Pierwszego dnia All-Star Weekend czekał na nas jak zwykle mecz najzdolniejszych debiutantów i drugoroczniaków podzielonych po raz trzeci z rzędu na drużyny USA i Reszty Świata. Tym razem lepsi okazali się gracze spoza Stanów Zjednoczonych, którzy pokonali Amerykanów 150-141.
MVP spotkania został Kanadyjczyk Jamal Murray, który zdobył 36 punktów trafiając 9 z 14 rzutów za trzy punkty i trójkami na finiszu zapewnił zwycięstwo swojej drużynie. 28 oczek dodał grający przed własną publicznością Buddy Hield, a 24 punkty miał Kristaps Porzingis. Nikoli Jokiciowi zabrakło 2 asyst do triple double (12 punktów, 11 zbiórek i 8 asyst).
Po drugiej stronie barykady wyjątkowo gorącą rękę miał w tym spotkaniu Frank Kaminsky, który zdobył 33 punkty, trafiając 9 z 13 prób zza łuku. 24 punkty i 11 zbiórek miał Karl-Anthony Towns, a 19 dodał Jonathon Simmons.
Jak można się było spodziewać, żadnemu z zespołów nie chciało się za bardzo grać w obronie, przez co obie drużyny legitymowały się ponad 60-procentową skutecznością z gry i łącznie tylko 15 razy stawały na linii rzutów wolnych.
Murray jest drugim Kanadyjczykiem, który wygrał MVP tego spotkania – dwa lata temu, również po zwycięstwie ekipy Reszty Świata, tę nagrodę zdobył Andrew Wiggins. Rok temu MVP meczu wschodzących gwiazd został inny gracz Minnesoty Timberwolves, Zach LaVine.
Był to chyba naj nudniejszy mecz młodzików jak oglądałem
Popieram.
nuda to dopiero bedzie w east-west. 3jki przeplatane dunkami, oczywisccie obrona juz dawno nie jest czescia koszykowki estradowej.
jakies 15 lat temu jak bylem nastolatkiem all star game to bylo dla mnie swieto koszykowki teraz takie to nudne ze nawet nie dotrwalem do konca hightlighta