Przed nami ostatnia noc sezonu regularnego, zatem warto po raz ostatni w tych rozgrywkach przyjrzeć się pierwszoroczniakom. Dwa dni temu na naszym portalu pojawiła się ankieta odnośnie wyboru najlepszego debiutanta. Waszym zdaniem (60% wszystkich głosów) ta nagroda należy się Benowi Simmonsowi. Jednak w tym artykule zrezygnowałem z podziału na miejsca, postanowiłem za to wspomnieć także o debiutantach, którzy w tym rankingu nigdy się nie pojawili, a prezentują się z dobrej strony.
Ben Simmons: 15.9pkt-8.2zb-8.2ast-1.8stls-0.9blk, 55%FG
21-latkowi z Australii po prostu należy się laur najlepszego debiutanta sezonu 2017-2018. Jesteśmy przed ostatnim meczem w sezonie, a w ubiegłą noc Sixers ustanowili rekord organizacji dzięki swojej 15-stej wygranej w serii. Złośliwi powiedzą, że mieli na koniec sezonu łatwy terminarz (no może oprócz spotkań z Cavs, Nuggets i Wolves), jednak prawda jest taka że Szóstki przejechały się po przeciwnikach i zrobiły to nawet bez Joela Embiida. Wielka w tym zasługa właśnie Simmonsa, który podczas tej serii zaliczył aż 7 triple-double, w tym 3 z rzędu.
Wiele z jego osiągnięć w tym sezonie jest historycznych. Między innymi to, że jako pierwszy debiutant w historii NBA zanotował 170 punktów, 100 zbiórek i 80 asyst w pierwszych 10-ciu spotkaniach swojej ekipy. Dołączył również do Oscara Robertsona i Magica Johnsona, gdyż jako trzeci debiutant w historii w swoim pierwszym sezonie zdobył przynajmniej 1000 punktów, 500 zbiórek i 500 asyst. Jest również drugi w klasyfikacji debiutantów z triple-double’s, zdobył ich aż 12, jednak rekord wielkiego Robertsona nadal pozostanie nietknięty (26). Simmons w tym sezonie zdobył już 654 asyst, co ciekawe drugi w klasyfikacji debiutantów jest dopiero Lonzo Ball, który ma ich na koncie „zaledwie” 376. Co więcej, tak wysoka liczba asyst pozwoliła Benowi wyprzedzić Allena Iversona (który w swoim debiutanckim sezonie w 76ers zdobył 567 asyst) i zarazem ustanowić nowy rekord organizacji w ilości ostatnich podań zaliczonych przez pierwszoroczniaka.
Największy sukces i zarazem niemały szum medialny Australijczyk zyskał dzięki pojedynkowi z LeBronem Jamesem, w którym zaliczył 27 punktów, 15 zbiórek, 13 asyst i 4 przechwyty, ale przede wszystkim był swoistym x-factorem zwycięstwa 76ers i zajęcia 3-ciego miejsca w tabeli Wschodu. O całym sezonie Simmonsa mógłbym pisać bardzo wiele, jednak warto też wspomnieć o innych debiutantach. Osobiście wierzę, że akurat ten gracz zrobi wielką karierę i mam nadzieję, że wyprowadzi Szóstki za stagnacji na dobre, a kolejne pokolenia fanów NBA będą kiedyś dyskutować o słynnym „Procesie”.
Donovan Mitchell: 20.5pkt-3.7zb-3.7ast-1.5stls, 44%FG
Będąc z Wami w stu procentach szczery, najbardziej liczę na to, że władze ligi zdecydują się przyznać tytuł również Mitchellowi. Jasne, Ben Simmons wyprzedził debiutantów w wielu aspektach i jest niemalże ojcem sukcesów 76ers, jednak Donovan Mitchell również miał fantastyczny sezon w Utah. Z ekipy, której nikt nie przewidywał w tegorocznych Play-off z pomocą kilku świetnych zawodników i nowoczesnego trenera zrobił drużynę, która może bić się o największe laury.
Warto dodać, że wczoraj poprawił rekord Damiana Lillarda w ilości zdobytych trójek przez debiutanta (186). To drugi raz w sezonie, kiedy Mitchell wyprzedził popularnego Dame’a Dolle. Pierwszy raz zrobił to gdy w trakcie swoich pierwszych 25-ciu spotkań trafił 61 razy z dystansu (Lillard zrobił to 56 razy). Kolejnym rekordem jest dołączenie do Wilta Chamberlaina, gdyż Donovan Mitchell został drugim zawodnikiem w historii, który jako debiutant zdobywał najwyższe średnie punktowe w swojej ekipie podczas 10 zwycięstw w serii. Mitchell wygrał w tym roku konkurs wsadów, mimo tego że na początku w ogóle nie miało go tam być. Skorzystał na kontuzji Aarona Gordona i pokazał, że to co wyczynia podczas spotkań to tylko ułamek jego powietrznych umiejętności.
Ekipa Jazz po All Star Weekend ma bilans 18-5, i duża w tym zasługa wychowanka Louisville, który w tych 23 meczach notuje średnio 23 punkty na mecz (przypadek?). Generalnie zauważyłem, że zarówno Simmons jak i Mitchell wraz z końcem sezonu wyglądają jeszcze lepiej niż na początku tego roku. Oczywiście, w grę wchodziło wejście do Play-off, jednak rywalizacja tej dwójki o miano Najlepszego Debiutanta wyszła na jeszcze wyższy poziom. Ben Simmons w wywiadach mówi, że to jemu należy się ten laur, z kolei Mitchell przed wczorajszym spotkaniem z Mistrzami (40-punktowe zwycięstwo Jazzmanów!) do hali przyjechał ubrany w bluzę, na której możemy przeczytać definicję debiutanta – wnioskuję z tego tyle, że Don nie uważa Simmonsa za pierwszoroczniaka z prawdziwego zdarzenia, z uwagi na to że spędził rok w NBA pod okiem sztabu trenerskiego i lekarskiego i poznał ten świat od kulis wcześniej od debiutantów draftu z 2017 roku.
Jayson Tatum: 13.9pkt-5zb-1stls, 47%FG, 44%3PT
W naszej ankiecie na trzeciej pozycji znalazł się właśnie ten młodzieniec, zatem czas na niego. Niedawno skończył swoje 20-te urodziny, a na boisku wygląda jak doświadczony zawodnik. Świetnie pracujący w obronie strzelec, który potrafi również wejść pod kosz wykorzystując swoją atletyczną budowę. Wśród debiutantów prowadzi w skuteczności zza łuku, o czym pisałem praktycznie w każdym zestawieniu. Jest również w ścisłej czołówce pierwszoroczniaków jeśli chodzi o rzuty osobiste. Jedynymi debiutantami, którzy częściej stają na linii rzutów osobistych od Tatuma są rzecz jasna Ben Simmons, Donovan Mitchell i o dziwo Josh Jackson, jednak to Tatum ma najlepszą skuteczność w tym aspekcie gry – 82%FT.
Warto wspomnieć, że wraz z kontuzją Kyrie’go Irvinga zaczął więcej rzucać, co skutkuje większymi zdobyczami punktowymi z jego strony. A wraz z ilością oddanych prób, zwiększyła się jego skuteczność, np. w marcu zdobywał średnio 16.8 punktu na niemalże 50-procentowej skuteczności z gry i 44-procentowej zza łuku. Jest to z pewnością materiał na gwiazdę, a przed nimi pierwsze Play-offy w karierze. Jako fani młodzieży miejmy nadzieję, że Jayson spisze się w nich na miarę swoich możliwości.
Kyle Kuzma: 16.1pkt-6.3zb, 45%FG
Dotychczas najstarszy ze ścisłej stawki, bo 22-letni Kuzma od razu wyrobił sobie nazwisko w NBA. Wybrany z późnym numerem w drafcie, od razu pokazał całemu koszykarskiemu światu że potrafi grać w koszykówkę, a przede wszystkim nie boi się oddawać trudnych rzutów. Z pewnością niejeden fan na początku sezonu twierdził, że to jeden z najlepszych debiutantów i całe rozgrywki na pewno go w tym utwierdziły.
Był oczywiście grudzień, w którym zdobył nagrodę Najlepszego Debiutanta miesiąca w Konferencji Zachodniej, później przyszedł gorszy początek roku (styczeń, luty). Jednak przyszły transfery Clarksona i Nance’a Jr., dzięki którym Kyle otrzymał zdecydowanie większe pole do popisu co widać po liczbach w marcu. Dla przykładu, w lutym Kyle spędzał na parkiecie średnio po 24 minuty i rzucał 11.5 punktu, z kolei w marcu grał średnio aż 38 minut i zdobywał w tym czasie 18.7 punktu na 48-procentowej skuteczności i dokładał do tego 8.5 zbiórki. Prawdziwa przepaść, nieprawdaż?
Zatem łatwo można stwierdzić, że gdy Kuzma otrzymuje więcej szans to spisuje się świetnie. Jak grają Jeziorowcy wszyscy wiemy, jednak moją uwagę przykuło ostatnie spotkanie przeciwko San Antonio Spurs, wygrane po dogrywce przez Lakers. Ważnym punktem tego zwycięstwa był popis strzelecki właśnie Kyle’a Kuzmy, który w czwartej kwarcie brał na siebie odpowiedzialność, a w dogrywce zaliczył przepiękny sky-hook nad LaMarcusem Aldridgem. W całym spotkaniu zdobył 30 punktów i pokrzyżował plany Ostróg. Osobiście bardzo lubię oglądać jego grę i liczę, że w przyszłości będzie starterem Play-offowej ekipy.
Lauri Markkanen: 15.1pkt-7.5zb, 43%FG
Dla przypomnienia, to ten Pan, a nie Donovan Mitchell jako pierwszy zdobył 100 trójek w tym sezonie, a potrzebował na to zaledwie 41 spotkań, czym ustanowił rekord wśród debiutantów. W tym roku, mimo swojego młodego wieku został również ojcem, a w Chicago Bulls rozwija się w zabójczym tempie.
Jego umiejętności oglądaliśmy już podczas ubiegłorocznego EuroBasketu, podczas którego nasza reprezentacja przegrała z Finlandią w niecodziennych okolicznościach. Mimo swojego wieku dominował w tamtych rozgrywkach, jednak NBA to wyższa półka. Mimo tego 20-letni Fin w swoim pierwszym sezonie zaprezentował się z bardzo dobrej strony (nie to co ekipa Byków) i dał świadectwo tego, że może być w tej ekipie skrzydłowym na lata. W końcu do Bulls trafił w wyniku wymiany z udziałem Jimm’iego Butlera, a sternikom z Chicago zależało na odmłodzeniu swojej drużyny. Tak też się stało i ten sezon można oczywiście nazywać przejściowym.
Sam Markkanen udowodnił, że ma niebywały potencjał strzelecki i mimo swojego wzrostu bardzo szybko porusza się po parkiecie. Jest jeszcze młody i widać jego niedokładność w obronie, jednak uważam że w lepszej drużynie mógłby być kimś pokroju Jaysona Tatuma jeśli chodzi o bronioną strefę – po prostu mogłoby mu bardziej zależeć. Może też to wynikać z różnicy w potencjale samego trenera, jednak indywidualnie Lauri wygląda naprawdę obiecująco.
Dennis Smith Jr.: 15.2pkt-5.2ast-3.8zb-1stls, 39%FG
Niezwykle szybki i atletyczny rozgrywający już przed sezonem nazywany był „stealem” draftu. Przyczyną takiego stanu rzeczy były oczywiście jego nieprzeciętne występy w Summer League. Z kolei już w sezonie regularnym było widać, że Mavs w tych rozgrywkach nie powalczy o Play-offy. Dla Dennisa oznaczało to zdecydowanie większe pole do popisu, co widać po jego rzutach. Oddaje ich masę i nadal trafia poniżej 40% z nich, co jak na standardy NBA nie jest wynikiem dobrym.
Jednak mimo wszystko uważam, że Dennis zagrał dobry sezon, pokazał swój ogromny potencjał na bycie kolejnym Derrickiem Rose’m (w latach swojej świetności) czy np. na wykręcanie takich liczb jak Russell Westbrook. By tego dokonać, musi częściej operować podaniem i przede wszystkim poprawić skuteczność zza łuku i na linii rzutów osobistych. To dopiero jego pierwszy sezon, a mikstejpów z jego powietrznych akrobacji znajdziemy w internecie mnóstwo.
Lonzo Ball: 10.2pkt-7.2ast-6.9zb-1.7stls, 36%FG
Pierwszy sezon Zo w NBA idealnie ilustruje powyższy obrazek. Napisałem to rzecz jasna pół żartem, pół serio, gdyż wszyscy wiemy jak okropnie wygląda rzucanie najstarszego potomka LaVara Balla.
Lonzo przez wielu nazywany jest bustem, jednak jest to mylne twierdzenie. W swoim pierwszym sezonie zanotował 13 dubletów i 2 triple-double, w tym pierwsze jako najmłodszy zawodnik w historii. Bardzo dobrze obsługiwał swoich kolegów podaniem i było widać że posiada wysokie koszykarskie IQ. Miewał również wieczory, w których grał na poziomie, który prezentował podczas Summer League (np. przeciwko Spurs – 18 punktów, 11 asyst i 7 zbiórek).
Boję się jednak o to, że jego ojciec zniszczy mu karierę, która tak na dobrą sprawę dopiero się rozpoczęła. Jeśli chodzi o moje nadzieje na tego zawodnika, to przede wszystkim liczę na dobry powrót po kontuzji w przyszłym sezonie i poprawę skuteczności rzutowej.
John Collins: 10.5pkt-7.3zb-1.1blk, 58%FG
Collins już od początku tego draftu wyglądał niezwykle interesująco, mimo tego że został wybrany z numerem 19. śledziłem jego poczynania, a przede wszystkim jego wsady. 20-latek mimo swojej (moim zdaniem wątłej) postury jest bardzo silny, co przede wszystkim widać w jego obronie. Warto wspomnieć, że jest drugi jeśli chodzi o liczbę bloków wśród debiutantów, z liczbą 80 „czap”.
Oprócz tego jest niezwykle atletyczny no i rzecz jasna skuteczny, na starcie sezonu procent jego skuteczności oscylował przy 70%, by na koniec sezonu zatrzymać się na liczbie 58. W swojej grze przypomina skrzydłowych z lat minionych, można powiedzieć że wygląda również jak oni z uwagi na to, że bardzo wysoko podciąga spodenki do gry. Patrząc nawet na wcześniejsze wybory draftu, moim zdaniem Atlanta Hawks dokonała świetnego ruchu, wybierając właśnie Collinsa.
De’Aaron Fox: 11.6pkt-4.4ast-1stls, 41%FG
Numer 5 ubiegłorocznego draftu w tym sezonie nie zawiódł. Mimo debiutanckiego sezonu notował solidne liczby, a na boisku podejmował dobre decyzje. Oczywiście Królowie nie zaliczą tego sezonu do najlepszych, jednakże nie można powiedzieć że pomylili się w drafcie.
Przede wszystkim warto wspomnieć o umiejętności Foxa jeśli chodzi o rzuty w końcówkach. De’Aaron nie ma problemu z braniem odpowiedzialności na siebie i w tym sezonie zaliczył już kilka game-winnerów, lub po prostu kluczowych rzutów.
Honorable mentions:
Bogdan Bogdanovic – doświadczony z gry w Europie idealnie wpasował się do NBA. Duży wachlarz gry w ofensywie i umiejętnie broniący wyższych od siebie graczy.
Josh Jackson – początek sezonu nie był dla niego, jednak końcówka rozgrywek w jego wykonaniu była naprawdę imponująca. Numer 4 ubiegłorocznego draftu zakończy sezon ze statystykami na poziomie 13.1 punktu i 4.6 zbiórek i w kolejnych latach może pokazać na co go stać. Oprócz tego jest piąty wśród debiutantów w liczbie zdobytych przechwytów.
Dillon Brooks – jeden z najjaśniejszych punktów drużyny Grizzlies w tym sezonie. W obecnych rozgrywkach był numerem 3 wśród strzelców ekipy Miśków i w przyszłości może stać się zadaniowcem w dobrej ekipie.
Jarrett Allen – w tym sezonie zanotował o 7 bloków więcej od Johna Collinsa, co zapewniło mu pierwsze miejsce w tym aspekcie gry. Bardzo dobry potencjał w defensywie, jasny punkt średnio spisującej się w tym sezonie ekipy Nets.
Luke Kennard – bardzo dobry strzelec, jednak trzeba przyznać że trochę zbyt mało eksploatowany w Pistons.
OG Anunoby – na boisku spędza średnio 20 minut i może nie zdobywa zbyt wielu punktów, ale robi wszystkie „małe rzeczy”, których często się nie widzi. Bestia w obronie.
Frank Mason III – kolejny debiutant z Sac-Town, który mimo wieku (24 lata – jak na debiutanta sporo) wygląda bardzo świeżo i wykonuje podobną robotę co Dillon Brooks w Memphis.
Bam Adebayo – solidny rim-protector i dobry zmiennik Hassana Whiteside’a w Miami. W przyszłości może być z niego nieprzeciętny obrońca w równie nieprzeciętnej ekipie.
A co Wy sądzicie o tegorocznych debiutantach? Kto według Was wyrośnie na przyszłą gwiazdę NBA? No i rzecz jasna jaka powinna być pierwsza piątka debiutantów? Dajcie znać w komentarzach.
Lubisz naszą pracę? Wspieraj nas na Patronite.pl!
Wiadomo, że poważnych kandydatów jest dwóch. Trochę mi go szkoda Tatuma, który jest Rookie akurat wtedy, gdy są nimi też Simmons i Mitchell, bo Jayson jest rewelacyjnym i świetnie zapowiadającym się młodym graczem, który odgrywa bardzo dużą rolę u (chyba już byłego) potentata do Mistrzostwa.
Wracając: chyba najbardziej przychylam się do opcji remisu na pierwszym miejscu – dla mnie byłoby to najsprawiedliwsze. Mitchell zaprowadził Jazz na własnych plecach do PO – jasne. Ale z drugiej strony Simmons, mimo braku rzutu, robi na parkiecie WSZYSTKO – i jest graczem, jakiego próżno w obecnych czasach szukać w Lidze. Porównania z Magiciem są jak najbardziej na miejscu. Stąd nie chciałbym musieć wybierać, dlatego preferuję remis.
przyznam że przed sezonem (chyba tutaj wpisałem) stawiałem na Foxa, myślałem że więcej pokaże w słabszej drużynie, był solidny ale przy takiej konkurencji wyszło średnio
Jeszcze jakiś czas temu wskazywałem że walka będzie pomiędzy DM albo świetnym Tatumem (który podobnież doskonale wpasował się do swojej drużyny, i jest jej integralną częścią), w tej chwili mamy wybór:
świeżo mianowany Prince NBA :-( (od razu niesmaczne skojarzenia z Kingiem), kontra prawdziwy młody walczak (słusznie porównywany do Kobe), wybór jest banalnie prosty cytując autora:
„…najbardziej liczę na to, że władze ligi zdecydują się przyznać tytuł również Mitchellowi” – wyłączyć słowo „również”! i wszystko gra ;-D
znając obecną ligę wygra marketing czyli Simmons ROTY, i James MVP (chociaż w tym przypadku LBJ zasłużenie wygra nad Hardenem)
idz spac co? A coacha wygra Popovich i rezerwowego Parker?
No teraz wiem dlaczego do popa nie docierają żadne fakty. Nie może uznać wyższości Bena nad DM, bo Ben „kumpluje” się z Lebronem . Wszystko jasne.
oj Stefan, odpowiedziałem ci już raz dosyć jasno, po co dodajesz takie uszczypliwości :-(
sasoo – szanse są bardzo równe pomiędzy LBJ/Harden do MVP, jesteś fanem Rockets więc potrafię zrozumieć twoją odp.
honorable Milos Teodosić
Racja, w natłoku tych wszystkich młodzieńców umknał mi drugi z doświadczonych Serbów. W końcu to on trzykrotnie wygrał ROTY w symulacji NBA2k18 via Keepathebeat :)
heh pytam o to właśnie w innym arcie może wiesz jak on grał w tym sezonie, nie miałem czasu go obserwować
http://www.enbiej.pl/2018/04/09/kto_debiutantem_sezonu/
A Josh Hart – co sądzicie? Może być konkretnym wzmocnieniem z ławki?
niewykluczone – pod nieobecność AirBalla spisywał się nieźle
Patrząc od czysto papierkowej perspektywy, to BS za poprzedni sezon otrzymał wynagrodzenie, prawie baniek, był pracownikiem 76ers, nie mógł decydować jako samozatrudniony. Więc nie jest rookie. W kwestii sportowej miał od roku czasu zaplecze NBA do dyspozycji, czyli wszystko co ma każdy inny zawodnik NBA. I nie zabierając nic Simmonsowi, bo jest fenomenalny, nie może być jako rookie traktowany.
Stefan
Trudno uznqc czyjas wyzszosc skoro jej nie ma w rzeczywistosci…
Porownujemy pierwszoroczniaka z drugoroczniakirm i jeszcze w ogole dyskutujemy kto ma byc ROTY?
Jesli wygra Simmons to bedzie to niesmieszny zart i najnormalniej w swiecie oszustwo marketingowe w celu zarobienia wiekszych pieniedzy.
Tak samo jak MVP rok temu dla RW. TD sezon lepiej sie sprzedawal.