Bardzo dziwny początek Finałów. Nie było strzeleckich popisów Stephena Curry’ego i Klaya Thompsona, LeBron James dominował tylko w pierwszej kwarcie, a Kyrie Irving grał właściwie tylko w trzeciej. Bohaterami spotkania byli… Shaun Livington i Leandro Barbosa, którzy przejęli ten mecz na początku czwartej kwarty bez Jamesa na parkiecie i wypracowali przewagę, której ich koledzy potem już nie zmarnowali. Warriors wygrali 104-89.
Shaun Livingston zdobył 20 punktów na 8/10 z gry, był +20 w 27 minut gry i razem z Leandro Barbosą – 11 punktów, 5/5 z gry i +14 – oraz Andre Iguodalą – 12 punktów, 7 zbiórek i 6 asyst, +22 (najwyższy w zespole) – był kluczowy do dzisiejszego zwycięstwa Warriors. Iguodala do swoich statystyk dodał bardzo dobrą obronę na Jamesie, szczególnie w drugiej połowie. Bardzo efektywne 15 minut Andrew Boguta – 10 punktów na 5/7 z gry.
Z gwiazd Warriors najlepiej spisał się Draymond Green, który liderował defensywie i dobrze czytał grę, dogrywając do swoich kolegów i skończył z 16 punktami, 11 zbiórkami, 7 asystami i 4 przechwytami. Stephen Curry miał zły dzień rzutowy (11 punktów, 6 asyst, 4/15 z gry), ale nie był też tak agresywny jak w Game 7 przeciwko OKC, często oddając swoim kolegom piłkę zamiast atakować mis-match w ataku. Klay Thompson miał w pierwszej połowie problem z faulami i zagrał bardzo cichy mecz na 9 punktów i 5 zbiórek.
Kyrie Irving obudził się po słabej pierwszej połowie i zdobył 26 punktów, 4 asysty i 3 przechwyty, ale też nie znalazł swojego rytmu rzutowego (7/22 z gry). LeBron James dominował na początku spotkania, ale potem spuścił z tonu, stał się raczej rozgrywającym, nie trafiał swoich rzutów spod kosza i skończył z 23 punktami, 12 zbiórkami i 9 asystami.
Kevin Love zagrał nieźle w ataku – 17 punktów – i miał 13 zbiórek, ale straszliwie gubił się w obronie, nie pomagając swoim kolegom pod koszem przy ścięciach gospodarzy. Tristan Thompson zaliczył solidny mecz i swoje 10 punktów i 12 zbiórek (6 w ataku). Praktycznie nic za to nie dała, tak produktywna przeciwko Toronto, ławka Cavs – Matthew Dellavedova, Channing Frye i Richard Jefferson. oraz uderzony w pierwszej kwarcie w dłoń J.R. Smith (3 punkty, 1/3 z gry).
Początek meczu był mniej więcej taki, jakiego się spodziewaliśmy – Curry trafiający otwarte trójki, James raz po raz atakujący Harrisona Barnesa 1-na-1 i trafiający spod kosza, dobry ball-movement Wojowników i słaba komunikacja w obronie Cavaliers. Dobrą robotę wykonywali szczególnie skuteczny w ataku Barnes oraz Draymond Green, trzymający w ryzach defensywę gospodarzy, pomagając pod koszem wtedy kiedy trzeba, a w ataku rozdając dobrze piłki po obwodzie oraz pod kosz do Andrew Boguta.
Pierwszy większy run, Warriors zaliczyli w drugiej kwarcie, kiedy to świetne wejście z ławki zaliczył Leandro Barbosa, jednak dobra gra Kevina Love’a w ataku i na tablicach oraz zaskakująca pasywność Curry’ego oraz problem z faulami Thompsona nie pozwolił gospodarzom na odskoczenie od rywali. Cavs trafiali zaledwie 35.7% swoich rzutów (wiele pudeł spod kosza), a tracili zaledwie 9 oczek.
To zemściło się w trzeciej odsłonie, w której inicjatywę przejął nieskuteczny do tego momentu Kyrie Irving. Zdominował match-up z Currym, w pojedynkę zmniejszył różnicę i nakręcił swój zespół, który rzucił się do aktywnej walki i po raz pierwszy w meczu uzyskał prowadzenie. Wtedy jednak na boisko wszedł Shaun Livingston i razem z Greenem rozruszał atak Warriors, co miało potem być gwoździem do trumny Cavaliers w tym meczu.
Na początku czwartej kwarty Tyronn Lue dał odpocząć LeBronowi Jamesowi, kiedy na parkiecie nie było także Curry’ego i Thompsona. Byli jednak na nim Livingston i Barbosa, którzy raz po raz trafiali swoje rzuty z półdystansu i spod kosza i zaczęli odjeżdżać Cavaliers. Livingston rzucał nad bezradnym Irvingiem, Barbosa gubił rywali na zasłonach aktywnym ruchem bez piłki i prowadzenie Warriors nagle powiększyło się do 20 punktów.
Po zejściu Livingstona, LeBron James i Irving chcieli jeszcze powalczyć, zmniejszyli nawet różnicę do 11 oczek, ale wtedy – nareszcie – do gry przyszli Curry i Thompson, którzy dwoma kolejnymi trójkami praktycznie zakończyli to spotkanie.
Cavaliers trafiali zaledwie 38.1% swoich rzutów, nie wykorzystując czasem wielu dobrych okazji spod samej obręczy. Mieli za to aż o 10 więcej prób z linii rzutów wolnych niż gospodarze (18/20, Warriors 9/10). Wygrali też walkę o ofensywną deskę, dając sobie szansę na ponowienie posiadań.
Warriors wygrali w asystach 29-17, dobrze dzielili się piłką i wymusili aż 17 strat Cavaliers (11 z nich było udziałem tercetu Irving-James-Love), które doprowadziły do 25 punktów gospodarzy. Small-ballowi Warriors wygrali także w pomalowanym 54-42, często ścinając i zaskakując wolno reagującą defensywę gości.
Mecz numer dwa w niedzielę w Oakland.
Dla Kawalerii dopiero teraz zaczęły się prawdziwe playoffy…ciekawe jak zareagują gdy nie są zdecydowanym faworytem i muszą gonić, a Warriors wygrali mimo iż splash bracia zagrali słabiutko , jednak ławka GSW to potęga, to świadczy o sile zespolu
… od dawna nie czułem że nie potrzebnie zarwałem noc :/ wszyscy ci goście dziś wyglądali jakby się im nie chciało (poza ławką GSW tym się chciało chyba najbardziej) – bez polotu bez finezji bez iskier… nie tego się spodziewałem po nba finals… :(
No zobaczymy po raz kolejny ile Lebron może dać swojej drużynie. Jednak jak tak dalej pójdzie to nawet MJ by nie pokonał tak rozłożonego ataku Warriors ;)
Daje raczej duzo. MJ sam nie wygral 6ciu tylulow.
Nie mówię, że wygrał je sam. Sedno jest w tym, że potrafił rozłożyć w danym meczu wszystkich na łopatki swoją zajebistością, ot co.
Może mecz i nie najwyższych lotów, ale dobry początek, fajnie, że ławka dała tyle z siebie, ale do tego poproszę jeszcze lepszego dystansowego Thompsona i Currego!!!
Mimo wszystko będą to szachy w wykonaniu GSW, z takim trenerem jak Kerr, który jako zawodnik był zadaniowcem, liczy się tylko efekt – czyli misio. Mam wrażenie że Cavs nie do końca to rozumieją i pewnie nieźle się tam kłócą, i mają atmosferę stęchlizny.
CAVS jeszcze zagrają swój basket…
licze, że ograją GSW (choćby w 7 meczach).
a co do 'wielości’ Kerra – to przesada… wielka przesada…
;)
Napisze tego czego nie napisałem wcześniej.
OKC żeby wygrać musieli odjechać GSW w którymś fragmencie meczu. Jeśli James i spółka tego nie zrobią i nie utrzymają prowadzenia do ostatnich minut to będzie ciężko im wygrać. GSW ma potężny potencjał w odrabianiu strat a jeśli mecz jest na styku może łatwo odjechać i jest po meczu. Także gdy widzę że przeciwnik GSW nie ma większej przewagi to jestem spokojny o wygraną GSW.
Co do tego meczu to strach myśleć co by było gdyby Curry z Thompsonem odpalili. Była by miazga i co dało by im jeszcze duża przewagę psychologiczną w następnym meczu.
Bez szału te finały, mam nadzieję, że coś drgnie od G2. Swoją drogą, wizja dominacji GSW i ich raczej nudnej koszykówki w najbliższych latach jest niezbyt optymistyczna :/ no ale są najlepsi, trzeba im oddać.
@jesse, co nudnego widziales wczoraj w koszykowce warriors? Nudzi Cie zespolowa gra, wymiana pilek, dobra obrona?
W mojej ocenie po dzisiejszym meczu pewność Mistrzów jeszcze wzrosła, gdyż okazało się, że nawet jak nie idzie liderom (Splash Brothers 20 pkt – bodaj najniższy wynik w tegorocznych play offs), problemu nie ma, bo wtedy włącza się ławka. Podsumowując: liderzy rozegrali najgorszy mecz, a oni i tak wygrywają z Kawalerią naluzie (+15).
PS. Ciężko będzie kawalerii ich napocząć.
Czy ktoś wie na co się tak wku.. Kerr że rozwalił tablicę?
dlatego, że powiedziałem, ze jest średnim trenerem…
czy on, czy Walton, czy nawet TY byś poprowadził taki zespół do wygranej, jak wszystko trybi :)
wkurzał się, ze Kura i Klaj nie 'wtrafiają’… ale cud się stał… odpalił Livingston i Barbosa oraz krytykowany ostatnio Iggy – ten ma sposób na LBJ
CAVS…. musi wygrac te finały !!!
Mylisz się chłopie oj bardzo się mylisz
Najbardziej rzucało się w oczy zmęczenie Curry,ego. widać to na zbliżeniach jego twarzy. Chyba jednak nie do końca jest zdrowy, ale w odpowiednim momencie wraz z Klayem odpalili po trójce i Warriors odjechali.
Jak to się mówi jaki koń jest każdy widzi.
Gdzie się podziała maszyna do wrzucania trójek, gdzie się podziało dzielenie się piłką?
Skończyły się jak ręką odjął. GSW to nie Raptors, ani Hakws. Love, Frye to nie Curry więc potrzebują miejsca i pozycji by rzucać za 3, a gracze GSW bardzo szybko doskakiwali na obwód do ich krycia – sztab Kerra dobrze rozpracował ustawienia pod trójki w taktyce Cavs.
Mecz nie był porywający i bardziej wyglądał na szachy, czyli taktyczne zabawy trenerów.
Plan meczu Cavs opierał się na odcinaniu od podań Curry i Thmopsona a także na wysokim pilnowaniu obu graczy tak by nie mieli miejsc na oddawanie rzutów za 3.
@cynik napisał, że Curry wyglądał na zmęczonego, ale po prostu chłopaczyna nabiegał się za dwóch, żeby móc zgubić krycie, co zresztą dawało wiele pozycji kumplom z zespołu, bo Curry był podwajany, a także Cavs zmieniali na nim cały czas krycie. Zresztą ruch bez piłki GSW zwłaszcza w 2 połowie wyglądał świetnie.
Trzeba powiedzieć, że w ofensywie LeBron zrobił wszystko co mógł. Grał ponad 40 min, atakował kosz, dzielił się piłką, zrobił prawie triplle-double. Nie wiem czy Lebron jest w stanie zrobić cokolwiek więcej przy takiej taktyce Cavs. Jednak reszcie graczy Cavs po prostu „trzęsły się ręce” czego się spodziewałem. Irving miał 31% skuteczności, ławka dała 10 pkt.
Dodatkowo stało się to, co przewidywałem w kontekście Love. Dołożył on trochę punktów, porządnie zbierał piłki, ale kompletnie nie potrafił zrobić nic przeciwko Greenowi, którego statystki w stosunku do meczów z OKC pomnożyły się razy 2 – double double 16 pkt. 11 zb. i jeszcze 7 asyst.
Właściwie jedynym graczem do którego nie można mieć większych pretensji poza Jamesem był Thompson, bo zagrał na miarę swoich możliwości.
Natomiast graczom GSW nie „trzęsły się ręce”. 7 graczy z co najmniej 10 pkt. na koncie. Fenomenalna skuteczność Barbosy i Livingstona, którzy dostali dużo miejsca do grania, gdy Cavs skupiała się na liderach.
Igła chyba czekał z taką formą i grą na finały. To co facet grał przeciwko Jamesowi i Irvingowi w obronie to był poziom godny samego Pippena.
Szczerze powiedziawszy nie wiem, co mogą zrobić Cavs by zmienić obraz gry. Klay szybko złapał 3 faule więc grał tylko 24 min., GSW rzucało jedynie 33% za 3, mecz długimi fragmentami mecz toczył się w wolnym tempie. Nie sądzę, by taka sytuacja mogła się powtórzyć w kolejnych meczach.
Moim zdaniem Lue przestraszył się za bardzo występów Klaya z 6 i 7 meczu, więc Cavs skupiali się w obronie nadmiernie na Splash Brothers. To okazało się błędem. Któregoś z nich Cavs po prostu muszą odpuścić – i raczej powinien to być Klay – bo robią za dużo miejsca innym graczom, którzy potrafią grać i rzucać – Barnes, Livingston, Barbosa. Po drugie muszą w jakiś sposób zatrzymać Greena, który nakręca ofensywę GSW – tak jak zrobili to OKC. Jednak wykonanie tego wszystkiego wymaga wzniesienia się na wyżyny koszykarskie ze strony wszystkich graczy Cavs a to będzie bardzo trudne do wykonania.
Powiem krótko: Cavs rozjechani przez rezerwowych GSW.
Skończyły się żarty :)
Poczekajmy na g2, będziemy wiedzieć więcej.
Poczekajmy na G2. Gdy Spurs w pierwszym meczu rozjechali OKC wiekszosc juz widziala sweepa.
Różnica jest taka, że wtedy SAS wychodziło wszystko. O grze GSW w tym meczu raczej ciężko powiedzieć to samo. Zagrali słabo a i tak kontrolowali całe spotkanie. Dlatego takie porównanie jest bezpodstawne. Ale też uważam, że bardziej trafne wnioski będzie można pisać dopiero po spotkaniu numer 2.