Pora na kolejny odcinek All-Stars sprzed lat, tym razem z udziałem byłego 3-krotnego uczestnika NBA All-Star Game Charlie Scotta. Odnosił on sukcesy od HS, poprzez asfaltowe boiska Nowego Jorku, NCAA, ABA aż po NBA. Oto jego historia …
HS i NCAA
Charles Thomas Scott urodził się (15.12.1948) i dorastał w mecce koszykówki, czyli New York City. Już jako nastolatek stał się gwiazdą HS. Oprócz tego swoją koszykarską reputację ugruntowywał także na nowojorskich playgroundach, gdzie co lato mierzyli się czołowi streetballerzy, gracze akademiccy oraz pro. Rodzina również dostrzegła jego talent i dzięki legendarnemu Holcombe’owi Ruckerowi (twórca rozgrywek Rucker Parku) wysłała go do Laurinburg Institute w Północnej Karolinie (po 3 latach w Stuyvesant HS), szkoły średniej, która słynęła ze znakomitego programu koszykarskiego. Kilka lat wcześniej występował w niej legendarny Earl „The Goat” Manigault. Po pozytywnym zdaniu matury zdecydował się na renomowany North Carolina University. Pragnął bowiem występować w jak najlepszej konferencji, a w przypadku Północnej Karoliny była to ACC (Atlantic Coast Conference).
W trakcie całej swojej kariery na uczelni UNC notował średnio 22.1 pkt/m. Dał się poznać jako znakomity strzelec, będący w stanie pociągnąć za sobą cały zespół. Tar Heels dotarli w tamtym czasie dwukrotnie do NCAA Final Four (1968, 1969), dwukrotnie też zdobyli tytuł mistrza Konferencji ACC. Charlie uplasował się także dwa razy na drugiej pozycji, tuż za Johnem Roche, w głosowaniu na Zawodnika Roku ACC. Tyle samo razy nominowano go do składów All-American (1969-70), znalazł się także trzykrotnie w All-ACC 1st team. W 1970 roku otrzymał tytuł ACC Athlete Of The Year, notując średnio 27,1 punktu (lider konferencji ACC). Warto wspomnieć iż był pierwszym czarnoskórym zawodnikiem w historii uczelni z Północnej Karoliny. Wcześniej, latem 1968 roku został członkiem reprezentacji USA, która sięgnęła po złoty medal, na letniej Olimpiadzie w Mexico City. Wraz ze Spencerem Haywoodem byli oni najmłodszymi członkami kadry, którzy nie ukończyli jeszcze 20 lat. Z takimi właśnie referencjami przystąpił do draftu.
STREETBALL
Scott spędzał czas wolny od szkoły, a później od występów w ligach zawodowych, w rodzinnym NYC, gdzie występował latem w całej masie rozmaitych turniejów. Pojawiał się m.in. na IS8 Pro Tournament, Around the way (Southside/Jamaica,Queens), czy w letniej lidze Rucker Parku. W Original Rucker Pro League reprezentował przez szereg lat, pełen talentów team Westsiders. W skład ekipy wchodzili zarówno gracze NBA, jak i konkurencyjnej ABA. Łącznie ze Scottem, aż ośmiu zawodników z tamtego składu mogło się później pochwalić występami w NBA. Oprócz niego byli to także: Julius „Dr J” Erving, Billy Paultz, Mike Riordan, Brian Taylor, Dean „The Dream” Meminger, Fred „Ollie” Taylor, Emanuel „Manny” Leaks. Pojawiali się i inni gracze t.j. chociażby Joe DePre czy Dave Brownsville. Rzecz jasna w rosterze zachodziły drobne zmiany personalne, trzon pozostawał jednak nienaruszony. W takim właśnie zestawieniu Westsiders walczyli przez 4 sezony letnie, o prym w Nowym Jorku. Ich trenerem był wtedy Peter Vecsey, dziennikarz oraz publicysta New York Post.
Głównym rywalem Westsiders byli w tamtym czasie zawodnicy Milbank z Joe „Destroyer” Hammondem oraz „Pee Wee” Kirklandem na czele. Byli to nie tylko czołowi streetballerzy, ale i jednocześnie jedni z najlepszych zawodników w kraju, choć nie każdy chciał to przyznać. Oba zespoły dotarły po raz pierwszy (z 4) do finałów Rucker League w 1970 roku. Cóż to była za rywalizacja. Spotkanie wymagało aż trzech dogrywek aby wyłonić zwycięzcę, którym okazał się w rezultacie team Milbank. MVP przypadło wtedy Destroyerowi.
To, co wydarzyło się rok później podczas kolejnych finałów, przeszło do kanonu urban legends. Do połowy spotkania Westsiders wypracowali sobie dwucyfrową przewagę. Wtedy to właśnie na spotkanie dotarł, spóźniony Hammond. W trakcie drugiej połowy rzucił on aż 50 punktów, przeciwko Dr J. Taka przynajmniej, oficjalna wieść poszła w świat. Mimo świetnej postawy Hammonda jego zespół nie zdołał niestety obronić mistrzostwa. Świadkowie tego zdarzenia twierdzą jednak, że przez większość czasu, to właśnie Scott oraz Brian Taylor starali się zatrzymać Joe. On sam nie zdobył natomiast 50 punktów, a 40 kilka, wchodząc na boisko już w drugiej kwarcie. Tak jednak powstają legendy. Po tym spotkaniu popularność Hammonda wzrosła do tego stopnia, iż jeszcze w tym samym roku zaproszono go na camp L.A. Lakers.
Oto jak Julius Erving wspomina i ich wspólne występy. „Zacznę od tego, że to dzięki Charlie’mu związałem się z Rucker Parkiem. Byliśmy niczym Batman i Robin, a że był to jego team, to ja byłem Robinem. Bardzo często dochodziło do matchupów Charlie vs Joe (Destroyer), Charlie vs Pee Wee (Kirkland) czy Charlie vs ktokolwiek. Jednak jako, że to ja byłem bardziej rozpoznawalnym zawodnikiem historie te przeradzały się w rywalizacje Erving vs … mimo iż faktycznie tak nie było. W większości przypadków, to właśnie Charlie rywalizował 1 on 1 z tymi legendarnymi streetballerami, nie ja.”
Westsiders sięgnęli po 3 z rzędu tytuły mistrzowskie (1971-73), dwukrotnie pokonując w finale ballerów z Milbank. Poziom rozgrywek był naprawdę wysoki, ze względu na składy pełne zawodowców. Za każdym razem dostarczali oni niesamowitych emocji kilkutysięcznej publiczności, zgromadzonej zarówno wokół boiska jak i na samochodach, drzewach czy dachach budynków.
Pod koniec każdego lata Charlie reprezentował także ekipę NYC, podczas swoistego meczu gwiazd. Spotkanie to rozgrywano co roku w Rucker Parku, tuż po zakończeniu rozgrywek Rucker Pro League oraz filadelfijskiej Baker League. Najlepsi streetballerzy z obu miast stawali do walki o tytuł najlepszych w kraju. Wystarczy wyobrazić sobie występujących wspólnie, w jednym składzie Scotta, Connie Hawkinsa, Kirklanda, Hammonda i Archibalda. Dwóch z nich, to dzisiejsi członkowie Hall Of Fame !!! Filadelfię reprezentowali wtedy m.in.: Earl „The Pearl” Monroe, Joe „Jellybean” Bryant (ojciec Kobe’go), Archie Clark, Mike Sojourner czy Andre Carter. Spotkania te były równie porywające, jak i same rozgrywki Ruckera. Scott wyniósł z nich tytuł MVP. Bardzo często w ich trakcie wdawał się w bezpośrednie konfrontacje z Monroe’m, ówczesnym czarodziejem parkietów oraz mistrzem ballhandlingu, w jednej osobie. Obaj panowie nie szczędzili sobie również trash talku. Więcej zwycięstw zanotowali na swoim koncie, podczas tych ballerzy z NYC.
Niedługo potem Scott zarzucił swoje występy na playgroundach Big Apple, skupiając się wyłącznie na karierze w NBA. Z biegiem czasu kluby zaczęły bowiem zakazywać, grożących kontuzjami spotkań na asfaltowych boiskach.
ABA, NBA
W drafcie do NBA został pozyskany przez Boston Celtics, niestety dopiero w siódmej rundzie draftu 1970 roku, z numerem 106 ogólnej listy. Było to bardzo sprytne posunięcie, ze strony Reda Auerbacha, ponieważ wiedział on iż Scott rozpocznie najprawdopodobniej występy w ABA, w barwach Virginia Squires. Nie mniej chciał się zabezpieczyć, gdyby coś poszło nie po myśli Charlie’go. Nic takiego nie miało jednak miejsca i Scott dołączył wg. planu do ekipy Squires.
W zespole występował wspólnie z Larry Brownem oraz Dougiem Moe, dwoma późniejszymi trenerami NBA. Debiutując, zajął 5-te miejsce w lidze, na liście najlepszych strzelców z dorobkiem 27.1 pkt/m. Został także zaproszony do wzięcia udziału w corocznym spotkaniu ABA All-Star Game, natomiast po zakończeniu rozgrywek nagrodzono go tytułem Debiutanta Roku ABA, a w zasadzie współ debiutanta, wraz z inną wschodzącą gwiazdą Danem Isselem (Colonels). Uhonorowano go również wyborem do All-ABA 1st Team oraz All-ABA Rookie Team. W play-off Squires dotarli do finału Eastern Division, tam musieli niestety uznać już wyższość, prowadzonej właśnie przez Issela drużyny z Kentucky.
Kolejny sezon (1971-72) był dla niego nie mniej udany. Tym razem nasz bohater został królem strzelców ABA, ustanawiając przy tym rekord ligi, ze średnią 34.6 pkt/m. Poprzedni należał do Ricka Barry (34.0 pkt – 1969). Po raz drugi z rzędu zaproszono go też do udziału w spotkaniu gwiazd, jak również zaliczono do All-ABA Second Team. W obu składach znalazł się wspólnie ze swoim dobrym przyjacielem oraz nowym, klubowym kolegą Juliusem Ervingiem (6 – 27,3 pkt). Dr J zasilił zespół przed rozpoczęciem sezonu. Ich team zajął wtedy 4-tą pozycję w lidze z wynikiem 45-39. Scott nie dograł jednak do jego końca, ponieważ na 11 spotkań przed zakończeniem rozgrywek podpisał kontrakt z Phoenix Suns, rozpoczynając w ten sposób kolejny etap swojej zawodowej kariery. Klub z Arizony nabył do niego prawa, oddając w zamian przyszły pick w drafcie (Paul Silas).
W swoim pierwszym sezonie w NBA dołączył w składzie do innej legendy boisk Big Apple oraz byłej gwiazdy ABA Connie Hawkinsa. Scott został niemal z od razu liderem zespołu notując średnio 25.3 pkt/m (6-te miejsce w NBA), 6.1 as/m (9 m) oraz 4.2 zb/m. Wraz z Hawkiem zostali powołani do udziału w 22 NBA All-Star Game. W spotkaniu tym wystąpił później jeszcze dwukrotnie, w 1974 oraz 1975 roku. Uzyskiwał wtedy odpowiednio 25.4 pkt/m oraz 24.3 pkt/m (5 m). Niestety jego Suns nie awansowali w tym czasie ani razu do play-off.
Kampanię 1975/76 rozpoczął jako zawodnik o ugruntowanej już reputacji w drużynie legendarnych Celtics. Zdobywał tam nieco mniej punktów (17.6 pkt), jednak nic w tym dziwnego skoro występował w jednym składzie z aż 4-rema innymi zawodnikami formatu All-Star (Dave Cowens, John Havlicek, Jo Jo White, Paul Silas). Transfer ten okazał się jednak dla niego błogosławieństwem. Celtics zajęli drugie miejsce w lidze z wynikiem 54-28. Przez play-off przeszli niczym burza, pokonując kolejno Buffalo 4-2 oraz Cleveland 4-2. W finale ligi stanęli natomiast naprzeciw poprzedniego teamu Scotta – Phoenix Suns. Po sześciu spotkaniach górą okazali się Celtics zwyciężając 4-2. Tym samym Charlie stał się posiadaczem tego najcenniejszego, w karierze każdego koszykarza trofeum i mógł z dumą nosić na palcu pierścień mistrzowski.
Rok później Boston nie zdołał już obronić tytułu mistrzowskiego, ponieważ odpadł w półfinale konferencji za sprawą, prowadzonych przez Ervinga 76.ers. Scott notował wtedy podczas sezonu regularnego 18.2 pkt/m, jednak z powodu kontuzji wystąpił w zaledwie 43 starciach fazy zasadniczej. W połowie rozgrywek 1977/78 przyszło mu po raz kolejny zmienić barwy klubowe, tym razem przeniósł się na drugi koniec kraju, do słonecznej Kalifornii, gdzie zasilił szeregi L.A. Lakers. Na mocy wymiany Celtics pozyskali walecznego Kermita Washingtona oraz byłego Debiutanta Roku (1974), Ernie’go DiGregorio. Niestety nie zagrzał tam miejsca na długo, a jedynie do końca RS. Jego średnie wyglądały następująco: 13.5 pkt/m, 4.8 as/m, 3.2 zb/m. Lakers nie byli wtedy u szczytu swoich możliwości i odpadli już w pierwszej rundzie play-off.
Kolejna kampania i kolejna zmiana klubu. Nowym chlebodawcą Scotta został zespół Denver Nuggets, w którym przyszło mu występować u boku takich gwiazd jak: David Thompson, Dan Iseel czy George McGinnis. Denver było jednym z 4-rech klubów, które ocalały z byłej ligi ABA, po czym dołączyły do NBA. Scott uzyskiwał wtedy 12 pkt/m oraz 5.4 as/m (14 m). Ostatni sezon swojej zawodowej kariery spędził także z Nuggets, notując 9.3 pkt/m oraz 3.6 as/m. Opuścił NBA w 1980 roku z dorobkiem 9924 zdobytych punktów i 2670 asyst na koncie.
Prywatnie, jeszcze jako zawodnik, udzielał się bardzo często w programie „Each-One-Teach-One”, który polegał on na zachęcaniu dzieci i młodzieży zarówno do nauki, jak i uprawiania sportu. Ze względu na miłe usposobienie oraz gadatliwość, zdarzało mu się również komentować rozmaite spotkania w radiu. W 1997 roku został zaliczony do grona 30-tu największych gwiazd w historii ligi ABA (All-Time ABA Team). Miało to miejsce podczas obchodów 30-lecia powstania ligi, która wypromowała całą masę późniejszych NBA All-Stars.
Jeżeli Dr J mówi że był kogoś pomocnikiem to musiał być to wybitny gracz. Świetny tekst Damian.
W 7rundzie byki niegdys wybraly petea myersa,nastepce jordana,ale talentu to on nawet scotta nie mial)
Ten cytat pochodzi z ksiażki „Asphalt Gods” – Vincenta Mallozzi’ego. Sądzę, że chodziło mu raczej o to, że Scott był kapitanem zespołu, największym trash talkerem ale i bliskim przyjacielem Doktorka. A o przyjaciołach nikt nie powie „… jestem od niego lepszy” ;) Choć umiejętności też nie mógł mu nikt odmówić.