Ilekroć oglądam mecz Rockets, patrząc na Brodacza, mam zawsze podwójne odczucia. Pierwsze to „mam go już dosyć”. Drugie: „Ja nie mogę, jak on to robi?”. I tak za każdym razem. Harden potrafi przejmować mecz jak najlepsi w historii – ale patrzenie na jego grę przyprawia o frustrację oraz zastanawia, czy taka rzeczywiście jest przyszłość NBA.
Na początek kilka cyferek Brodacza z tego sezonu:
- druga najdłuższa w historii seria meczów z 30+ punktami (32, przed nim tylko Wilt – 65)
- jeden z czterech graczy w historii NBA, którzy w jednym sezonie mieli co najmniej 2 spotkania z 60+ punktami (inni: Wilt, Jordan, Kobe)
- pierwszy gracz w historii, który rzucił w jednym sezonie wszystkim 29 pozostałym drużynom 30+ punktów
- nie licząc osiągów z lat 60-tych – druga najwyższa średnia punktów w sezonie w historii (36.5; Jordan 86-87: 37.1)
- drugi najwyższy wynik w ilości trafionych trójek w sezonie (334, Curry 15-16: 402)
- nie licząc lat 60-tych – drugie miejsce ex aequo w historii w ilości meczów z 40+ punktami w sezonie (27, Kobe 05-06: 27, Jordan 86-87: 37)
- 8 meczów z 50+ punktami w sezonie (nie licząc lat 60-tych – rekord to 10: Kobe 06-07)
Przypomnę tylko, że sezon jeszcze się nie skończył.
Te statystyki są wręcz kosmiczne. Porównałem je sobie w rewelacyjnym sezonem regularnym 15-16 Curry’ego, kiedy został pierwszym jednogłośnie wybranym MVP. Steph wówczas również był po swoim pierwszym sezonie ze statuetką MVP – tak jak Harden obecnie. Poniżej zestawienie:
Steph był z gry znacznie skuteczniejszy od Hardena. Ponadto grał mniej, bo zdarzało mu się przesiadywać całe czwarte kwarty. Jednak w ciągu „dodatkowych” 3 minut Harden zdobywa ponad 6 punktów więcej. Całościowo na 36 minut Curry miałby (P/A/Z) 31.7/7.0/5.7, z kolei Harden 35.2/7.3/6.2. Zatem nadal wypada znacznie lepiej. Naturalnie oddaje on dużo więcej rzutów – a trafia z gorszą skutecznością. I chociaż wiadomo, że jest niezastąpiony dla Rockets, to nie wygrywa tak seryjnie jak Curry te 3 sezony temu. 64% wygranych to w sumie niedużo.
Z drugiej strony – Warriors mieli wówczas świetny zespół, zaś na ich „death lineup” nie było odpowiedzi (w RS oczywiście). Oraz ich ławka była jedną z najlepszych w Lidze: może nie zdobywali najwięcej punktów, ale mieli najwyższą skuteczność z gry oraz byli w czołówce efektywności i różnicy efektywności między nimi a ich rywalami. Wiem, że to były kolejne statystyki, które nie zawsze oddają rzeczywistość. Ale w skrócie: Livingston, Barbosa, Rush, Clark, Iguodala, Speights i Ezeli może nie przekonywali aż tak nazwiskami, ale idealnie pasowali do systemu gry Dubs i dzięki temu byli tak efektywni. Z kolei Harden obecnie ma dobrych pomocników w S5 (starzejący się, ale nadal mocny CP3, Gordon w teorii w swoim prime, odrodzony Tucker oraz Capela w najlepszym jak dotąd sezonie w karierze), ale Rockets mają też bardzo słabą ławkę. Brodacz wyczynia cuda na boisku, ale czasem rezerwowi nie są w stanie utrzymać tempa, które nadaje pierwsza piątka.
Sezon Curry’ego był historyczny – ale mało kto pamięta, że drugi na liście najlepszych strzelców, ze stratą tylko 1.1 punktu na mecz do Stepha, był właśnie Harden. Który był w głosowaniu na MVP? Dziewiąty. Wyprzedził go nawet Draymond Green. D-R-A-Y-M-O-N-D G-R-E-E-N! To dzięki niemu Warriors byli tak fantastyczni w obronie i to również jego zasługa, że mogli seryjnie wygrywać spotkania. On i Bogut byli w Top 3 Ligi w Defensive Real Plus/Minus (wiem, kolejna statystyka – w skrócie gdy Draymond był na parkiecie, to w obronie Warriors byli dużo lepsi niż bez niego). Sam Draymond w całym tamtym sezonie skończył na drugim miejscu w ostatecznym całościowym Real Plus/Minus (zsumowanie Defensive i Offensive RPM – czyli tego jak bardzo drużyna była lepsza i w ataku i w obronie z danym graczem). Pierwszy w RPM w sezonie 2015-16 był z kolei LeBron. Curry był „tylko” czwarty – był liderem jeśli chodzi o wpływ na ofensywę, ale w obronie pomagał mało.
Ale nie o tym miało być. Porównując tylko i wyłącznie liczby wychodzi, że Harden ma lepsze rozgrywki od sezonu Curry’ego, w którym ten jednogłośnie został drugi raz z rzędu wybrany MVP. Brodacz wyczynia rzeczy historyczne i masakruje każdą obronę. Na to nawet nie trzeba cyferek – ogląda się mecze i to widać. Potrafi rzucić seryjnie kilka trójek albo wjeżdżać pod kosz. Zdobywać punkty na zawołanie. Trafiać w najważniejszych momentach, mimo twardej obrony (przypomnijcie sobie jego trójkę na zwycięstwo w meczu w Warriors). Ogląda się go i…
No właśnie.
Mimo historycznych liczb, których nie widzieliśmy od co najmniej 12 (a może i od 32) lat oraz absolutnej dominacji w ataku James Harden przez wielu nie jest uznawany za front runnera w wyścigu po nagrodę MVP. Co działa na jego niekorzyść?
Po pierwsze, jego Rockets nie są najlepszą drużyną. To Giannis prowadzi Bucks do największej liczby zwycięstw w całej NBA. A zazwyczaj to właśnie „najlepszy zawodnik najlepszej drużyny” dostaje nagrodę MVP. Spójrzmy na ostatnie 10 nagród:
- 2018: Harden, najlepszy bilans
- 2017: Westbrook, 11-ty bilans
- 2016: Curry, najlepszy bilans
- 2015: Curry, najlepszy bilans
- 2014: Durant, 2-gi bilans
- 2013: LeBron, najlepszy bilans
- 2012: LeBron, 4-ty bilans
- 2011: Rose, najlepszy bilans
- 2010: LeBron, najlepszy bilans
- 2009: LeBron, najlepszy bilans
Tylko trzy razy na dziesięć nie dostał jej przedstawiciel najlepszego zespołu:
– w 2012 LeBron wyprzedził w głosowaniu Duranta, CP3, Kobe’ego oraz Tony’ego Parkera; lepsi byli Bulls (kontuzjowany Rose), Spurs (brak medialnej super gwiazdy) oraz Thunder (tylko jedno zwycięstwo więcej od Heat, a KD i LBJ mieli bardzo porównywalne statystyki)
– w 2014 KD wygrał nad LeBronem z bardzo dużą przewagą; Duncan i Parker, przedstawiciele najlepszej wówczas drużyny, skończyli ex aequo na 12 miejscu (gdyby wszystkie głosy dostał tylko jeden z nich, byłoby to i tak tylko 8 miejsce); ani TP, ani TD nie wyróżniali się na tyle, by móc zgarnąć statuetkę (w sensie medialnym czy mówienia konkretnie o nich – bardziej mówiło się o samej drużynie)
– w 2017 Westbrook zrobił średnią triple-double i pobił rekord w ilości TD w sezonie oraz sam zaciągnął Thunder na 6 miejsce na Zachodzie; w głosowaniu wyprzedził Hardena oraz Kawhi’ego (nie bardzo znacznie, ale jednak wyraźnie).
Wychodzi zatem, że aby zostać MVP, należy być wyraźnie najlepszym w danym sezonie oraz mieć czołowy/jeden z najlepszych wyników (albo zrobić coś niespotykanego od lat, jak Russ w 2017). Według mnie Harden spełnia te kryteria. Zarówno osiągi (podane na początku) jak i liczby przemawiają za nim.
Drugie, co działa na jego niekorzyść – styl gry. Chyba wszyscy już wiedzą, o co chodzi.
Harden jest mistrzem w wykorzystywaniu zasad. Ale uwaga – w większości przypadków nie łamie on przepisów. Po prostu opanował do perfekcji obecne zasady oraz zna „trend” sędziowania. Dlatego potrafi wymuszać pewnie gwizdki. Harden jeszcze nie łapie piłki, kiedy zaczyna swój step-back. Po jej złapaniu może wykonać według zasad dwa kroki – i to robi. Dzieje się to bardzo szybko i często decydują naprawdę ułamki sekund: czy już zakończył kozłowanie, czy jeszcze nie? Na powtórkach ciężko to dojrzeć, a co dopiero na żywo podczas meczu? Ponadto – nie można trzymać posiadającego piłki ani utrudniać mu ruchów całego ciała, włącznie z rękami. Jeżeli zawodnik obrony nie znajduje się cały w swoim „cylindrze”, tylko wystawia za niego ręce, to przy ruchu gracz z piłką uderzy w te ręce, I jest to faul.
Tak samo ma się sprawa z kontaktem przy oddawaniu rzutów. Nie można uderzyć gracza rzucającego w rękę, popchnąć go ani podejść pod niego, aby upadł na stopy obrońcy. To też jest faul.
Problemem nie jest to, że Harden wykorzystuje to zbyt często. Jeśli inni gracze nie przestrzegają zasad, to ma prawo z tego korzystać.
Problemem jest to, że Brodacz dokłada bardzo dużo od siebie – i jego reakcje są niewspółmierne do przewinienia. Lekkie dotknięcie ramienia od przodu powoduje wyrzucenie rąk w powietrze, jakby został popchnięty od tyłu przez innego gracza. Do tego niemal przy każdej akcji Harden odchyla głowę, jakby został co najmniej potraktowany sierpowym. Nawet, jeśli było to przypadkowe dotknięcie jego brody opuszkami palców.
A co jest jeszcze gorsze – Brodacz często po prostu floppuje i nawet, gdy przeciwnik nie zrobił nic nielegalnego, to on i tak zachowuje się, jakby został wyraźnie sfaulowany (tak samo macha rękoma, tak samo odchyla głowę jak po uderzeniu). Robi to od lat. Pamiętacie genialny blok Ginobliego na Hardenie w Playoffs 2017? Obejrzyjcie poniższe wideo (jakość słaba, ale widać wszystko wystarczająco dobrze). Obserwujcie od 52 sekundy dwie powtórki i patrzcie na Brodacza.
Żałosne. Po prostu żałosne. Ja tego nie potrafię inaczej nazwać. Przez ostatnie (prawie) 2 lata widziałem to wideo wiele razy. I za każdym razem napawa mnie ono obrzydzeniem. Wiem, np. sam Manu wiele razy floppował. LeBron też. Marcus Smart wyniósł to w ogóle na inny poziom. Do tego to były Playoffs, każdy chce wygrać, bla bla bla. Ale tak nie było żadnego nielegalnego kontaktu, który zostałby zwielokrotniony. To było absolutnie czyste zagranie, gdzie nawet W ŻADNYM MOMENCIE (nawet już po bloku) Ginobili nawet nie dotknął Hardena. Na szczęście sędziowie nie dali się na to nabrać.
Wracamy do roku 2019 – The Beard dalej to robi. Przesadza przy minimalnym kontakcie (kiedy faul może być zagwizdany, ale reakcja jest niewspółmierna) albo udaje, że było nielegalne zagranie, chociaż kontakt nie wystąpił. Zaś obecnie przepisy co do powtórek nie pozwalają zmieniać (anulować) fauli. Nie pozwalają sprawdzić, czy gracz floppował, zatem nie można mu dać za to przewinienia technicznego.
I to jest kolejny powód, dla którego niektórzy nie chcą wybierać Hardena w głosowaniu na MVP. Bo momenty świetnej gry przeplata fragmentami, od których chce się, za przeproszeniem, wymiotować. Albo wyłączyć mecz i rzucić NBA w diabły. Jasne, jest on niesamowicie inteligentny na boisku. Ma ogromną wiedzę na temat gry, świetnie potrafi przeczuwać, co zrobi obrona. Umie sprowokować błąd. Tak. Za to należy się pochwała. Tyle że wykorzystuje to wszystko, żeby naginać przepisy do granic możliwości i wygrać za wszelką cenę, często niehonorowo lub nawet niezgodnie z zasadami.
I tak to wygląda – Harden z jednej strony robi niesamowite rzeczy. Trafia seryjnie trójki, całkowicie legalnie wygrywa mecze. Do tego, gdyby odjąć wszystkim graczom punkty z wolnych, to i tak The Beard byłby liderem, ze znaczną przewagą. Więc to nie tylko dzięki osobistym będzie królem strzelców.
Ale też niemal co mecz po kilka razy wymusza przewinienia, czasem nawet niesłuszne. I zazwyczaj sędziowie dają się nabrać na ten teatrzyk. Tutaj małe podsumowanie obu tych „stron” Hardena w jednym wideo:
Trafiał ważne i trudne rzuty w końcówce. Ale też postanowił wymusić faul, po prostu przestając grać i wychodząc z piłką poza boisko. Chociaż to była zwyczajna dobra obrona Pels. Sędziowie odgwizdali, jak należy, stratę Rockets.
Dlatego, zbierając cały ten wywód razem, uważam, że Harden jest najlepszym zawodnikiem w Lidze. Nie ze względu na możliwości fizyczne i umiejętności strzeleckie (tam wyprzedzają go na pewno LeBron i Durant). Jest najlepszy ze względu na zrozumienie gry oraz na umiejętność wykorzystania każdego, nawet najmniejszego, błędu przeciwnika na swoją korzyść. Niemal nie ma sposobu, żeby go zatrzymać.
Ale z drugiej strony – mam wrażenie, że przejął w tym sezonie pałeczkę najbardziej nielubianego gracza od Duranta (a ten, jak pamiętamy, w lato 2016 zabrał ją LeBronowi). Jest on niesamowicie nieprzyjemny do oglądania. Oczywiście nie przez cały czas. Ale jego flopy zapadają w pamięć znacznie bardziej niż efektowne akcje.
Powstaje zatem pytanie: co z głosowaniem na MVP? I sam mam z tym problem. Ilekroć zabieram się do rankingu, biję się z myślami. Zresztą widzieliście to chyba po ostatnim tytule. Nie lubię, ale doceniam… I tak przez cały sezon. Nadal się waham między Giannisem a Hardenem. Serca zdecydowanie mówi mi: Antek. Ale nie mogę przejść obok tego, co robi Brodacz. Nawet, jeśli mi się to nie podoba, to większość robi absolutnie legalnie…
A wy – jak oceniacie całą tę sytuację? Czy rzeczywiście Hardena niemal nie da się oglądać? A może właśnie lubicie patrzeć, jak ośmiesza kolejnych obrońców i jak nabiera sędziów? I czy także według Was stał się najbardziej dominujący w Lidze właśnie ze względu na wyczucie gry i umiejętność wymuszania gwizdków? Dajcie znać – i do następnego.
Zapraszamy na nasz całkowicie odświeżony profil Patronite!
Szacun że chciało Ci się pisać o tym floperzs taki artykuł, sam w sobie bardzo ciekawy, dużo pracy.
A dziękuję. :D Po prostu to taki zapalny punkt tego sezonu, więc chciałem się temu przyjrzeć. A lubię sobie porównywać i analizować. ;)
Dobry tekst
Jezu!!! Kubala, nie przypominaj mi tego „faulu” DeRozana – już wiemy po co mu ta broda…
może sytuacja się zmieni jak już mu dają to MVP, niech se już to wygra, wtedy liga już nie będzie miała powodów żeby go dalej prowadzić za rączkę
Każdy kto kiedyś grał trochę w kosza drużynowo wie, jak takie gwizdanie wpływa negatywnie na obrońcę. Tego nie widać w statystykach, ale Harden zyskuje dużo więcej niż te gwizdane FT, dlatego ciężko docenić mi jego klasę i nie uważam go za najlepszego gracza w lidze. Ot takie promowanie przez ligę na siłę superbohatera NBA na miarę największych legend typu Jordan, Lebron czy Bird.
Jak się dominuje w lidze, to ten… Się ją wygrywa. On tak dominuje jak cousin w sacto. WHO cares? W tamtym roku powinien dostać.
Na początek, fajny tekst.
– pierwszy gracz w historii, który rzucił w jednym sezonie wszystkim 29 pozostałym drużynom 30+ punktów – no faktycznie robi wrażenie
– fajnie, że przedstawiłeś definicję cylindra obrońcy i z tą zasadą myślę, że czasem a może i często Brodacz sam zaczepia rękę będącą w cylindrze…
– śmiech na sali, że sędzia nie może oglądać powtórek by odwołać faul i wlepić technika, po prostu żart i kpina. Dziwne jakoś nie słyszę cotygodniowych raportów z NBA o wlepianych karach za flopowanie – czy też liga odpuściła, choć przy kontrakcie Harden co znaczy 10k dolców za mecz…
– choć przyznam mu skuteczność rzutu i na pewno byłby bardziej ceniony gdyby zdobył te staty w delikatnie inny sposób. Coś jak Lebron w Miami miał okres flopowania i płakania do sędziów – smutne. Gdyby Curry przejął styl Hardena – flopowanie, aktorzenie i wbijanie się/ zachaczanie o cylinder obrońcy, podbiłby staty, zwłaszcza przy jesgo skuteczności z linii osobistych, ale chyba nie tędy droga.
– w erze Tmaca, AI, Kobe wprowadzili obronę strefową, bo gracze nabijali ogromne staty, może czas zakazać flopowania… (ps. C.Ronaldo po czasie teatrzyków przejechał się, gdy sędziowie przestali mu gwizdać, tylko problem miał, bo sędziowie już mu nie wierzyli… czy sędziowie NBA zmądrzeją? czy to ma konekcje w obstawianiu meczy).