Ach, lato. Offseason. Transfery, spekulacje, wolni agenci, występy kadr narodowych… I koszykówka 3×3. Właśnie. Biorąc udział w World Cup w Amsterdamie oraz w Prague Masters wręcz zakochałem się w w tej odmianie naszego ulubionego sportu. I zauważyłem, że w kilku aspektach mogłaby ona „uczyć” NBA (oraz „zwykłą” koszykówkę spod znaku FIBY). Zapraszam na garść przemyśleń w tym temacie.
Listę podzieliłem na punkty. W każdym z nich omawiam jedną z pozytywnych, unikatowych cech koszykówki 3×3. W dalszej części każdego punktu zastanawiam się, czy w jakiejś formie ta cecha mogłaby zostać wykorzystana przez NBA/FIBĘ w baskecie 5×5.
1. Szybka i płynna rozgrywka
12 sekund czasu akcji. Mecz trwa 10 minut efektywnej gry. Piłka od razu po koszu staje się „żywa”. Szybkie zmiany. Tylko po jednym czasie dla zespołu. To wszystko formułuje naprawdę przyjemną i dynamiczną rozgrywkę. Po długim i barwnym sezonie niesamowicie przyjemnie jest usiąść na trybunach i delektować się tą odmianą koszykówki. Jest ona też w stanie dużo łatwiej przyciągnąć kibiców. Raz, że często odbywa się po prostu „na ulicy”, więc ludzie mają łatwy dostęp do spotkań. Dwa, że mecze są krótkie. Jasne, fani basketu doceniają starcia z 4 kwartami i 40/48 minutami efektywnego czasu gry. Ale do zachęcenia kogoś mimo wszystko lepiej jest mu najpierw pokazać właśnie 3×3. Oczywiście nie zawsze, bo jak ma się opcję iść z kimś np. na Derby Trójmiasta albo na mecz Playoffs, to będzie to właściwy wybór, gdyż atmosfera tam przyćmiewa nawet większość spotkań Mistrzostwa Świata 3×3. Ale jeśli miałby to być „po prostu” 1 losowy mecz, to właśnie koszykówka uliczna sprawdza się znakomicie jako pokazanie komuś „czemu w sumie jaramy się tym basketem”.
Do wykorzystania?
Trochę tak. Oczywiście nie wszystko – wiadomo, że nie będzie chociażby skracania spotkań do jednej kwarty. Ale można by ograniczyć ilość powtórek, czas trwania przerw w grze (wiem, że reklamy, ale cóż, jak czasy trwają po 3 minuty, to jednak można się wybić z rytmu), według mnie warto by też pomyśleć coś z „żywą piłką” po koszu (w teorii jest to do zrobienia, wymuszało by to lepszy powrót do obrony, a atakującemu zespołowi dawałoby szansę przyspieszenia natarcia i czasem zdobycia łatwych punktów – to oczywiście nie musi zadziałać, ale przyznam, że chętnie zobaczyłbym chociaż kilka meczów „na próbę” z taką zasadą). Obecnie NBA bardzo poszła w stronę „komercjonowania” (nie wiem, czy jest taki słowo, ale nieważne) czasu antenowego – jasne, to generuje zyski, a zainteresowanie Ligą wciąż rośnie. Ale mimo wszystko czasem wieje w trakcie spotkań nudą, a mecze się dłużą. Rozgrywki trwają od 2,5 do 3 godzin. Przy efektywnym czasie gry 48 minut to jednak sporo – ponad 3 razy więcej. W 3×3 mecze trwają po 20-25 minut, co daje dużo lepszy stosunek.
2. Challenge na żądanie
O to to. Właśnie. Drużyna może raz na mecz poprosić o sprawdzenie sytuacji na wideo – w większości przypadków tylko w ostatnich dwóch minutach spotkania. W kwestii zegara czasu akcji albo tego, komu należy się piłka. Nie zdarza się to często (rzadko obie drużyny wykorzystują swoje sprawdzenie w jednym), a i nie trwa długo.
Do wykorzystania?
Jak najbardziej! Od lat mówi się o tym, że w NBA potrzebny jest system challenge. Tutaj rozwiązano go niemal idealnie. Należałoby go tylko odpowiednio zaadaptować do NBA (np. 2x na mecz albo 1x, tylko w ostatnich 2/3 minutach, ale jeśli zespół „miał rację” i challenge spowodował zmianę decyzji, to jest dalej do wykorzystania). Nie oszukujmy się, powtórki na żądanie w końcu się w najlepszej Lidze świata pojawią. A mam nadzieję, że jak najszybciej. Bo obecnie mamy sprawdzanie na wideo niemal nieistotnych rzeczy – jak to, czy w połowie pierwszej kwarty zostało 16 czy 18 czy 20 sekund do końca czasu akcji. To zabija widowisko i mówią o tym nawet komentatorzy (Jeff van Gundy chociażby). A tak sędziowie nie będą się tak bardzo przejmować powtórkami (po prostu, ami będą z nich korzystali, kiedy nie będą absolutnie pewni) – i dynamika gry znacznie wzrośnie.
3. Faule
Ma to trochę związek z płynnością gry – ale uważam, że to tak ważny aspekt/temat, że zasługuje na oddzielny punkt. Kwestia fauli stanowi czasem kość niezgody między fanami NBA – jedno to faule w końcówce, drugie to zatrzymywanie kontrataków (tak, o tym też dużo mówi JVG). O tym drugim przypadku nie ma co się rozpisywać, bo tutaj tak naprawdę niemal to nie występuje. A gdyby NBA chciała zacząć gwizdać takie faule jako niesportowe, to mają całe rozgrywki FIBY, gdzie tak to się ocenia. Ale odnośnie pierwszego…
W 3×3 wpadli na genialny pomysł. Otóż, aby nie przedłużać gry i nie robić z faulowania taktyki, postanowiono, że od 10 przewinienia karą są dwa wolne ORAZ posiadanie. O. RANY. Proste, ale genialne. Nie spowalnia gry, bo nie opłaca się po prostu faulować umyślnie. Jasne, jest to możliwe, ale w ograniczonym zakresie. Zmusić przeciwnika do wolnych można przy 7, 8 i 9 faulu. Gra więc nie będzie przedłużana jak czasem w NBA, gdzie ostatnie 2 minut potrafią trwać kilkanaście lub więcej minut. Tu tego nie ma, a nawet jeśli się to trochę wydłuża (a zwykle tak jest), to nie cierpi na tym niemal wcale dynamizm, bo nie ma długich przerw. I to jest dla mnie jeden z największych nie-tak-oczywistych plusów 3×3.
Do wykorzystania?
JAK NAJBARDZIEJ! Come on, ta zasada w niezmienionej formie (od 10 faulu 2 wolne + posiadanie) może być zaadaptowana do NBA nawet teraz. Jasne, należałoby wtedy liczyć przewinienia powyżej 5 (znaczy sędziowie stolikowi dostaną mały dodatkowy obowiązek). Ale to nie jest problem. A znacznie „oczyściłoby” to grę. Jasne, taktyki „hack-a-…” albo przedłużanie szans w końcówce nadal byłyby możliwe (przy 5, 6, 7, 8 i 9 faulu) – ale byłoby tego znacznie mniej. I drużyny musiałyby bardziej uważać także w „po prostu” ostrym spotkaniu. A im mniej fauli, tym lepiej dla gry. Ewentualnie można by zmienić, że nie przy 10, ale przy 8 albo 9 faulu wchodzi ta wyższa kara. Kwestia testów. Według mnie – w tym wypadku naprawdę warto to wprowadzić.
4. Przewinienia techniczne
Być może nie wszyscy, którzy oglądają zawody 3×3, zwrócili na to uwagę. Sędziowie dużo łatwiej dają zawodnikom tak zwane „dachy”. Nie powodują one, jak w NBA, kar finansowych, co może być powodem pewnej łatwości ich wlepiania. Ale powiem Wam, że mi to bardzo przypadło do gustu. Nie jest tak, że techniczny jest dawany za każde wypowiedziane słowo. O nie. Jednak, jeśli ktoś swoim zachowaniem ekspresyjnie pokazuje, że nie zgadza się z decyzją i jest z tego niezadowolony, to dostaje dacha. Nie w sytuacji, czy ktoś rozłoży ręce, powie do sędziego „wydaje mi się, że nie masz racji” (wiem, że nikt tak na boisku nie mówi, ale to tylko przykład) czy pokręci głową z niezadowoleniem. Chodzi o krzyki, machanie rękoma, bieganie po parkiecie we frustracji. Tego typu sprawy. W NBA sędziowie są bardziej pobłażliwi na takie zachowania.
Do wykorzystania?
Trochę tak. Jasne, w NBA to inna sprawa, bo raz, kara finansowa (jest ona śmiesznie niska, ale zawsze), a dwa, że tam jednak grają największe gwiazdy, które zarabiają miliony i nie dają sobie w kaszę dmuchać. Ale jednak zbyt często zdarzają się sytuacje, w których jeden gracz dostaje za jakieś krzyki techniczny, a inny w innym meczu – nie. Jasne, to zależy od oceny sędziego, sytuacji na boisku, atmosfery, rangi spotkania… Ale mimo wszystko uważam, że system, który opracowała FIBA na rozgrywki 3×3, jest niemal idealny. Pozwala na pewną dozę niezadowolenia, ale nie ma w tym przesady. A dzięki takiemu ocenianiu, mam wrażenie, rozbieżności między analogicznymi sytuacjami są mniejsze. W NBA myślano już kiedyś nad surowszym ocenianiem, ale to nie zdało rezultatu. Może warto by spróbować jeszcze raz? Tylko tym razem niech techniczne będą nie za każde słowo wypowiedziane do sędziów, ale za ekspresyjne negatywne reakcje. Ale za wszystkie. Pozwoli to ukrócić protesty i podnoszenie temperatury w razie wątpliwych decyzji. Jasne, emocje są dobre i potrzebne. Ale nie tak negatywne – bo bardzo często niezadowolenie przeradza się po prostu w kłótnie. Dlatego, ponownie, jestem za spróbowaniem.
5. Prostota zasad
Mniej zmian, brak dużej liczby przerw, w sytuacji „martwej piłki” zaczyna się zawsze z tego samego miejsca, brak zaawansowanych/skomplikowanych taktyk w ataku/obronie, bardziej czytelna gra z racji 6 (a nie 10) graczy na parkiecie. Brak „strzałki”. Jasne, to nie są duże rzeczy. Ale to wszystko sprawia, że ta forma basketu jest znacznie łatwiejsza do przyswojenia. Miejscowi komentatorzy co jakiś czas opowiadają o najważniejszych zasadach – łatwo to załapać, a dzięki dynamizmowi spotkania dobrze się to ogląda. Może to nie jest takie niesamowite rozwiązanie, ale chciałem mieć ładne 5 punktów w poście, a poza tym musiałem jakoś docenić brak znienawidzonej przez wielu strzałki.
Do wykorzystania?
Raczej nie. Głównie dlatego, że wynika to po prostu ze specyfiki tej dyscypliny (tak, to osobna dyscyplina, nawet osobna dyscyplina olimpijska). Jasne, strzałkę można wyrzucić i przywrócić na jej miejsce „jumpball”. Ale w innych przypadkach – jakoś tego nie widzę. Jasne, chciałoby się, żeby zasady czasem były prostsze – ale z drugiej strony, nie są one AŻ TAK skomplikowane jak w niektórych innych sportach (np. w Snookerze są pewne niuanse, które sprawiają problemy baaaaaardzo wielu fanom). Można się ich nauczyć i czerpać przyjemność z taktyki, „kontrowania” zawodników, różnych miejsc wprowadzania piłki, et cetera. Więc w tym wypadku – nie, bo się nie da.
A wy – jak myślicie? Czy jest szansa, że do rozgrywek NBA/FIBY zostaną wprowadzone jakieś rozwiązania z koszykówki 3×3? Któreś z powyższych, a może jeszcze jakieś inne? I czy chcielibyście tego? Dajcie znać – i do następnego. Niebawem więcej o „normalnej” koszykówce – wszak zbliżają się wielkimi krokami Mistrzostwa Świata w Chinach.