Ubiegłej nocy w NBA nie brakowało emocji. Tim Duncan wygrał swój pierwszy mecz jako head coach Spurs, mieliśmy dodatkowe 5 minut w TD Garden, Wojownicy na wyjeździe pokonują Nuggets, a serie punktowe Ziona i Beala mimo porażek, trwają w najlepsze.
San Antonio Spurs (26-34) – Charlotte Horntes (21-40) 104:103
Ekipa Szerszeni wystartowała z wysokiego C, wygrywając pierwszą kwartę aż 36:19, jednak trenerem Spurs w tym spotkaniu po raz pierwszy był Tim Duncan, którego nie można było lekceważyć. Hornets grali wczoraj bez Devonte’ Grahama, ale Terry Rozier zdobył 20 punktów, 6 zbiórek i 5 asyst, wtórował mu PJ Washington, rzucając 19 oczek. W czwartej kwarcie Spurs prowadzili, jednak w samej końcówce tylko 1 punktem. Wtedy piłkę miał Terry Rozier, postanowił wejść pod kosz, podał, ale okazało się ono niecelne i Tim Duncan mógł cieszyć się ze swojego pierwszego zwycięstwa jako head coach Spurs. Duża w tym zasługa Dejounte Murraya, który rzucił rywalom 21 punktów, dodając do tego 6 asyst i 5 zbiórek.
Brooklyn Nets (27-33) – Boston Celtics (41-19) 129:120 (OT)
Co to było za spotkanie w Bostonie! Gospodarze prowadzili po pierwszej połowie 56:43, na pewnym etapie w trzeciej kwarcie zdobyli nawet 21-punktowe prowadzenie. Siatki nie dały jednak za wygraną i doprowadziły do come-backu. Wszystko za sprawą Carisa LeVerta (51pts, 5as, 17/26 FG), który w czwartej kwarcie włączył szósty bieg. Z drugiej strony odpowiadał Kemba Walker (21pts, 3as) i Jaylen Brown (22pts, 5reb, 5as), ale Celtowie grali tego wieczoru bez Jaysona Tatuma i chyba właśnie to okazało się kluczowe dla wyniku tego spotkania. Co ciekawe, Nets przy stanie 115:118 mieli zaledwie 1,4 sekundy na rozegranie akcji – piłka trafiła rzecz jasna do Carisa LeVerta, który w moment został przykryty przez trzech obrońców C’s! Oddał jednak próbę zza łuku i został sfaulowany! Trafił wszystkie trzy osobiste i gracze w TD Garden musieli pograć kolejne 5 minut. W dogrywce morale i momentum miała ekipa przyjezdnych, LeVert nadal był znakomity i samodzielnie wygrał to spotkanie dla Nets – zdobył aż 37 punktów w samej tylko czwartej kwarcie i dogrywce!
Minnesota Timberwolves (18-42) – New Orleans Pelicans (26-35) 139:134
Dotkliwa porażka Pelikanów – do tego z ekipą, która z pewnością nie ma zbyt wielu aspiracji na ten sezon, co więcej Wilki grały bez Townsa, a mimo tego gospodarze nie zdołali zwyciężyć. Debiutant miesiąca na Zachodzie, Zion Williamson podtrzymał swoją serię spotkań z przynajmniej 20-oczkami na koncie. Tym razem rzucił 25 punktów i dołożył do tego 8 zbiórek i 4 przechwyty. W drugiej odsłonie T’wolves wyprowadzili serię 17 punktów z rzędu, pozwalając rywalom na zdobycie zaledwie 1 punktu. Pelicans byli na prowadzeniu w czwartej kwarcie, jednak wtedy po raz kolejny goście ruszyli z serią 20:5, dzięki czemu mogli cieszyć się ze zwycięstwa. Najwięcej punktów dla Wilków rzucił Malik Beasley (28pts, 11/13 FG!), wtórował mu D’Angelo Russell (23pts, 8as). Dla Pelicans z kolei świetnie zagrał Jrue Holiday, który zanotował triple-double: 27 punktów, 12 asyst i 10 zbiórek. Brandon Ingram zdobył 24 oczka, a Lonzo Ball 26. i dołożył do tego 8 asyst i 5 zbiórek.
Los Angeles Clippers (42-19) – Oklahoma City Thunder (37-24) 109:94
Clippers wyszli w pierwszej kwarcie na 10-punktowe prowadzenie, którego tak naprawdę nie oddali do końca spotkania. W drugiej kwarcie podopieczni Doca Riversa rzucili 16 punktów z rzędu, jednocześnie Thunder bili głową w mur i nie mogli przeciwstawić się defensywie Clippers. Ekipe z LA do zwycięstwa poprowadził Kawhi Leonard, autor 25 punktów i 8 zbiórek, Paul George zdobył 16 punktów i 5 zbiórek. Dla OKC najwięcej z ławki dał Dennis Schroder (24pts), po 15 punktów SGA i Gallinariego, a Chris Paul zdobył 14 punktów i miał 7 asyst.
Golden State Warriors (14-48) – Denver Nuggets (41-20) 116:100
Największa niespodzianka ubiegłej nocy. Wygrała zespołowa koszykówka GSW, prowadzonych przez Andrew Wigginsa (22pts, 10as, 5reb), który dopiero po raz drugi mógł cieszyć się ze zwycięstwa w trykocie Wojowników. Przyjezdni mieli więcej asyst (31:22), a także lepszą skuteczność z gry (51%, z czego aż połowa rzutów GSW była za trzy – 18/41 3PT), ale głównym powodem przegranej Nuggets była niecelność zza łuku – tylko 3 na 20 rzutów celnych. Oprócz Wigginsa, dla Wojowników dobrze zagrał Eric Paschall (22/5/5) oraz Marquese Chriss (16pts, 5reb). 16 punktów, 13 zbiórek i 7 asyst Nikoli Jokica, po 18 punktów Bartona i Millsapa.
Toronto Raptors (43-18) – Phoenix Suns (24-38) 123:114
Zwycięstwo – formalność dla Raptors? W teorii z pewnością tak, ale Słońca stawiły spory opór Mistrzom NBA, przynajmniej w pierwszej połowie. Obie ekipy przed spotkaniem miały 3 porażki z rzędu. Gospodarze prowadzeni przez Devina Booker (22pts, 10as) wygrali pierwszą kwartę 39:30, jednak z biegiem meczu było coraz trudniej. Pascal Siakam był tej nocy nie do zatrzymania (33pts, 7reb), jako starter świetnie spisał się Norman Powell (26pts, 4as), a Chris Boucher (19pts, 15reb, 2stl, 1blk) dobrze wykorzystał swój czas na parkiecie pod nieobecność Ibaki i Gasola. Dla Phoenix Suns dublet zdobył Ricky Rubio (16pts, 10as), świetnie zaprezentował się również debiutant Cameron Johnson, który rzucił 21 punktów i zebrał 4 piłki. Oprócz kolejnej porażki, Suns mogą stracić na jakiś czas DeAndre Aytona, który w czwartej kwarcie opuścił spotkanie przez kontuzję kostki.
Philadelphia 76ers (37-25) – Los Angeles Lakers (47-13) 107:120
Lakers prowadzeni przez Anthony’ego Davisa (37pts, 13reb, 4stls, 2blk) który wczorajszej nocy robił na parkiecie dosłownie wszystko. Jednakże na pierwsze prowadzenie gospodarze wyszli dopiero pod koniec 2 kwarty, którego później nie oddali już do końca meczu. Davisowi wtórował rzecz jasna LeBron James – autor 22 punktów, 14 asyst, 7 zbiórek i 2 bloków. Dla Sixers najwięcej rzucił rezerwowy Glenn Robinson III – 25 punktów. 18 punktów i 7 zbiórek od Tobiasa Harrisa, Mike Scotta trafił 4 trójki i dołożył do tego 8 zbiórek.
Washington Wizards (22-38) – Sacramento Kings (27-34) 126:133
Był to zdecydowanie mecz serii – Kings wygrywali w pewnym momencie różnicą ponad 20 oczek, jednak Wizards rzucili w trzeciej kwarcie aż 46 punktów, pozwalając rywalom na 19 punktów. Bradley Beal po raz 19-sty rzucił przynajmniej 25 punktów – tej nocy zdobył dla Wizards 35 oczek i 8 asyst, ale mimo to Czarodzieje przegrali to spotkanie. 20 punktów debiutana z DC, Rui Hachimury, 6 trójek trafił Davis Bertans. Z kolei dla Kings najlepiej spisał się De’Aaron Fox (31 punktów i 3 przechwyty), 21 punktów dodał Bogdan Bogdanović, 17 oczek z ławki Buddy’ego Hielda. Kings wygrali 6 z 7 spotkań po przerwie na All Star Weekend, dzięki czemu poważnie włączyli się do gry o ósme miejsce na Zachodzie.