Boston Celtics w połowie drogi do finału NBA?

Czego możemy się spodziewać po Celtics w tym sezonie? To pytanie, na które nie zna odpowiedzi żaden kibic, analityk i chyba nawet sam Brad Stevens z Dannym Aingem. Czołowa defensywa NBA. Wiemy, że to w play-offach się liczy. Brak ognia jest jednak widoczny gołym okiem. Po kontuzji Haywarda, zamiast znaczącego progresu, siła zespołu zmieniła się jedynie delikatnie na korzyść Zielonych. Jako kibic Celtów zachowuje jednak umiarkowany optymizm. Przy dobrych wiatrach, po ośmiu latach przerwy i zaliczonej gruntownej przebudowie, znowu zobaczymy Celtów w finale NBA, w którym jednak jakakolwiek drużyna ze Wschodu nie ma większych szans z Warriors czy Rockets.

Krótka historia przebudowy

W lipcu 2013 roku dwie największe gwiazdy – Paul Pierce i Kevin Garnett – zdecydowały się opuścić Boston i przenieść się do budowanych za wielkie pieniądze rosyjskiego miliardera Michaiła Prochorowa. W związku z tym tradem Boston opuścił na rzecz Kaliforni również dotychczasowy trener i architekt mistrzowskiej drużyny z 2008 Doc Rivers. Danny Ainge zebrał spore cięgi od kibiców Celtów, że ikona Zielonych „The Truth” nie zakończy kariery w swoim domu (co na szczęście udało się naprawić). Po latach wiemy, że była to jedna z najkorzystniejszych wymian w historii NBA. Do Bostonu poza szrotem w postaci Geralda Wallace’a (czy ktoś go jeszcze pamięta?) czy Krisa „Kardashiana” Humphriesa, trafiły 1-rundowe picki Nets za 2014, 2016 i 2018 wraz z możliwością zamiany picku z 2017 (dzięki któremu Celtics dostali pick nr 1, wymieniony ostatecznie na nr 3 z 76ers). Ten trade wraz z zatrudnieniem w roli pierwszego trenera młodego Brada Stevensa dają solidne podstawy do wybudowania w Bostonie pomnika ku czci Danny’ego Ainge’a, albo przynajmniej skromną nazwę ulicy firmowaną jego nazwiskiem. W zasadzie nie ma co wymieniać po kolei zmian, jakie zaszły w Bostonie, bo zajęło by to naprawdę sporo tekstu. Dość powiedzieć, że z zespołu z sezonu 2012/13 nie pozostał w składzie dosłownie nikt. Ostatni pożegnał się z widownią TD Garden Avery Bradley – czołowy obrońca ligi na niskich pozycjach i niezły strzelec dystansowy, który jednak został godnie zastąpiony przez młode narybki. Od 2014 Ainge wyciągnął z draftu takich graczy:

2014 – Marcus Smart

2015 – Terry Rozier

2016 – Jaylen Brown

2017 – Jayson Tatum

Przyznajcie – jest moc! W 2018 jest dodatkowo cień szansy, że trafi do nich pick Lakers, jeśli wyląduje on na miejscach 2-5 (technicznie w zasadzie chodzi o miejsca 2-3 pochodzące z loterii).

Obecny trzon drużyny poza młodzieżą z draftu tworzą Kyrie Irving wyciągnięty za Isiah Thomasa (kolejny dobry trade Ainge’a!) oraz Al Horford i Marcus Morris (nabyty z Pistons za wspomnianego Bradley’a – w tym przypadku powodem były oszczędności). Brad Stevens przekonał również do podpisania maksymalnej umowy i związania się z Celtics swojego podopiecznego z czasów uniwersyteckich – Gordona Haywarda. Warto również wspomnieć o Aaronie Baynesie, który miał uzupełnić lukę na pozycji centra.

Podsumowanie sezonu 2017/2018

Sezon nie mógł rozpocząć się gorzej. W pierwszym meczu sezonu typowany na lidera drużyny – Gordon Hayward – doznał przerażającej kontuzji złamania nogi z przemieszczeniem (brrr wciąż widzę przed oczyma jego stopę, tylko obrazek z kontuzji Paula George’a był chyba gorszy). Oczekiwania przełomowego sezonu runęły w 6 minucie meczu otwarcia. Życie bywa brutalne. Gdy już wraz z innymi komentatorami zastanawialiśmy się nad tym, gdzie wylądują w tym sezonie Celtics (ja typowałem 4-6 miejsce), ci ambitnie wygrali 16 meczy z rzędu wśród pokonanych pozostawiając m.in. panujących mistrzów – GSW oraz m.in. Spurs, Raptors, Thunder. Celtics zasłużyli na miano najlepszej defensywy, która stała się ich znakiem firmowym i to pomimo pożegnania się z Bradley’em. Podczas 16-meczowej serii podopieczni Brada Stevensa tylko trzykrotnie pozwolili przeciwnikom wyjść powyżej 100 punktów!

Nadzieje odżyły. Świetny początek sezonu miał Irving do spółki z Jaylenem Brownem. Lukę po Haywardzie wypełniał na miarę swoich możliwości rookie – Jayson Tatum osiągając średnie 13.2 pkt, 5.0 zb i 43,9% skuteczności zza łuku. Przed sezonem nikt by nie przewidział, że to właśnie Tatum będzie po weekendzie All-Star najdłużej przebywającym na parkiecie spośród wszystkich zawodników Celtów. Później jednak zaczęły się schody. Dominująca defensywa jakby trochę się zacięła (Celtics wciąż mają najlepszy DefRat w lidze, ale jednak dość wyraźnie zjechał im z ok. 101 do 103.8 obecnie), a ofensywie zaczęło brakować paliwa. Po fantastycznym listopadzie i bilansie 15-2, grudzień nie był jeszcze zły – 11-6. Kryzys przyszedł jednak w styczniu i trwał aż do All-Star Break (bilans z tego okresu to ledwie 10-9). Efektem było utracenie pierwszego miejsca na Wschodzie na rzecz Raptors i dość upokarzająca klęska z Cavaliers w dniu święta zastrzeżenia koszulki Paula Pierce’a. Jedynym ruchem Ainge’a w tym czasie było ściągnięcie Grega Monroe, który miał być remedium na brak siły ognia rezerwowego unitu. Po dość rozczarowującym początku Monroe, po przerwie na weekend gwiazd, w meczach z Hornets i Rockets grał już bardzo dobrze (odpowiednio 14 i 18 punktów na niezłej skuteczności z gry). Wydaje się, że Stevens doskonale wykorzystał przerwę do wpasowania Grega do rotacji.

Teraz co nieco o obecnej rotacji. Według statystyk Celtics najlepiej grają, gdy w składzie jest Baynes i Brown. Piątka Irving – Smart – Brown – Horford – Baynes ma na 100 posiadań aż +33.7 pkt. Wciąż nieźle wygląda rotacja zespołu na pozycjach 1-2 – Irving, Brown, Smart, Rozier, Larkin. Nieco gorzej jest ze zmiennikiem Tatuma, bo Ojeleye w ataku praktycznie nie wnosi niczego, a w defensywie jest po prostu przeciętny. Na trójce muszą więc z przymusu grać Brown i Smart lub Morris, który natomiast na pozycji nr 4 wypada dość słabo. Próba ustawienia wyjściowego – Irving – Brown – Tatum – Morris – Horford okazała się pomyłką (-8.5 pkt na 100 posiadań; co ciekawe po zmianie Morrisa na Smarta skład gra na +2.0, a po zmianie Tatuma na Smarta +19.4! co jest chyba najlepszym niskim ustawieniem Zielonych). Generalnie Morris wypada bardzo źle w rotacji razem z Tatumem. Niestety przysparza to wielu problemów Stevensowi, bo wśród wysokich ma w rotacji tylko jednego sensownego PF – Ala Horforda. Zamiast niskich piątek (poza wspomnianym wyżej zestawieniem Irving – Smart – Brown – Morris – Horford), ewidentnie lepiej wypadają wyższe ustawienia z Baynesem lub Monroe na centrze. Horford na środku marnuje się, bo facet jest wprost znakomitym strzelcem dystansowym (43% za 3 pkt). Ogólnie luka na pozycjach 3-4 nie jest jednak poważna. W play-offach rotacja zawęża się i Daniel Theis, któremu nie można odmówić zaangażowania, raczej nie ma szans na utrzymanie jak dotychczas 14.8 minut w meczu. Mimo tego skład Celtics jest według mnie bardzo głęboki.

PG – Irving, Rozier

SG – Brown, Smart

SF – Tatum, Morris

PF – Horford

C – Baynes, Monroe

Nawet zawężony roster (bez Larkina, Theisa, Ojeleye) daje bardzo dużo możliwości rotacji. W zasadzie każdy zawodnik z podanej dziewiątki znalazłby solidne minuty w większości drużyn NBA. Poza wymianą rozgrywających (Irving jest bardziej kompletnym zawodnikiem od Isiah Thomasa) w stosunku do zeszłego roku Celtics wzmocnili pozycję centra, co dało możliwość przesunięcia Ala Horforda na bardziej naturalną dla niego pozycję nr 4. Ostrzę sobie zęby na moment, gdy do składu w pełni formy wróci Hayward. Dla mnie ilość talentu i potencjału na przyszłość w tej drużynie da się porównać obecnie tylko do Warriors i 76ers. Powtórzę hasło, które wyczytałem kiedyś na naszym forum w jednym z komentarzy – „gdyby Marcus Smart i Jaylen Brown mieli lepszy rzut, w NBA byliby bogami”.

Co dalej?

Ewidentnie po przerwie na Mecz Gwiazd Celtics odżyli. Końcówka stycznia i początek lutego był w ich wykonaniu bardzo słaby. Kiedy przymierzałem się do tego felietony w czasie weekendu Meczu Gwiazd ułożyłem tytuł „Boston Celtics w połowie drogi do pękniętego balonika”. Ostatni tydzień jednak tchnął optymizmem. Pewne cztery wygrane i nieznaczna porażka po bardzo zaciętym meczu z będącymi na fali Rakietami sprawiły, że tytuł jednak uległ zmianie, chociaż celowo pozostawiłem znak zapytania na końcu. Cóż, nie sądzę, żeby Ainge i spółka bardzo nastawiali się na sukces w tym roku. Gdyby nie kontuzja Haywarda Celtics byliby moimi faworytami na Wschodzie z możliwością nawiązania walki z Zachodem (niezależnie czy Rockets czy Warriors – z taką defensywą jest to możliwe, z taką ofensywą już nie bardzo). W obecnym składzie potencjał drużyny jest bardzo zbliżony do tej z zeszłego roku. Ainge o tym doskonale wie, dlatego brak jakichś nerwowych ruchów w trade-deadline. Postawę sternika Celtics można określić słowami – niech się młodzież ogrywa, spokojnie poczekamy na off-season i zastanowimy się co robimy dalej.

W stosunku do zeszłego roku różnią się natomiast przeciwnicy. Cavaliers od momentu powrotu LeBrona nie byli tak słabi. Za to rywal z Kanady wygląda w tym sezonie znacznie lepiej. Tym niemniej liderzy z Toronto do tej pory w play-offach zawodzili. Szczególnie chodzi mi o dwójkę Lowry – DeRozan, których średnie w play-off spadają jak w styczniu kurs bitcoina (szczerze mówiąc osobiście nie wierzę w awans Raptors do finałów NBA) i są z całą pewnością w zasięgu Celtów. Mistrzostwa w Bostonie nie będzie, ale w play-offach półfinał konferencji jest absolutnym minimum.

Bawiąc się w przewidywania ewentualnych par trzeba wyjść z założenia, że szanse na top 1 są dość iluzoryczne, bo Raptors musieliby mieć jakąś poważniejszą zapaść, a póki co grają bardzo równo. Za to możliwości ominięcia Cavs w 2 rundzie cały czas wydaja się wysokie. Cavs po All-Star Break grają znowu straszny piach (bilans 2-4). Kandydatów do 3 miejsca jest przynajmniej kilku z Pacers, Wizards i 76ers na czele. W zasadzie trudno już powiedzieć na kogo Celtics trafią w 1 rundzie. Nie wydaje mi się jednak, żeby Bucks, Heat czy Wizards sprawili większe problemy. Analogicznie gdyby Celtów ominęła konfrontacja z Cavaliers w półfinale, to Celtics będą faworytami w każdej innej możliwej konfiguracji. W ewentualnej konfrontacji finałowej z Raptors daję Celtom 50% szans. Najbardziej obawiam się LeBrona i spółki, którzy zawsze w play-offach mogą wskoczyć na poziom będący poza zasięgiem bostońskiej młodzieży.

Po sezonie sytuacja jest dość złożona. Trzem zawodnikom ze ścisłej rotacji kończy się kontrakt. Z dwójki Baynes – Monroe kluczowe wydaje się zatrzymanie Nowozelandczyka idealnie pasującego do koncepcji Stevensa. Raczej nie starczy miejsca na Marcusa Smarta, który jeżeli nie poprawi swojego rzutu zostanie zepchnięty do roli defensywnego zadaniowca (coś ala Tony Allen czy Andre Roberson). Póki co jego ambicje będą jednak spore i myślę, że Smart znajdzie nowego pracodawcę za całkiem spore pieniądze. Pytanie czy następny rok to nie jest już czas rozsupłania sakiewki i przekroczenie pułapu podatku od luksusu. Bez tego wydaje się, że Celtics trafiają w okienko jednego, maks dwóch sezonów, kiedy uda się utrzymać zdolną młodzież i głębię składu. Od 2019 trzeba myśleć o przyszłości Browna i Roziera. 2018/19 będzie ostatnim sezonem względnego spokoju w salary cap. Czas na osiągnięcie sukcesu będzie więc wyjątkowo krótki.

Komentarze do wpisu: “Boston Celtics w połowie drogi do finału NBA?

  1. Trzeba przyznać, że Ainge wykonał w Bostonie ogromną robotę. Kilka detali do dyskusji (np. trade Bradley’a), ale ogólnie przebudowa przeprowadzona wzorowo.

    Tak jak kurs bitcoina odbił w lutym i marcu ja jednak nie skreślam Raptors. Owszem DeRozan i Lowry zawodzili, ale kiedyś się w końcu przebiją. W tym sezonie Raptors naprawdę grają nieźle. Grają szybciej i znacznie bardziej zespołowo. Podobnie jak autor wolałbym jednak ominąć Cavs, po których nie wiadomo czego się spodziewać. Do samych dywagacji na temat Celtics nie mam w zasadzie nic do dodania. Dobry artykuł.

  2. Przyznaję, dobry artykuł. Dobrze się czyta.
    Czy w najbliższym czasie planujecie napisać o Suns?

    1. Podbijam pytanie :D miło poznać kolejnego mam nadzieje fana Słoneczek Arizony ;)

  3. Gerald Wallace był kiedyś all starem jeżeli dobrze pamiętam…

Comments are closed.