Po trzech blow-outach wreszcie mieliśmy w Finałach czwartą kwartę, w której głównymi postaciami nie byli Mo Williams i Brandon Rush. Do trzeciej kwarty było mnóstwo zmian prowadzenia, zarówno Cavaliers jak i Warriors mieli swoje szanse na odjechanie rywalom, natomiast ostatecznie udało się to tylko podopiecznym Steve’a Kerra. Na początku czwartej kwarty Wojownicy wypracowali sobie skromne prowadzenie, którego nie oddali jednak już do samego końca i wygrali 108-97, obejmując prowadzenie 3-1 w finałowej serii.
Stephen Curry zagrał nareszcie jak na MVP przystało, zdobył 38 punktów, 6 asyst i 5 zbiórek, trafił 7 z 13 rzutów za trzy i przez całe spotkanie karał Cavs za ich błędy w obronie. Klay Thompson świetnie go wspomagał na 25 punktów i 4/9 za trzy, trafiał swoje otwarte rzuty i był bardzo aktywny w obronie.
Kolejny solidne występy Harrisona Barnesa w jego 40 minut – 14 punktów i 8 zbiórek – oraz Andre Iguodali w 37 minut – 10 punktów, 7 asyst i 6 zbiórek. Słaby w ofensywie, lecz bardzo dobry w obronie Draymond Green dodał swoją linijkę 9-12-4-3-2. Bardzo wartościowe minuty z ławki Shauna Livingston, a także – co było nowością w tej serii – Andersona Varejao i Jamesa McAdoo, dających bardzo dużo energii na parkiecie.
Kyrie Irving drugi mecz z rzędu był najlepszym graczem swojej drużyny, zdobył 34 punkty, 4 zbiórki i 4 asysty, jednak nie miał wiele wsparcia od swojego współ-lidera. Współ-lidera?
LeBron James powinien być liderem tej drużyny, natomiast kolejny raz w tej serii na niego nie wyglądał. 25 punktów (11/21 z gry), 13 zbiórek i 9 asyst może trochę mylić, bowiem wiele z tych punktów zdobył w ostatnich minutach, kiedy wynik był już praktycznie ustalony, a Warriors nie chcieli faulować go przy wjazdach pod kosz, by nie dać mu szansy na akcję 2+1. James popełnił 7 strat, wiele z nich wynikających z problemów z podjęciem decyzji. Ponownie nie był agresywny, w końcówce wyglądał na sfrustrowanego i nie przejął tego meczu w żadnym momencie.
Tristan Thompson – 10 punktów, 7 zbiórek – zagrał świetną pierwszą połowę, jednak w drugiej był już praktycznie niewidoczny. Kevin Love wszedł z ławki rezerwowych, w ataku zrobił swoje – 11 punktów, 3/6 z gry – jednak w obronie po raz kolejny był o krok za późno przy każdym podwojeniu pick and rolla. 10 punktów J.R.’a Smitha, 6 zbiórek Richarda Jeffersona i praktycznie nic więcej od reszty zespołu Cavs.
W gameplanie obu drużyn niewiele się zmieniło, jednak pierwsza kwarta wyglądała zdecydowanie inaczej niż w meczu numer 3. Cavaliers ponownie podwajali Curry’ego po zasłonach, jednak ten tym razem ruszał się zdecydowanie lepiej, agresywniej wchodził pod kosz wymuszając pomoc i otwierając tym samym pozycje swoim kolegom. On i Thompson trafiali też swoje rzuty, co nie zdarzało się często w pierwszych trzech spotkaniach.
Warriors grali też bardzo dobrze w obronie 1-na-1, jednak Cavaliers – a w szczególności Tristan Thompson – bili ich na głowę na ofensywnej desce (6 w pierwszej kwarcie) i wykorzystywali swoje posiadania drugiej szansy. Podobnie sprawa wyglądała w drugiej kwarcie, przez co Thompson miał do przerwy aż 10 punktów i 5 zbiórek, a Cavs wygrali tą część meczu w pomalowanym 22-12.
Do objęcia większego prowadzenia, brakowało jednak przejęcia inicjatywy przez LeBrona Jamesa, który ponownie był w pierwszej połowie pasywny, praktycznie nie atakował obręczy, a przez swoje niezdecydowanie popełnił też 4 straty. Na szczęście Cavs, mogli oni ponownie liczyć na Irvinga, który zdobył 16 punktów w pierwszej połowie, a gospodarze prowadzili po drugiej odsłonie pięcioma oczkami.
James nie przejął też meczu w trzeciej kwarcie. Wpadło mu kilka rzutów, ale cały czas nie był tak agresywny, jak powinien być lider drużyny. Na jego nieszczęście, Steve Kerr polecił Thompsonowi stawiać zasłony Curry’emu, przez co podwojenia dwukrotnego MVP kończyły się otwartą pozycją dla jego Splash Brothera. A jeśli już ktoś zdążył doskakiwać do Thompsona, to z kolei albo Curry albo inny zawodnik Warriors pozostawał bez krycia. W samej trzeciej kwarcie, Warriors siedmiokrotnie trafiali za trzy punkty.
Błędy Cavs w komunikacji w obronie i świetne minuty z ławki Andersona Varejao, a także zdecydowanie lepsze skupienie się na zbieraniu piłek z bronionej tablicy, dały gościom dwupunktowe prowadzenie, wchodząc w czwartą kwartę. Tylko dwupunktowe, bowiem cały czas bardzo dobrze grał Irving, trzymając swój zespół w meczu.
W ostatniej odsłonie gospodarze na początku odrobili straty, jednak chwilę później wyglądali już na kompletnie zdemotywowanych. Cały czas popełniali mnóstwo błędów w defensywie, grali na bardzo niskiej intensywności, praktycznie nie zastawiając zawodników Warriors pod własnym koszem i przegrywając tzw. „hustle-plays”.
W ataku, maszyna Warriors rozpędziła się, podczas gdy ofensywa Cavaliers praktycznie straciła swój „flow”, było mało ruchu bez piłki, przez co musieli grać mnóstwo izolacji, generujących bardzo słabe, trudne rzuty. Taki stan utrzymał się praktycznie do samego końca spotkania, w którym Warriors pozostało już tylko trafiać swoje rzuty wolne. Ball-game.
Warriors pobili rekord Finałów NBA w liczbie trafionych rzutów za trzy punkty i trafiali z 47-procentową skutecznością zza łuku (17/36). W samych rzutach z dystansu mieli przewagę +33, jednak w pomalowanym zdecydowanie wygrali Cavs 48-20, punktując dość dużo po zbiórkach w ataku.
Mecz numer 5 w poniedziałek w Oakland.
Mysle, ze tak:) GSW graja g5 u siebie i to dla nich motywacja zeby zamknac temat u siebie i przytulic drugiego Miska. Motywacja, a nie presja! Mozna odniesc wrazenie (wiem, teoria mocno naciagana) ze odpuscili g3 w Cleveland zeby zakonczyc serie w Oakland:)
Green zawieszony na g5 za uderzenie Bronka w krocze w 2:48 q4…srsly?? Nie zarejestrowalem tego podczas meczu:|
hahah a gdzie zawieszenie za mecz z OKC? Teraz kara za Lebrona? widać, że ktoś na siłe chce przeciągnąć tą żenadę zwana Cavs….
NASZYM KLUBEM ERTEEESSSS!
Cała Polska o tym wie…
Green nie uderzył LBJ w krocze,bardziej zawinił LeBron, ale zawieszenie jest, mam nadzieję że nie będzie 6 meczu.
Moja świnka skarbonka dalej żyje. No i jak będzie? ;)