nie istnieje w obronie, oszczędza się żeby mieć siłę na 40 minut euro-stepu w trumnie i trójek na wprost kosza. Jest to tak straszne, że nie znam ani jednego fana Hardena! Mam tylko nadzieję, że NBA nie zmierza w kierunku kopiowania stylu Brody a w kierunku powstrzymania super-strzelców Thompsona, Lillarda i Kury.
Byli też tacy – na przykład fanatycy Celtów, czy Lakers z II połowy 80 lat – którzy znów mówili, że Air psuje koszykówkę, bo dominuje grę i psuje drużynowe widowisko, bo jak wiadomo wiele meczów z nim zwłaszcza z końca lat 80. było w stylu wszyscy bronią Jordana, co dla przyzwyczajonych do wielkich pojedynków 1 na 1 typowych dla lat 80. było profanacją gry.
Jednak jak wiadomo na każdą akcję jest też reakcja. Oczywiście na początku jest naśladownictwo – tak jak były próby naśladowania Jordana oraz gry Byków, czy sposobu konstruowania drużyny, gdzie wszyscy brali SG z wysokimi numerami czekając na nowego Jordana – tak samo będą próby naśladownictwa zarówno Curry jak też sposobu gry z licznymi podaniami i szukaniem 3 nawet w kontrze, które gra GSW, zwłaszcza jeśli zdobędą 2 mistrza {choć trzeba przyznać, że Kerr, co widać w tym sezonie zdecydowanie rozbudował ofensywny repertuar zarówno drużyny jak też liderów – dla przykładu, niektóre wejścia na kosz Thompsona odbywają się dokładnie takimi samymi ścieżkami jak Pippena, czyli reszta drużyny dokładnie tak samo ustawia się w celu zrobienia miejsca Klayowi}. Natomiast po okresie naśladownictwa pojawiają się próby szukania nowych dróg rozwoju gry. Dla przykładu po okresie strasznej posuchy znów pojawiają się centrzy z prawdziwego zdarzenia w dużej ilości i to mogący dominować grę zarówno w starym stylu Drummond, jak też w zupełnie nowym stylu Davis, Porzingis.
Jednak to melodia przyszłości, bo obecnie pojawili się gracze, którzy do granic możliwości wykorzystują to jak rozwinęła się NBA. Curry, Lilliard, Durant rzucający z 8-9 metrów od niechcenia, Russ, który jest fizycznym „freakem” na PG, jeśli chodzi o atakowanie kosza a gdyby nie kontuzja Rose’a to byłoby takich 2-óch, czy wreszcie taki Klay, który rzuca za 3 z prędkością karabinu maszynowego a składa się szybciej do rzutu, niż ktokolwiek w historii, czyli mamy ulepszoną wersję Reggie Millera.
Ja lubię Hardena, ale pod zupełnie innym względem, czyli lubię w NBA „freaków”, czyli graczy nietypowych, nietuzinkowych, czy to w sposobie gry czy wyglądzie, bo to zawsze sprawia, że NBA staje się bardziej wciągająca, bo czym byłaby poprzednia dekada w NBA bez takiego Artesta – Metta World Peace’a :D
Super komentarz Autorze. W pełni się zgadzam, fajnie jest oglądać takie etapy – akcja – reakcja. Dziś szybką koszykówkę GSW Spurs czy Celtics dali radę zarżnąć siermiężną defensywna koszykówką. Mam nadzieję, że to do tego zmierza ale co ważne – NBA musi trochę w tym pomóc.
Spotkałem się z wieloma komentarzami dotyczącymi przepisów – dla przykładu Kobe dziś nie rzuciłby 81 ptk (w tamtej formie, w dzisiejszej rzecz jasna rzuca max 60 :))) właśnie przez przepisy dotyczące faulu przy rzucie, tego gdzie może a gdzie nie może znajdować się ręka broniącego podczas całego etapu rzutu (przedramię, ramię, nadgarstek). Także są potrzebne nowe przepisy nieco hamujące szybką grę i naparzankę za 3 punkty, umozliwiajace większy kontakt na małych szybkich PG jak Lowry, Thomas czy Walker. Wieszczę, że gra stanie się intensywniejsza w przeciągu kilku lat (3-5). Na razie szybka koszykówka jest w rozkwicie i NBA nie wstrzyma trendu wzrostowego oglądalności. rekordy temu sprzyjają.
„Guess who’s back, back again
Steph’s back, tell a friend”
Na początek chcę powiedzieć, że Blazers zagrali świetny mecz, zwłaszcza znów ofensywnie i jednocześnie jest to ekipa, która już niedługo może poważnie zamieszać w NBA patrząc na wiek ich składu a jednocześnie sporo talentów w tej ekipie, więc bardzo dobrze, że zdobywają doświadczenie na takim poziomie i w najtrudniejszych meczach PO. Jednocześnie ich gra może się podobać, bo to nie tylko efektywna, ale i efektowna koszykówka.
Blazers przegrali mecz przede wszystkim przez skuteczność, która była zacna, ale nie na tle GSW, którzy rzucali ponda 45% FG i prawie 50% – co utrzymywało ich w grze na przestrzeni całego meczu – za 2 oraz poprzez to, że GSW mieli Curry.
W dogrywce Curry, który wcześniej nie trafiał za 3, gubił się na zasłonach i miał momentami trudności z bieganiem, zwłaszcza szybkie powroty przy kontrach nagle włożył wszystko co miał i po prostu zmasakrował Blazers – 17 pkt. w 5 minut – publiczność w hali przeżyła szok a komentatorzy po prostu zaniemówili.
Jeśli Curry potrafi zagrać taki mecz – prawie tripple double – 40 pkt., 9 zb., 8 as. po tym jak nie grał 3 tygodnie, trenował kilka dni i uczestniczył w praktykach z zespołem z 3 dni na poważnie to strach się bać, co może grać w PO, gdy będzie w lepszej kondycji.
Curry jest niesamowity !!! 17 pkt w dogrywce, tego nikt wcześniej nie osiągnął, wielkie brawa i dobrze ze wrocil. MVP jak się patrzy :) Pobije jeszcze wiele rekordów, a leśne dziadki będą się denerwować, że ktoś może być lepszy od ich ulubionych zawodników z dzieciństwa. W pełni to rozumiem, ja mam tak przy piłce nożnej :)
Curry jest też pierwszym MVP, który w PO zaczął mecz z ławki :D
Medycyna też idzie do przodu.
Zacznijmy od tego, że jeszcze w ierwszej połowie lat 90. chyba 90% akcji szło pod kosz, nie było niemal potrzeby krycia na linii rzutów za 3. Teraz za Stephem ciągle ktoś musi biegać i to nawet nie 7m od kosza ale znacznie dalej z uwagi na jego zasięg rzutu.
Koszykówka była inna, stawianie tezy że Curry by sobie nie poradził w tamtych czasach to tylko gdybanie, a nie poważna ocena.
Może dziwnie to ujełem ale w tamtych latach , elementy obrony technicznej szły dopiero za obroną fizyczną , teraz jest na odwrót. zgadzam się z Tobą Woy, że każda z tych rzeczy jest częscia obrony od lat i będzie ,ewolucja przepisów wypiera jednak kontakt znany z poprzenich er nba
co do przepisów to zgoda. Ale gracze pokroju Paytona, McMillana, Starksa czy Harpera poradziliby sobie , ze swoją sprawnością i dynamiką, dziś doskonale. Tych niskich obrońców z dawnych czasów możnaby było jeszcze dodać:-)
Można można , dla mnie jednak flagową drużyna defensywna z tamtych czasów byli Bad boysi i to ich postawił bym w szranki z GSW
Joe Dumars, Isiah Thomas czy Mark Aguirre zrobilby swoje ;-) Na starych zasadach to taki mecz przerodziłby się w plagę kontuzji :-)
Ok. Możemy wzdychać do Bad Boys z Detroit, ale… czy taki Thomas był wybitnym obrońcą? Moim zdaniem nie, owszem był dobry, ale nie wybitny. Bliżej mu było do bandyty niż wybitnego obrońcy. Osobiście nie tęsknię za takimi Bad Boys, bo to co pokazywali nie miało nic wspólnego z koszykówką… to była bandyterka, a nie twarda obrona.
Nie rozumiem też komentarzy co zrobiliby z dzisiejszymi zawodnikami… Otóż przy obecnych przepisach to by nie dograli pierwszej kwarty do końca.
Bez jaj mieli swoje wysokie IQ, a adaptacja do przepisów to chwila pracy. poza tym Thomas czy Dumars byli świetnymi stoperami na swoje pozycje. A tu odwołujemy się do Splash Brothers, ciągła presja, trash talk, zmiana i przekazy krycia zrobiłby by swoje. Dodatkowo właściwy system w obronie i rygor. Nikt tu nie mówi o wolniejszych lub mniej atletycznych graczach, mówimy o atletach wytrzymyjacych cięższe serie niż gracze Warriors lub Cavs.
Moze i w plage kontuzji ale po obu stronach. juz wczesniej pisalem że GSW to nie sa tacy grzeczni chłopcy tyko raczej teraz sa takie przepisy że ograniczaja ostra obronę. To jest tylko gdybanie nie wiadomo jak dawne ekipy by sobie radziły w naszych czasach
odwołujemy się do podatności na kontuzje Stepha czy Boguta. Charakter ma tu niewiele wspólnego.
Wracając do meczu możecie mi powiedzieć co myślicie na temat sędziowania w tym spotkaniu ??? Akurat w tym meczu byłem za PTB a mimo wszystko wyglądało jakby sędziowie na siłę gwizdali przewinienia GSW to już 2 taki mecz (4 mecz CAVS-ATL), którego nie mogę spokojnie obejrzeć przez masakryczne sędziowanie – też tak myślicie czy to początek paranoi ;) ???
@troy
Niestety sędziowanie idzie w bardzo złym kierunku i komentatorzy amerykański bardzo często wytykają arbitrom kiepskie decyzje – głównie chodzi o zbędne gwizdki, w końcu to są playoffs, gra jest twardsza, a oni na siłę dopatrują się przewinień w wielu akcjach.