Kiedy Tyreke Evans przychodził do NBA był jedną z jaśniejszych postaci draftu 2009. Wybrany w numerem 4 tuż za Jamesem Hardenem. Dalsze numery loterii mieli choćby Stephen Curry czy DeMar Derozan. Dziś Tyreke zaczyna swój ósmy sezon w lidze, ale w jakże odmiennym nastroju niż osiem lat temu.
Kiedy latem tego roku Tyreke Evans podpisał roczny kontrakt wart nieco ponad 3 miliony dolarów, byłem zaskoczony wartością umowy. Evans nie jest raczej graczem anonimowym. Debiutant roku z 2010, jedna z czołowym postaci Kings na początku drugiej dekady bieżącego roku, gracz ocierający się o All Star Game. Z tym, że z czasem optyka patrzenia na tego zawodnika uległa diametralnej zmianie, a wszystkiemu są winne kolana Evansa.
Problemy z kolanami miał już pod koniec swego pierwszego pobytu w Sacramento w 2013 roku. W głównej mierze dlatego, że swoją grę opierał na dynamicznych wejściach pod kosz. To dość absorbujące dla stawów i rzecz jasna zwiększa ryzyko kontuzji.
Drugi raz kolana dały znać o sobie w 2015 w Nowym Orleanie. Gorsza sprawa, że tym razem zaszwankowało drugie (prawe) kolano. To był znak dla Evansa, że jego kariera wkracza na inne tory i musi wprowadzić pewne korekty do swojego stylu gry. Czas nauczyć się gry w dalszej odległości od obręczy.
Jeśli popatrzycie na skład Memphis to widzicie tam Mike Conleya, któr jest absolutną gwiazdą tej drużyny. Wgłębiając się baczniej w kadrę Niedźwiadków spotkacie się tam z takimi nazwiskami jak: Mario Chalmers czy Andrew Harrison. Zatem pytanie gdzie tu jest miejsce dla Evansa, który całe swoje życie grał na jedynce?
Jasną odpowiedź dał trener Grizzlies, który zapowiedział, że Evans zagra na dwójce. Będzie on zapewne docelowo pełnił rolę backupu dla Bena McLemora, ale takie rozwiązanie wydaje się najlepsze zarówno dla samego zawodnika jak i dla drużyny.
Patrząc na statystyki rzutowe Evansa, widać wyraźnie, że poprawił rzut za 3 pkt. Od nieco ponad 25% celnych trójek w do 35% w całych poprzednich rozgrywkach. Pokazuje to, że jego przemiana z rozgrywającego na rzucającego obrońce jest jak najbardziej trafnym pomysłem.
Ciekaw jestem czy Evans jest w stanie pełnić w Memphis taką samą rolę jak Eric Gordon w Houston. Obu łączy fakt, że doskwierały im dość poważne kontuzje. Odpukać w niemalowane, ale Gordon w Rockets wygląda bardzo dobrze. Jak na razie forma wyraźnie zwyżkuje i zdrowie także dopisuje. Pytanie ile jest w stanie wykrzesać z siebie Tyreke.
Z pewnością rola pierwszego zmiennika byłaby nowym etapem w karierze, ale to ciekawa szansa, biorąc w jakim punkcie kariery znalazł się Evans. Gdyby to wszystko wypaliło to myślę, że jest tu potencjał nawet na walkę o nagrodę dla najlepszego zmiennika. Dodatkowym bodźcem powinny być pieniądze, bo przy dobrych wiatrach Evans w przyszłym roku mógłby otrzymać znacznie większe wynagrodzenie.
Dobrymi chęciami jak wiadomo jest piekło wybrukowane i podstawą dla gracza Grizzlies jest zdrowie. Trzeba pamiętać, że Evans mimo wszystko ma jeszcze limitowany czas gry. To znaczy, że chyba jednak nie do końca wszystko z kolanami jest ok. Kiedy słyszę o ograniczeniach minut, to przypominają mi się Yao Ming czy Amare Stoudemire, a więc gracze, którzy przegrali z kontuzjami. Nie chce powiedzieć, że jest to reguła, ale z pewnością budzi to pewien niepokój w perspektywie powrotu do dawnej formy.
W Memphis od lat stawiają na kolektyw. Evans w obecnej sytuacji wydaje się być dobrym pomysłem na pierwszego wchodzącego z ławki. Ma szanse być liderem drugiego garnituru Niedźwiadków, a z pewnością w crunch timie też powinien dostawać swoje szansę. Jeśli to wszystko wypali i kolana Evansa wytrzymają tą próbę, to roczna umowa na 3,3 miliony zielonych może się okazać fajną promocją. Ryzyko niewielkie, a sporo można zyskać. Sam Evans też nie powinien narzekać, gdyż wrócił do miasta, w którym studiował. W takich warunkach będzie mu łatwiej przejść metamorfozę.
Wierze, że nasz bohater nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i na przestrzeni zbliżającego się sezonu będzie jasnym punktem ekipy z Memphis. Jeśli ze zdrowiem wszystko będzie ok, to ekipa Fizdale’a dokonała moim zdaniem wzmocnienia składu.
U Miśków dużo zależy od zdrowia, gdyby Evans i Parsons byli zdrowi i grali 80% tego co pokazywali w najlepszych dla siebie sezonach to w Memphis byłaby niezła ekipa. Conley i Gasol sami wózka nie pociągną, a o miejsca 5-8 walka będzie zażarta.
tanksznela