Szok, sensacja, niedowierzanie. To hiszpańskie reakcje na wynik wczorajszego, półfinałowego pojedynku pomiędzy Hiszpanią i Słowenią (72-92). Z jednej strony myśleliśmy, że Hiszpanie nie pokazali nam do wczoraj wszystkiego, że gdzieś w sobie mieli jeszcze pokłady rezerwy. Z drugiej strony być może właśnie to wszystko na co było ich stać i nie potrafili już włączyć wyższego biegu, by zdominować starcie z jedyną niepokonaną w turnieju Słowenią. Bracia Gasol bez należytego wsparcia z obwodu, zabrakło już trafień zardzewiałego Juana Carlosa Navarro, nie było Juana Jose Calderona, Rudy’ego Fernandeza, a Sergio Rodriguez i Ricky Rubio nie byli w stanie przeciwstawić się obwodowej sile Słoweńców. Nowi może za bardzo liczyli na dwóch najbardziej doświadczonych graczy? Słoweńcy rozjechali utytułowaną Hiszpanię.
Nadchodzi nowe, nowa era, z którą musieliśmy się liczyć, która gdzieś zaglądała zza kurtyny. Talenty pokroju Kristapsa Porzingisa (chyba mało kto wierzył, że nie pociągnie Łotwy do ćwierćfinału i nie będzie robił znaczącej różnicy, 34 pkt to jego turniejowy rekord), Lauriego Markkanena (bohater Finlandii i nowa nadzieja Chicago Bulls, który grał jak profesor w końcówkach spotkań podczas grupowej fazy) i Luki Doncića (kto na bieżąco śledzi rozgrywki Euroligi, ten już wiedział jak potrafi zagrać ten nastoletni profesor, wczoraj flirt z triple double na poziomie 11pkt-12zb-8as i 0 strat) eksplodowały na tym turnieju. Zmieniały układ koszykarskiej Europy, wysyłając na wcześniejsze wakacje wyżej notowane przed turniejem ekipy, obalając stary porządek czy hierarchię drużyn.
Obrona zeszła na drugi plan i nadążając za nowymi trendami, ci wspomnieni – młodzi – gracze zafundowali nam niezapomniane mecze, ofensywną koszykówkę i niesamowite końcówki (mecze Słowenia – Łotwa czy choćby Polska – Finlandia to najlepsze przykłady, które trzeba było zobaczyć).
W cień poszła taktyka, nieco na wzór najlepszej ligi świata została uproszczona, większość meczów rozstrzygała się w pojedynkach 1:1, przy ilości trafionych rzutów z dystansu (Słoweńcy w meczu z Hiszpanami na pierwsze 14 oddanych trójek trafili 10!) oraz przy posiadaniu go-to-guy’a (zawodnika, który potrafi wziąć ciężar spotkania i wyniku na swoje barki; niestety takiego nie znaleźliśmy w polskim składzie). Rzuty sytuacyjne, z 8 czy 9 metra, serie trafień (Doncić przeciwko Łotwie, Dragić robiący fikołka z Hiszpanią i notujący akcję 3+1, Sloukas forsujący seryjnie obronę Litwy czy Bogdan Bogdanović trafiający rzut za rzutem w końcówce meczu z Turcją) robiły różnice w końcówkach. Nawet obrońca na nosie atakującego, czy uciekający nie byli straszni wyżej wspomnianym graczom. Nie na tym poziomie.
Zobaczyliśmy jeszcze jedną prawdę, różnicę między NBA a Europą. Do niedawna tkwiliśmy w przekonaniu, że Stary Kontynent zbliża się do najlepszej ligi świata pod względem wyszkolenia graczy czy liczby koszykarskich talentów. Oczywiście liczba europejskich talentów w NBA rośnie, skauci wyławiają je z najróżniejszych zakątków i nie tylko Europy, ale prawdziwe koszykarskie szlify otrzymują oni za oceanem. Przykłady, Dragić dopiero po sezonie w Heat wygląda jak prawdziwy lider, z krwi i kości. Jego indywiualne zapędy i specyficzny charakter poszły w niepamięć. Przypomnijmy sobie jak dzięki grze w najlepszej lidze świata ewoluowali Marc Gasol, Nicolas Batum, Tony Parker czy Rudy Gobert (tych Francuzów wyraźnie zabrakło na Mistrzostwach). Nie byłoby Markkanena, gdyby nie świetne przygotowanie i występy na uczelni w Arizonie. Z pewnością wysokie miejsce w drafcie nie było dziełem przypadku; kto wie może rośnie nam nowy Dirk (trener Henrik Dettman już widzi podobieństwa, a przecież to on prowadził w kadrze Niemiec młodego Nowitzkiego)? Za rok pewnie do draftu stanie Doncić.
Druga prawda jest taka, że na młodych graczy warto i wręcz trzeba stawiać, bo gdzie byłyby dziś Słowenia lub Serbia i oczywiście Łotwa, gdyby ktoś wcześniej nie zdecydował się na granie nastoletnim Donicićem czy – imprezy wcześniej – Bogdanovićem (albo Porzingisem); którzy już wyraźnie pukają do bram NBA. To właśnie Słoweńcy, Hiszpanie, Serbowie (połfinałowy TOP) doskonale pracują z młodzieżą i nie boją się stawiać na nastolatków, tym samym otwierać im drogę do gry o laury, na najwyższym poziomie. Btw. swoistym przekleństwem Hiszpanii jest fakt, że Doncić (a przy okazji Anthony Randolph) na codzień grają dla Realu Madryt i to również liga hiszpańska pozwoliła Słoweńcom dojść tak wysoko. Koń trojański ;-)
Warto też zwrócić uwagę na osobę trenera Igora Kokoshkova, pierwszego europejskiego asystenta klubów NBA. Coacha, który podczas Eurobasketu 2013 w Słowenii wybił Polakom koszykówkę z głowy, już na starcie imprezy. Wówczas prowadził reprezentację Gruzji, w której to wykonywał kawał dobrej roboty. Teraz, dodatkowo zmotywowany, nie tylko pokonał Polskę, ale również ograł głównego faworyta turnieju, Hiszpanię. Kokoshkov nie zebrał najlepszego z możliwych składów, można było jeszcze posiłkować się Beno Udrihem, dołożyć do zespołu Zorana Dragića, a on w rezerwie postawił na zadaniowców, choćby na Zagoraca (liga rumuńska). Co ciekawe, po spotkaniu z Łotwą Goran Dragić już zapowiedział, że jeśli Kokoshkov zostanie na stanowisku to on odłoży na bok swój pomysł zakończenia reprezentacyjnej kariery.
Zostały nam dwa dni z Mistrzostwami Europy 2017, dzisiejszy pojedynek półfinałowy Rosji z Serbią oraz dwa niedzielne mecze, o brąz i o złoto. Kto wie czy nie będziemy jeszcze świadkami mocniejszych widowisk niż niezapomniane starcia Słowenii z Hiszpanią oraz z Łotwą? Trzymam za to kciuki byśmy jeszcze dostali wisienkę truskawkę na tym koszykarskim torcie. Mam też nadzieję, że żaden futbolowy pojedynek, okraszony bezbramkowym rezultatem, nie zabierze nam telewizyjnego przekazu :-). Dzięki za przeczytanie.
Tomek Hajto jest wśród nas :D
Swietny tekst. Glowna bronia Hiszpanii mial byc rowny i szeroki sklad. Rezerwowi i podkoszowi mieli zrobic roznice a jak widzielismy to Slowency zagrali bardziej zespolowo, kazdy z graczy dolozyl swoja duza cegielke do zwyciestwa a pod kosz wjezdzali jak Kubica do garazu. Bylo widac u Slowencow wiecej zaangazowania i agresji, walczyli o kazda pilke i rozpracowali obrone zawodnikow z polwyspu Iberyjskiego(tutaj pochwalic trzeba trenera Kokoshkova). Nie wazne z kim zagraja w finale, po wygranej nad wielka Hiszpania na pewno beda faworytami spotkania o zloty medal.
Doncic będzie prze koniem. .. Jeżeli mu sodowa nie odwali. Juz dawno nie widziałem Europejczyka mogącego konkurować na pozycji SG z Amerykanami
Koszykówka bywa niesprawiedliwa, Chorwacja zagrała doskonałe zawody przeciwko Hiszpanii oddali tam serce na parkiecie ale w końcówce nie dali rady rutyniarzom, tymczasem Słowenia z kompleksem na poziomie poniżej zera opykali faworytów jak małych chłopców (pod opieką dużych Gasolów).
Nie świadczy to za dobrze o drużynie hiszpańskiej uważam że jest to dla nich soczysty policzek, myślę że zapamiętają tą lekcję na długo i zaczną sięgać po inne rozwiązania niż tylko Pau i Marc.
Mam niejasne wrażenie/przeczucie że Rubio poprawił grę, nie wiem czy w NBA będzie to miało przełożenie, ale myślę że wstrzymam się z pochopnym skreślaniem Jazz przed sezonem
Hiszpanie grali na alibi – podamy do braci Gasol i jakoś będzie. Zabrakło im na obwodzie Llulla (co w tej drużynie robił właściwie Navarro?) oraz kogoś kim był w zeszłych latach Rudy Fernandez. Czyli gości, którzy zagrają jakąś szaloną akcję i pociągną drużynę. A Słowenia – klasa, mieli dzień jako zespół, bo taka skuteczność za trzy to rzadko się zdarza ;).
rubio może i fajnie gra, ale rzucać to się chyba nigdy nie nauczy… jeszcze ze 2 sezony w nba i do widzenia. Tam nie ma miejsca dla graczy bez rzutu. Co on robi na treningach? Chyba wszystko, tylko nie rzuty do kosza… Z resztą wjazdy też do kitu ma, już nie wspominając o kończeniu akcji na kontakcie…
no nie wiem czy nauczy się rzucać, ale wierz mi, na pewno zostanie w NBA na wiele lat (niedługo dopiero 27 lat czyli wkracza w swój najlepszy czas) chyba że kontuzje go zniszczą
Miejmy nadzieję, że Rubio, prócz nowego tatuażu, w końcu pokaże w najbliższym sezonie na co go stać. Swego czasu uchodził za jeden z najlepszych europejskich prospektów.
a mnie zastanawia skąd kraj wielkości Warszawy ma tyle talentów. koszykarze, siatkarze skoczkowie narciarze ręczni. myślę że słoweński szkoła sportowa (mam na myśli ogólnie podejście do rozwoju młodzieży) powinna być wzorem