Nie ma wątpliwości, że to jeden z najlepszych zawodników w historii NBA. Kobe Bryant jest postacią wielką, ale jego życie pełne było kontrowersji i konfliktów. Roland Lazenby, autor bestsellera „Michael Jordan. Życie”, postanowił przedstawić kibicom kolejnego Króla Koszykówki. Rusza przedsprzedaż jego książki „Kobe Bryant. Showman”, która pod naszym patronatem ukaże się już 11 kwietnia!
Książka w przedsprzedaży dostępna jest na www.labotiga.pl/179-kobe-bryant:
– rabat 25% – oszczędzasz ponad 12 zł!
– plakat gratis!
– szansa na wygranie zegarków marki Tissot i innych gadżetów w konkursie na www.kobeshowman.pl
Książki szukaj także na www.empik.com, a od 11 kwietnia w salonach Empik w całej Polsce.
Fragment książki:
Z początku sprawiał wrażenie rozrywkowego chłopaka. Ale oczywiście nim nie był. Kobe Bean Bryant bardzo się starał, by myślano, że niczym się nie przejmuje.
Zwłaszcza podczas tego ciężkiego pierwszego sezonu.
Widziałem, jak zdobył swoje pierwsze punkty w NBA, po rzucie za 3 punkty, w hali Charlotte Coliseum w grudniu 1996 roku. Po meczu wpadł do szatni i przybił ze mną piątkę. Nie miał pojęcia, kim jestem. Ot, jakimś kolesiem z notesem i dyktafonem. Chyba po prostu bardzo chciał się przywitać z otaczającym go światem.
Potem, w tym samym sezonie, siedzieliśmy we dwójkę w pustej szatni w Cleveland, gdy Kobe zabijał czas w oczekiwaniu na występ w konkursie wsadów, rozgrywanym podczas pięćdziesiątego Weekendu Gwiazd.
Rozmawialiśmy o nim jako o typowym reprezentancie nowego utalentowanego pokolenia, które miało w przyszłości podbić NBA. Pokolenia bardzo młodego, najmłodszego, jakie kiedykolwiek trafiło do ligi. Opowiadał o trudnościach, o oczekiwaniach, o zagrożeniach, o wielu pokusach czyhających na 18-letniego koszykarza w wielkim i złym Los Angeles. Mówił, jak wielki wpływ na jego karierę miało wystąpienie Magica Johnsona, który w 1991 roku (Kobe miał wtedy 13 lat) ogłosił, że jest nosicielem wirusa HIV. O tym, jak postanowił unikać pokus, o których opowiadał Johnson, kiedy przyznawał, że sypiał co roku z setkami osób.
„Dla mnie to nie będzie trudne – powiedział mi Bryant – bo chcę w życiu osiągnąć bardzo wiele”.
I rzeczywiście, kilka minut później zakończył naszą luźną, refleksyjną rozmowę w szatni, po czym zaliczył pełen energii występ. Wygrał konkurs wsadów, który tylko rozniecił płomień jego ambicji.
Rok później w głosowaniu kibiców został wybrany do startu w Meczu Gwiazd, choć nie grał jeszcze nawet w pierwszej piątce Lakers. Potem nastąpił koszmarny sezon w 1999 roku, kiedy właściciel Lakers Jerry Buss podjął decyzję o przebudowie drużyny, która choć bardzo utalentowana, sprawiała wrażenie, że zmierza donikąd.
W połowie tego chaotycznego trzeciego sezonu w NBA Bryant był bardzo zagubionym, samotnym i sfrustrowanym dwudziestolatkiem.
„Chcę stać się kimś – powiedział, przyznając, że jego długookresowy cel to dołączenie do elity najlepszych koszykarzy w NBA. – Nie wiem jeszcze, jak to osiągnąć. Ale znajdę sposób”.
No i znalazł, niezależnie od tego, jak bardzo wydawało się to wówczas nieprawdopodobne. Kiedy w 2016 roku zbliżał się do końca kariery, mógł spojrzeć wstecz na statystyki, które osiągał przez 20 sezonów spędzonych w NBA, i ogłosić, że zasłużył na „miejsce przy stole” wśród najwybitniejszych w historii. W 2015 roku prześcignął swojego idola, Michaela Jordana, awansując na trzecią lokatę na liście najlepszych strzelców wszech czasów, gdzie wyprzedzają go tylko Kareem Abdul-Jabbar i Karl Malone. Co ważniejsze, Bryant poprowadził Lakers do pięciu tytułów mistrzowskich, 18 razy zagrał w Meczu Gwiazd i zdobył dwa złote medale igrzysk olimpijskich.
Choć tamtego wieczoru w Cleveland powiedział, że nie wie jeszcze, jak wejść na szczyt, to chyba już znał odpowiedź na to pytanie. Zamierzał tę pozycję wywalczyć – bezlitośnie i nieubłaganie wyrwać, konsekwentnie podejmując koszykarskie wyzwania, jeden wieczór za drugim, jeden mecz za drugim. Aż osiągnie całkowitą dominację dzięki temu, że potrafi pracować ciężej niż ktokolwiek inny.
Każdej nocy, każdego dnia, przez 20 lat, mimo kontuzji, zawieruch oraz kolejnych rozpadających się relacji, był gotów zapłacić każdą cenę za swoją wielkość.
Stał się kimś, kogo nazywano zawsze „najbardziej kontrowersyjnym koszykarzem w NBA” – albo uwielbianym, albo nienawidzonym przez rzesze kibiców koszykówki.
O książce:
Do najlepszej koszykarskiej ligi świata wdarł się niczym błyskawica w wieku zaledwie 17 lat. Chicago Bulls zdobyli właśnie czwarte mistrzostwo, kończąc sezon zasadniczy z rekordowym bilansem 72-10, a on mówił o Jordanie: „Zamierzam być lepszy od niego. – I dodawał: – Rodman by mnie nie zatrzymał!”.
Jeszcze zanim trafił do NBA, podpisał z Adidasem kontrakt na 10 milionów dolarów. I choć początki nie były łatwe, to właśnie Kobe Bryant stał się nowym Królem Koszykówki, pomimo izolacji w drużynie Lakers, konfliktu z Shaquille’em O’Nealem, oskarżenia o gwałt i zerwania kontaktów z rodziną.
Żaden inny autor nie opowiedziałby tej historii lepiej niż Roland Lazenby. Twórca bestsellera Michael Jordan. Życie postanowił prześwietlić kolejną gwiazdę koszykówki. I znów napisał biografię-arcydzieło. Usiądźcie wygodnie w fotelach. Zaczynamy przedstawienie. It’s showtime!
Autor: Roland Lazenby
Tytuł oryginału: Showboat: The Life of Kobe Bryant
Tłumaczenie: Michał Rutkowski
Data wydania: 11 kwietnia 2017
Liczba stron: 608 tekst i 16 zdjęcia
Myślę, że ta książka nie pogryzie się na mojej półce z „Życiem”.
Czy będzie możliwość wygrania jej na enbiej.pl, konkursik, a może w typerze?
Będzie konkurs, jak zawsze :-)
Link do strony w labotiga.pl nie działa.
Czekam na kod rabatowy ;)
Można KB nie lubić, ale wybitnym zawodnikiem był.
Ja mam mu głównie za złe ostatnie 2 lata w LA, przez które zespół nie mógł się rozwijać. No i to żałosne show w każdej hali, w której się pojawił na koniec…
jest też męskie ego i chęć pokazania, że po powaznej kontuzji Achillesa można jeszcze grać.
Jasne, ale dopóki koszykówka jest sportem zespołowym, liczy się dobro drużyny, a nie ego jednego zawodnika. Nie odmawiam mu wielkości, cieszę się, że miałem okazję oglądać jak zdobywa pierścienie, dlatego pisałem wyłącznie o 2 ostatnich latach jego kariery. Koniec końców organizacji zapewne się to opłaciło, ale na wyniki sportowe najlepiej spuścić zasłonę milczenia.
Ale z drugim powrotem Jordana było podobnie. Wyników, poza indywidualnymi, żadnych. Ostatni mecz bez echa…
to była obustronna transakcja, klub zrobił akcje „Ostatni sezon Kobiego, musicie to obejrzeć” zapłacić mu zapłacili ale też na tym zarobili, przecież co chwila ktoś pieprzy że NBA to przede wszystkim biznes, no to wychodzą potem takie kwiatki, właśnie widzę jak się młodzi rozwijają… grupa kaszaniarzy, przereklamowanych gołowąsów. Nikt poważny tam nie chce grać chyba że pod kątem dobrej wypłaty. Był pomysł sprowadzić DeRozana który razem z Lou Williamsem mógł to pociągnąć jakoś do przodu, teraz im zostały tylko bajki, „jeszcze rok, jeszcze 2 lata” bzdury, za 2 lata Randle znajdzie sobie lepszy klub, i zostaną 2 ciołki Ingram (podobno gwiazda) i DeAngelo (poziom NBAowego głupka)
z DeRozanem myśleli , że weźmie kasę i spocznie na laurach a tu jest tylko lepiej. Co do cyrku objazdowego był to świetny pomysł marketingowy, bilety rosły w cenę a Kobe dał show w ostatnim meczu, przyćmił rekord Warriors.
@Woy
Nie było czegoś takiego, jak drugi powrót Jordana, ok? ;)
@pop
Złość w Tobie wyczuwam po dzisiejszej nocy w NBA :P
jeszcze jedno, my tego nie czaimy, bo to inny świat i inna kultura, ale dla przykładu wyobraźcie sobie za 8 lat ostatni rok gry Lewandowskiego i powrót do Polski/Lecha. Cały sezon w lidze i wizyty w każdym mieście. Amerykanie doskonale wiedzą jak robić marketing. Pomysł na ostatni rok kariery Gortata mógłby być podobny w Polsce.
@mrph – oczywiście ;-) jestem nie lada podminowany, ale to nie zmienia mojego poglądu na młode gwiazdeczki Lakers
@Pop gdyby nie tanking mode , które włączył Kupchak, Lakers dziś byliby w walce z Blazers i Nuggets o play off. Wszystko idzie o ten jeden , ostatni i ważny pick. Walton w przyszłym sezonie wyciągnie drużynę z dołka.
@Woy – może wyciągnie, może nie, Nuggets wciąż będą grać, T-Wolves, Blazers, Mavs, nawet przy dobrych chęciach Lakers mają pod górkę, każdy chce coś ugrać, postawisz na KAT-a i Wigginsa (których już znasz) czy na Waltona z młodzikami?
Na Lakers i system Waltona, przed Pels Nuggets Suns i Mavs. przed Wolves jeszcze sporo zmian.
@Woy
Temat do długiej dyskusji na gruncie socjologii. Amerykanie wiedzą jak robić marketing, ale na rynek amerykańskie, w Polsce wiele patentów wcale nie musiałoby się sprawdzić, czego najlepszym przykład sam podałeś. Gortat to trochę inna bajka jednak.
@pop
Przypominam, że początek sezonu, gdy Lakersi jeszcze „chcieli”, wyglądał lepiej w ich wykonaniu niż w przypadku Minny. Jasne, tam jest KAT, ale LAL mają kasę dla all starów i kogoś za chwilę tam na pewno sprowadzą, bo nie wierzę, że Jeanie pozwoli, by jedna z najbardziej utytułowanych organizacji w historii tankowała kolejne 3 lata. Dodaj do tego możliwości marketingowe, promocyjne, historię klubu i magię Hollywood, a dostaniesz dość jednoznaczną odpowiedź :)
MRPH nie do końca, zobacz co się dzieje, ile lajków twitterowych czy facebookowych, wzbudza sam mecz BigKarna i fakt transmisji w Polsacie. Produkt trzeba udostępnić :-)
Wracamy do zjawisk socjologicznych – lubimy kibicować Polakom za granicą, jak Kubica odnosił sukcesy w F1, to również masa ludzi go oglądała. To w ogóle nie dziwi i jest fajne.
Ale w przypadku piłki nożnej, niestety, działają zupełnie inne mechanizmy, w których główną rolę odgrywają zachowania plemienne.
W Polsce koszykówka nie wzbudza takich emocji jak futbol, dlatego Gortat choćby kończył karierę w klubie z PLK, wszędzie będzie witany jak bohater.
No jak mówię, długi temat do dyskusji, najlepiej na zlocie i przy piwie :)