Pierwszy rok Kristapsa Porzingisa na parkietach NBA można uznać za udany. Co prawda nie zdołał awansować z New York Knicks do fazy playoff, ponosząc porażki w aż pięćdziesięciu meczach sezonu zasadniczego, ale za to imponował swoją grą. Jego popularność już jest przedmiotem kultu. Dowodów na taki stan rzeczy nie brakuje, a jeden z nich postanowili przedstawić bracia Byrne, otwierając przed nami wrota pewnej świątyni.
Właśnie za sprawą tych panów powstał film krótkometrażowy pt. „Porzingod”. Conor napisał niebanalny, humorystyczny scenariusz i trzymał pieczę nad reżyserią, natomiast Tyler zajął się obrazem stworzonym przez brata od strony produkcyjnej. Jako odtwórców głównych ról, w nieco ponad trzyminutowej propozycji braci, zaangażowano Adama Mucciego oraz Johna Leguizamo. Trzeba przyznać, że to był kolejny strzał w dziesiątkę lub – jak kto woli – game winner. W drugiej połowie kwietnia bieżącego roku etiuda doczekała się debiutu podczas festiwalu filmowego Tribeca w Nowym Jorku, zbierając dosyć pochlebne recenzje krytyków i obserwatorów.
Film przedstawia dwóch wyznawców (kibiców) „kościoła Knicks”, którzy wchodzą do kaplicy, zwilżają dłonie w „pocie Pata Ewinga”, klękają przed wizerunkiem „łotewskiego mesjasza” i – przeżegnawszy się – zagłębiają w gorliwej modlitwie „w imię Jeffa Van Gundy’ego”. Przy tym wspominają z tęsknotą lata dziewięćdziesiąte, kiedy z siłą nowojorczyków musiała się liczyć niemal każda drużyna, a hala Madison Square Garden była ziemią świętą, mekką koszykówki. Wracają pamięcią do „świętej rodziny”: Ewinga, Starksa, Oakley’a, Masona i Larrego Johnsona, lecz przede wszystkim z ogromną nadzieją wznoszą swe błagania o lepsze czasy w historii organizacji do „Kristapsa wszechmogącego”. Jednak chyba najbardziej powalający jest finał. Po przekazaniu znaku pokoju, jeden z wiernych mówi: „I spraw, by Reggie Miller smażył się w piekle”.
Do sytuacji ukazanej w obrazie filmowym braci Byrne należy podejść z dystansem, bowiem sport często bywa porównywany z religią, a tu mamy dodatkowy smaczek w postaci poczucia humoru. Wszyscy kibice modlą się o świetność swoich drużyn, wszyscy mają swoje zwyczaje i rytuały. Co więcej – swoje rytuały mają również sportowcy. O tym wiadomo nie od dziś.
Najlepsze jest to że jak Knicks wybrali Łotysza to wszyscy pukali się w głowę, że Jackson oszalał, a większość kibiców otwarcie manifestowało niezadowolenie, do tego ten czarny burak z ESPN wrzeszczał w niebo głosy jaki to Porzingis jest słaby i do niczego się nie nadaje. Można powiedzieć że od zera do bohatera. Tylko KAT lepszy z tego draftu.
Nie zabieram mu talentu, czy możliwości rozwoju, ale trzeba pamiętać, że to NYK. Tutaj ludzie są tak głodni sukcesów, że każde światło w tunelu to wyjście.
Zobaczymy w tym roku, wyglądają nieźle. Mają w końcu doświadczenie z PO w pierwszej piątce, obiecującego sophomore, więc gorzej nie będzie. Ale czy tak dobrze jak sobie życzą? Trzeba wierzyć w proces :)