New York Knicks (21-29) 101-117 Washington Wizards (28-20)
Washington Wizards pokonali New York Knicks i – odnosząc piąte zwycięstwo z rzędu – przedłużyli serię do piętnastu kolejnych wygranych meczów na własnym parkiecie. Gospodarze osiągnęli siedmiopunktową przewagę po akcji 2+1 Johna Walla na 14 sekund przed zakończeniem drugiej kwarty, by na półmetku zawodów być na czele 59-54. Na otwarcie trzeciej odsłony Czarodzieje zaliczyli run 16-2, wygrywając całą partię 32-22. Nowojorczykom nie udało się już realnie zagrozić drużynie ze stolicy. Warto podkreślić bardzo dobrą postawę Marcina Gortata, który – trafiając 7 na 7 oddanych prób z gry – zdobył 15 oczek i dołożył do tego 10 zbiórek. Wizards rzucali ze znakomitą skutecznością 55.7% z gry (7/22 3PT), zatrzymali oponentów na 36.6% (5/24 3PT), lepiej operowali podaniami (27-18 w asystach) oraz uzyskali zdecydowanie więcej punktów z pomalowanego 62-44.
New Orleans Pelicans (19-30) 106-108 Toronto Raptors (30-19)
Toronto Raptors wygrali na własnym parkiecie z New Orleans Pelicans, doświadczając ich trzecią wyjazdową porażką z rzędu. Goście wypracowali czternastopunktową przewagę po obu rzutach wolnych wykorzystanych przez Anthony’ego Davisa tuż przed przerwą i na półmetku zawodów na tablicy świetlnej w hali Air Canada Centre widniał rezultat 60-46. Na początku trzeciej kwarty miejscowi uskutecznili run 12-1, wygrywając w tej odsłonie 31-15. Pod koniec finałowej ćwiartki, od stanu po 96, obserwowaliśmy ofensywną niemoc obydwu drużyn i do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka. W doliczonym czasie gry świetnie spisał się Kyle Lowry, który uzyskał 7 z 12 oczek zespołu, wliczając trafienie z dalekiego półdystansu na cztery sekundy przed końcem. Szansę na game-winnera zaprzepaścił E’Twaun Moore, pudłując rzut zza łuku. Na przestrzeni całego spotkania byliśmy świadkami 19 zmian prowadzenia. Raptors lepiej prezentowali się w strefie podkoszowej, gdzie wygrali w zbiórkach 53-47 oraz zdobyli więcej punktów z pomalowanego 52-44.
Sacramento Kings (19-30) 83-105 Houston Rockets (36-16)
Houston Rockets pokonali u siebie Sacramento Kings, odnosząc trzydzieste szóste zwycięstwo w bieżących rozgrywkach. W drugiej ćwiartce gospodarze zanotowali run 18-3, budując dwudziestopunktową przewagę po wsadzie Nene Hilario na nieco ponad trzy minuty do zakończenia pierwszej połowy, by schodzić na przerwę przy korzystnym dla siebie wyniku 54-35. Przez trzecią oraz czwartą kwartę miejscowi kontrolowali przebieg wydarzeń na parkiecie, sukcesywnie powiększając prowadzenie, które w ostatniej odsłonie wzrosło aż do 29 oczek. Rockets wygrali w zbiórkach 60-45.
Oklahoma City Thunder (28-21) 94-108 San Antonio Spurs (37-11)
San Antonio Spurs wygrali na własnym parkiecie z Oklahoma City Thunder, odnosząc trzydzieste siódme zwycięstwo w tym sezonie. Gospodarze wypracowali osiemnastopunktową przewagę po obu rzutach wolnych wykorzystanych przez Kawhi Leonarda na około siedem minut do zakończenia drugiej kwarty, by prowadzić 52-42 po pierwszej połowie. W trzeciej odsłonie różnica wzrosła już do 17 oczek, ale wtedy goście zaliczyli run 23-4 i przed ostatnią partią sprawa ostatecznego wyniku była otwarta. Losy rywalizacji rozstrzygnęła finałowa ćwiartka, wygrana przez Ostrogi 29-19. Świetnym występem może pochwalić się wspomniany Leonard, autor 36 oczek. Spurs wymusili na rywalach 20 strat piłki, po których zdobyli 24 punkty. Ponadto zanotowali aż 12 bloków.
Charlotte Hornets (23-26) 98-115 Portland Trail Blazers (22-28)
Portland Trail Blazers pokonali u siebie Charlotte Hornets, doświadczając ich piątą porażką z rzędu. Gospodarze osiągnęli czternastopunktową przewagę po trzech rzutach wolnych wykorzystanych przez Allena Crabbe’a na początku drugiej kwarty, a na półmetku zawodów byli na czele 56-50. W trzeciej ćwiartce miejscowi zdominowali gości, wygrywając w tej partii 30-18. Drużyna z Oregonu już nie oddała bezpiecznego prowadzenia i mogła się cieszyć końcowym sukcesem. Blazers lepiej prezentowali się w strefie podkoszowej, gdzie zwyciężyli w zbiórkach 51-42 oraz uzyskali więcej punktów z pomalowanego 44-22. Ponadto ich ławka ograła rezerwowych Hornets 55-41.
Denver Nuggets (21-26) 116-120 Los Angeles Lakers (17-34)
Los Angeles Lakers wygrali na własnym parkiecie z Denver Nuggets, przerywając serię trzech porażek z rzędu. Gospodarze zaliczyli szybki start i już po sześciu minutach prowadzili 17-6, ale świetna postawa przyjezdnych sprawiła, że po pierwszej kwarcie mieliśmy remis po 30, zaś do szatni schodzili oni z pięciopunktową przewagą 59-54. W trzeciej odsłonie Jeziorowcy dogonili podopiecznych Mike’a Malone’a, a przed ostatnią partią rezultat brzmiał 81-76 dla drużyny z Miasta Aniołów. Dopiero w finałowej ćwiartce, po wyrównanej końcówce, trafienia Lou Williamsa oraz Ivicy Zubaca dały miejscowym odskoczyć na trzy oczka. Formalności dopełnił D’Angelo Russell, który najpierw rzucił celnie z półdystansu, a następnie nie pomylił się z charity stripe, przechylając szalę zwycięstwa na korzyść podopiecznych Luke’a Waltona. Lakers byli bardzo skuteczni (52.8%, 12/26 3PT), zatrzymali przeciwników na 41.4% z gry (15/27 3PT), a także zdobyli zdecydowanie więcej punktów z pomalowanego 64-34.
Duże WOW dla tego co robią Wizards w szóstkę
No i maksior wreszcie się trafił ;)
Kurczę, myślałem, że byłem jedyny ;)
ależ nba jest nieprzewidywalna, na starcie sezonu wieszczono czarodziejom, że będą tankować, bo nie mają ławki, że brooks się nie nadaje na szkoleniowca, a tymczasem wszystko wskazuje na to, że będą mieć przewagę parkietu na PO. Czapki z głów panowie
właśnie , osobiście widziałem ich w play off. Zaraz podlinkuję.
http://www.enbiej.pl/2016/10/08/zapowiedz-sezonu-201617-washington-wizards/
http://www.enbiej.pl/2016/10/23/5-na-5-przed-sezonem-2016-17/
@Woy – No rzeczywiście wierzyłem w Wizards przed rozpoczęciem sezonu. Traciłem na początku zaufanie do ławki, bo… nikt z niej nie był produktywny, ale na dzień dzisiejszy wiem, że trafiłem w dychę. Praktycznie szóstką graczy robią w tej lidze masakrę, traktując Verizon Center jak świątynię. Co do Brooksa – trener ze świetną wizją defensywy, aczkolwiek nie spodziewałem się, że z sześciu zawodników zrobi maszynę do zabijania. „Obłęd? Tak! I z tym obłędem trzeba będzie się liczyć”. :)
Nuggets – LAL to był jedyny mecz gdzie sie wahałem na kogo postawić. I wybrałem źle. Znowu blisko maxa. Oszaleć można.
Mam identycznie.
ja też ale po zapowiedzi postawiłem na LAL jak wyczytałem że szpital w Denver
a ja czułem przełamanie LAL (takie jednorazowe) ale trzymam kciuki za Denver jako 8 miejsce na zachodzie i po raz kolejny poszedłem wg preferencji a nie chłodnej kalkulacji…
cholernie dobry sezon Marcina póki co, oby tak dalej
Szkoda że skończyła się seria Gortata z co najmniej 1 zbiórką ofensywną/mecz. Ale to tylko detal, dzisiaj skuteczność imponująca.