LeBron James jak maszyna przeszedł przez pierwsze trzy rundy playoffów, ale po długim odpoczynku to nie on był najlepszym zawodnikiem na parkiecie w pierwszym meczu tak długo oczekiwanych Finałów NBA. Kevin Durant był broniony przez czterokrotnego MVP przez cały mecz i zdołał nie tylko wygrać z nim bezpośredni pojedynek, ale także poprowadzić swoją drużynę do ważnego zwycięstwa.
To był blow-out w drugiej połowie, ale ciągle wydaje mi się, że Warriors nie grali na 100% swoich możliwości. W pierwszej kwarcie Cavaliers agresywnie bronili pick and rolle, skupiając się na kozłującym, przez co Zaza Pachulia miał kilka otwartych pozycji pod koszem, które jednak zamieniał na niezbyt dokładne podania z powrotem na obwód. W drugiej odsłonie różni gracze Wojowników wykorzystywali kolejne nieporozumienia gości oraz fakt, że Kawalerzyści skupiali się na obronie strzelców i łatwo zdominowali pomalowane, ale ich przewaga już wtedy powinna wynosić co najmniej 15 punktów. Cavs w grze trzymała niezła gra Wielkiej Trójki (szczególnie Kyriego Irvinga) oraz fakt, że również w obronie Wojowników zdarzały się gorsze momenty po ponad tygodniu odpoczynku.
Ta Wielka Trójka miała jednak aż 11 z 20 strat Cavaliers w meczu. LeBron James pomimo świetnej linijki 28-15-8 sam miał 8 niepodobnych do siebie strat, które wynikały zarówno z dobrego czytania gry przez Warriors, jak i z nieuwagi trzykrotnego mistrza NBA. Straty, w połączeniu z wolnym powrotem do obrony i niewiarygodnie szybkim przejściem z obrony do ataku Warriors – zarówno po pudle rywali, jak i po trafionym rzucie – były zdecydowanie historią tego meczu i obrazkiem, który zapamiętam z tego meczu jest kontratak 3-na-2, w którym ŻADEN z obrońców Cavs nie zatrzymywał piłki, tylko biegli oni do świetnie rozciągających strzelców gospodarzy. Sam Kevin Durant co najmniej 3 razy miał w ten sposób otwartą drogę do samej obręczy.
To, że obrona Cavs miała problemy w komunikacji wiedzieliśmy już po sezonie regularnym, więc nie jest to duże zaskoczenie, że nie działała także w meczu numer jeden przeciwko najlepszej ofensywie w lidze po tygodniowym odpoczynku od grania profesjonalnych meczów w koszykówkę. Są jednak pozytywy, które mogą wyciągnąć z tego spotkania. Pomimo strat po pierwszej połowie tracili tylko 8 punktów i mogli liczyć na indywidualne akcje swoich liderów, którzy wykorzystywali nieporozumienia Warriors oraz przeprowadzali akcje ściągające z Irvinga świetnie broniącego go Klaya Thompsona. Warriors z tego powodu po pierwszej kwarcie niechętnie zmieniali krycie w pick and rollach niski-wysoki Cavs i również w ten sposób Kawalerzyści zdołali zdobywać punkty.
Niewiele więcej wiemy po meczu numer 1. Obie drużyny mogą grać zdecydowanie lepiej i tym razem przeważyła siła zwyczajnie lepszego zespołu. Nie spodziewam się jednak, że w meczu numer 2 LeBron James popełni 8 strat i ograniczy swoją ofensywę tylko do punktów po odegraniach partnerów. Trzeba jednak zauważyć, że przez większość meczu krył Kevina Duranta i jak pisałem w 3-na-5: być może trochę mniej przez to widzieliśmy go w ataku. Przy okazji: nie jestem pewny, czy w tym punkcie swojej kariery LeBron jest w stanie z powodzeniem grać jako lock-down obrońca, tym bardziej grając przeciwko jednemu z najlepszych ofensywnych graczy w lidze. Sam Tyronn Lue widział jak męczył się w tym spotkaniu James i ograniczył minuty Tristana Thompsona (0 punktów, 4 zbiórki, no-show w starciu z Zazą Pachulią) schodząc niżej, by na Durancie ustawić Richarda Jeffersona.
Nie powinniśmy jednak wyciągać zbyt poważnych wniosków z tego meczu, bo takie spotkanie już się w tej serii nie powtórzy. Jednak samą ofensywą Cavs tej serii nie wygrają, a jak na razie nie widać dużych perspektyw, by po bronionej stronie parkietu mieli sposób na zatrzymanie Warriors, szczególnie grając tercetem James-Love-Thompson. Czekamy na Game 2, panie Lue.
Cavs wdali się w „boiskową bójke” i dostali solidne lanie. Tu wina spada na Jamesa, który moim zdaniem podszedł zbyt ambicjonalnie do pojedynku, gorąca głowa (jak nie u mistrza) i forsowanie akcji indywidualnych znacznie ułatwiło zwycięstwo warriors. Jeżeli Cavs nie narzuca swojego tempa i nie zmusza do dłuższego grania akcji przeciwnika to James będzie latał po parkiecie na modłę Westbrooka, a cała seria zamknie się na 4 występach.
Czekamy na g2 coach Lebron :)
Specjalnie obejrzałem powtórki przygotowane z akcjami samego KD i LeBrona. Muszę powiedzieć jedną rzecz, że od czasów prime Mamby {plus 1 MVP sezon Rose’a} nie było gracza z taką możliwością ofensywnej dominacji – oprócz LeBrona.
KD wyszedł na ten mecz z maksymalnie agresywnym nastawieniem = 6 dunków. Wygląda na to, że przygotowywali to z Kerrem. Łatwość z jaką grał jest porażająca.
Cavs muszę zrobić cokolwiek, żeby jakkolwiek ograniczyć KD, bo jeśli tego nie zrobią to wszyscy w GSW mogą mieć gorszy mecz poprzez twardą obronę, ale KD wrzuci 40-50 pkt. przy 50% FG i będzie pozamiatane.
Ten Lock Down to co to za koleś i na jakiej gra pozycji bo pierwsze słyszę.
Potocznie zwany Plastrem. Ostatnio gral w druzynie Skaleczenie na pozycji Stopa-palec srodkowy.
Jasniej teraz?
Jest git. Ma moc.