Cleveland Cavaliers 106-110 Atlanta Hawks
Pierwszej porażki w bieżących rozgrywkach doznali Cleveland Cavaliers, ulegając na własnym parkiecie koszykarzom Atlanta Hawks. W drugiej kwarcie Jastrzębie zaliczyły run 22-6, dzięki czemu prowadziły do przerwy 53-42. W trzeciej odsłonie runem 15-3 odpowiedzieli gospodarze i wrócili do gry. Goście odbudowali swoją przewagę na początku finałowej partii spotkania po celnej próbie z półdystansu Malcolma Delaneya i było 96-81 dla drużyny z Georgii. W ostatniej minucie meczu Cavaliers zmniejszyli różnicę do dwóch punktów po akcji 2+1 Kevina Love, ale swój rzut – na niespełna siedem sekund przed końcem – trafił Kent Bazemore, czym ustalił ostateczny rezultat. Hawks wygrali walkę o zbiórki 50-39, byli bardzo skuteczni (50.6%, 11/29 3PT) oraz zatrzymali Cavs na zaledwie 37.4% trafionych rzutów z gry.
Brooklyn Nets 119-110 Minnesota Timberwolves
Brooklyn Nets pokonali Minnesotę Timberwolves, odnosząc trzecie zwycięstwo w tym sezonie. Siatki musiały sobie radzić bez kontuzjowanych Jeremy’ego Lina oraz Greivisa Vasqueza, a mimo to od początku spisywały się świetnie. Gospodarze imponowali szczególnie dużą skutecznością i po pierwszej połowie wynik brzmiał 66-65 na ich korzyść. Rozstrzygnięcie losów rywalizacji poznaliśmy dopiero w ostatniej minucie spotkania, kiedy po celnym rzucie Andrew Wigginsa goście zbliżyli się na dwa punkty i było już tylko 112-110 dla Nets. Jednak na trzydzieści siedem sekund przed końcem za trzy trafił Bojan Bogdanović, następnie wykorzystał dwie próby z charity stripe i to gospodarze mogli się cieszyć końcowym rezultatem. Wolves nie pomógł nawet rekord kariery pod względem zdobytych punktów autorstwa Wigginsa (36pkt). Nets byli niesamowicie skuteczni (55.3%), osiągnęli więcej oczek z pomalowanego 54-42, zaś ich zawodnicy z ławki zdystansowali rezerwowych rywali 46-28.
Memphis Grizzlies 108-107 Denver Nuggets
Cóż to był za mecz! Właśnie za to kochamy NBA! Gdy tylko gospodarze zrywali się do runu, za chwilę koszykarze z Denver ich doganiali. Decydujące fragmenty meczu miały miejsce w czwartej kwarcie, kiedy po celnej trójce Nikoli Jokicia udało się im wyjść na prowadzenie 99-98. Od tej pory trwała walka cios za cios. Na dziesięć sekund przed upływem regulaminowego czasu gry Gary Harris po podwojeniu przechwycił piłkę od Mike’a Conleya i łatwe punkty zaliczył Emmanuel Mudiay. Wszystko przemawiało za zwycięstwem gości, ale na 0.7 sekundy Vince Carter zagrał zza linii końcowej do Marca Gasola, a ten urwał się obrońcom i trafił game-winnera z pola trzech sekund równo z syreną obwieszczającą zakończenie spotkania. Obłęd! Grizzlies wymusili na rywalach 22 straty piłki, po których zdobyli 24 punkty, a także wyraźnie wygrali batalię w pomalowanym 58-34. Ponadto odwodowi gracze gospodarzy uzyskali zdecydowanie więcej oczek od rezerwowych Nuggets 55-25.
Portland Trail Blazers 124-121 Phoenix Suns
Równie interesujące widowisko odbyło się w Oregonie, gdzie Portland Trail Blazers zwycięsko wyszli z potyczki z Phoenix Suns. W ciągu ćwiartek numer dwa, trzy i cztery goście zniwelowali osiemnastopunktową przewagę Blazers i po dwóch z trzech wykorzystanych próbach z linii rzutów przez Erica Bledsoe przegrywali 115-114. Właściwie cała ostatnia minuta to wojna nerwów na charity stripe, wygrana ostatecznie przez Blazers. Gospodarze byli skuteczniejsi od rywali (55.6%, 14/31 3PT), no i mieli w swoich szeregach zabójczy duet Lillard-McCollum, autorów łącznie 71 punktów.
Los Angeles Lakers 97-109 Dallas Mavericks
Los Angeles Lakers ponieśli pierwszą porażkę na własnym parkiecie, ulegając Dallas Mavericks. Nick Young rzucił 13 oczek na początku pierwszej kwarty, pomagając miejscowym wyjść na prowadzenie, jednak pod koniec drugiej odsłony goście zdobyli 11 punktów z rzędu i do przerwy wynik brzmiał 58-54 na korzyść przyjezdnych. W połowie finałowej partii Mavericks zaliczyli run 12-2 i nie oddali wypracowanej przewagi już do końca. Świetne zawody rozegrał J.J. Barea oraz wtórujący mu Harrison Barnes. Mavs wymusili na rywalach 17 strat piłki, po których uzyskali 20 punktów.
Sacramento Kings 102-94 New Orleans Pelicans
Bez zwycięstwa w bieżących rozgrywkach pozostają koszykarze New Orleans Pelicans, którzy przegrali z Sacramento Kings. Goście ani razu nie prowadzili w tym meczu, najbliżej gospodarzy – od rozpoczęcia spotkania – byli po trójce Buddy’ego Hielda na nieco ponad minutę przed końcem, a wynik brzmiał 93-88. Wtedy zza łuku odpowiedział Arron Afflalo i dodatkowo został sfaulowany przy rzucie przez wspomnianego obrońcę Pelicans. Drużyna z Sacramento spokojnie kontrolowała bezpieczny rezultat od początku aż do samego końca. Kings wymusili na rywalach 11 strat piłki, po których zdobyli 16 oczek.
Kris Dunn miał się bić o miano ROTY a na razie blado to wygląda… jak cała gra Wilków. Na razie to banda rozbieganych szczeniaków którym brak Wilka Alfa
Tak to bywa jak się rozdaje nagrody po meczach Summer League.. ;)
Biedny Tristan nie dość że nie umie chłop grać to jeszcze Khloe Kardashian w ciąży, koleś zostanie kolejnym bankrutem… i wszystkie zabiegi Jamesa żeby dać podwyżkę jego koleżce zostały zmarnowane, wychodzi na to że King James walczył o alimenty dla NBAjowskiej blachary, komu ona już dawała Odom, Harden, Thompson… imponująca lista ;-)
Jak to rok temu przy podpisaniu tej umowy Boogie skomentował :”How much?!”. Nie kumam, że takie totalne drewno ma taki kontrakt – rozumiem zbiórki ofensywne, ale co poza tym oferuje ten chłopak. Za młody jest by posłuchać rad np. Jalena Rose’a odnośnie tego co robić, gdy na drodze stanie Kardashianka, cyt.:”RUN!!!”
Szkoda mi AD23, bo się z loserami nie rozwinie…
Ciekawe kiedy Minnesota zacznie bronić? Póki co nie widać nawet odrobiny tego co TT zrobił w Chicago.
NOP też tragedia, drużyna bez pomysłu, już na początku sezonu pozbawiają się szans na PO, jeszcze trochę i będą się musieli pożegnać z Davisem.
Podobno Jrue może wrócić w połowie listopada, żona żyje i chyba jest „dobrze” jeżeli wziąć pod uwagę okoliczności, już coś tam tweetuje…
Jeśli Pelicans dostają baty nawet od słabiutkich (moim zdaniem) Sacramento to jest tam już naprawdę źle. I najgorsze, że naprawdę mi ich szkoda. Szkoda mi Davisa, szkoda tego pięknego miasta. Oby się kiedyś odkuli, ale to już raczej bez Davisa. Życzę mu lepszej drużyny. Pasowałby do Spurs albo Mavericks, którzy mogliby budować wokół niego mistrzowską drużynę jak wokół Dirka.
Spurs nie (niepotrzebny), Mavs/Nuggets tak, to by było dobre.
W Jazz miałby drużynę, a Nutki super strzelca rzucającego 30-50 pkt.
Brooklyn i Memphis obejrzane i japa się cieszy :)
Dunn blado wypadł na tle Whiteheada no i ten szalony Booker ;)