Wygrali. Reprezentacja 2 milionowego narodu zwyciężyła w Mistrzostwach Europy 2017 roku. Wielu im kibicowało, jeszcze więcej po półfinałowej wygranej nad Hiszpanią. Krok po kroku od ponad 2 tygodni śledziliśmy losy Zielono-Białej Armii Igora Kokoshkova, która na starcie EuroBasketu 2017 ograła naszą reprezentację (90-81). Mało kto wtedy przypuszczał, że w taki sposób rozpocznie się marsz Słowenii po upragnione Mistrzostwo Europy i osobny marsz Gorana Dragića po nagrodę Najbardziej Wartościowego Gracza Mistrzostw. Chcoć Goran zaczął swój marsz z wysokiego „C” to mało, kto z nas również przypuszczał, iż po 10 meczach Mistrzostw tylko jedna reprezentacja (i to nie Hiszpania) utrzyma status niepokonanej. Słoweńcy ogrywali po drodze Polaków, Islandczyków, Greków, Finów i Francuzów (kolejność dowolna) a następnie Ukrainę, Łotwę, Hiszpanię i Serbię. Od meczu 1/8 finału i starcia z Łotwą mecze z udziałem ekipy Igora Kokoshkova były najlepszymi widowiskami Mistrzostw. Kiedy grała Słowenia wszyscy fascynowali się ich chemią w drużynie, podziałem ról z liderem Dragićem na czele i w najważniejszych momentach meczu, pracą trenerską Kokoshkova (ex asystenta drużyn z NBA) i scoutingiem asystentów czy kapitalnymi wejściami rezerwowych (kiedy liderzy nie mogli lub odpoczywali oni genialnie wykonywali swoją robotę).
Przyszedł czas na głębszą analizę i wgląd w zespół, który zbudował…Serb. Warto rozpocząć od faktów, iż Słoweńcy przyjechali na Mistrzostwa bez kontuzjowanych lub rezygnujących z gry w kadrze Zorana Dragića (wszedł na parkiet podczas wczorajszej ceremonii zakończenia ME) czy Beno Udriha. Czysto teoretycznie, mogliby być nawet mocniejsi.
1 Chemia
Zacznijmy od tak zwanej oczywistości. Kiedy rodzi się sukces coś więcej za tym idzie, w zespole musi być odpowiednia chemia, związana z nią praca ludzi, wkład. Zespół powinien mieć dobrą atmosferę, zawodnicy powinni się dobrze rozumieć i doskonale uzupełniać. Wiadomo , że przy różnych charakterach, trudnych charakterach i przy zawodnikach z różnym poziomem ego (którzy często są liderami swoich klubowych drużyn) ciężko uzyskać consensus. Ciężko wszystko poukładać i dobrać role zawodnikom. Od dawna w słoweńskiej kadrze roiło się od talentów, znanych doskonale z europejskich i światowych parkietów. Jaka Laković, Bostjan Nachbar, Primoz Brezec, Matjaz Smodis czy Erazem Lorbek, z nimi często – przy poprzednich imprezach – współgrali z Dragićem, Vidmarem czy Murićem. Efektu wielkiego jednak nie było. Indywidualności były kolejno trenowane/dobierane przez Alesa Pipana czy Jure Zdovca, ale żaden ze wspomnianych trenerów nie osiągnął więcej niż 4 miejsce na Mistrzostwach Europy w Polsce. Cała Słowenia wierzyła, że w końcu nadejdzie upragniony i długo wyglądany sukces. Dopiero serbski szkoleniowiec, który poznał tajną wiedzę prosto z NBA i udanie zaprezentował się Słoweńcom w 2013 roku, podczas ich domowych ME, z reprezentacją Gruzji, odmienił reprezentację na lepsze.
2 Podział ról
Kiedy oglądamy wielkie zespoły, a niewątpliwie do rangi takiego urosła podczas turnieju 2017 Słowenia, widzimy pewną hierarchię. Układ, który muszą nie tylko stworzyć trenerzy i asystenci, ale również muszą zaakceptować gracze. Niejednokrotnie słyszymy, iż ktoś z ważnych zawodników, ktoś, kto nam się wydaje wystarczający dobry by być w kadrze, rezygnuje z występów. Nigdy do końca nie poznajemy przyczyny absencji gracza X, zostaje to tajemnicą szatni. Zdarza się, że lider danej klubowej drużyny, musi wejść w buty zmiennika lub zaakceptować 20 minut gry na parkiecie, kosztem innego kolegi z drużyny. Z drugiej strony – jeśli mówimy o 20 dniowych turniejach i 10 meczach – czystą głupotą byłoby granie każdego meczu (z ważniejszym lub mniej ważnym przeciwnikiem) danym graczem przez 30 minut. Prawdopodobieństwo odniesienia kontuzji i zmęczenia materiału u zawodnika wzrasta z każdym, kolejnym spotkaniem. Ustawiane są meczowe priorytety, zdarza się, iż któryś z graczy dostanie wolne od treningu (np. gdy pojawia się drobny uraz) jeszcze innego dnia jeden z liderów po prostu przesiedzi spotkanie z niżej notowanym rywalem, by złapać energię i świeżość przed kluczowym meczem. Oczywistość. Zdarza się też, iż coach powołuje 11. czy 12. gracza ze specjalnych względów. By wniósł doświadczenie do dobrze zapowiadającej się ekipy, by wniósł spokój w decydujących akcjach meczu czy ewentualnie doradził też – poprzez długie lata praktyki – nawet sztabowi trenerskiemu, baa nawet tylko by poprawił lub zadbał o chemię (team spirit). Z innej strony, powołuje się utalentowanego nastolatka by poczuł klimat i adrenalinę wytwarzającą się podczas Mistrzostw. Wszystkie wybory i decyzje sztabu szkoleniowego nie są łatwe i są czasami głębiej analizowane niż nam się wydaje, czasami nawet z najprostszej przyczyny, by nie stwarzać w reprezentacji żadnego konfliktu. Tak poniekąd zbudowano Słowenię. Krok po kroku bazując na indywidualnościach, doświadczeniu, chemii, doborze pozycji i ról w zespole czy w końcu charakterze graczy.
3 Trener
Praca z reprezentacją to po pierwszej nobilitacja , ale zaraz po drugie twardy orzech do zgryzienia. My może, jako Polacy interesujący się koszykówką, tego tak nie czujemy (gdyż u nas wyżej cenione są piłka nożna, siatkówka czy piłka ręczna), ale uwierzcie bądź nie – na Bałkanach to całkiem inna para kaloszy. W Grecji, w Chorwacji i Serbii czy na Słowenii – przy każdym możliwym turnieju (MŚ, IO, ME) – budowana jest olbrzymia presja na wynik. Bardzo ważnym jest dobór trenera, często po danym wyborze podnosi się dyskusja na temat potencjalnego sukcesu reprezentacji A, B czy C. Tak było i tym razem, kiedy za sterami Serbii znów stawał Saso Djordjević, dlatego też zastanawiano się na słusznością wyboru Igora Kokoshkova, to też dlatego nie do końca wierzono w sukces i medalowe szanse Grecji, kiedy stery przejmował Constandinos Missas. Bardzo ważnym i istotnym elementem przy doborze head coacha jest respekt wśród graczy. Jak zapewne zauwazyliście podczas Mistrzostw, miał go Kokoshkov, budził go utytułowany jako zawodnik – Djordjević, ale już różnie bywało z Missasem…Kokohskov sprawdził się doskonale, nie tylko dokonując świetnej selekcji graczy, przestawiając zespół na dwóch potencjalnych rozgrywających – przy okazji rozdając im role egzekutora i kreatora – ale idąc zgodnie najnowszymi, ofensywnymi trendami basketu. Koszykówka totalna, nastawiona na zdobywanie punktów – kiedyś zdobywanie 100 pkt w meczach ćwierćfinałowych czy półfinałowych EuroBasketu równało się z deklasacją rywala i dużą przewagą – dzisiejsza Słowenia ma tę cechę poniekąd w genach i nieważne czy wygrywa mecz 2 czy 20 punktami ; dalej dająca wiele swobody wirtuozom gry, wykorzystująca ich naturalne predyspozycje. Trener zaufał graczom i im umiejętnościom, oddając im przy tym sporo swobody w podejmowaniu decyzji. Zaufanie i świetna komunikacja , te elementy wyróżniały/wyróżniają się w teamie Kokoshkova. Z pewnością Serb podebrał swoje nowinki, korzystając z wiedzy z najlepszej ligi świata, czym też może odmienił/odmieni postrzeganie nowoczesnej koszykówki przez innych, europejskich trenerów.
4 Liderzy
Dragić (go-to-guy) i Donicić (first-pass-player) niczym Jordan i Pippen? Coś w ich wspólnej grze można by było wyciągnąć, szukając analogii do największego duetu z lat ’90tych. Goran od początku turnieju wszedł w buty lidera, grając na wysokiej skuteczności i efektywności, przy okazji biorąc na swoje barki ciężar zdobywania punktów w kluczowych momentach meczów. Wczoraj, już do przerwy miał 26 oczek (średnia pkt do wczoraj, 21 oczek), 18 punktów zdobył w samej drugiej kwarcie i napędzał akcje swojej reprezentacji. Podejmował grę 1:1, grał akcje dwójkowe, ale przede wszystkim był bardzo regularny. Dopiero, kiedy przestał trafiać, jego trener zdecydował się na pokerową zagrywkę, ściągnął lidera z boiska. Niektórzy nazwaliby Kokoshkova samobójcą, inni wariatem, ale wynik absolutnie obronił decyzję trenera. Dziś jednak dowiedzieliśmy się, iż Dragić zmagał się ze skurczami mięśni i trener nie chciał ryzykować kontuzji gracza. Ten turniej wyraźnie pokazał nam, że Goran podczas wieloletniej przygody w najlepszej lidze świata wyraźnie dojrzał. Dzięki liderowaniu (leadership) w Heat dorósł również do roli pierwszego lidera w reprezentacji. Praca jaką wykonał (nie tylko on, ale i Dion Waiters oraz James Johnson) pod kierunkiem Erika Spoelstry i Pata Riley’a była widoczna gołym okiem. To już był nowy Dragić, nie przypominający tego znanego z czasów gry w Phoenix Suns.
Doncić, jak na swoje 18 lat, wyglądał jak profesor. Druga, roczna praktyka na poziomie Euroligi w Realu Madryt przełożyła się na wyniki reprezentacji. Luka skorzystał nie tylko na kontuzji Sergio Lllulla (Real), ale również na absencji Beno Udriha czy Zorana Dragića. Jego współpracę z Goranem doskonale ułożył Igor Kokoshkov i uwaga, potrafił doprowadzić do sytuacji, iż obaj chętnie dzielili się piłką. To niełatwe zadanie, jeśli ktoś sobie przypomni nieco gorszą i mniej efektywną pracę pary Jaka Laković – Goran Dragić. Doncić fantastycznie dostrzegał kolegów, potrafił znaleźć najmniejszą lukę (nie mylić z jego imieniem) w obronie i między braćmi Gasol dostrzegał ustawionego pod koszem Vidmara. Stał się prawdziwym rozgrywającym, czyniącym partnerów lepszymi zawodnikami. Świetne dostrzeganie kolegów, umiejętne dyktowanie tempa gry, kreowanie strzelców, umiejętność podejmowania właściwych decyzji oraz perfekcyjnie rozgrywane akcje dwójkowe. No i baa, wielkie rzuty, którymi pokonały faworytów #1 – Hiszpanię. Niestety meczu z Serbią, ze względu na skręcenie kostki nie dokończył, ale jego koledzy nie zapomnieli o jego wielkim wkładzie w zwycięstwo, wnosząc go na podium, niczym króla. NBA już czeka na największy prospect od czasów Ricky’ego Rubio. Rubio, którego Doncić zdeklasował w starciu oko w oko.
5 Zmiennicy i zadaniowcy
Diabeł tkwi w szczegółach i tak było tym razem. Czym byłby dobry zespół, bez solidnej ławki zmienników? Począwszy od pierwszo piątkowych zadaniowców – Gaspera Vidmara i Edo Murića – trzymających porządek w słoweńskiej defensywie, poprzez naturalizowanego Anthony’ego Randolpha (który był tym trzecim w ataku, bardzo ważnym ogniwem) – po najbardziej gorącą ławkę półfinałów i finału. Klemen Prepelić już w meczu z Hiszpanią pokazał, że potrafi strzelać niczym rasowy shooter. W finale, z nawiązką zastąpił kontuzjowanego Donicića i arcyważnymi dwoma rzutami w końcówce czwartej odsłony, wyraźnie pomógł reprezentacji odnieść historyczny sukces. Cichy zabójca z ławki Kokoshkova z 19 pkt. Jaka Blazić był nie gorszy, w ostatniej odsłonie dokładając punktowe cegiełki do dorobku Słowenii. W obu najważniejszych meczach turnieju, swoje 10 minut miał też Aleksej Nikolić, zastępujący momentami samego Dragića. Cichym bohaterem meczu z Hiszpanią został też Sasa Zagorac, autor dwóch rzutów robiących przewagę w tamtym pojedynku, ratując po części Kokoshkova i reprezentację, kiedy wysocy mieli problemy z faulami. Nikt przed turniejem nie oczekiwał, że większość z tych graczy będzie w szczytowej formie i niczym rozpędzony walec przejedzie się po kolejnych rywalach.
Podsumowanie: Jeśli ktoś myśli, że sukces Słoweńców jest dużym szczęściem i być może nie będą oni nigdy w stanie powtórzyć tego sukcesu – jest w błędzie. Słowenia od lat jest w czołówce reprezentacyjnych rozgrywek FIBA, bazując na świetnej pracy z młodzieżą, czego najlepszym owocem jest dziś Doncić. Od lat nazwiska Dragiców, Lorbeków i Udrihów próbowały się przebić do strefy medalowej, jednak dopiero Eurobasket czterech krajów pozwolił im pokazać się wybitnie na koszykarskiej mapy Europy.
Również w polskiej koszykówce sporo miejsca zajmują Słoweńcy, Andrej Urlep – Saso Filipovski – David Dedek – Ales Pipan, którzy mieli mniejsze lub większe doświadczenia z wyżej wspomnianymi graczami, następnie osiągali mniejsze i większe sukcesy z drużynami naszej rodzimej ligi. Część z nich – Urlep i Pipan – prowadziła naszą kadrę podczas Mistrzostw Europy (w Hiszpanii i na Litwie). Do dziś fani w kilku polskich halach wspominają nazwiska Gorana Jagodnika czy Dragisy Drobnjaka. Największą jednak zaletą Słoweńców, której nam brakuje, jest cierpliwość. Krok po kroku zapracowali na swój wielki sukces, podczas gdy u nas by tylko zmieniano (plan, nazwiska, graczy, trenerów). AJDE!
Chętnie, bym zobaczył w NBA takich grajków, jak: Prepelic!, Vidmar, Macvan, Shved! (come back!), Sloukas!
Późno już, pisać się nie chce za dużo. Świetnie się czytało. Więcej proszę.
To był jeden z najlepszych meczów jakich widziałem. Gdyby to byli amerykanie zrobili by z tego pełnometrażowy film. Droga do finału w pięknym stylu. Potem finał. Uzyskanie przewagi przez Słowenię, trach zwrot akcji, drugi najlepszy gracz łapie kontuzję. Serbowie poczuli krew wychodzą na prowadzenie, zły bohater, który nie ma mimiki twarz punktuje ich bez litości. Generał (Goran) próbuje sam naprawić sytuację, ale również łapie kontuzję i rzuca pudło za pudłem. Załamanie w drużynie, mnóstwo ariballi i brak pomysłu na grę. Trochę trzyma ich w obronie najemnik Randolph. Nagle genialnie przemówienie Gorana KEEP YOURS HEAD UP (takie małe ciche fuck, ale to się wytnie chcemy film dla mlodieży) i nagle nieoczekiwany bohater Prepelić (liczba sprawdzenia kto to jest w Youtubie rośnie wykładniczo), reszta drużyny zaczyna nabierać wiatru w żagle. Ciężka obrona. Zatrzymanie Bogdanovicha, złoto, kurtyna.
A mnie jest trochę żal Serbii. Wicemistrzostwo Świata, Wicemistrzostwo Olimpijskie, a teraz Wicemistrzostwo Europy. Jak tak dalej pójdzie to Serbia będzie również Wicemistrzem Serbii :)