Czterema spotkaniami wkraczamy w lata 20. dwudziestego pierwszego wieku. Wśród nich: pierwsze odwiedziny Carmelo Anthony’ego w Madison Square Garden od czasu dołączenia do Blazers, dominacja Magic na wyjeździe, zacięte starcie Wilków z Kozłami i „dwa mecze w jednym” w Los Angeles.
Jeszcze przed rozpoczęciem któregokolwiek ze spotkań świat obiegła wieść o śmierci Davida Sterna, który pełnił funkcję komisarza NBA przez 30 lat. To „wydarzenie” zdominowało całą społeczność skupioną wokół najlepszej ligi świata – o byłym Komisarzu pisano w mediach społecznościowych, rozmawiano podczas transmisji czy programów telewizyjnych, a także okazywano mu szacunek podczas samych spotkań spotkań, poprzez minutę ciszy, ale nie tylko; tak było w LA:
Orlando Magic (15-19) @ Washington Wizards (10-23) 122-101- Magicy niemal całkowicie zdominowali Czarodziejów: w pierwszej połowie starcie było wyrównane, ale po zmianie stron goście odskoczyli i nie dali się już dogonić
- dla zwycięzców 25 punktów z ławki zdobył Augustin, 20 dorzucił Vucevic (do tego 12 zbiórek), zaś 18 zgromadził Fournier
- dla pokonanych liderem był oczywiście Beal (27 pkt) – ale z pierwszej piątki tylko on zaliczył dwucyfrową zdobycz; pozostali z S5 grali mało (najwięcej, 20 minut, Mahinmi), zaś więcej robili rezerwowi: McRae miał 15 pkt w 31 minut, zaś Brown Jr. 14 w 28 minut
- Wizards popełnili więcej strat, przegrali zbiórkę oraz gorzej rzucali tak z gry, jak i za 3 – jedynie w wolnych byli nieco lepsi, ale to nie uchroniło ich przed wyraźną przegraną
- owacją został przywitany przez lokalnych kibiców Carmelo Anthony, który był też najlepszym graczem Blazers w tym meczu: zdobył 26 punktów przy skuteczności 11/17 z gry i 3/5 za 3
- po 17 oczek dla gości mieli CJ i Whiteside – zawiódł natomiast Lillard, który zakończył mecz z 11 punktami, przy skuteczności 5/20 z gry, w tym 1/8 za 3
- Knicks do wygranej poprowadził
a brygadaduet RR (Randle-Robinson) – każdy z nich zdobył 22 punkty (pierwszy dodał do tego 13 asyst, zaś drugi miał skuteczność 11/11 z gry); 18 dodał Morris, zaś 17 Portis - obie drużyny miały problemy ze skutecznością wolnych: Blazers trafili tylko 60% swoich prób z linii, zaś Knicks niewiele więcej: 64.3%
- gospodarze wygrali przede wszystkim dzięki lepszej skuteczności w każdym aspekcie rzutowym
- mecz, który w teorii powinien być jednostronny (zwłaszcza z racji absencji Townsa, Wigginsa czy Teague’a), stał się najbardziej zaciętym pojedynkiem nocy
- najbardziej do wygranej gospodarzy przyczynił się Giannis: miał 32 punkty i 17 zbiórek
- gości ciągnął Napier, który pełnił rolę pierwszego rozgrywającego: zdobył 22 oczka przy skuteczności 7/13 z gry, w tym 4/7 za 3
- mecz od początku do końca był wyrównany (najwyższa przewaga którejkolwiek ze stron wynosiła 10 punktów) – na 5:23 do końca, po trójce Napiera, Wilk zbliżyły się na 2 oczka; gospodarze odskoczyli, ale kolejny napór gości doprowadził do wyniku 100-103 na 2 minuty i 9 sekund do końca
- Giannis trafił trójkę, ale odpowiedział mu tym samym Covington; po chwili jednego wolnego trafił Dieng i na 46 sekund do zakończenia spotkania znów było tylko +2 dla Kozłów
- Connaughton nie trafił lay-upu, Wolves mieli piłkę na 21.3 sekundy do końca; wzięli czas i na 3 sekundy do końca Dieng rzucał za 2 na remis; nie trafił, piłkę zebrał Brook Lopez, który został na 1.1 sekundy do końca sfaulowany i stanął na linii rzutów wolnych; przestrzelił dwukrotnie, zaś Covington zebrał piłkę i chciał rzucać przez całe boisko, ale jego rzut zablokował zza pleców Giannis: Bucks przetrwali i odnieśli kolejne zwycięstwo
- mecz miał dwa różne oblicza: w pierwszej połowie wyraźnie dominowali Lakers, którzy wygrywali do przerwy 74-41 (po pierwszej kwarcie było 43-17); po zmianie stron goście rzucili się do odrabiania strat: wygrali drugą połowę 66-43 i maksymalnie zbliżyli się na 7 oczek (na 2:13 do końca meczu) – jednak w samej końcówce LeBron zdobył 5 oczek, 2 dodał Davis i Jeziorowcy utrzymali prowadzenie
- LBJ zaliczył triple-double: 31 pkt, 13 zb, 12 as; 26 oczek dodał AD, 19 Kuzma, a 18 Bradley
- dla Suns 32 punkty miał Booker, 26 Oubre, zaś 16 Ayton
- obie ekipy bardzo słabo rzucały z dystansu: Suns mieli skuteczność 26.1%, a Lakers nawet gorszą: 25.0%; z drugiej strony i jedni, i drudzy dobrze trafiali za 2: Suns na 57.1%, Lakers na 58.1%
- Jeziorowcy mieli nieco więcej prób z gry oraz częściej stawali na linii rzutów wolnych: o 11 więcej wykonywanych i 7 więcej trafionych prób za 1 – to, patrząc na liczby, przesądziło o wyniku spotkania
Życzę Wam wielu pozytywnych przeżyć z koszykówką w nowym roku oraz w nowej dekadzie. Trzymajcie się – i do następnego!
Jeszcze mamy stara dekadę, nowa zaczyna się za rok ;)
Zależy jak liczyć. Wszyscy związani z NBA (i nie tylko) krzyczą o końcu dekady. Więc ciężko ten fakt zignorować. Ponadto nie da się ukryć, że zaczęliśmy lata 20-ste – i w tym sensie zgadzam się co zakończenia dekady. Chociaż ogólnie, patrząc matematycznie, miałbym takie same zdanie jak ty. :)
Zostawmy znicze dla Sterna-to dzięki niemu NBA weszła do mainstreamu.
Spoczywaj w pokoju David. [*]
Wiadomo, że każdy umrze, ale zawsze jest to zaskoczenie ;-)
Stern to bez wątpienia jeden z najlepszych (jeżeli nie najlepszy) prezesów/szefów jeżeli weźmiemy pod uwagę wszystkie organizacje sportowe.
Zależy jak liczyć? W matematyce prawidłowe rozwiązanie jest tylko jedno ;) Zaczęliśmy lata 20-ste ale nie zakończyliśmy drugiej dekady XXI wieku. I to jest fakt. Uznając początek lat 20 za początek nowej dekady jest błędnym myśleniem. W sumie można się uprzeć, że o północy 31 grudnia 2019 skończyła się dekada ale idąc tym tokiem myślenia, to każdego Sylwestra kończy się jakaś dekada, czyli dowolny okres 10 lat ;)
Nie byłoby dzisiejszej NBA gdyby nie David Stern [*].
Nic o kontuzji Rubio?
co myślicie o MELO ? zostanie w PTB, gdzie widać że został fajnie przyjęty i zaakceptowany i całkiem nieźle sobie poczynia, czy pokusi się na wielki rynek? Fakt, że Blazers dają ciałą, ale plaga kontuzji na to wpływa w 100 % (Nurkić, Collins, Hood, Skal).