Lato to dla uczniów/studentów piękny czas. Duża ilość wolnego czasu umożliwia nie tylko wyjazdy dłuższe niż weekendowe, ale i pozwala poczytać nieco więcej. Spieszę zatem z recenzją ukończonej niedawno przeze mnie książki The Jordan Rules. Zapraszam do przeczytania.
Książka wydana jest bardzo ładnie. Twarda oprawa, do tego prosta, ale satysfakcjonująca okładka. Wystarczająco duża czcionka, żeby nie musieć przesadnie wysilać wzroku. To lubię. Czas zajrzeć do środka (i powąchać – nie mówcie, że nie wąchacie nowych książek, bo i tak Wam nie wierzę).
Czytając komentarze odnośnie tej pozycji spotykałem się z wypowiedziami, że polskie wydanie jest, mówiąc w skrócie, słabe. Posiada wiele błędów – czy to ortograficznych (literówek), czy to stylistycznych. I, niestety, muszę przyznać, że to prawda. Niemal w każdym rozdziale znajdowałem jakieś uchybienia. Nie ukrywam, że pierwszy raz spotkałem się z wydawnictwem Arena. Podczas pisania tej recenzji przejrzałem ich ofertę i nie znalazłem tam wielu zachęcających pozycji. A The Jordan Rules jest ich jedyną książką koszykarską. Trochę mnie dziwi, że nie wzięło się za to wydawnictwo SQN, które przecież wydało chociażby Michael Jordan. Życie czy Grać i wygrać. Michael Jordan i świat NBA. Oraz w sumie większość znanych przeze mnie książek koszykarskich. Ale mniejsza z tym, jak najbardziej doceniam próbę wejścia w ten biznes przez Arenę. Ale, niestety, ta pierwsza próba całkowicie udana nie była. Oby następne próby (jeśli w ogóle takie się pojawią) były lepsze, powodzenia. Wróćmy jednak do samej książki.
The Jordan Rules, jeśli ktoś nie wie, to relacja, zawierająca kulisy pierwszego sezonu mistrzowskiego Bulls (i Jordana), czyli 1990-91. Sam tytuł książki odnosi się do zasad, które podobno wymyślili Pistons, a które miały byś sposobem na zatrzymanie MJ-a. A trzeba przypomnieć, że ekipa z Detroit sukcesywnie przez wiele lat biła Bulls. I właśnie rywalizacja z Pistons jest swego rodzaju osią książki. To pod tę rywalizację budowany był skład Byków, to seria Playoffs z nimi jest niemal finałem dzieła (po której następują dwa epilogi – najpierw rozdział o Finałach, a potem ten „właściwy” epilog). W książce jednak te „zasady Jordana” bardziej odnoszą się do tego, jakie były zasady dotyczące MJ-a w samych Bulls oraz do tego, jakie reguły/standardy wprowadzał w zespole. W tekście jest też masa innych wątków, jak portrety poszczególnych zawodników, opisy ich pozaboiskowych problemów/zmagań (np. z zarządem Bulls w sprawie kontraktów). Nie da się ukryć, że ciekawych tematów jest tu naprawdę sporo. Niemal co rozdział można przeczytać o kolejnych sytuacjach zza kulis – tak naprawdę w każdym miesiącu (w książce tu miesiące=rozdziały, nie licząc Playoffs) działo się coś, o czym warto było wspomnieć. Rozwiązano to o wiele lepiej, niż np. w Potrójnym Obliczu, gdzie fragmenty o partnerach Stepha wydawały się niepotrzebne i wręcz nudne. Tutaj nawet historie z udziałem dalekich rezerwowych naprawdę dobrze się czyta. Dodatkowo całość przyciąga do siebie. Niby zakończenie jest nam doskonale znane, ale śledzenie tej drogi jest naprawdę przyjemne. I ma się syndrom „jeszcze jednej strony”. Może nie jest on tak silny jak w niektórych powieściach, ale chce się czytać dalej i dalej.
Ale, żeby nie było za kolorowo, czas wskazać nieco minusów. Najpierw coś małego – rozdziały są długie i przeplatane historiami konkretnych zawodników, więc czasem, przerywając czytanie, można nie złapać od razu wątku przy powrocie. Jednak to nic poważnego. Większym problemem jest tu występowanie pewnych dziwnych tematów. Dlaczego dziwnych? Bo pojawiających się niemal znikąd, a wcześniej pomijanych bez wyraźnego powodu. Już tłumaczę io co chodzi.
Otóż np. wątek lubianych i nielubianych przez Bulls sędziów oraz ich sposobów sędziowania pojawia się dopiero w drugiej połowie rozdziału o serii Playoffs z Knicks, potem jest obecny jeszcze w opisie serii z Pistons. I tyle. Czytając, poczułem się dziwnie – nie wiedziałem, czemu „dopiero teraz” jest to wspomniane. Jasne, w Playoffs ma to większe znaczenie. Ale mimo wszystko zdziwiło mnie pojawienie się takiego tematu tak późno bez żadnej wzmianki wcześniej.
Inny przykład – obręcze/kosze w hali w Aubern Hills i różnice miedzy nimi. Również ten wątek wspomniano dopiero przy okazji stosownej serii w Postseason. Mimo, że wcześniej Byki już grały w tej hali. Ponownie – wiem, wcześniej nie mało to takiego znaczenia. Ale jakoś mi to nie pasowało. Bo nie było też sytuacji, że przy okazji opisania tego w czasie Playoffs było wspomniane odnośnie np. tych koszy w poprzednich meczach w RS, ze już wtedy zwracano na to uwagę. Wtedy byłoby dla mnie okej. A tak trochę mi to nie pasowało, mówiąc kolokwialnie „nie kleiło się”.
Z kolei inne tematy potrafią wręcz wyparować. Na przykład kwestia osławionych trójkątów. Początkowo jest jej dużo, pojawiają się wypowiedzi krytyki ze strony Jordana, zachęcenia Jacksona do ich stosowania, et cetera. Przychodzą ostatnie rozdziały i BUM, nie ma tematu. Nie sprawdzałem tego dokładnie, ale nie pamiętam, czy we wszystkich rozdziałach opisujących Playoffs słowo „trójkąty” pada chociaż raz. Jest jedynie opisane „nakłanianie” Jordana do podawania do wolnych partnerów. Ale to nie jest równoznaczne. I tak naprawdę nie ma tu odpowiedzi na pytanie „Jak Jordan wpasował się w trójkąty?” albo „Jak Bulls wygrali dzięki trójkątom?”. Po prostu w pewnym momencie temat znika i wygląda to tak, jakby tę strategię porzucono, a MJ po prostu lepiej dzielił się piłką oraz miał skuteczniejszych graczy niż wcześniej, dzięki czemu był w stanie wygrać tak z Pistons, jak i z Lakers.
Podsumowując, The Jordan Rules z jednej strony bardzo przyjemnie się czyta. Jest i miło, i ciekawie. Chce się pochłaniać kolejne strony, a wydarzenia absorbują czytelnika. Nieraz sam zastanawiałem się „Jak to możliwe, że tak niespójny i skłócony zespół był w stanie wygrać tytuł?”. Wątków o zawodnikach i o kulisach szatni jest dużo i w większości są bardzo ciekawe. Ale z drugiej strony – polskie wydanie do najlepszych nie należy. Ponadto czasem tematy pojawiają się znikąd, inne niespodziewanie znikają, a finał książki w sumie nie daje nam odpowiedzi na to, czy trójkąty naprawdę były tak potrzebne – wydaje się, że wygrało po prostu to, że Bulls byli odważniejsi, mieli lepszy skład i że Jordan „po prostu” lepiej podawał. Zatem całość pozostawiła mnie trochę zawiedzionego.
Moja ocena: 3,5 / 5
Mój aktualny ranking książek o NBA jest poniżej. Uprzedzając pytania: miejsca 2 i 3 są bardzo blisko siebie i tak naprawdę nie mogę się zdecydować, którą pozycję oceniam wyżej, więc raz jedna jest u góry, a raz druga. The Jordan Rules podobało mi się bardziej od biografii MJ-a, bo ta po prostu mi się dłużyła. Ale z racji błędów i czasem dziwnych wątków, które pojawiają się w samej końcówce nie wiadomo skąd, nie potrafię ocenić omawianej dzisiaj pozycji wyżej niż Autobiografii Stocktona (która dla mnie, wbrew temu, co inni mówią, nie była wcale taka nudna).
Ranking + oceny:
- Wielka Księga Koszykówki – Bill Simmons 5/5
- Dream Team – Jack McCallum 4,5/5
- Iverson. Życie to nie gra – Kent Babb 4,5/5
- Larry vs Magic. Kiedy rządziliśmy NBA – Larry Bird, Earvin „Magic” Johnson, Jackie MacMullan 4,5/5
- 11 pierścieni – Phil Jackson, Hugh Delehanty 4/5
- John Stockton. Autobiografia – John Stockton, Kerry L. Pickett 3,5/5
- The Jordan Rules – Sam Smith 3,5/5
- Michael Jordan. Życie – Roland Lazenby 3,5/5
- Ray Allen. Za trzy – Ray Allen, Michael Arkush 3/5
- Stephen Curry. Potrójne oblicze – Marcus Thornton II 3/5
- Los Angeles Lakers. Złota historia NBA – Marcin Harasimowicz 2/5
- LeBron James. Król jest tylko jeden? – Marcin Harasimowicz 1,5/5
Moim zdaniem recenzowana dzisiaj książka jest dobra i zapewne w swoim czasie była przełomowa, bo ludzie znali niemal tylko tę „dobrą stronę” Jordana (pojawiały się już wtedy zadry, ale dopiero The Jordan Rules zburzyło wizerunek prawie-idealnego-Michaela). Czytając ją dzisiaj z jednej strony jest przyjemnie, bo to kawał przyjemnej i dobrze podanej (w sensie stylu) historii koszykówki, ale nie jest to też książka, którą chciałoby się wychwalać pod niebiosa i po przeczytaniu którego pomyślałoby się „rany, ale to było dobre”. Jest okej. Tylko albo aż, zależy jak patrzeć. Ja zachęcam do przeczytania – zwłaszcza, że obecnie idzie ją kupić za 20 zł, co jest niską ceną za ponad 400 stron tekstu.
A wy: czytaliście tę pozycję? Jak ją oceniacie? Też denerwowało Was polskie wydanie czy może wręcz przeciwnie i nie znaleźliście prawie żadnych błędów? Dajcie znać w komentarzach. Mi teraz pozostaje zabrać się za Kobe Bryant. Showman. Książka już czeka w mojej szufladzie ze sportowymi pozycjami, trzeba tylko się zmotywować i zacząć ją czytać. Może tak w podróży do Chin…? A na razie – do następnego.
A poza KB czekają jeszcze na ciebie (bo nie widzę ich na liście) „Shaq. Bez cenzury” oraz „Grać i wygrać” (ew. z SQN koszykarska ale nie NBA „Rzut bardzo osobisty”) :)
„Rzut bardzo osobisty” mam i też czeka, ale, jak zauważyłeś, to nie NBA. ;) Za „Shaq. Bez Cenzury” pewnie w końcu też się zabiorę. A na „Grać i wygrać” jakoś nie mam na razie ochoty, słyszałem niezbyt pochlebne recenzje. Ale może w przyszłości. :)
Grać i wygrać? Najlepsza o Jordanie.
My bad, myślałem o „Chicago Bulls. Gdyby ściany miały uszy”. To tak, muszę przeczytać. :D
o Bullsach odpuściłem po kilku rozdziałach. Jakbym czytał opowiadanie jakiegoś dzieciaka, bez głębi.
Polecam jeszcze starą książkę i może gdzieś dostępną na aukcjach: Latający Byk Michael Jordan – Jima Naughtona
Kobe i Shaq są super. Także nie zwlekaj :)
Panowie znawcy, mam pytanie. Są jakieś książki o Rockets albo Hakeemie?
Co ciekawe tłumaczem The Jordan Rules jest ta sama osoba, co praktycznie wszystkich wcześniejszych książek koszykarskich spod znaku SQN, czyli Michał Rutkowski. Więc tym bardziej dziwi dlaczego ta pozycja ma tyle błędów ortograficznych czy stylistycznych.