Ciekawy przypadek Terry’ego Catledge’a.
Został wybrany z 21 numerem w pierwszej rundzie draftu przez team z Filadelfii w roku 1985. Absolwent Alabama St. Szybko jednak zmienił otoczenie, by po roku grać już spotkania w barwach Pocisków z Waszyngtonu. Jeszcze na studiach dwukrotnie przypadły mu laury w postaci Sun Belt Conference Player of the Year. Zapowiadał się na ciekawego skrzydłowego, który w NBA miał szansę zostać kimś więcej niż tylko role-playerem.
Krótką historię, która swego czasu gościła na ustach ligi NBA, chciałbym Wam przypomnieć w 48 urodziny gracza.
Catledge w Waszyngtonie miał więcej grania aniżeli to miało miejsce w debiutanckim sezonie wśród Sixers. Średnie skrzydłowego o wzroście 203cm i wadze 100kg skoczyły z 7,7pkt do 13,1 pkt. Poprawił on się w grze na deskach, z 4,3zb na 7,2zb. Główna zasługa to większa liczba minut i skok do pierwszej piątki niżej notowanej w lidze ekipy. Power forward był solidnym punktem zespołu. Obok siebie miał w wyjściowym składzie przyszłych All Stars – Michaela Adamsa (filigranowy obrońca potrafił bombardować rywali rzutami zza łuku) i Jeffa Malone’a (o tym graczu polecam tekst Damiana sprzed ponad roku tutaj) czy słynącego z bloków – Manute Bola. Wizards z trenerem Kevinem Lougherym (pracuje dziś dla TV amerykańskiej i analizuje NBA) dostali się do pierwszej rundy play offs (przegrali 0-3).
W drugim sezonie Terry’ego z Bullets, nastąpiło załamanie gry zespołu Loughery’ego i bilans spadł w porównaniu do wcześniejszych wyczynów. Nastąpiła zmiana na stanowisku trenera, a pałeczkę od przyszłego trenera Heat przejął słynny center Pocisków, Wes Unseld. Rola Catledge’a nieco spadła i zarówno w tym jak i w przyszłym sezonie notował on spadek punktowy do 10 oczek. Nasz dzisiejszy solenizant wypadł w końcu z pierwszej piątki teamu Unselda (do starting line up wrócił w 3 sezonie wśród Bullets) a jeśli miałbym z kimś go dziś porównać z NBA to postawiłbym chyba na Thaddeusa Younga z Sixers. 1989 rok to również ostatni rok w play offs bohatera wpisu.
„He’s got a power forward’s body, but if you’re looking for a power forward just to rebound, guard big people and get the ball out on the break, he’s too good with the ball. He’s developed a fine outside shot. He can go inside. He doesn’t seem to work hard and he comes up with 10 rebounds.”
W 1989 roku do grona drużyn NBA wkroczyli Orlando Magic i jako expansion team otrzymali wraz z Timberwolves, Heat i Hornets prawa do wyboru graczy niezastrzeżonych przez pozostałe teamy ligi. Jednym ze wskazanych przez sterników Pocisków – jako do wzięcia – został wspomniany Catledge i dołączył do znanych Wam – mniej lub bardziej graczy jak: Reggie Theus (ex coach Kings), Scott Skiles (rekordzista NBA pod względem ilości asyst w jednym meczu – 30), Sam Vincent (ex coach Bobcats) czy Otis Smith (były GM Magików). Nowa drużyna wygrała tylko 18 spotkań, podczas gdy Terry notował swój najlepszy sezon: 19,4pkt i 7,6zb. Rok później jego rola spadła a w wyniku kontuzji w zespole (przeszło prawdziwe tornado i czołowi zawodnicy jak Nick Anderson, Scott Skiles czy Dennis Scott opuścili ponad 20 spotkań) rozegrał tylko 51 meczy. 25pkt oraz 16zb i największe liczby przy jego osobie na starcie przygody Magii z NBA do dziś pozostają w pamięci kibiców drużyny.
Dopiero draft 1992 roku dał poprawę sytuacji w nowym klubie na Florydzie. Wybrano wówczas medialnego i budującego nowy image klubu, Shaqa O’Neala i właśnie z jego osobą najbardziej związany jest Catledge. Przez całą swoją karierę ten silny skrzydłowy nosił numer 33 na koszulce. Jak wiecie taki sam numer pragnął dostać noszący swoją ’trzydziestkę trójkę’ w Luizjanie Shaquille. Mówiło się nawet, iż O’Neal oferował weteranowi pewną sumę pieniędzy by dostać swoje ulubione cyferki. Catledge nie odpuścił, a Shaq na wzór swojego innego idola – Magica Johnsona (z którym trenował przed wejściem do NBA) przywdział #32.
Cała ta sytuacja wydaje się po latach bardzo dziwna i osobiście znam przypadki z NBA, gdzie kochający swój numer gracze (zwłaszcza gwiazdy) dostają swoje. Nieugiętość Terry’ego doprowadziła do faktu, iż jego rola w zespole drastycznie spadała. W erze Shaqa wydawał się być odstawionym na boczny tor, a wcześniej można było zaryzykować stwierdzenie, że to on obok O’Neala stworzy front court Magii (kto wie może miałby nawet na szansę bycia pierwszym ‘Horacem Grantem’ Magii?). Cat Man, bo taki nosił przydomek, rozegrał wówczas swój ostatni sezon w najwspanialszej lidze świata. W wieku 29 lat, przy 21 spotkaniach w sezonie (nie było większej kontuzji!) żaden klub w NBA nie zaoferował kontraktu czyli całkiem przyzwoicie prezentującemu się na parkiecie weteranowi. Czy to był efekt nie oddania numeru Shaq’owi? Czy inne kluby NBA oraz sternicy ich dostali jakiś niepisany zakaz by dać nauczkę graczowi??
Ostatecznie Amerykanin lądował gdzieś pomiędzy ligą CBA i drużynami w Europie i tam dogrywał końcówkę swojej kariery. Pau Orthez we Francji czy Aris Saloniki w Grecji zainteresowali się usługami tego zawodnika. W NBA uzbierał ponad 3300 piłek i wrzucił rywalom ponad 6500 punktów. Wielkiej historii Magic u boku Shaqa czy Penny’ego nie stworzył. Wydaje się, że był blisko, ale wyciął niestety słynniejszemu koledze numer;-)
W swojej karierze raz też udało mu się ujść z życiem, ale spowodował śmierć innego kierowcy, 22-letniego Ricky’ego Bronco. W swoim rodzinnym mieście, w pobliżu Houston, jeszcze w czasach gry dla Bullets, był on sprawcą wypadku z udziałem 3 osób. Sam koszykarz wyszedł z tego tylko z siniakami i otarciami skóry.
Pointa: Shaq w 1996 roku miał okazję wrócić do swojego numeru, jednak tego nie zrobił. Historia mówi, iż zaoferował on 'trzydziestkę dwójkę’ wchodzącemu w szeregi Magic, weteranowi, Jonowi Koncakowi. Ex center Hawks zamiast swojego starego numeru, założył koszulkę z #45.