Mało kto w niego jeszcze wierzył i w jego czysto koszykarskie umiejętności. Zwłaszcza po kontuzjach kolan i stawów skokowych jakie przeszedł. Trafił 19 z 31 rzutów z gry, w tym cztery trójki. Zablokował ostatni rzut Rudy’ego Goberta i nie tylko zapracował na wygraną Minnesoty T’Wolves nad Utah Jazz (128-125), ale też ustanowił swój strzelecki rekord kariery.
30-letni Derrick Rose, który już przerywał swoją karierę i nie zastanawiał się nad zakończeniem jej, zanotował 50 pkt przeciwko Jazz-manom. Derrick wszedł w buty lidera, zastępując po częsci nieobecnych na parkiecie – Jeffa Teague’a i Jimmy’ego Butlera. 34 punkty z tego dorobku, zaliczył Rose w drugiej połowie. Z czego jeszcze najważniejsze 15 oczek padło jego łupem w czwartej kwarcie.
Chciałby się powiedzieć, szkoda, że kontuzje wyłączyły w Rose’ie możliwości do powtarzania podobnych występów. Jednak za ten jeden występ należy mu się ogromny szacunek i mam nadzieję, iż kontuzje zaczną go omijać szerszym łukiem, a on sam po takim występie nabierze motywacji do dalszych występów.
Rose po meczu nie krył radości i wzruszenia.
Aż obejrzałem cały mecz z rana bo nie wierzyłem. Kosmiczny występ, jsk za dawnych lat gdy zdobywał MVP, niesamowita lekkość i płynność w grze. Oby tak grał jak najdłużej
To były moje początki z NBA gdy zdobywał MVP. Przykro na niego było patrzeć przez ostatnie lata, widać po twarzy zniechęcenie i żal, że tak się to wszystko potoczyło. Oby ten mecz go mocno podbudował choć i tak czasu już nie cofnie.