35-letni Carmelo Anthony wraca do gry. Po roku przerwy od zawodowej koszykówki były zawodnik Houston Rockets przystał na propozycję Portland TrailBlazers. Zawodnik dziennie będzie zarabiał 14 490 USD, a jeśli dotrwa do 7. stycznia wówczas umowa będzie w pełni gwarantowana.
Melo ma być ratunkiem dla Terry’ego Stottsa i słabych na początku sezonu Blazers przy ich kłopotach nie tylko ze zwycięstwami, ale również z brakami na pozycji numer 4. Bilans 4-8 nie napawa fanów optymizmem, a kontuzje Zacha Collinsa i Jusufa Nurkića zmuszają zarząd klubu do tak desperackiego ruchu.
Anthony w przeszłości grywał w Denver Nuggets (największy sukces – awans do finałów konferencji), w New York Knicks, Oklahomie City Thunder i Houston Rockets. Jednak w ostatnich dwóch klubach nie układało mu się i nie był już ważną częścią drużyny. Teraz ma być podobnie, a on sam ma być uzupełnieniem do Damiana Lillarda, CJ McColluma czy Hassana Whiteside’a.
Carmelo rozegrał w lidze 17 sezonów. W sezonie zasadnicznym rozegrał 1064 mecze, zdobywając 25 551 punktów. 10-krotnie wybierany był do Meczu Gwiazd, a w 2013. został królem strzelców rozgrywek. Ma też na koncie trzy złote medale z Igrzysk olimpijskich.
Powodzenia, liczę że się odbuduje. Tego mu życzę. Myślę, że to dobra opcja dla PTB, dali szansę zobaczą co z tego wyjdzie, jak będzie piach to pewnie w każdym momencie do widzenia. Zobaczymy tylko jak z motywacją u CA?
To ja zacznę.
A jak z jego wagą? Wyrzucił pączki z diety?
Sorry, ale 35 lat to powinien schodzić już ze sceny. Oczywiście przy odpowidnim prowadzeniu się.
Dla przykładu, taki Lewandowski dzięki profesjonalizmowi ma chyba najlepszy sezon w karierze. Jest coś takiego jak chyba wiek metaboliczny. Jak badali wiek metaboliczny C. Ronaldo to okazało się, że ma organizm 23 latka, mimo, że metrycznie miał 33. Kiedyś próbowałem się odchudzać. Metrycznie miałem 38, ale wiek metaboliczny wyszedł mi 46 ;-).
Teraz usilnie pracuję nad wagą, żeby jak osiągnę metrycznie 50 lat, to metabolicznie chciałbym osiągnąć wiek 65 lat. I emeryturka. a wtedy hulaj dusza ;-)
wiesz, Jordan w 35. roku życia wracał do gry i przeżywał drugą młodość. Jeszcze w lato Melo wyglądał na trenującego i szczuplejszego. Cytując klasyka: rzutu nie przepijesz :-);-)
Jordan to profesjonalista w każdym calu. Jeżeli chodzi o Melo to mam wątpliwości. Ale skoro mówisz, że wyglądał na szczuplejszego to Ci wierzę. Pożyjemy, zobaczymy.
@Woy – to chyba Szewczyk o Ignerskim jak ten wracał do koszykowki???, dobrze kojarzę
Ignerski pełna klasa. Po trzech latach , kilka występów w 2. lidze (czyli trzeci szczebel) i nagle powrót do PLK. Szkoda kontuzji zerwania wiązadła, ale jeśli to koniec kariery to zakończył ją z przytupem i pierwszym Mistrzostwem.
Jakby nie było Ignaś, to legenda naszej rodzimej koszykówki, miejmy nadzieje, ze mówiąc o kontuzji ze to jeszcze nie koniec, ma całkowita racje. Dzięki ze przypomnienie.
Jordan przecież 1 emetyturę zaczął w w wieku 34 (35) lat… a do waszyngtonu poszedł jako 38-39 latek.
widać jednak, że nawet gra Vince, Parisha, MJ odbiega od ich prime… i jest niewielu zawodników co gra pod 40stkę, jednak Melo z ławki, może dać minuty (to się okaże i tyle)
Najlepiej, chyba starzeli się John „Stock” Stockton i Karl „Listonosz” Malone. Ci dwaj musieli ograbić jakiś sklep z napojem długowieczności koszykarskiej. Stockton w wieku 38 lat nadal rzucał na 50%, miał 8.5 asysty i 11.5 punktu na mecz, ale zapewne nawet 40 letniego Johna wiele drużyn przyjęłoby z otwartymi rękoma nie tylko ze względu na nadal porządne staty, ale również ze względu na niesamowite koszykarskie IQ.
Natomiast Listonosz w ostatnim sezonie w Jazz w wieku 39 lat nadal robił 20 punktów na mecz i prawie 8 zbiórek. Zresztą sezon w LAL w wieku 40 lat, gdzie grał jako 3/4 opcja w zupełnie nowym zespole również można uznać za niesamowity w kontekście wieku i produktywności na parkiecie.
Zgadzam się. Mnie również zaskoczyła „żywotność” tej dwójki. Przecież Stocton i Malone jeszcze w 1998 r. mając na karku odpowiednio 36 i 35 lat grali jakby byli w swoich prime, będąc absolutnie czołowymi graczami Jazz w finałach przeciwko Bulls. Wtedy na bieżąco uznawałem to za coś naturalnego, zwłaszcza że po drugiej stronie rządził 35 letni Jordan. Dopiero po latach gdy się głębiej nad tym zastanowiłem to zonk. Tyle się mówi o przesuwaniu granicy wieku w sporcie, a tymczasem 2 dekady temu kilku dinozaurów wciąż grało koszykówkę życia i rozpalało wyobraźnię fanów basketu z całego świata.
Manu Ginobili – odszedł chociaż nie musiał, spokojnie jeszcze 1 sezon „w baku”
ale Stockton to faktycznie coś nie do przebicia ilość minut i wszystkie spotkania do samego końca, ku**a nienawidziłem tego gościa ale postawę docenić trzeba
Carmelo – życzę mu jak najlepiej, za to całe obśmiewanie w mediach, trochę traktowany niesprawiedliwie, na pewno Blazers nie stracą (w obecnej sytuacji)
Jeśli byłeś już wtedy fanem SAS to się nie dziwię. Jazz lali SAS, jak chcieli pomimo, że SAS mieli na papierze zdecydowanie lepsze ekipy w latach 90. Pamiętam, że gdzieś od ’92 SAS co roku robił za contendera, a Admirał już miał witać się z gąską w postaci majstra, a najczęściej kończyło się właśnie na bęckach od Jazz. Zresztą ciekawe, czy gdyby Blazers mający bardzo wyrównaną 1 piątkę i sporo talentu na ławce nie wyrzucili Jazz z PO, to czy SAS daliby im w 98/99 radę. Znaczy się, czy Duncan dałby radę Malone’owi, a obwód SAS wytrzymałby obronę obwodu Jazz. Natomiast niemal pewne jest, że sweepem jak z Blazers by się nie skończyło.
Jazz mieli coś w sobie antypatycznego, nie cierpiałem ich ogólnie, kibicowało się kilku drużynom, wiadomo, wtedy popularnym
a Stockton to był jeden z moich „ulubieńców”
Moja ówczesna postawa wobec Jazz była podobna, jako że kibicowałem Bulls od ’92, czyli od słynnego finału Bulls-Blazers. Nomen omen zostałem kibicem Bulls tylko, dlatego że mój ojciec był wielkim fanem Clyde the Glide, więc ja z chłopięcej przekory kibicowałem Jordanowi :D
Gdy Clyde the Glide przeniósł się do Rakiet to oczywiście wszystkie, inne ekipy Zachodu stały się nagoszyjnymi wrogami, bo ojciec kibicował „majstrowi” dla Clyde the Glide, a mnie to nie robiło różnicy, bo już kibicowałem Bykom. Potem to już wiadomo potyczki Byki-Jazz, więc Jazzmeni byli przeze mnie znienawidzeni dodatkowo, jako arcy-rywal.
Jednak z perspektywy czasu niesamowicie doceniam talent, umiejętności, a szczególnie tytaniczną pracę Stocktona, Malone’a czy Hornacka.
Antypatia Jazz wynikała po pierwsze z bycia rywalem Byków – a w Polsce większość ludzi kibicowało Jordanowi – ale w szerszym kontekście ze względu na ich twardą, a z dzisiejszej perspektywy bardzo twardą, obronę.
Melo to bardziej taka maskotka. Jest sporo młodych atletycznych zawodników ale oni nie mają fejmu.
Pamiętacie ten filmik promujący formę Melo gdzie był podobno w ostrym treningu. Tylko że ta jego ekstra forma to ruchy jak mucha w smole i jumperki.
ale jeśli faktycznie blazers chcą się bić o finał czy finał zachodu, to maskotki by nie brali… on już nie wypełni im hali czy nie podbije drastycznie sprzedaży koszulek. skoro wybrali jego, to może coś zobaczyli w porównaniu do kogoś innego np. z g-league. z jednej strony mądrze, bo chyba do stycznia kontrakt niegwarantowany… czyli troszkę czasu do oceny gry Melo.. jak nie wyjdzie to mogą znaleźć agenta lub kogoś z gleague… chyba?
Chyba do jedzenia pączków. Lillard uciekaj z tego cyrku.