Pierwsze noce nowego sezonu przywitały nas świetnymi indywidualnymi występami poszczególnych graczy i nie inaczej było także tej nocy. Dwóch graczy, którzy zaliczyli świetne pierwsze spotkania nie zwolniło tempa i popisali się kolejnymi historycznymi osiągnięciami, gwiazdorzy Golden State Warriors odbudowali się po fatalnym starcie sezonu, Toronto Raptors nie udał się rewanż za finały konferencji wschodniej, a Charlotte Hornets zaliczyli świetny come-back w drugiej połowie spotkania.
Miami Heat 91-97 Charlotte Hornets
Charlotte Hornets, podobnie jak wczoraj Los Angeles Clippers, już na początku sezonu wrócili do hali, w której zakończyły się dla nich poprzednie rozgrywki (mecz numer 7 pierwszej rundy play-offów), jednak od początku spotkania mało wskazywało na to, by wzięli rewanż na podopiecznych Erika Spoelstry. Gospodarze prowadzili już nawet 65-46 w drugiej kwarcie, kiedy to Kemba Walker rozpoczął wielki come-back Szerszeni. Hornets zdominowali Heat w trzeciej i czwartej kwarcie, zatrzymali ich na skuteczności 12/43 z gry i kompletnie obrócili losy spotkania. Duże wsparcie dała ławka Charlotte, która w samej drugiej połowie zdobyła aż 30 punktów (ławka Heat w całym meczu tylko 34). Roy Hibbert wyszedł w pierwszej piątce, ale po kilku minutach pierwszej kwarty zszedł do szatni z kontuzją kolana.
Heat (1-1): Whiteside 20 (8/11 FG, 15zb), Dragić 14 (9ast), Waiters 13 (7zb), Winslow 10 (6zb, 5ast)
Hornets (2-0): Walker 24 (4ast), Lamb 16 (8zb), Belinelli 12, Batum 12 (6zb, 4ast)
Toronto Raptors 91-94 Cleveland Cavaliers
Zespół z Kanady w swoim drugim meczu podjął na własnym terenie mistrzów NBA i także szukał rewanżu za przegrane kilka miesięcy temu finały konferencji wschodniej. Pomimo kolejnych bardzo dobrych występów DeMara DeRozana i Jonasa Valanciunasa niemal całe spotkanie Kawalerzyści mieli jednak ciągle przewagę (po tym jak w drugiej odsłonie meczu zaliczyli szybki run 12-2) i dopiero w ostatniej kwarcie Raptors zdołali się do nich zbliżyć, a na 3 minuty przed końcem punkty Kyle’a Lowry’ego dały im prowadzenie. W ostatniej minucie meczu Toronto miało jednak problem z wykańczaniem akcji i spudłowali ostatnich 5 swoich rzutów (łącznie w całym spotkaniu Cavs zatrzymali ich na 38.9% skuteczności z gry). Przy stanie 91-91 niemoc rywali wykorzystał bezlitosny Kyrie Irving, który rzutem za trzy punkty na 44.3 sekundy przed końcem ustalił wynik spotkania.
Raptors (1-1): DeRozan 32 (12/28 FG, 7zb), Lowry 17 (4ast, 6 TO), Valanciunas 10 (17zb)
Cavaliers (2-0): Irving 26 (5/9 3PT, 6ast, 6zb, 7 TO), James 21 (8zb, 7ast, 5 TO), Love 18 (10zb), Thompson 11 (5/5 FG, 10 zb)
Brooklyn Nets 103-94 Indiana Pacers
Gospodarze rozgrywający swój pierwszy mecz we własnej hali mieli nadzieję, że dogrywka w spotkaniu Indiany Pacers z Dallas Mavericks da się tym pierwszym we znaki także w ich kolejnym meczu. Wydawało się, że faworyzowani goście będą do końca kontrolować przebieg spotkania po tym, jak zdobyli 31 punktów w trzeciej kwarcie, ale nic bardziej mylnego. Szybki run na początku czwartej kwarty, a kilka minut później dwie kolejne trójki Seana Kilpatricka niemal oniemiały przyjezdnych, którzy nie znaleźli odpowiedzi już do samego końca. Prowadzeni przez Jeremy’ego Lina (i jego prawie-triple-double) oraz Brooka Lopeza Nets wygrali ostatnią odsłonę 31-15 i są już 4-1 w domowych meczach otwarcia w trakcie swojej ery na Brooklynie.
Nets (1-1): Lopez 25 (10/18 FG, 5zb, 5 TO), Lin 21 (9zb, 9ast), Kilpatrick 18 (7/11 FG, 4/4 3PT, 5 zb), Booker 10 (11zb)
Pacers (1-1): George 22 (9zb), Young 19 (8zb), Miles 15 (6zb), Turner 13 (11zb, 3blk)
Detroit Pistons 108-82 Orlando Magic
Po nieudanym meczu otwierającym sezon, Detroit Pistons udało się odpowiedzieć w dobrym stylu, tym razem we własnej hali. W samej drugiej kwarcie zdobyli 16 punktów bez odpowiedzi bezradnych Orlando Magic, łącznie punktując ich w niej aż 30-9. Po 24 minutach goście z Florydy przegrywali już 54-31, trafiając 27% swoich rzutów z gry (co otworzyło drogę Andre Drummondowi do zebrania w pierwszej połowie aż 16 piłek z tablic) i do końca meczu nie potrafili się już otrząsnąć. Pistons powiększyli szybko przewagę do aż 35 punktów i kibice w Palace mogli podziwiać końcówkę spotkania w wykonaniu specjalisty od garbage-time – Bobana Marjanovicia. Andre Drummond po raz 28. w swojej karierze miał mecz z ponad 20 zbiórkami, a Pistons wygrali walkę w pomalowanym 60-36. 26-punktowa wygrana na otwarcie sezonu we własnej arenie jest największą w całej historii zespołu ze stanu Michigan.
Pistons (1-1): Harris 18 (4zb), Morris 17 (8zb), Smith 16 (8/13 FG, 8ast), Drummond 12 (20zb)
Magic (0-2): Gordon 17 (7zb), Payton 15 (6ast, 5zb), Hezonja 13, Green 10
Oklahoma City Thunder 113-110 Phoenix Suns
Swój występ w tym meczu Russell Westbrook wytłumaczył prosto: „Po prostu chciałem wygrać”. Chciał wygrać i wygrał. I to w jakim stylu. Mimo jego wielkiego występu (w samej trzeciej kwarcie miał 23 punkty, w samej drugiej połowie i dogrywce – 39) Oklahoma City Thunder mieli wielkie problemy z pokonaniem Phoenix Suns i to właśnie lay-up Westbrooka na 7.6 sekundy przed końcem doprowadził do dogrywki w pierwszym meczu tego sezonu w Chesapeake Energy Arena. Gwiazdor Thunder miał kilka sekund później jeszcze szansę na wygranie meczu w regulaminowym czasie, jednak jego trójka nie wpadła do kosza. W dogrywce ponownie go nie zabrakło i to jego dwa rzuty wolne ustaliły wynik meczu. 50-punktowe triple-double nie zdarzyło się w NBA od 1975 roku, kiedy to takim osiągnięciem popisał się młody wówczas Kareem Abdul-Jabbar. W drodze po swoje 38. TD w karierze Westbrook pobił także swój rekord kariery w liczbie oddanych rzutów (44). Career-high, ale w punktach zaliczył za to najlepszy strzelec Suns w tym spotkaniu T.J. Warren.
Thunder (2-0): Westbrook 51 (17/44 FG, 2/10 3PT, 15/20 FT, 13zb, 10ast, 5 TO), Oladipo 21 (5zb)
Suns (0-2): Warren 30 (13/18 FG, 9 zb, 4 TO), Booker 21 (6zb), Knight 19 (6zb), Bledsoe 17 (6ast, 5zb)
Houston Rockets 106-98 Dallas Mavericks
Dopiero po raz drugi w ciągu ostatnich 19 lat, Dallas Mavericks otwierali nowy sezon w swojej hali bez Dirka Nowitzkiego w składzie. Niemiec nie zagrał z powodu zatrucia i nie mógł pomóc swoim kolegom w wygraniu pierwszych derbów Teksasu w tym sezonie. I choć ofensywnie świetnie zastąpił go Harrison Barnes, który już w swoim drugim meczu w barwach nowej drużyny zaliczył swój strzelecki career-high, to ostatecznie nie wystarczyło to na gości, prowadzonych przez Trevora Arizę i Jamesa Hardena. Harden nie zdobył ani jednego punktu w pierwszej kwarcie, natomiast odblokował się na 10 w drugiej i 12 w trzeciej, trafiając w niej 3 ważne trójki, które dały Rockets 10-punktowe prowadzenie wchodząc w ostatnią odsłonę spotkania. W tych decydujących dwóch kwartach meczu bardzo pomogła defensywa Houston (że co?), która zatrzymała w tym czasie Mavs na 38% z gry. Rakiety trafiły w całym meczu 15 z 32 swoich rzutów zza łuku, a sami Ariza, Harden i Eric Gordon byli 12/20 w rzutach z dystansu.
Mavericks (0-2): Barnes 31 (13/23 FG, 5zb), Williams 14 (4ast), Matthews 13 (1/8 3PT, 4zb), Barea 10 (5zb, 5ast)
Rockets (1-1): Ariza 27 (8/12 FG, 5/7 3PT), Harden 26 (8ast, 7zb, 4 TO), Gordon 18 (6ast, 4zb)
Utah Jazz 96-89 Los Angeles Lakers
Po udanej inauguracji sezonu na własnym terenie Los Angeles Lakers chcieli zrobić dobre wrażenie także w drugim spotkaniu rozgrywek i prawie udało im się zepsuć start sezonu w Salt Lake City. Jazz prowadzili już 11 punktami w trzeciej kwarcie, ale pozwolili Jeziorowcom na run 22-11 i w połowie ostatniej odsłony spotkania to Lakers prowadzili czterema punktami. Wtedy jednak obudził się pozyskany tego lata George Hill (10 punktów w czwartej kwarcie), który swoją trójką otworzył drogę Jazz to serii punktowej 11-0. Goście nie zdołali już powrócić do meczu z siedmiopunktową stratą. Do gry, po przerwie spowodowanej kontuzją kolana powrócił za to Derrick Favors. Z drugiej strony, urazu – także kolana – w trakcie pierwszej połowy nabawił się rookie Brandon Ingram i nie wyszedł na drugą część spotkania. W drugim meczu rozgrywek Nick Young wyrównał swoją liczbę startów w pierwszej piątce z ubiegłego sezonu.
Jazz (1-1): Hill 23, Hood 15 (9zb), Favors 15 (6zb), Gobert 13 (13zb, 4blk)
Lakers (1-1): Williams 17 (6ast), Young 13, Deng 12 (12zb)
New Orleans Pelicans 114-122 Golden State Warriors
Żeby choć nieco poprawić swój wizerunek po ośmieszającej ich porażce na początek sezonu, Golden State Warriors po prostu musieli wygrać swoje drugie spotkanie. Stali naprzeciwko nękanej kontuzjami drużynie prowadzonej przez niesamowitego Anthony’ego Davisa, który ani myślał obniżać swojej średniej 50 punktów na mecz po pierwszym meczu sezonu. Średnia ta po spotkaniu spadła mu… do 47.5 PPG. Davis ponownie grał jak natchniony, ale i tym razem zabrakło wykończenia spotkania przez drużynę Pelicans. W trzeciej kwarcie udało im się wyjść na prowadzenie (11 punktów w tej odsłonie zdobył Tim Frazier), natomiast Stephen Curry zdobył kolejne 8 punktów, kilka posiadań później dołożył następną trójkę i z 13 punktami w trzeciej odsłonie wyprowadził swój zespół na 11-punktowe prowadzenie. Davis robił co mógł w czwartej kwarcie, ale Pelikany zdołały się zbliżyć tylko na sześć oczek. Trio gwiazd Wojowników nie zawiodło i samo zdobyło aż 81 punktów.
Pelicans (0-2): Davis 45 (17/31 FG, 17zb), Frazier 21 (10/18 FG, 10ast, 6zb), Cunningham 15 (8zb), Stephenson 15 (8zb, 6ast)
Warriors (1-1): Durant 30 (17zb, 6ast, 12/12 FT), Thompson 28 (4ast), Curry 23 (4/10 3PT, 7ast, 4 TO), Pachulia 10 (11zb), Green 8 (11zb, 7ast)
Dosyć dziwna kolejka, słabo w typerze :-( tylko 4/8, Pacers zawiedli ale Mavs chyba bardziej. Jazz co tu dużo mówić chyba bardziej tam docenią Hilla niż w Indianie. Miałem coś dobrego o RW napisać ale jak zobaczyłem te jego pokrzykiwania i wymachiwania łapami w stronę ławki i sztabu Suns (po wyrównanym przecież meczu) to mi się odniechciało, brakuje mu klasy mimo że jest jednym z najlepszych obecnie zawodników, szkoda.
Davis kozak i patrze, że Green po glebie od niego znowu nogami wymachuje :D
Westbrook nie jest człowiekiem, to jest Godzilla ;)
AD też trzyma poziom, brakowało Jrue i jego punktów. Pelicans w pewnym momencie łeb w łeb szli z GSW.
Szkoda Mavs, brakowało w tym meczu Dirka
A więc tak będzie wyglądał Westbrook w tym sezonie – kosmiczne liczby, na słabej skuteczności.
Braknie mu zwycięstw, żeby wygrać MVP, tak samo jak AD.
Zastanawiałem się przed sezonem, czy Westbrook wejdzie na wyższy poziom… nie lubię tego grajka, ale widzę jego potencjał i życzę mu jak najlepiej. Niestety NA TEN MOMENT śmiało można powiedzieć, że nie jest graczem największego formatu. Dlaczego? Bo koszykówka to gra zespołowa. Jego – JEGO! – OKC nie była w stanie wygrać w regularnym czasie z PHO! Z Suns, kurcze! CO z tego że będzie rzucał 100/50/40, skoro nie poprowadzi swoich kolegów do lepszej gry ( jak robią i robili to najwięksi, z obecnych: Curry, LBJ, PG, DW, czy KD, tak, tak – KD ^^)? Taki Pop gdyby jakimś cudem OKC załapała się do PO( wg mnie nie ma na to teraz żadnych szans), powiedziałby pewnie: nie kryjcie tego gościa… rzuci nam pierdyliard punktów, ale potem ręka mu zdrętwieje od rzutów i sam się wyłączy z gry, wtedy ich dociśniemy ;)
Ego Russa jest niewyobrażalne, on zawsze będzie gwiazdą, a nie supergwiazdą cytując Cubana. Jeśli wejdą do PO to dzięki niemu odpadną z bardziej doświadczoną i lepiej zgraną ekipą. LBJ był na takim etapie w Cavs i uciekł, bo zrozumiał iż liczy się team, a nie indywidualność. Wrócił mocniejszy, zebrał ekipę i efekt mieliśmy w poprzednim sezonie:) żeby nie było fan Celtów.
Serio??? Trio z Warriors zdobywa 80+ a Davis 45? Kurde szkoda mi tego chłopaka. Przecież on robił z Warriors co chciał. Jak patrze na Pelicans i grę Davisa to przypomina mi się 76ers i Iverson. Bardzo podobna sytuacja, utalentowany zawodnik otoczony średniakami. To dla Anthonego nie skończy sie dobrze. Na jego miejscu dałbym ultimatum zarządowi Pels – albo czynicie kroki prowadzące do poprawy poziomu gry drużyny – albo odchodzę. Nie można przecież tak marnowac takiego talentu.
Co do Westbrooka – jestem w szoku jego woli walki. Tylko czy własne cyferki nie pogrzebią dobra drużyny?
No, Tłoki przytłoczyły Magików w pięknym stylu. Dało się to oglądać, nawet z pewną dozą przyjemności. Jak jeszcze KCP się obudzi to może jednak nie będzie tak najgorzej. Smith sobie ładnie poszalał na tle Paytona, który wygląda jak pajac…
Wyścig po MVP będzie epicki, zapowiadają się rekordowe numerki RW, AD, JH i paru innych.
Ciekawe ile wytrzyma Westbrook i kiedy stwierdzi że woli grać na Plutonie
Patrząc na ten tłok pod koszem w Orlando i mizerię na obwodzie, mam przeczucie, że w tym roku Magic będą się bić o pick number #1 :-). Wiem, że to dopiero dwa mecze, ale fatalnie już się prezentowali w PreSeason. I teraz jak na razie potwierdzają tą formę (z PreSeason ;-)). No nic, pożyjem – zobaczym.
oglądałem tylko 2 mecze z tych
Nie mogę uwierzyć ale AD lepiej prezentuje się jako wysoki szybki niż KD, przypomina bardziej MJ niż PF/C szczęka opadła. Lancelot nie mógł dostać lepszej szansy niż gra w Pels brak presji i gdy schodzi AD to on kreuje się na lidera chociaż mam ciągle mieszane uczucia jak to się skończy bo rzeczywiście jak ktoś już wcześniej zauważył w innym temacie jest mało podań a większość akcji wykańcza troszkę pomijając kolegów AD a potem LS w trakcie sezonu może być dym. Wojownicy z taką obroną nie przejdą 2 rundy PO, liczyłem, że KD wzmocni obronę ale póki co udowadnia tylko swoją moc ofensywną trochę to niepokoi, Zaza Paczulia z którego się nabijałem jest jedynym, który chociaż stara się myśleć o obronie. Niby w ataku są najsilniejsi i nie ma co się spierać ale wk..rza mnie to niestaranne wykańczanie akcji gdzie łatwe punkty zmieniają się na straty, to było ich mankamentem w poprzednim sezonie i teraz jest widoczne jeszcze bardziej.
LAL – póki co szkoda mi Denga i Waltona oby nie byli przegranymi tego sezonu. Jak kończysz mecz w pierwszej piątce z Nick Young to nie możesz wygrać. Po odejściu KB entuzjazm wystrzelił ale w końcówkach potrzeba spokoju Randle spoko, Deng na swój wiek zajebiście ale reszta zagotowani w głowach aż para leci uszami.
Bez przesady z Davisem i Durantem.
Durant nie musi oddawać 40 rzutów, bo ma obok siebie Curry czy Thompsona w meczu a Davis musi, bo średnio ma z kim grać.
Natomiast faktem jest, że Warriors gubią się w defensywie jako drużyna – z Orleans nadrabiali to indywidualnymi umiejętnościami – i pytanie jak długo im zajmie nauczenie się ze sobą grać.
Zresztą w ofensywie też się często gubią, gdy próbują grać tak szybko jak w zeszłym sezonie, ale mają taką moc ofensywną, że na wszystkie ekipy nie z najwyższej półki na razie im to wystarczy. Jednocześnie zgrać się w ofensywie jest znacznie łatwiej, niż nauczyć się gry defensywnej jako drużyna i na najwyższym poziomie.
ps też tak macie, że lubicie starych nowych znajomych, którym z miejsca się kibicuje ? Isaiah Thomas (z tego co słyszałem to jego ojciec przegrał zakład, że LAL wygra z Detroit i wyszło jak wyszło) nie mniej jednak nazwisko zobowiązuje – zagrał z CHI niesamowicie dodając pikanterii bo Rondo ledwo nie pękł ze złości jak zobaczył dobrego rozgrywającego w Bostonie a na pewno to Rondo zawsze będzie w środku zielony i Tim Hardaway Jr. również świetny mecz, nowy sezon daje dużo emocji. Na koniec muszę przyznać, że LBJ z ostatnio pokazywanych Big Tree miał tą najgorszą w Cavs (poza sędziowaniem ale to miał nawet MJ) bo jak porównać chociażby Boston / Miami do Cavs a jednak dał radę, oczywiście to nic nie zmienia ale prawdę trzeba oddać ;)