Do księgarni w całej Polsce trafiła właśnie książka Johna Stocktona, w której opowiada o swojej karierze. We wspomnieniach rozgrywającego Utah Jazz nie mogło oczywiście zabraknąć komentarza do pamiętnych finałów z Chicago Bulls w latach 1997-1998. Koszykarz wyraża słowa uznania dla rywali, pisząc, że zasłużyli na zwycięstwo.
Fragment książki:
Chicago objęło prowadzenie w rywalizacji, wygrywając dwa kolejne mecze na własnym parkiecie i obejmując prowadzenie 3-1. Pierwszy mecz w Chicago przegraliśmy najwyższą różnicą w historii meczów o mistrzostwo. Bulls pokonali nas 96:54. Ale niespodziewanie dla wielu osób udało nam się pozbierać i zepsuliśmy zaplanowaną po piątym meczu fetę. Wygrywając trudny mecz na wyjeździe, powróciliśmy do gry. Kiedy jechaliśmy z powrotem w góry Wasatch, czuliśmy, że sprawy zaczynają się obracać na naszą korzyść.
Szósty mecz sprostał naszym oczekiwaniom. Raz jeszcze doszło w nim do fotofiniszu i Bulls wygrali o włos. Nie pamiętam wszystkich szczegółów rozdzierającej przegranej, ale pamiętam zwycięski rzut Michaela Jordana na kilka sekund przed końcem meczu. Rzut tyle razy powtarzany przez telewizję, że chyba dzięki temu całkiem dobrze go kojarzę. Pamiętam też swój niecelny rzut z dystansu, równo z syreną końcową. Nasz sezon i marzenia o mistrzostwie odbiły się od obręczy wraz z tym pudłem.
Chwilę wcześniej zacząłem wierzyć, że będę w stanie zdobyć mistrzostwo NBA przed zakończeniem kariery, spinając klamrą zataczający się między dwiema dyscyplinami sportu krąg, któremu początek dał w 1926 roku mój dziadek, zdobywając mistrzostwo ligi NFL z drużyną Frankford Yellow Jackets. Choć byłem pewien, że mamy wszystkie narzędzia potrzebne, by tego dokonać, wizja znalezienia się na szczycie tej wielkiej góry o nazwie NBA została dwukrotnie zaprzepaszczona przez drużynę prawdziwych mistrzów.
Nie było to specjalnie pocieszające. Chylę czoła przed Michaelem, Scottiem, trenerem Jacksonem i resztą ekipy Chicago Bulls. Zasłużyli na to. Moje jedyne ukojenie kryło się w tym, że za kilka miesięcy podejmiemy kolejną próbę. „Nieważne, jak wiele razy zostaniesz powalony na ziemię, liczy się to, ile razy się podniesiesz” – jak zawsze mawiał mój tata. Przez następne kilka lat mieliśmy utrzymać się w czołówce ligi, ale już nigdy nie udało nam się zapukać do mistrzowskich drzwi. Te dwa pojedynki z Bulls okazały się moją ostatnią szansą na przekroczenie tej granicy.
Książka „John Stockton. Autobiografia” dostępna jest na www.idz.do/stockton-akszyn
Kup książkę, weź udział w konkursie i wygraj szwajcarskie zegarki marki TISSOT z logo Utah Jazz! Szczegóły na stronie konkursowej: www.idz.do/enbiej-konkurs
Stockton, Malone, Barkley. Tych trzech najbardziej mi żal, jeżeli chodzi o brak mistrzostwa.
i Ewing