W oczach wielu LeBron James odkupił swoje dawne winy, wygrywając mistrzostwo dla swojego rodzinnego stanu i miasta, które czekało na taki sukces przez ponad pół wieku. To nie jest już ten sam James z początku swojej kariery, ma na swoim koncie wiele wzlotów i wiele upadków, natomiast jedno pozostaje ciągle to samo – chce on dalej gonić legendę Michaela Jordana.
Po Finałach NBA, James udał się na zasłużone wakacje i dopiero niedawno znów pojawił się na parkiecie. Miało to miejsce podczas Nike Skills Academy, w której brało udział 81 młodych, perspektywicznych graczy z całych Stanów Zjednoczonych. Jedną z części zajęć było oglądanie – razem z LeBronem – filmu z meczu numer siedem Finałów NBA pomiędzy Cleveland Cavaliers a Golden State Warriors. James zwracał pod czas niego uwagę zarówno na to co robił dobrze, jak i na to, co mógł robić lepiej – obrona na Klayu Thompsonie w transition, zastawianie Draymonda Greena, nietrafiony hak spod kosza… Po projekcji, jeden z młodych koszykarzy zapytał się go, co go nakręca. Odpowiedzią nie był nowy super-team Golden State Warriors, czy jego krytycy.
„Moją motywacją jest duch, za którym gonię. Ten duch grał w Chicago.”
Wątek Jordana ciągnie się przez całą karierę LeBrona. Jego Powietrzność był jego idolem – jak wielu innych dzieciaków w jego wieku. Już kiedy wychodził ze szkoły średniej, media ogłosiły go jako „Wybrańca”, który będzie miał szansę na zostanie kolejnym MJ’em. Jakby biorąc na siebie to brzemię, 18-letni James wybrał sobie na początku swojej kariery w NBA numer „23”, który nosi także w trakcie swojego drugiego pobytu w drużynie Cavaliers.
„Moja kariera jest zupełnie inna od tej Michaela Jordana. To przez co przeszedłem jest zupełnie czymś innym, niż to przez co przechodził MJ. To co robił było nie do uwierzenia i widziałem to na własne oczy. Był moim idolem. To świetne uczucie, móc postawić się w pozycji, by zostać jednym z tych świetnych zawodników, ale jeśli kiedykolwiek będę mógł dać sobie szansę na zostanie najlepszym w historii, to byłoby to naprawdę niespotykane.”
James jest bardzo inteligentnym człowiekiem i choć na pewno nie brakuje mu pewności siebie, to wie jak dużo brakuje mu jeszcze do osiągnięć Jego Powietrzności. Jego krytycy zawsze będą przywoływać fakt, że Jordan wygrał sześć mistrzostw z sześcioma MVP Finałów, ani razu nie przegrywając w Finałach i ani razu nie dopuszczając w nich do Game 7. James ma na swoim koncie trzy pierścienie w wieku 31 lat, a także już teraz ma siedem rozegranych Finałów. I tutaj drogi niektórych się rozchodzą. Jedni zwracają uwagę bardziej na fakt, że przegrał cztery z nich, a inni na to, że siedem Finałów (sześć z rzędu) jest niesamowitym osiągnięciem.
Prawda, jak zwykle leży gdzieś pośrodku. Pamiętajmy, że kariera Jamesa jeszcze się nie zakończyła, więc wyliczanie osiągnięć i porównywanie ich z tymi Jordana nie ma dla mnie wielkiego sensu. Jego atletyczny prime prawdopodobnie przypadł na jego cztery lata w Miami, natomiast jego mentalny prime trwa w najlepsze i trwał będzie pewnie do jego ostatnich dni w NBA, przez co na pewno jego gablotka z różnego rodzaju nagrodami zapełni się jeszcze bardziej.
Podążanie za Jordanem było i będzie jego motywacją i nie ma chyba powodu, dlaczego miałoby tak nie być. Każdy ze świetnych zawodników chciałby być tym najlepszym. Na koniec jego kariery nie będzie już ważne, na kim się wzorował i kogo gonił. Mowa o tym, że James nigdy nie będzie taki jak Jordan jest bezsensowna. LeBron nie jest kolejnym wcieleniem Michaela Jordana i nigdy nie będzie. Jest za to pierwszym i ostatnim wcieleniem LeBrona Jamesa, ze swoim własnym legacy, co w niczym nie umniejsza jego zasług.
Autor ma rację. Każdy pisze swoją własną historię. Równie dobrze można teraz porównywać Wilta Chamberlaina oraz D.Howarda…. Ale to bez sensu. Jordan napisał swoją opowieść, James pisze swoją. Dla mnie porównanie jest bez sensu, choćby dlatego że LBJ i MJ dzielą inne lata gry, w latach 90 koszykówka wyglądała inaczej od tej obecnej….
Co do LBJ, na poczatku nie cierpiałem tego typa… Zanim zdobył mistrzostwo nazywał się królem…. Dopiero od niedawna zacząłem darzyć go sympatią, bo zmienił styl gry, dojrzał mentalnie i życze mu jak najlepiej.
Nie rozumiem czemu hejterzy Lebrona cały czas przywołują jego przegrane w finałach, a o jordanie mówią jak to nigdy nie przegrał w finale… Czy odpadnięcie w pierwszej rundzie przynosi więcej chwały niż walka w wielkim finale? Kim był jordan zanim przyszedł do niego pippen oraz jackson? Lebron w pojedynke zaprowadził bandę zadaniowców do finałów i cały czas jest deprecjonowany tylko dlatego, że zaliczył porażkę w finale. Rozumiem, że jakby przegraływał w finałach konfy to wtedy byłby 3-0 w finałach i wtedy byłby oceniany z goła inaczej… Liczbę mistrzostw powinno oceniać się przez pryzmat rozegranych sezonów, czyli jordan 6/15 (40% skuteczności), a lebron 3/13 (23%).
Oczywiście lebron nie ma podjazdu do jordana, lecz chciałem tylko zwrócić uwagę na to jak postrzegane są porażki lebrona w finałach, jako coś haniebnego, negatywnego, a wcale nie powinno to być w ten sposób odbierane.
Pippen i Grant przyszli z draftu i sternicy Bulls byli bardzo cierpliwi, spokojniej budowali wielki zespół . Natomiast w Cavs po finałach też poszli w kupno gwiazd i chciano iść na skróty przez BigBena, Shaqa, Jamisona. Takie projekty niebardzo się sprawdzają: Rockets, Lakers to najlepsze przykłady. Teraz praktycznie rzadziej buduje się zespoły na wzór Thunder czy Warriors, stawiając na młodych i czekając latami. Jednak James poszedł swoją ścieżką i jako nieliczny gwiazdor z całej historii ligi, wygrał majstra w różnych zespołach, nie będąc tylko zadaniowcem czy uzupełnieniem składu. Za to czapki z głów!
a co taki zadaniowiec gorszy? dwa słowa: Robert Horry, gość który przysłużył się w ogromnym stopniu do zdobycia mistrzostw w każdej swojej drużynie
A kim byłby Horry bez Olajuwona, Duncana czy Shaqa? Ile by ich zdobył?? I gdzie go wsadzić między LeBrona i Jordana???
Co do artykułu – Nie ma najlepszego koszykarza w historii, jest po prostu wielu wielkich tego sportu.
Dokładnie tak. Mam podobny szacunek do obu tych graczy. Inna pozycja, inne trudności, inna koszykówka.
Innym wielkim był Drexler,który-jako największy adwersarz Jordana przegrał z nim minimalnie-by potem odbić sobie niejako w roli zadaniowca.Wielki koszykarz z najwyższej półki,jedyny w swoim rodzaju.Klasa…
Nazwanie Drexlera z sezonu 94/95 zadaniowcem to zdecydowanie naduzycie.
nie umniejszając umiejętności nikogo to jednak LeBron J. nie ma jak się porównywać do MJ … i nie chodzi tylko o umiejętności ale o osiągnięcia o dominacje w lidze o wpływ jednego zawodnika na zespół o stworzenie nowego stylu nowej jakości itd… wymęczone 2 koszami łącznie w 7 meczach zwycięstwo w tym roku a w zasadzie wykorzystanie kompletnego wyczerpania GSW po rekordowym sezonie i kontuzji jedynego dobrego centra w GSW nie imponuje mi choć przyznaje że w finałach LeBron miał przebłyski wielkiego talentu podobnie jak Irving … reasumując jako motywacja MJ owszem ale co do reszty nie ma co porównywać ….
Bogut dobrym centrem (jeden z najbardziej przecenianych typów w lidze do tego kontuzyjny)? Hehe lepiej byś przyznał że Curry grał przeciętnie jak na jego możliwości a GSW w finale byli tylko dzięki Thompsonowi i przychylności sędziów i całej ligi wobec wybryków osiołka Greena… Nie jestem fanem ani Cavs ani tym bardziej LBJ ale to mistrzostwo było dla nich w pełni zasłużone, James zagrał jak szalony pogan.
podatny na kontuzje…poza tym Bogut to bardzo dobry środkowy, z wysokim IQ i swietnie zastawiający się czy dobrze blokujący. Do czasu zwiększenia się liczby kontuzji uważany był za drugiego defensora na pozycji centra, po Howardzie. Nie na próżno wyjął go z Milwaukee – Mark Jackson. Zobaczycie , że defensywa GSW bez niego zmieni się na gorsze.