Washington Wizards już w trakcie sezonu mieli problemy ze swoją ławką rezerwowych i choć wydawało się, że transfery Bojana Bogdanovicia oraz Brandona Jenningsa załatały nieco luki w rotacji Scotta Brooksa, to już drugi mecz z rzędu mozolnie wypracowaną przewagę zbudowaną przez pierwszą piątkę tracili w tym samym momencie. Po udanych pierwszych kwartach, w których fantastycznie spisywał się w obu przypadkach John Wall, w drugich na początku gracze Boston Celtics mieli nad nimi przewagę po obu stronach parkietu. Przyczyn jest kilka: w meczu numer dwa fatalnie w roli gracza ciągnącego i prowadzącego grę spisywał się Bradley Beal, a w obu spotkaniach w tym momencie meczu Wizards grają small-ballem i tak jak pisałem w zapowiedzi – ich niskie ustawienia nie przetrwają w starciu z niskim graniem Celtics.
W dwóch spotkaniach Czarodzieje byli zmuszeni do grania small-ballem przez jakiś czas – w meczu numer jeden przez kontuzję Markieffa Morrisa, a w meczu numer dwa przez jego faule. To niskie ustawienie z Kellym Oubre zamiast Morrisa jest -15 w 25 minut gry i traci aż 147.8 punktu na 100 posiadań. Dlaczego aż tyle? Praktycznie cały kryje się w sposobie, w jakim Wizards kryją Isaiaha Thomasa.
Grając small-ballem, Wizards w meczu numer jeden podwajali Isaiaha Thomasa wychodzącego po zasłonach. Ten przyzwyczajony do tego – to samo robili w drugiej połowie serii Chicago Bulls – szybko pozbywał się piłki i oddawał ją najczęściej do Ala Horforda, który korzystał z przewagi 4v3 i znajdował otwartego kolegę (10 asyst w Game 1), a Celtics byli tego dnia wyjątkowo gorący zza łuku. W Game 2 Czarodzieje już tego nie robili, ale ustawienie z Oubre jest korzystne dla Bostonu także po drugiej stronie parkietu i znowu chodzi tu o Thomasa. Mogą go wówczas „ukryć” w defensywie na niemającym wielkiego arsenału w grze 1-na-1 młodym skrzydłowym Waszyngtonu i zmusić Walla oraz Beala do grania przeciwko Marcusowi Smartowi oraz Averym Bradleyu.
W czwartej kwarcie meczu numer 2 Scott Brooks nie przejął się jednak tym, że Brad Stevens wystawił do gry ultra-niskie ustawienie z czterema obrońcami (trzech z nich miało poniżej 190 cm wzrostu, a najwyższy Smart miał 193 cm) oraz Alem Horfordem i puścił do boju całą swoją pierwszą piątkę, wraz z podkoszowym duetem Morris-Gortat (Stevens nieco przesadził z tym lineupem i pod koniec meczu na boisko wrócił Jae Crowder). W obronie Brooks polecił jednak swoim graczom zmieniać krycie na własnej zasłonie z wyjątkiem tych stawianych przez Horforda. To właśnie wykorzystał niesamowity, spektakularny w ostatniej odsłonie spotkania Isaiah Thomas. Grał już nie tylko pick and rolle z Horfordem, ale także – a może przede wszystkim – akcje z zawodnikami krytymi przez Otto Portera oraz Markieffa Morrisa, wymuszając switch w obronie i po prostu jadł i jednego i drugiego ze skrzydłowych Wizards, omijając ich i kreując własny rzut, dostając się pod obręcz, bądź odgrywając do kolegi na otwartą pozycję (wielka trójka na remis Terry’ego Roziera pod koniec regulaminowego czasu gry).
Brooks był ponownie zmuszony do użycia small-ballu w dogrywce, kiedy to z boiska po popełnieniu szóstego faulu musiał zejść Marcin Gortat. Po raz pierwszy w tej serii widzieliśmy ustawienie z Morrisem na pozycji środkowego i sądząc po rezultatach – być może po raz ostatni. Thomas raz po raz – czy to po switchach, czy nie – mijał swojego obrońcę i miał praktycznie czystą drogę do kosza bez obecności tam Polskiego Młota. Po jednej z takich akcji, minięty przez rozgrywającego Celtics Morris faulował przy jego rzucie z odskoku i także zakończył swój udział w spotkaniu, przy stanie -6. Thomas miał 29 punktów w samej czwartej kwarcie i dogrywce, w dzień urodzin swojej zmarłej siostry. Na obronę Wizards wpływał jak mały buldożer, siejący w pojedynkę pustoszenie i rozbijając po drodze każdą ścianę. Także Jana Ścianę.
Należy przy okazji tych dwóch meczów wspomnieć jeszcze właśnie o tym panie Ściana, który jeśli liczylibyśmy tylko pierwsze połowy spotkań byłby bezapelacyjnie najlepszym graczem na parkiecie. W Game 1 w pick and rollu Wall razem z Gortatem świetnie rozbijał obronę Celtów, a w Game 2 świetnie biegał w transition i dostał kilka izolacji w pierwszej kwarcie, które doprowadziły do jego punktów (19 w pierwszej odsłonie) i asyst (6). W meczu numer 1 jednak zniknął po przerwie i nie robił dla drużyny wiele dobrego wtedy, kiedy Celtics zaczęli im uciekać, a w meczu numer dwa wyglądał na zmęczonego po tym, jak musiał przedwcześnie powracać do gry w drugiej i czwartej kwarcie. Popełniał straty, nie dostawał się pod obręcz i oddawał trudne rzuty z dystansu. Część zasługi trzeba tu przyznać obronie Bostonu, która wysyłała w drugiej połowie na niego kilku defensorów – Bradleya, Smarta, Roziera oraz Jaylena Browna – i każdy z nich radził sobie całkiem nieźle. Nie zmienia to faktu, że Wall musi być lepszy, a przede wszystkim aktywniejszy w drugich połowach spotkań w Waszyngtonie – i powinno tak być.
Patrząc na to, jak dużo lepiej może grać Wall, jak w Game 2 zawodził Bradley Beal, jak głupie faule popełniali Morris i Oubre – Wizards nie powinni się zbytnio przejmować tym, że wynik w tym pojedynku wynosi 0-2. Czarodzieje na własnym parkiecie powinni mieć więcej energii od Celtów – tak samo jak Boston miał więcej energii w kluczowych momentach Game 1 i Game 2. Nie zdziwię się, jeśli do Bostonu ta seria wróci przy stanie 2-2, natomiast Wizards po raz pierwszy w tym sezonie są w sytuacji must-win i zobaczymy, jak poradzą sobie z tą presją. Potrzebny jest im impuls, który pozwoli utrzymać przewagę wypracowaną przez pierwszą piątkę i wygrać wreszcie końcówkę spotkania.
Jeśli dziś nie wygrają to ta seria się skończy szybciej niż się każdy spodziewał.
Celtowie mają bardzo wyrównana pierwszą piątkę. Do tego dobrzy obrońcy: Bradley, Crowder, Smart. Wszechstronny Horford i regularny do bólu Thomas. Tego nie można przegrać.
Wizards to takie ciepłe kluchy
Ja podziwiam optymizm i wiarę w Wizards. Ja tu spodziewam się max 5 spotkań. Wizards mogą grać lepiej w drugiej połowie fakt. Ale pierwsza moim zdaniem mogą grać tylko gorzej o pierwszej karcie nie wspomnę. Dwa razy +15 około i żadnego pożytku z tego nie było. Celtics wytrzymają pierwsza kwarte i tak naprawdę po meczu.