Kiedy przez lata grasz w tym samym zestawieniu i zawodnicy skazani są na określone schematy, wówczas dochodzi do zmęczenia materiału, a Twoje mocne strony przestają być mocnymi…Czas biegnie nieubłaganie, lata lecą, przeciwnicy znają Cię coraz lepiej. Potrafią przewidzieć Twoje ruchy, Twoje zamiary, czytają Twoją taktykę jak książkę. Nie możesz ich praktycznie już niczym zaskoczyć. Jedna zmiana trenera, dobór kolejnego gracza lub drobna wymiana zmienia coś tylko na chwilę. Czasami zmienia na lepiej, czasami zmienia na gorzej. Nie ma na to reguły. W grze Twojej drużyny nie widać polotu, energii, radości, wszystko wygląda niczym schemat. Ten schemat nie przynosi sukcesu i dalej znów – nie daje Tobie radości, nie motywuje do działania , ani nie rozwija Cię. Nie tylko dochodzi do stagnacji, część graczy po prostu wygląda gorzej, cofa się. Co wtedy?
Opcji jest co najmniej kilka, ale najważniejsze to mieć nowy plan. Plan, w który się wierzy. Którego w głowie, w pewnym stopniu już się widzi. Masz jakiś zarys, pewną wizję, określone działanie etc. Powoli składasz elementy i próbujesz przekonać innych , graczy czy trenerów, do swojej wizji. Możesz w tym planie uwzględnić wymianę kilku trybów, by Twoja maszyna nabrała mocy.
Jedni stawiają na zmianę trenera i najlepiej byłoby by trener miał uznaną markę, respekt wśród graczy, sprawdzony system, który dał mu sukces. O takiego trenera jest niezwykle ciężko, bowiem zwycięskie drużyny bardzo rzadko rezygnują ze sprawdzonych szkoleniowców. Najlepszym przykładem są Gregg Popovich, Dwyane Casey, Rick Carlisle, nawet już Terry Stotts i Steve Clifford. Sztuką, swego czasu, było również odstąpienie od takich nazwisk jak Doc Rivers, Tom Thibodeau, Frank Vogel, Lionell Hollins a może nawet George Karl (Denver Nuggets). Jednak by znaleźć utalentowanego szkoleniowca zarzuca się sieci dużo wcześniej…sięgając nawet do ligi akademickiej. Oczywiście też, nie każdy zaraz się sprawdza (Rick Pitino, Tim Floyd, Eric Musselman, John Calipari) a na wyniki kolejnych trzeba chwilę poczekać (Brad Stevens, Fred Hoiberg, Billy Donovan, Quinn Snyder). Okazuje się, że kolejni mogą za chwilę trafić w poczet ligowych trenerów, bo znają ligę wyśmienicie (Dan Majerle, Danny Manning, Chris Mullin, Larry Krystkowiak, Mark Price, Bobby Hurley, Kevin Ollie). Choć czasami najlepszą praktyką jest bycie asystentem przez lata i uczenie się od słynnych mentorów (Tom Thibodeau, Erik Spoelstra, David Fizdale, David Joerger, Luke Walton).
Drudzy stawiają na zmianę pierwszej gwiazdy. W tym sezonie mamy kolejne, doskonałe przykłady. Niestety czasami trzeba długo czekać lub musi dojść do wyjątkowych sytuacji, by danego lidera zmienić (Tim Duncan, Kobe Bryant, Derrick Rose, Dwight Howard, Kevin Durant). Chcąc nie chcąc – też – trzeba czasami pogodzić się z faktami i zamknąć pewną epokę , by pójść do przodu. Czasami trwa to dłużej niż byśmy chcieli (New Orleans Pelicans długo nie mogą podnieść się od czasów odejścia Chrisa Paula , Boston Celtics zrobili to szybciej po utracie Big Four niż nam by się wydawało, a San Antonio Spurs przygotowali się na odejście swojego fundamentu jeszcze w trakcie trwania kariery Tima Duncana). Nie ma „złotego środka”. Osobno, są też tacy, którzy nadal żyją przeszłością i nie potrafią zapomnieć o tym najlepszym sezonie (Dallas Mavericks i ich właściciel). Ci ostatni, za chwilę, mogą zostać największymi przegranymi sezonu…
Trzeci stawiają na terapię szokową i trzeba przyznać , że efekty jej są czasami pozytywnie zaskakujące. Pozbycie się/zrezygnowanie z usług Wade’a, Rose’a, Bryanta nie musi aż tak bardzo boleć, jeśli ma się w zanadrzu obiecującą młodzież lub łapie się okazję. Od kilku nocy jesteśmy świadkami nowej historii, iż Heat – mimo braku Flasha – nadal potrafią wygrywać (inwestycja typu Whiteside czy Johnson popłaca) a Lakers – mimo braku Black Mamby – potrafią ugrać więcej i bardziej przypominać zespół (młode strzelby jak D’Angelo Russell, Jordan Clarkson, Julius Randle a być może i za chwilę Brandon Ingram). Niestety jeśli nie miałeś do wczoraj gwiazdy i mentora dla młodszych (czytaj Sixers) to mimo, że posiadasz kilku utalentowanych i wybranych w drafcie graczy to na zwycięstwo trzeba długo jeszcze popracować.
Czwarci, dowartościowują skład; wymieniają jeden lub dwa tryby w pierwszej piątce i dobierają wartościowych zmienników (Indiana Pacers, Charlotte Hornets, Houston Rockets, Sacramento Kings czy Los Angeles Clippers). Wzmacniają obwód, poprawiają siłę podkoszową lub zmieniają taktykę (przy okazji zmieniając trenera). Czasami na efekty tych zmian czeka się krócej , czasami te zmiany pobudzają innych graczy, znajdują nowe rozwiązania, odnajdują motywację u starych zawodników lub znajdują nową. Praktycznie jakakolwiek zmiana pobudza do działania, ale na efekty ich musimy czekać przez kolejne spotkania. Choć oczekiwania niecierpliwych kibiców są w stylu „tu i teraz!”.
Podsumowując: każdy nowy sezon oraz każde nowe wyzwanie nakręca machinę. Pobudza zespół, a każde odmienione środowisko wyznacza sobie nowe cele. W zasadzie zawsze wyższe. Zawsze znajdzie się rekord , który można pobić, poprawa danej statystyki to już powód do motywacji , a następnie satysfakcji. Liczba zmian, transferów , roszad trenerskich jest prawie zawsze równa rekordowej. Tak w kółko, przez co najmniej 82 mecze, a może i więcej…By za rok , o podobnej porze, wrócić do gry, ze zbliżonymi marzeniami i wyzwaniami. Ot cała NBA:-)
… a ostatni robią superteamy(BOS, MIA, CLE, a w tym sezonie GSW) Dobra seria felietonów, niby większość o czym piszesz wiemy, ale bardzo przyjemnie i szybko się czyta. Życzę pomysłów na cały sezon.
O super teamach jeszcze będzie, dzięki
Woy nadajesz się na eksperta w studiu przedmeczowym :)
Dzięki, pozdrowienia.