Mistrzostwa świata 2019: poznaliśmy finalistów, Gasol vs Scola!

„Kiedy byłem młodszy chciałem być jak Luis Scola” – Nikola Vucević

Wchodzimy w najważniejszą fazę chińskiego turnieju, walkę o medale. Kiedy my jutro będziemy spoglądać na historyczny pojedynek Polski z USA, a następnie spojrzymy w stronę meczu Czechów z Serbami, to dwie największe ekipy tego turnieju zaczną przygotowania do niedzielnego, wielkiego finału. Przygotowania mentalne i przygotowania taktyczne. Większość z 24 zawodników, którzy zagoszczą w ostatnim dniu imprezy bardzo dobrze się znają, gdyż na dużej imprezie spotkają się po raz kolejny (pośrednio lub bezpośrednio).

Jeśli wrócimy do początku samego turnieju w Chinach musimy przypomnieć, że mało którzy eksperci stawiali na obecność w finale choćby jednej z tych ekip. Zdarzało się, że zarówno Hiszpania jak i Argentyna rosły w oczach kibiców wraz z kolejnym meczem, po zaprezentowaniu bardzo zespołowej gry w obronie jak i w ataku. Są tacy, którzy wyżej cenili Serbię, widzieli znów w finale Amerykanów, a i tacy, którzy mocno wierzyli – zwłaszcza po wygranym sparingu z USA – w Australię. Można zatem zaryzykować stwierdzenie, iż nikt poważnie nie potraktował wielkich Mistrzów. Kto wie, czy nie przyklejenie Hiszpanii czy Argentyny – reprezentacjom, które często znajdują się na wysokich miejscach podczas Mistrzostw świata czy Igrzysk Olimpijskich i zachowują ciągłość składu – nie wyszło w najlepsze. Pozbyto się zbędnej presji, oczekiwania nie były wygórowane (jak to w przypadku Francuzów, po pokonaniu Amerykanów) a zawodnicy w spokoju mogli się nie tylko przygotowywać do wielkiej imprezy, ale jak i do wielkich występów (jak choćby w przypadku tytułowego Luisa Scoli).

Odkąd oglądam koszykówkę w wydaniu międzynarodowym i odkąd śledzę imprezy rangi mistrzowskiej – wierzcie lub nie – zawsze z przyjemnością i podziwem spoglądam w kierunku następnych finalistów Mistrzostw świata. Niespecjalnie przecież muszę Wam przypominać złote pokolenie – Jose Calderona, Paua Gasola i Juana Carlosa Navarro oraz Pablo Prigioniego, Manu Ginobiliego, Andresa Nocioniego czy Fabrico Oberto. Każde z tych nazwisk, doskonale znane z występów na europejskich parkietach oraz w NBA, wywarło wielki wpływ na każdą z dwóch wspomnianych reprezentacji, budując atmosferę oraz klimat kadry czy kształtując system gry drużyny. Co ważne, wszyscy budowali siłę danej reprezentacji, budowali rangę swojej kadry oraz sprawiali, że innym i młodszym zawodnikom chciało przyjeżdżać się na kadrę. Szkolili młodszych, wprowadzali debiutantów – kolegów, których po części oglądamy dziś – wspomagali w najlepsze swoich szkoleniowców. Dziś dzięki wspomnianym nazwiskom mamy kontynuację, coś, czego chyba nie do końca nie rozumieją za oceanem, w tej „niby” najlepszej lidze… (nie odbiegając daleko, podobnie dzieje się w Australii czy Francji).

Wyobrażacie sobie podobną kulturę w USA, by pielęgnować co najlepsze? By LeBron James porzucił wakacje i przygotowania do sezonu, dając przykład młodym gniewnym, z hasłem „po trzeci z rzędu tytuł Mistrza”? Jak myślicie, ilu i którym graczom chciałoby się przylecieć do Chin by w towarzystwie Gregga Popovicha zdobyć jako pierwsza kadra – trzeci tytuł MŚ z rzędu? Z jednej strony czytamy z ust Davida Sterna o niewygodnych terminach Mistrzostw, z drugiej – Amerykanie sami doprowadzili do tego, że nie szanują imprezy tak dużej rangi i poniekąd lekceważą rywali (którzy w pierwszej kwarcie, żądni rewanżu, wrzucają im 9. trójek i pozwalają na 7 pkt, w efekcie doprowadzają do drugiej turniejowej porażki). Już widzę nagłówki za kilka miesięcy i w nawiązaniu do kolejnych Igrzysk – Redeem Team vol 2. Już raz tak się odkupili…

Puenta, pokolenia Calderona, Gasolów, Navarro, Prigioniego, Ginobiliego, Nocioniego czy Oberto zapoczątkowali coś, czego efekty obejrzymy w niedzielę. Ex ich reprezentacyjni koledzy, znajomi z parkietu, niektórych uczniowie, podopieczni, baa – nawet fani wyjdą by dokończyć zapoczątkowane przez nich dzieło. Zespoły, które wychowywały się na złotych latach Michaela Jordana, wzorujące się na jego etosie pracy, podejściu do rywalizacji sportowej oraz marzące o karierze na miarę NBA staną do meczu numer 1 w chińskim mundialu i postarają nam się w najlepsze i po raz kolejny zaprezentować. Pokażą nam na czym polega zespołowość, praca w obronie, atmosfera w drużynie i zgranie w zespole i w jaki sposób – po tylu meczach w zakończonym sezonie – można nadal bawić się grą i znajdować motywację (w końcu wszyscy wśród amerykańskich gwiazd walczyli o tytuł Mistrza NBA;-).

HISZPANIA – AUSTRALIA 95-88 po dwóch dogrywkach

Jeśli nie oglądaliście, zróbcie to. Włączcie sobie czwartą kwartę i dogrywki by zobaczyć zaangażowanie, walkę i zespołowość. Następnie by obejrzeć szachy trenerskie i reakcje zawodników na grę o wysoką stawkę (pudłujący Joe Ingles, obrażający sędziów Andrew Bogut). W końcu szachy trenerskie, moc taktyczna trenerów – zwłaszcza Sergio Scariolo – i perfekcyjna realizacja zagrywek po przerwach na żądanie – od strony zawodników.

Marc Gasol grający najlepszy dotychczas mecz w turnieju, na poziomie 33 pkt i trafiający osobiste w najważniejszych momentach czy nawet trójki. Sergio Llull, po którym wszystkiego się można spodziewać, choćby dwóch najważniejszych rzutów w drugiej dogrywce, kiedy Hiszpania wybijała wygraną z australijskich głów. No i znów – grający turniej życia – Ricky Rubio (19 pkt i 12 as) i notujący double-double na poziomie punktów oraz asyst. Z drugiej strony ten niesamowity i mordujący seryjnie zdobywanymi punktami – Patty Mills (34 pkt).

Dodam jeszcze coś, o czym napisałem podczas meczu na twitterze; zwróćcie a może już zwróciliście uwagę na obronę Australijczyków na dystansie/obwodzie. Ozzies odrobili lekcję i obejrzeli mecz Hiszpanów z Polską, nie dając im zbyt wiele swobody, wychodząc wysoko ponad linię rzutu za trzy punkty, odcinając od podań i broniąc agresywnie twarzą w twarz. Mimo wszystko przegrali z wielką Hiszpanią.

ARGENTYNA – FRANCJA 80-66

Przez dwie i pół kwarty Trójkolorowi trzymali się w grze o finał, po czym Albicelestes wcisnęli szósty bieg i uciekli rywalom po złoto. Francuzi wyglądali na wolniejszych, może bardziej zmęczonych i być może usztywniła ich stawka pojedynku? Nicolas Batum i Rudy Gobert zdobyli tylko po 3 pkt. Evan Fournier swoją pierwszą trójkę wrzucił na 3 min. przed końcem meczu! Najlepiej znów wypadł – niedoceniany w Knicks – Frank Ntilikina (16 pkt).

Argentyna prowadziła swoje koszykarskie tango z głównym dowodzącym – Luisem Scolą. Weteran z 39. latami na karku zanotował 28 pkt i 13 zb, trafiając 3 z 4 rzutów z dystansu. Scola, który na kilka tygodni przed Mistrzostwami wynajął trenerów personalnych, stosował specjalną dietę i prowadził wielogodzinowe treningi pokazał jak należy podchodzić do wielkich imprez. Sekundował mu Facundo Campazzo z 12 pkt – 7 zb – 6 as. Wszystkiemu w tym dniu przyglądali się Kobe Bryant, Chris Bosh czy Manu Ginobili.

Jutro:

POLSKA – USA (10.00)

SERBIA – CZECHY (14.00)

Pojutrze:

FRANCJA – AUSTRALIA (10.00)

HISZPANIA – ARGENTYNA (14.00)