New York Knicks 109-114 Utah Jazz
Utah Jazz odnieśli czwarte zwycięstwo w sezonie, pokonując New York Knicks. W pierwszej kwarcie świetnie prezentował się duet Anthony-Porzingis, który trafił 10 na 12 rzutów z gry, osiągając 24 z 30 punktów drużyny w tej części meczu. Znakomite zawody rozgrywał wracający po kontuzji Gordon Hayward. Między innymi dzięki jego dziesięciu oczkom w drugiej odsłonie spotkania Jazz schodzili na przerwę z zaledwie pięciopunktową stratą 54-49. Nowojorczycy prowadzeni przez Anthony’ego i Porzingisa, autorów 14 punktów w trzeciej partii, przed finałowym aktem rywalizacji mieli jeszcze minimalną przewagę 80-78. W ostatniej kwarcie goście szybko rzucili gospodarzom dziewięć oczek z rzędu i od tamtej pory kontrolowali przebieg wydarzeń na parkiecie do samego końca. Główną przyczyną wygranej koszykarzy z Utah było częstsze meldowanie się na linii rzutów wolnych (30/35 FT) oraz to, że wymusili na przeciwnikach 13 strat piłki, które udało im się przełożyć na 13 zdobytych punktów.
Memphis Grizzlies 94-100 Portland Trail Blazers
Portland Trail Blazers wygrali trzeci mecz na wyjeździe w bieżących rozgrywkach, zwyciężając tym razem z Memphis Grizzlies. Olbrzymi wkład w sukces gości miał C.J. McCollum, który – rzucając 37 oczek – wyrównał osobisty rekord kariery pod względem zdobyczy punktowej. Na przestrzeni całego spotkania byliśmy świadkami trzynastu zmian prowadzenia i dwunastu remisów. Dopiero w ostatniej ćwiartce, na niespełna sześć minut przed końcem, Blazers odskoczyli rywalom na dziewięć punktów po celnej trójce McColluma i nie roztrwonili wypracowanej przewagi aż do końca. Tylko w tej partii meczu obwodowy rodem z Ohio uzyskał 16 z 24 oczek drużyny. Ekipa z Oregonu bardzo dobrze prezentowała się w defensywie, zatrzymując gospodarzy na skuteczności 38.3% z gry, była również efektywniejsza w próbach z dystansu (14/33 3PT). Jedyne, co może martwić Terry’ego Stottsa, to fakt, że jego podopieczni 15 razy tracili piłkę, oddając po takich błędach 14 punktów.
Toronto Raptors 91-96 Sacramento Kings
Trzeciej wygranej w tym sezonie zasmakowali zawodnicy Sacramento Kings, doświadczając porażką faworyzowanych Toronto Raptors. Gospodarze musieli sobie radzić bez kontuzjowanego Jonasa Valanciunasa, którego w pierwszej piątce zastąpił Jakob Poeltl i – niestety – nie sprostał powierzonej mu roli, wylatując z boiska przedwcześnie za sześć przewinień. Cały mecz stał na wysokim poziomie i wynik oscylował w okolicach remisu. Decydujące okazały się ostatnie minuty regulaminowego czasu gry, kiedy to dwukrotnie z linii rzutów wolnych spudłował DeMar DeRozan, zaś chwilę później z *charity stripe nie pomylił się Rudy Gay i rezultat brzmiał 92-88 na korzyść Kings, którzy nie dali już sobie wyrwać zwycięstwa. Tym gracze z Sacramento przerwali serię czterech porażek z rzędu. Kluczowym czynnikiem sukcesu gości była wyraźna przewaga w punktach zdobytych z pomalowanego 52-30.
Dallas Mavericks 86-75 Milwaukee Bucks
Dallas Mavericks odnieśli pierwsze zwycięstwo w bieżącym sezonie, pokonując po dogrywce Milwaukee Bucks. W premierowej kwarcie goście wypracowali sobie przewagę nawet trzynastu punktów, lecz w drugiej odsłonie ich skuteczność zdecydowanie spadła, co było wodą na młyn dla gospodarzy, którzy zaliczyli run 14-0 i do przerwy prowadzili 47-39. Duża w tym zasługa Harrisona Barnesa, autora 19 oczek dla Mavs w pierwszej połowie meczu. Ćwiartki numer trzy i cztery były walką cios za cios. Na dwadzieścia siedem sekund przed upływem regulaminowego czasu gry wsadem dającym rezultat 74-72 popisał się Giannis Antetokounmpo. Czternaście sekund później punkty z pola trzech sekund rzucił Barnes. Szansę na game winnera miał jeszcze The Greek Freak, ale spudłował. W dogrywce Mavs zdystansowali Bucks, wygrywając w dodatkowych pięciu minutach 12-1. Bohaterem spotkania zasłużenie można okrzyknąć Harrisona Barnesa, który ustanowił swój nowy rekord kariery pod względem zdobytych oczek (34pkt). Gospodarze nieznacznie wygrali w pomalowanym 36-28, ale przede wszystkim wymusili na gospodarzach aż 27 strat piłki, po których uzyskali 21 punktów.
Boston Celtics 107-123 Denver Nuggets
Pierwszej domowej porażki doznali koszykarze Boston Celtics, ulegając świetnie przygotowanym Denver Nuggets. Kwartą otwierającą mecz goście ustawili sobie całe zawody. Rewelacyjnie spisywał się Emmanuel Mudiay, który trafił 9 na 10 prób z gry, zdobywając 24 punkty w tej części rywalizacji. W drugiej odsłonie Nuggets jeszcze bardziej powiększyli przewagę i na przerwę schodzili przy wyniku 77-52. W trzeciej partii Celtowie starali się gonić rezultat i udało im się zmniejszyć różnicę do piętnastu oczek, jednak od stanu 84-69 na parkiecie istnieli tylko koszykarze z Denver, którzy kontrolowali korzystny rezultat do końca spotkania. Nuggets rzucali na bardzo dobrej skuteczności z gry (52.4%) oraz z dystansu (11/23 3PT), a dodatkowo wygrali walkę o zbiórki 47-39.
Los Angeles Lakers 119-108 Phoenix Suns
Niepokonani na własnym parkiecie pozostają zawodnicy Los Angeles Lakers, którzy tym razem odesłali z kwitkiem Phoenix Suns. Pierwsza połowa, zakończona wynikiem 54-43, toczyła się pod dyktando Jeziorowców. W trzeciej kwarcie Lakers wypracowali sobie czternastopunktową przewagę, ale Słońca dopadły rywali w finałowej odsłonie. Po akcji 2+1 Devina Bookera na niespełna siedem minut przed upływem regulaminowego czasu gry rezultat brzmiał 93-92 dla gospodarzy. Wtedy do roboty wziął się Nick Young. Najpierw celnie rzucił za trzy, a następnie popisał się zagraniem 3+1. Suns robili, co mogli, lecz nie zdołali już stworzyć realnego zagrożenia dla zwycięstwa miejscowych. Podopieczni Luke’a Waltona wygrali w zbiórkach 53-40, byli skuteczniejsi z dystansu (10/23 3PT), a także wymusili na rywalach 18 strat piłki, po których zdobyli 23 punkty.
*charity stripe – linia rzutów wolnych
Nieoczekiwane wyniki i w typerze chyba 1 wynik trafiony :(
Dziś wszyscy – oprócz Lakersów i Mavs – wyznawali zasadę: Gość w dom, Bóg w dom. Głowa do góry! Następnym razem pójdzie Ci lepiej. ;)
To inny mecz chyba oglądaliśmy . Gordon Hayward – tragiczna selekcja rzutowa. Nie nazwał bym tego znakomitymi zawodami. Słaba obrona , 0 asyst i trzy straty.. Ale nie chodzi o statystyki – po prostu widać że nie był w grze. Występ najwyżej przeciętny.
A widziałeś powrót Parsonsa 0/8 celnych debiut w nowym zespole tragedia
Pokazał że dobrze rzuca osobiste, i że sędziowie go kochają ;-) ale mimo wszystko Jazz wygrali zasłużenie, nie „podpalili” się w końcówce, pełna kontrola. W końcu Mavs oddali mi 1 pkt w typerze, bo na nich to już chyba 4 razy wtopiłem…
Lakers, coś mi się obijało o uszy że sporo użytkowników nie dawało im 30 win w sezonie, miła niespodzianka postKobelipsa w LA, podoba mi się to.
Wciąż uważam, że rezygnacja z Barnes’a, Speightsa i Ezeliego w zamian za Duranta to był błąd
Dobrze uważasz, cały czas powtarzam, rozmontowano zwycięski skład, tego się nie robi, powiem więcej na papierze Clippers wyglądają lepiej.
i jeszcze Bogut’a… tak po prawdzie to jak im rzut w meczu nie będzie siedział jak z LAL to z wygranymi będzie krucho w tym sezonie i wcale nie muszą być w top2 na koniec sezonu… obronę mają koszmarną póki co… i strasznie dużo strat i punktów po stratach dla rywali…
No dobrze, ale stało się i tego już nikt nie odkręci. Teraz pytanie – czy takim składem są w stanie wygrać mistrzostwo?
Co zaproponowalibyście Warriors, jakie zmiany w składzie, aby móc wywalczyć pierścień?
pół żartem pół serio – nic – niech próbują tak jak to sobie wymyślili przy podpisywaniu KD – może się uda… ja osobiście mam nadzieję że im się nie uda – żeby idea dominacji w lidze monster teamu szybko upadła i żeby nie było podobnych pomysłów więcej :) bo nie wydaje mi się żeby SC i KD +Iguodala za rok w kolejne lato poszli na ustępstwa jeśli nie będą mieć już 1 wspólnego tytułu [inaczej ich payroll będzie ciężko ogranąć chyba że będą płacić kokosy w podatku…]
trochę bardziej na poważnie – ciężko tam będzie kogoś wymienić – jedynie wartościowi gracze to Iguodala i Livingston (ale obaj w ostatnim roku swoich kontraktów) – może deal z 76ers: Noel / z Hawks: Sefolosha / Pelicans: Aaijnca… no chyba że ktoś przygarnie Zazu, McGee lub Varejao za jakiegoś bardziej ogranego gościa co ma więcej do zaoferowania niż wskazanych 3 panów….
Panowie przesadzacie. Nie spodziewacie się, chyba że po zmianach w składzie drużyna będzie grała od razu lepiej, niż skład, który był zgrywany 3 lata i w międzyczasie zdobył mistrza. Moim zdaniem ocena GSW będzie mogła być obiektywna gdzieś w początkach stycznia.
Spójrzcie na SAS. Odszedł Duncan, wszedł do pierwszego składu Gasol i przy okazji kontuzji Parkera obrona SAS – najlepsza w lidze – z Clipperami wyglądała jak obrona Nets a Blake robił sobie co chciał. Ten sam Blake, który parę dni wcześniej został pod koszem zniszczony nie przez OKC, ale przez Russa we własnej osobie.
Natomiast ja rozumiem ruch ze strony władz GSW. W mojej opinii w składzie z zeszłego roku GSW biorąc pod uwagę postępy Irvinga oraz rosnące zgranie Cavs nie byliby w stanie z Cavs wygrać. GSW postawili na KD, bo KD jest jedynym graczem w lidze, którego LeBron nie jest w stanie zatrzymać ofensywnie. Jednocześnie z KD w składzie LeBron nie jest w stanie robić Curry tego co robił w zeszłorocznych finałach – czyli zabawy w podwojenia czy przejmowanie krycia – bo będzie musiał pilnować w defensywie KD, bo KD to nie jest Barnes i jak jemu zostawi się miejsce a on ma swój dzień to 40 pkt. masz jak w banku.
Oczywiście GSW mogą się przejechać i w ogóle nie dojść do finału, czyli nie mieć okazji powalczenia z Cavs, ale skład GSW jest zbudowany ewidentnie pod H2H z Cavs.
Brawo LAL!
Wreszcie widać w organizacji jakieś perspektywy. Bardzo szybko dojrzewa D’Angelo, pozytywnie zaskakuje skreślany przez większość (włącznie ze mną) Nick Young, a bardzo solidnie radzą sobie Randle i Nance Jr. Jeszcze Ingram musi wzmocnić się fizycznie (podejrzewam że ten sezon poświęci na ograniu, wakacje spędzi na siłowni i w kolejnym sezonie może już wymiatać).
Zacieram ręce. Kobe, miłej emerytury :)
Lakersi naprawdę pokazują pazura. Naprawdę miłe zaskoczenie.
Celci otrzymali gonga ; (
I Barnes w końcu się przełamał