Chicago Bulls – Toronto Raptors 1:30
Obie drużyny rozpoczynają tym spotkaniem swój sezon. Ekipa z Kanady podejmie u siebie młodych Bulls. Byki stały się niemal szpitalem. Ze składu wypadli przez urazy (na krócej lub dłużej): Zach LaVine, Nikola Mirotic, Kriss Dunn oraz Cameron Payne, do tego nie jest pewne, czy zagra Quincy Pondexter. Zaś Bobby Portis został zawieszony na 8 spotkań. W ten sytuacji ciężko sobie wyobrazić, by ekipa z Wietrznego Miasta była w stanie nawiązać walkę z jakąkolwiek drużyną w NBA. Zazwyczaj nie wymieniam cały składów, ale tutaj aż się o to prosi. Oto zawodnicy Bulls, którzy mogą grać i nie są debiutantami: Robin Lopez, Kay Felder, Cristiano Felicio, Justin Holiday, Jerian Grant, Paul Zipser, Denzel Valentine oraz David Nwaba. Do tego trzech Rookich: Lauri Markkanen, Ryan Arcidiacono i Antonio Blakeney. Chyba nie trzeba tego zestawu graczy komentować.
Raptors, mający w składzie Kyle’a Lowry’ego, DeMara Derozana czy Serge’a Ibakę, powinni się po Bykach przejechać. Oczywiście NBA ma to do siebie, że jest nieprzewidywalna: ale po prostu ciężko mi uwierzyć, że zespół, który nie grał wcześniej ze sobą, do tego z zepsutą chemią i bez jakichkolwiek graczy na poziomie startera topowej drużyny, jest w stanie wygrać z ekipą mierzącą w Finał Konferencji. Bulls zapewne po prostu dadzą pograć młodym. Nie będą raczej nikogo przemęczać, bo kolejne kontuzje tylko by pogłębiły ich kryzys. Ale nie da się im odmówić jednego – mają chyba najlepsze warunki do tankowania w całej Lidze.
New York Knicks – Oklahoma City Thunder 2:00
Pierwszy wspólny mecz Westbrooka, George’a i Anthony’ego. Dla tego ostatniego będzie to od razu nieco sentymentalny mecz, bowiem rywalem jest jego byłą drużyna: Knicks. Ekipa z Madison Square Garden będzie sobie musiała radzić bez kontuzjowanego Joakima Noah. Interesująco zapowiada się za to rywalizacja niedawnych partnerów: Kristaps Porzingis zapowiedział, że będzie bronił przeciwko Carmelo Anthony’emu. Fani już zacierają ręce. Takie starcie na początku sezonu, do tego transmitowane w telewizji TNT.
Jednak chyba ważniejszym wydarzeniem będzie powrót do OKC Enesa Kantera, przehandlowanego latem za Melo. Co prawda raczej nie ma co się spodziewać materiału wideo dla uczczenia tego gracza, skoro nie doczekali się takowego ani Kevin Durant (nomen omen jeszcze postać nr 1 w historii Thunder), ani Serge Ibaka. . Ciekawe jednak, jak Kanter zagra przeciwko Adamsowi. Pamiętajmy, że byli ważni gracze OKC w poprzednim sezonie wygrywali w swoich „powrotach na stare śmieci” (Ibaka zaliczył świetny występ, zwieńczony game-winnerem). Czyżby powtórka z rozrywki? Na papierze Thunder prezentują się lepiej, nawet mimo braku ławki. Knicks mają bardzo dużo rozgrywających i zapewne będą testowali różne rozwiązania, w tym takie z równocześnie 3 obrońcami (w znaczeniu: obwodowymi) oraz Porzingisem i Kanterem. Wydaje mi się, że mecz będzie dosyć zacięty, ale to gospodarze odniosą zwycięstwo.
Los Angeles Clippers – Los Angeles Lakers 4:30
Z jednej strony przebudowana drużyna Clippers (bez Chrisa Paula, ale za to z Danillo Galinarim, Patrickiem Beverley’m oraz Milosem Teodosiciem). Z drugiej – Los Angeles Lakers, prowadzeni przez ̶L̶a̶V̶a̶r̶a̶ Lonzo Balla. Drużyna, która rozbudziła oczekiwania wymagającej i głodnej sukcesów publiczności. Publiczności, która chce kolejnego Kobe’ego. Jeśli wierzyć słowom Magica, to Lonzo jest właśnie kolejną twarzą organizacji. Nie da się ukryć: presja ciążąca na nim jest ogromna. Czy ją udźwignie? Od tego zależy, jak dobrym zawodnikiem się stanie.
Oczywiście Lonzo nie jest całkowicie osamotniony. Ma świetny zestaw silnych skrzydłowych (Larry Nance Jr., Julius Randle oraz rewelacja preseason, Kyle Kuzma), a także sporo innych młodych i zdolnych graczy (Brandon Ingram, Jordan Clarckson). Do tego całość uzupełniona weteranami: Brookiem Lopezem, Luolem Dengiem, Kentaviousem Caldwell-Pope’em (w meczu otwarcia nie zagra) i Coreyem Brewerem. Na papierze wygląda to obiecująco. Tyle, że lokalni rywale również są silni. Poza wspomnianą na początku tej zapowiedzi nowej trójki Clippers mają jeszcze przecież: duet definiujący Lob City – Blake Griffin i DeAndre Jordan, świetnego rezerwowy Lou Williamsa oraz graczy zadaniowych (Wesleya Johnsona, Austina Riversa, Sama Dekera, Montrezla Harrella). „Przyjezdni” na papierze wyglądają lepiej, ale to dopiero pierwszy mecz, zatem również wygrana Lakers nie zaskoczy mnie tak bardzo. Chociaż stawiam na Lob City.
Oba zespoły mają po kilku graczy, którzy nie są w stu procentach pewni, czy zagrają dzisiaj w nocy. W Clippers są to: Beverley, Gallinari, Deker i Rivers. Zaś u Lakers: Randle oraz, niestety, Ball. Zapewne może się zdarzyć, że 1 lub 2 z w/w graczy opuści to spotkanie. Pytanie, kto to będzie. Wielu upatruje w tym meczu idealną okazję do debiutu dla Balla – derby LA to w końcu prestiż. Ponadto mecz będzie transmitowany w TNT. Ale czy na pewno zagra – zobaczymy. Tak czy siak zapowiada się ciekawe starcie – ale bez najgłośniejszego tegorocznego Rookie ranga wydarzenia nieco spadnie. Zatem oby zadebiotował! I oby było co oglądać!
Lubisz naszą pracę? Wspieraj nas na Patronite.pl!
Bulls mają w skladzie Denzela Washingtona, Johna Travolte i Marka Whalberga…:)
Przepraszam, już poprawiłem. Trochę niewyspany chodzę (pewnie nie tylko ja), to i głupie pomyłki mi się zdarzają. ;)
Moze wezma do skladu syna oslawionego denzela
Jesus Shuttlesworth?
Gorzej by chyba nie było. :P