Clippers, mistrzowie dywizji. Wcześniej klub z wielkimi nazwiskami.

Jak większość z Was dobrze pamięta dopiero niedawno zaczęli się cieszyć z Mistrzostwa Dywizji Pacyfiku czy osiągnięcia granicy 50. wygranych w sezonie. Do niedawna, mimo niejednego awansu do play offs, podobne wyczyny nie miały miejsca w historii niemłodej organizacji.

Organizacja trwa od 1970 roku, kiedy to drużyna rozpoczynała swoją działaności w Buffalo, jako Braves (Odważni, Waleczni). Ich kolejnymi trenerami byli słynni na całą NBA – Dolph Schayes, Jack Ramsay czy Cotton Fitzsimmons. Przyszli Clippers startowali w swojej przygodzie z ligą wraz z innymi znanymi Wam dziś zespołami jak Cleveland Cavaliers czy Portland Trailblazers i do dziś dzieli ich pewna przepaść do pozostałych organizacji; o ile Cavs i Blazers już wcześniej wygrywali 50 spotkań i swoje dywizje (baa nawet konferencje) to Clippers w porównaniu z nimi nie awansowali jeszcze do finałów NBA i wszystko tak naprawdę przed nimi. Wspomniany Ramsay swój tytuł Mistrza zdobył właśnie z Blazers..

Pierwsze trzy sezony w Buffalo grane były w hali hokeistów, a z racji faktu, że hokej był numerem jeden w mieście, to koszykarze część swoich spotkań grali w „pobliskim” Toronto! Pierwsze lata to również trzy z rzędu bilanse na poziomie 22 czy 21 zwycięstw. Po 1973 roku udało się w drafcie wyciągnąć prawdziwą perełkę, która miała skierować zespół na nowe tory i dać nadzieję na lepsze lata – mowa o Bobie McAddo (to osoba, która dziś kojarzy mi się z przyjściem do L.A. przed paroma laty Blake’a Griffina), który w dziewiczym sezonie notował średnie 30 pkt i 15 zb. W swoim debiucie przyszła gwiazda NBA zaprowadziła Braves do pierwszych play offs w ich historii, przegranych już w pierwszej rundzie z Celtis (2-4). W drugim sezonie gry świetny skrzydłowy był już kornowanym MVP ligi a jego drużyna znów gościła w play offs (jednak bez większych sukcesów).

Przez trzy lata z rzędu McAddo zdobywał koronę króla strzelców notując stale średnie 34 czy 35 pkt w meczu. Jednak przed sezonem 1976-77 już do uszu zawodników i kibiców dochodziły pierwsze głosy o potencjalnej sprzedaży klubu przez właściciela Paula Snydera. Wiadomości z Florydy mówiły o chęci nabycia teamu, z miejsca znanego jako Hollywood (co ciekawe historia w dziwny sposób zatoczyła swoje koło i faktycznie klub znajduje się w pobliżu Hollywood, z tymże tego kalifornijskiego). Drużyna straciła też swojego wielkiego lidera, który w zamian za 4 nazwiska i gotówkę zasilił New York Knicks (McAddo rozwinął swoje skrzydła w latach 1982-85 z Lakers, zdobywając 2 tytuły Mistrza, dalej powędrował od Europy i zdobył MVP Final Four Euroligi). Wybiegając w przyszłość i nieco dla młodszych fanów warto wspomnieć, że swój trzeci tytuł – z Miami Heat – Bob zdobył jako asystent trenera Erika Spoelstry, w finałach przeciwko OKC Thunder.
W jego miejsce Braves pozyskali z Portland słynnego w przyszłości Mosesa Malone’a, ale sam center rozegrał w nowym klubie tylko 6 minut , po czym przeniósł się do Houston. Dalej został MVP ligi! (w 1983 Malone zdobył mistrzostwo NBA, nagrody MVP sezonu czy finałów grając dla Sixers). Pozbycie się w krótkim czasie dwóch potencjalnych magnesów dla publiczności nie rokowały najlepiej.

Coraz mniej fanów odwiedzało mecze Braves, spadała sprzedaż biletów, a co oczywiste malały zyski; przyszli Clippers grali na poziomie swoich dwóch pierwszych lat. Jeszcze wcześniej zanim właściciel klubu sprzedał 50% udziałów Johnowi Y. Brownowi, ten już miał w głowie plan jak dalej przekształcić organizację. Dziś może to zabrzmieć komicznie, ale współwłaściciel Braves dogadał się z właścielem Celtics, Irvem Levinem, i wymienili obaj swoje udziały! Levin podążył na Zachód, przeniósł nowy nabytek do San Diego. Od 1978 roku Braves zamienili w Clippers (Żaglówki). Transakcję ze strony biura NBA nadzworował początkujący David Stern.

Odmieniona drużyna zmieniła swój styl i pozyskała dwóch znanych na owe czasy graczy; najpierw nadszedł World B. Free (świetny strzelec i wielki wirtuoz gry, notował w pierwszym sezonie 28.9 pkt na mecz) a rok później legendarny Bill Walton. O ile ten pierwszy ciągnął ofensywny wózek Clippers, znów do play offs, o tyle Walton sporo czasu spędzał w gabinetach lekarskich i tak naprawdę – a podobnie do dwóch swoich wielkich poprzedników w historii organizacji – gdzie indziej świętował największe sukcesy (choć w jego przypadku było to zanim trafił do Clippers, Mistrzostwo z Blazers oraz też później, z Celtics).

Od sezonu 1981-82 zespół miał trzeciego, kolejnego właściciela, a stał się nim Donald Sterling, który nabył udziały od Irva Levina (12,5 mln USD). Od początku swojej przygody z Clippers Sterling lobbował za przenosinami zespołu prowadzonego przez Paula Silasa do Los Angeles (co też spotykało się z nieprzychylną reakcją fanów i graczy, a co za tym idzie team znów podupadał na zyskach i gorszym bilansie). Można po latach odnieść wrażenie, że początki przygody organizacji na zachodnim wybrzeżu były jeszcze trudniejsze niż na Wschodzie, ale analizując historię pobytu Clippers w San Diego, to pewnie dziś niejeden fan koszykówki w tym mieście żałuje, że nie zatrzymano klubu NBA na dłużej. Zwłaszcza, gdy patrzymy na dzisiejszą hossę. Trzeba dodać, iż tylko pierwszy sezon w San Diego zakończył się z dodatnim bilansem i z play offs (43-39).

Dwa pierwsze sezony w Mieście Aniołów były na poziomie ostatniego roku w poprzedniej siedzibie klubu, 30. zwycięstw. Zespół nie ewoluował i Jima Lynama zastąpił na stanowisku trenera Don Channey (przyszły Trener Roku z Houston Rockets – co ciekawe Rockets są drugim klubem NBA, którego historia też wiąże się z San Diego). Drużyna dostała z Lakers, przechodzonego weterana Jamala Wilkesa, z Bostonu przywędrował Cedric Maxwell, a pod koszami rozwijał się Michael Cage (14 wybór draftu 1984, który po 4 sezonach zasili Supersonics). Clippers mieli nadzieję, że zespół zacznie rosnąć w górę głównie dzięki podkoszowym nabytkom, zwłaszcza Benoit Benjaminowi (3 wybór draftu 1985), który okazał się utalentowanym wysokim, ale z czasem jego poziom spadał (kontuzje plus słabsze wyniki zespołu sprawiały, że z każdym kolejnym rokiem stawał się on bardziej leniwym graczem, wchodzącym coraz częściej w różne wymiany między klubami). Słabe inwestycje sterników organizacji doprowadziły w kolejnych dwóch sezonach, 1986-87 oraz 1987-88, do najsłabszych bilansów (12 zwycięstw i 17 wygranych – raz tylko mieli 17 grając w San Diego, takto w zasadzie było zawsze lepiej).

W 1988 roku pojawiło się światełko w tunelu, bo Clippers wyciągnęli pierwszy numer draftu i postawili na przyszłego 2-krotnego uczestnika All Star Game, Danny’ego Manninga. Silny skrzydłowy swoje momentum przeżywał w latach 1992-94, kiedy jego średnie punktowe wynosiły 23 oczka, a drużyna po raz pierwszy (play offs 1992 i 1993) od czasów gry w Buffalo, awansowała do play offs. Małe sukcesy słabszego klubu z L.A. to również zasługa transformacji gry dokonanej przez późniejszego Trenera Roku, Larry’ego Browna. Warto dodać, że wraz z przyjściem do L.A. Browna zespół pozyskał znanych w NBA graczy jak Ron Harper (czołowy strzelec ligi wśród Cavaliers, potem wielokrotny Mistrz NBA z Bulls i Lakers) oraz Olden Polynice (o ile Harper dodał polotu ofensywie, o tyle Polynice zapewniał zbiórki i bloki). Z draftu przywędrowali dynamiczni skrzydłowi – Loy Vaught (niektórzy z Was mogą go pamiętać z efektownych przerywnikowych akcji w NBA Action) – oraz Bo Kimble (talent na miarę Granta Hilla, po którego za chwilę ręce wyciągnęli NY Knicks z Patem Riley’em; niestety jego karierę zniszczyły kontuzje i słaba psychika; Kimble nie mógł poradzić ze śmiercią kolegi z boiska, Hanka Gathersa). Clippers, najpierw z Glenem 'Doc’ Riversem na rozegraniu, a po chwili z Markiem Jacksonem (niechcianym przez brylantynowego Pata w Knicks) zaczynali budzić szacunek. Zespół stawał się groźny dla każdego rywala, ale przede wszystkim zaczynał wygrywać i przyciągać widowiskowością kolejnych fanów.

Niestety dla szefostwa latem 1993 nadeszły złe wieści, bowiem Indiana Pacers zabrała im jednego z najlepszych trenerów młodego pokolenia. Larry Brown tym samym przeszedł na wschodnie wybrzeże, a zespół dostał coacha, Boba Weissa, który okazał się marnym strategiem (próbowany w przyszłości w Sonics, wcześniej balansujący na przeciętności z Atlantą Hawks). Co ciekawe, wraz z przyjściem Weissa coraz częściej za przenosinami do lepszej drużyny patrzył Manning i pod koniec okresu transferowego, został on wymieniony właśnie do Jastrzębi, za słynnego Dominique’a Wilkinsa (obu graczom kończyły się po sezonie umowy, a Wilkins nie zamierzał zostawać w słabej drużynie). Do Pacers uciekł też Mark Jackson. Po 27. wygranych i roku Weissa zatrudniono legendę NBA, Billa Fitcha (ponad 2000 spotkań w lidze). Ten dostał nowych graczy jak Erick Piatkowski oraz Lamond Murray, ale więcej niż 17 wygranych nie osiągnął. Clippers czekali na kolejny draft, w którym wyciągnęli przyszłego All Stara – Antonio McDyessa (1996). Niestety słynący ze słabych interesów włodarze drużyny, przehandlowali efektownie grającego skrzydłowego do Denver, w zamian za gotówkę i Rodney’a Rogersa (silny skrzydłowy mógł się podobać w pierwszych latach gry dla Nuggets, ale nie był nigdy graczem kalibru McDyessa). Doszedł też Brent Barry (przyszły Mistrz Wsadów i pierwszy biały wygrywający ten konkurs).

Mimo słabego na dziś bilansu 36-46 Fitch i spółka awansowali do play offs 1997 z ósmego miejsca. Na wyniki drużyny większy wpływ mieli Ś.P. Malik Sealy (przybyły z Indiany) czy kolejny podkoszowy wybrany przez klub w drafcie Ś.P. Lorenzen Wright. Po trzecim awansie do play offs w historii występów w L.A. zespół znów stracił swoich ważnych zawodników i praktycznie bez wyrazu prezentował się w kolejnych rozgrywkach. W latach 1998-2000 wygrał 41 spotkań na 164 meczów (w międzyczasie mieliśmy pierwszy lock out). Wówczas to też zyskał niechlubną łatkę czerwonej latarnii ligi. Jeden z najgorszych wyborów w drafcie – Michael Olowokandi czy Tyrone Nesby, a rok później Lamar Odom, nie byli w stanie wyciągnąć flopującej ekipy z dołka…Odom po dwóch latach gry w lidze dał się poznać tylko ze złej strony, jako gracz nie stroniący od używek. Inwestycje klubu znów szły na marne.

Czy wiecie ,że czterech graczy pamiętnego składu Clippers z 1996-97, zmarło w różnych okolicznościach? Malik Sealy zginął w wypadku samochodowym. Kevin Duckworth miał chorbę serca, Lorenzen Wright został zamordowany a Dwayne Schintzius przegrał walkę z rakiem…

Kolejni szkoleniowcy jak Chris Ford (pracował z Celtics) czy Jim Todd nie znajdowali recepty na stworzenie drużyny, choćby na wzór zgranej ekipy z najlepszych czasów pracy Billla Fitcha. W latach 2000-02 stery przejął dobrze znany polskim fanom basketu. Alvin Gentry. Ex coach Suns potrafił przenieść Clippers na poziom 31 i 39. zwycięstw w następnych sezonach, ale miał przy tym sporo talentu wśród młodych graczy. LAC w końcu zmienili swoje nastawienie na wyciąganie podkoszowych wieżowców, z których większość można określić słowem ‘klapa’. Najnowsi na owe czasy wśród Clippers zawodnicy zamieniły się pozycje obrońców i skrzydłowych. Efektownie grający Corey Maggette (pozyskany po roku gry dla Magic) oraz Quentin Richardson. Postawiono również na często kontuzjowanego w przyszłości, jednego z najbardziej niespełnionych talentów – Dariusa Milesa. Jak widzicie po nazwiskach, Gentry naprawdę miał ułatwione zadanie, patrząc na ślepe wybory sprzed lat. Na pewno odwiedzający halę Clippers fani mogli liczyć na wiele efektownych zagrań, ale zespół nadal nie mógł awansować do play offs. Do tego celu brakowało bardziej zorganizowanej obrony lub doświadczenia.

Kolejnym etapem gry w Mieście Aniołów były pojawiające się plotki o możliwych przenosinach do pobliskiego Anaheim (tam była drużyna NHL Anaheim Mighty Ducks, a ten przenosin do hali Hondy wracał w mediach jak bumerang). Clippers jednak pozostawali w L.A. i znów zaskakiwali opinię publiczną oddając m.in. swój podkoszowy wybór – Tysona Chandlera – na utalentowanego silnego skrzydłowego Chicago Bulls, Eltona Branda. Gentry znajdujący coraz lepszą chemię w drużynie oraz podstawy by walczyć o play offs (zatrudniono Andre Millera jako rozgrywającego) przegrał niestety z kontuzjami (statystycy wyliczyli, iż 293 razy gracze Clippers byli kontuzjowani podczas sezonu 2002-3). Gentry zapłacił za te słabe wyniki głową…wydaje się po latach, że nastąpiło to zbyt pochopnie.

Nową miotłą został znany z pracy w Lakers i Blazers – Mike Dunleavy. Od sezonu 2003-4 przez cztery kolejne lata słabszy zespół z L.A. notował progres. Pozyskano z draftu dobrze Wam znanych – Chrisa Kamana i Matta Barnesa – a do drużyny dołączyli weterani jak Glen Rice i Bobby Simmons. Doszli też Kerry Kittles (ex Nets) oraz Marko Jarić. Po roku przyszli też gracze, którzy nie przebili się do NBA jak Daniel Ewing i Boniface N’Dong, obaj zrobili karierę w Europie, pierwszy m.in. w Asseco Prokomie Gdynia, a drugi w słynnej Barcelonie. Mimo tego, Clippersi rozegrali swój najlepszy sezon w Los Angeles i na zachodnim wybrzeżu (pamiętając też erę gry w San Diego) osiągając bilans 47-35, jako druga drużyna Pacific Division. Co lepsze, ograli w pierwszej rundzie play offs Denver Nuggets i dopiero drugi raz w historii, od czasów Buffalo Braves, awansowali do II rundy play offs (tam przyszła porażka 3-4 z Phoenix Suns).

Mike Dunleavy spędził rekordowe wśród trenerów Clippers/Braves – 7 sezonów. Prawdopodobnie gdyby nie kontuzje oraz urazy czołowych zawodników jak Elton Brand, Chris Kaman, następnie Cuttino Mobley oraz Tim Thomas, mających stanowić o obliczu drużyny, awans do play offs stałby się faktem również rok po najlepszym sezonie organizacji (40-42). Potem już było tylko gorzej, a w klubie znów następowało wietrzenie składu. Dopiero pozyskanie Blake’a Griffina przyniosło kolejną nadzieję, następne światełko w tunelu. Resztę już dobrze znacie;-)

Puentując: jeśli przyjrzycie się z dalszej perspektywy wynikom całej organizacji to spokojnie niektórzy z Was dojrzeją do wniosku, iż ten klub miał do sezonu 2011-12 pecha a pracę sterników charakteryzowały chybione pomysły. Oddawanie za potencjalnie mniej cenionych graczy swoich topowych zawodników – Bob McAddo, World B. Free, Danny Manning, Antonio McDyess – i brak konsekwencji w działaniach, również kiepski scouting (Clippers z reguły słabo wybierali w draftach i nie mieli nosa do wyciągania wielkich graczy, choć ci byli gdzieś obok nich i trafili z wyższym lub niższym numerem do innego teamu) charakteryzowały nieudolnych działaczy. Wielkim niepowodzeniem lub brakiem szczęścia można nazwać trafianie na zawodników łapiących kontuzje. Najlepiej dla klubu wyszło skorzystanie na veto Davida Sterna i zablokowaniu transferu Chrisa Paula. Praktycznie od przyjścia fantastycznego rozgrywającego, który w połączeniu z najlepszym wyborem draftu Blake’iem Griffinem odmienił losy organizacji, zaczęła się nowa era schowanych zawsze w cieniu starszego brata – Lakers – Clippers. Również zmieniło się też utarte przez lata przekonanie, że prędzej lepsi zawodnicy uciekną z Lob City niż w nim zostaną. Dziś jak widzimy o wiele łatwiej jest im dokoptować wartościowego gracza. Czy to wystarczy do pierwszego w historii awansu do finału konferencji? Osobiście wydaje mi się, że klub jest bardzo blisko, kolejnego milowego kroku i może on już nastąpić podczas kolejnych play offs.

Komentarze do wpisu: “Clippers, mistrzowie dywizji. Wcześniej klub z wielkimi nazwiskami.

  1. Też stawiam, że Clippers to nie jest drużyna na finały i zarówno Denver jak i Memphis cenię sobie wyżej mimo obecności genialnego CP3.

  2. no właśnie Gallinari. A jakie są przewagi Memphis w starciu z Clippers? Być może jedna jedyna to Marc Gasol. W tym roku już nie oczekuję wielkiej rewelacji pod nazwą Grizzlies, zwłaszcza w meczach z Clippers. Zobaczymy jednak jak wyjdzie w realu.

  3. To ciekawe, że nie oczekujesz od Grizzlies wielkiej rewelacji, w momencie kiedy mają mocniejszą obronę, rok temu grali bez Gaya, a teraz mają Prince, a przed wszystkim, to co było największą bolączką stosunkowo SZEROKĄ ŁAWKĘ. Misie są mocniejsi. Rok temu cudem serie wygrał dla LAC CP3, gdzie trzy razy zagrał genialne 4 kwarty, chyba raz też wystrzelił Nick Young.

    A Denver? Ten zespół gra jedną z lepszych koszykówek w NBA. Gdybym chciał komuś polecić najbardziej widowiskowy zespół, by zrozumiał magię NBA, to nie byłoby to Miami Heat czy Oklahoma City Thunder, a właśnie Denver Nuggets.

  4. Clippers byli w tym sezonie jednym z faworytów do mistrzostwa. Nawet jak rozgrywki zostaną dokończone, to może w PO dojść do dużych niespodzianek. Wszystko zależy jak poszczególne drużyny i gracze zareagują fizycznie po takiej przerwie.

Comments are closed.