Ależ to była noc w NBA! Żadnych blow-outów! Najwyższa różnica wyniosła tylko 13 punktów, a w sumie w 7 z 9 spotkań dystans w końcowym wyniku był jednocyfrowy. Zapraszam na Telegram!
Chicago Bulls (11-19) @ Washington Wizards (8-18) 110-109- Bulls po dogrywce zdołali wyrwać zwycięstwo: spora w tym zasługa Markkanena (31 pkt) i LaVine’a (24 pkt)
- Czarodziejów ciągnął zwłaszcza duet Bertans-Beal (pierwszy miał 26 oczek, drugi o 4 mniej)
- obie ekipy bardzo słabo rzucały za 3 i ogólnie z gry, ale wykonywały za to dużo wolnych (w sumie: 56 prób) – w zbiórkach, asystach, stratach i blokach było blisko, a decydowały detale
- na 8 minut do końca Wizards objęli prowadzenie 18 (!) punktami (najwyższe w meczu)
- Bulls nie poddali się: po trójce LaVine’a na 93 sekundy do końca było już tylko -3, jednak przez następną minutę ani jedni, ani drudzy nie byli w stanie zdobyć punktu; na 7.7 sekundy Byki zebrały piłkę i wzięły czas; LaVine został sfaulowany przy próbie za 3; trafił wszystkie wolne i mieliśmy remis po 96 (seria 21-3 Bulls)
- na 0.5 sekundy do końca Bradley Beal trafił stepback z linii rzutów wolnych, wyprowadzając swój zespół na 2-punktowe prowadzenie:
- to jednak nie wystarczyło do wygranej, bo przy wprowadzaniu piłki do gry sfaulowany został… LaVine; trafił oba wolne, a zatem DOGRYWKA!
- w niej prowadzenie zmieniało się kilkukrotnie, a wynik oscylował wokół remisu; na 9.1 sekundy do końca Carter trafił spod kosza po podaniu Zacha, wyprowadzając Byki na 1 punktowe prowadzenie; Wizards dali piłkę Bealowi, który rzucał po stepbacku z trumy równo z syreną na zwycięstwo; piłka do kosza nie wpadła i to Byki cieszyły się z wygranej
- Kawalerzystów do zwycięstwa poprowadzili: Sexton (23 pkt), Live (16 pkt, 14 zb, 7 as), Osman (18 pkt) i Thompson (14 pkt, 13 zb)
- dla gości liderem był Rozier (35 pkt, rekord kariery), ale nie miał wystarczającego wsparcia (poza nim tylko Zeller przekroczył 10 pkt)
- Cavs prowadzili w pierwszej minucie czwartej kwarty nawet 15 punktami; goście jednak zdołali się zbliżyć i mieliśmy ciekawą końcówkę
- Rozier zdobył 14 punktów w ciągu ostatnich 2 minut (4 trójki); na 21 sekund do końca trafił zza łuku, zmniejszając straty do 2 oczek; gospodarze wzięli czas, ale po nim Sexton stracił piłkę; Terry rzucał na zwycięstwo zza łuku; gdyby trafił, o jego serii mówiłaby teraz cała Liga; pomylił się jednak i to Cavs wygrali ten ciekawy mecz
- zdecydowanie hit tej nocy – starcie dwóch ekip z czołówki Wschodu
- liderami Heat byli Nunn (26 pkt) i Adebayo (23 pkt)
- dla gospodarzy pierwsze skrzypce grali Embiid (22 pkt, 19 zb) oraz Harris (20 pkt); po 17 pkt dołożyli Simmons i Richardson
- goście byli skuteczniejsi za 3 oraz ogólnie z gry – co dało im wygraną, mimo, że zawodnicy Szóstek (głównie dzięki zbiórkom w ataku) oddali w sumie 5 rzutów więcej
- na 7 minut do końca (po szczęśliwej trójce Nunna równo z syreną) było +16 dla Heat – potem jednak run 14-2 zbliżył gospodarzy na tylko 4 oczka; trójka Jonesa Jr. zwiększyła dystans, ale dwa trafienia Embiida (jedno po drugim, z racji straty Adebayo) sprawiły, że na 48 sekund do końca było tylko -3
- Butler trafił oba wolne, ale trójką odpowiedział Harris – dwa punkty straty i 25.7 sekundy do końca; Nunn spudłował dwukrotnie z linii – Sixers mieli swoją okazję, ale Horford pomylił się z dystansu; następnie faulowany Adebayo nie popełnił błędy na linii i na 1.5 sekundy do końca, przy 4 punktach przewagi, było po meczu
- ekipa z Miami grała rosterem rodem z Playoffs – tylko 8 ich graczy pojawiło się na parkiecie
- najbardziej „jednostronne” spotkanie tej nocy
- Raptors pociągnęli Siakam (26 pkt), Ibaka (25 pkt, 13 zb) oraz Lowry (triple-double: 20 pkt, 10 zb, 10 as)
- dla gospodarzy najlepszy był Drummond (22 pkt, 18 zb); 16 i 15 to dorobki odpowiednio Rose’a i Griffina
- Raptors byli mniej skuteczni za 2 – ale dużo lepiej wykonywali wolne (87.5% do 68.2% Pistons) oraz nieźle rzucali za 3 (37.1% – w tym aspekcie ich rywale mieli tragiczne 17.1%); gospodarzom nie pomogła nawet wygrana zbiórka
- świetny Ingram (34 pkt) zapewnił swojej drużynie wygraną na wyjeździe
- gospodarzy, pod nieobecność Townsa, ciągnął oczywiście Wiggins (27 pkt)
- ekipa z Minnesoty słabo rzucała z każdego miejsca na boisku: za 3 mieli tylko 25.9% skuteczności, za 2 – 46.4%, zaś za 1 jedynie 63%; nawet mniejsza ilość strat i 9 oddanych prób więcej im nie pomogło
- Wilki po raz 10 przegrały u siebie; w domu mają bilans 3-10, a na wyjeździe… 7-6
- w Thunder liderem był, z ławki, Schroeder (31 pkt), którego wspierali Gallinari i SGA (obaj po 20 pkt), a także CP3 (18 pkt)
- dla Miśków najwięcej znaczyło trio Brandon Clarke (27 pkt), Valanciunas (24) i Morant (22)
- obie ekipy bardzo dobrze rzucały z gry, stąd wysoki wynik – Grizzlies byli dobrze dysponowani za 3, trafiając 40% swoich rzutów z dystansu; Thunder jednak, mimo problemów zza łuku, wręcz masakrowali gości bliżej kosza (za 2 mieli skuteczność 65%), a do tego wykonywali o 19 wolnych więcej; nawet przegrana zbiórka nie powstrzymała ich przed wygraniem tego spotkania
- Grzmoty są pierwszą drużyną w historii NBA, która w dwóch kolejnych meczach przegrywała co najmniej 20 punktami i wygrała je oba
- mecz był dużo bardziej zacięty niż można by tego oczekiwać, patrząc na dotychczasowe wyniki tych drużyn
- do wygranej ekipę z Kolorado poprowadził Murray, autor 33 pkt; 18 pkt, 12 as i 9 zb dodał Jokic, zaś 15 oczek dorzucił Millsap
- dla pokonanych 20 pkt zdobył Vucevic, zaś o dwa mniej, z ławki, D.J. Augustin
- Nuggets świetnie rzucali z dystansu oraz lepiej zbierali – zaś Magic, mimo skuteczności z wolnych i mniejszej liczbie strat, za 2 byli dosyć niecelni, a w 3, mimo niezłych 37.9%, ustępowali gospodarzom – i to Nuggets odnieśli może niewysokie, ale jednak zwycięstwo
- ekipa Mavs, mimo braku Doncicia, gra naprawdę dobrze – chociaż dzisiaj musiała uznać wyższość przyjezdnych z Bostonu
- trio Walker-Brown-Tatum zdominowało ten mecz (odpowiednio 32, 26 i 24 pkt)
- Porzingis robił co mógł (23 pkt, 13 zb), pomagał mu też Curry (20 pkt) – ale na rozpędzonych Celtów to było za mało
- goście może nie zachwycali zza łuku – ale lepiej wykonywali wolne i wygrali zbiórkę, co zniwelowało ich większą ilość strat; mecz był jednak bardzo wyrównany i zadecydowały naprawdę detale
- Celtics w czwartej kwarcie powiększyli przewagę nawet do 12 punktów (tyle było na nieco ponad 3 minuty do końca) – Curry i spółka zdołali jednak zmniejszyć te straty do 5 oczek na 35.6 s do zakończenia spotkania, a następnie do 4 punktów kilkanaście sekund później; potem 2 celne wolne Browna, niecelna trójka Setha i to by było na tyle: Boston wygrywa
- starcie dwóch ekip, które miały być w Playoffs, a obecnie są poza ósemką Zachodu (Blazers mogą to niebawem zmienić: są już na 9 miejscu; Warriors, oczywiście, na 15)
- wielki był duet Lillard-CJ; ten pierwszy miał 31 pkt i 13 asyst, a drugi, po prostu, 30 oczek; do tego 17 pkt dodał Melo, zaś 16 pkt i 23 zbiórki to linijka Whiteside’a
- 26 pkt dla pokonanych zdobył Russell, poza nim 17 oczek miał Robinson III, a 16 Burks
- Warriors nieźle rzucali za 3 (42.1%), ale za to tragicznie za 2 (tylko 38.5%) oraz za 1 (60.9%) – z kolei gospodarze pudłowali sporo z dystansu, ale byli skuteczni spod kosza i z linii; wygrali też nieznacznie zbiórkę
- mecz był niesamowicie szybki – Warriors oddali w ciągu tego spotkania aż 103 rzuty z gry, zaś Blazers o 6 mniej
Takie noce naprawdę można lubić – ja osobiście uwielbiam zacięte spotkania. Nawet jeśli wolałbym, żeby moje ulubione drużyny po prostu pewnie wygrywały, to nie potrafię się nie uśmiechnąć, oglądając spotkanie, które rozstrzyga się w końcówce. Który dzisiejszy mecz najbardziej przypadł Wam do gustu? Dajcie znać – i do następnego!
You must be logged in to post a comment.