Komentarze do wpisu: “NBA TOP5 minionej nocy – 06/06/18”
Szykuje się 4:0 bo też nic innego nie wchodzi w grę w pojedynku LeBron Cavaliers – Golden State Warriors.
pięciu na jednego to banda łysego:)… szkoda Bronka bo jako jedyny trzymał ten zespół na powierzchni a tak to powoli stajemy się świadkami początku końca zespołu Cleveland Cavaliers.
Jakby grał na zachodzie to by nawet jednego finału nie miał. Nie ma sie czym pidniecać.
Widać że LeBron już nie ma siły…ileż można ciągnąć te wagony…liczę po cichu że ambicjonalnie wyciągnie na 4:1 dogada się z Gilbertem zostanie ale powalczą o KL jeżeli będzie dostępny…jednocześnie pozbywając się JR TT i innych bezproduktywnych dając więcej minut Hoodowi Laremu N bo widać że chłopakom się chce a nie bajeczne kontrakty i zero ambicji
Tylko kto weźmie JR i TT z takimi super kontraktami? Cavs są udupieni na parę lat przez kumpli Lebrona.
Do tego Love i Hill tez mocno obciązają salary.
Szkoda Bostonu, bo w finale, na pewno by tak łatwo nie pękli.
A ja myślę, że GSW trochę odpuszczą meczu numer 4 i zagrają go na małym luzie, żeby wygraną finałów i świętowanie zostawić sobie na własny teren
Scenariusz typu win-win. Cavs kończą sezon zwycięstwem u siebie (w G4). Bron żegna się z kibicami w zasłużony sposób. GSW świętuje zwycięstwo w G5 (i tytuł) we własnej hali. Do tego zysk z biletów i sprzedaż czasu antenowego.. Biznesowo temat się spina ;)
GSW grające na luzie? To jednak będzie 4-0.
Mówcie co chcecie, ale mi się te finały podobają (pewnie dlatego że kibicuję Warriors :-) ). Przypominają mi trochę Houston – Orlando (chociaż tam składy były trochę bardziej wyrównane). Cleveland rzeczywiście nie mają dość ognia na Warriors. Ale u tych ostatnich gra nie tylko pięciu graczy ale co najmniej 8-9. Wchodzi McGee i gra świetnie (jak na niego), wchodzi Livingston i jest to samo, Bell podobnie. Dziś zmiennicy rzucili chyba więcej punktów niż S5 (oczywiście odliczając Duranta). A w Cavs jest LeBron (dziś jakiś jednak przygaszony), długo nic, potem Love a potem już właściwie nic. JR pograł nieźle w pierwszej połowie, w drugiej zgasł. Lue boi się grać innymi graczami – nie wierzy w nich, albo wie że są do niczego. No i staruszkom zaczyna brakować sił żeby ganiać za Wojownikami. Trochę się pod koniec bałem że Steph będzie na siłę próbował ustrzelić „3” – na szczęście wybrał dobro drużyny ( chociaż swoje też rzucił) i więcej podawał. Bo dnia na trafianie ewidentnie nie miał. Ale w tym jest właśnie sił Warriors – jednemu nie idzie to reszta nadrobi. Durant dwa ostatnie spotkania gra rewelacyjnie, widać że zabolało go słabe pierwsze. Skuteczność ma niesamowitą, a dzisiejsza ostatnia trójka to był cios w serce Cavs. Myślę że Warriors nie odpuszczą i jeśli będzie szansa to w piątek skończą serię. Grając bez spinki będą o wiele groźniejsi. Chyba że rzeczywiście LeBron da „szoł” na pożegnanie z Cavs.
Oczywiście że są dobre mimo stanu 0-3.
Cavs analogicznie do Magic zawalili mecz 1. Ale Nick Anderson ale w każdym meczu trzymają się blisko do pewnego momentu. Nie można im odmówić chęći i walki. Podobnie też do finałów Magic Lakers kiedy Courtney Lee zawalił rzut spod kosza. Taki jest sport, jedna niewykorzystana szansa się mści.
Szykuje się 4:0 bo też nic innego nie wchodzi w grę w pojedynku LeBron Cavaliers – Golden State Warriors.
pięciu na jednego to banda łysego:)… szkoda Bronka bo jako jedyny trzymał ten zespół na powierzchni a tak to powoli stajemy się świadkami początku końca zespołu Cleveland Cavaliers.
Jakby grał na zachodzie to by nawet jednego finału nie miał. Nie ma sie czym pidniecać.
Widać że LeBron już nie ma siły…ileż można ciągnąć te wagony…liczę po cichu że ambicjonalnie wyciągnie na 4:1 dogada się z Gilbertem zostanie ale powalczą o KL jeżeli będzie dostępny…jednocześnie pozbywając się JR TT i innych bezproduktywnych dając więcej minut Hoodowi Laremu N bo widać że chłopakom się chce a nie bajeczne kontrakty i zero ambicji
Tylko kto weźmie JR i TT z takimi super kontraktami? Cavs są udupieni na parę lat przez kumpli Lebrona.
Do tego Love i Hill tez mocno obciązają salary.
Szkoda Bostonu, bo w finale, na pewno by tak łatwo nie pękli.
A ja myślę, że GSW trochę odpuszczą meczu numer 4 i zagrają go na małym luzie, żeby wygraną finałów i świętowanie zostawić sobie na własny teren
Scenariusz typu win-win. Cavs kończą sezon zwycięstwem u siebie (w G4). Bron żegna się z kibicami w zasłużony sposób. GSW świętuje zwycięstwo w G5 (i tytuł) we własnej hali. Do tego zysk z biletów i sprzedaż czasu antenowego.. Biznesowo temat się spina ;)
GSW grające na luzie? To jednak będzie 4-0.
Mówcie co chcecie, ale mi się te finały podobają (pewnie dlatego że kibicuję Warriors :-) ). Przypominają mi trochę Houston – Orlando (chociaż tam składy były trochę bardziej wyrównane). Cleveland rzeczywiście nie mają dość ognia na Warriors. Ale u tych ostatnich gra nie tylko pięciu graczy ale co najmniej 8-9. Wchodzi McGee i gra świetnie (jak na niego), wchodzi Livingston i jest to samo, Bell podobnie. Dziś zmiennicy rzucili chyba więcej punktów niż S5 (oczywiście odliczając Duranta). A w Cavs jest LeBron (dziś jakiś jednak przygaszony), długo nic, potem Love a potem już właściwie nic. JR pograł nieźle w pierwszej połowie, w drugiej zgasł. Lue boi się grać innymi graczami – nie wierzy w nich, albo wie że są do niczego. No i staruszkom zaczyna brakować sił żeby ganiać za Wojownikami. Trochę się pod koniec bałem że Steph będzie na siłę próbował ustrzelić „3” – na szczęście wybrał dobro drużyny ( chociaż swoje też rzucił) i więcej podawał. Bo dnia na trafianie ewidentnie nie miał. Ale w tym jest właśnie sił Warriors – jednemu nie idzie to reszta nadrobi. Durant dwa ostatnie spotkania gra rewelacyjnie, widać że zabolało go słabe pierwsze. Skuteczność ma niesamowitą, a dzisiejsza ostatnia trójka to był cios w serce Cavs. Myślę że Warriors nie odpuszczą i jeśli będzie szansa to w piątek skończą serię. Grając bez spinki będą o wiele groźniejsi. Chyba że rzeczywiście LeBron da „szoł” na pożegnanie z Cavs.
Oczywiście że są dobre mimo stanu 0-3.
Cavs analogicznie do Magic zawalili mecz 1. Ale Nick Anderson ale w każdym meczu trzymają się blisko do pewnego momentu. Nie można im odmówić chęći i walki. Podobnie też do finałów Magic Lakers kiedy Courtney Lee zawalił rzut spod kosza. Taki jest sport, jedna niewykorzystana szansa się mści.