Trafienie do NBA jest marzeniem każdego koszykarza. Dla wielu oznacza ona koniec kariery akademickiej, jakże ważnego okresu dla niezliczonej ilości zawodników. I w dzisiejszym przekładzie, wraz z jego bohaterem, odbędziemy podróż po wspomnieniach z ligi akademickiej.
Poniższy tekst jest tłumaczeniem na język polski. Oryginalny tekst znajdziecie na playerstribune.com
Pewnego wieczoru, na początku mojego pierwszego roku na Michigan State, wraz z kolegami z zespołu postanowiliśmy pójść do kina. Byłem nowy w zespole i starałem się udowodnić moją wartość, harując na treningach, ale chciałem także pokazać, iż jestem spoko gościem poza boiskiem. Uznałem, że to będzie dobra okazja, by nawiązać więzi ze starszymi zawodnikami z zespołu.
Nie pamiętam co to był za film, ale uwierzcie mi, to nie film był najbardziej pamiętną rzeczą tego dnia.
Kiedy weszliśmy do kina, nasza zazwyczaj wygadana grupa podejrzanie zamilkła. Wiedziałem, że coś się szykuje. Moi koledzy się rozproszyli, i kiedy odwróciłem się, by zobaczyć co się dzieje, kino wybuchło śmiechem.
„ooooooooooh, snap!”
Derrick Nix, nasz 6’9″ 270-funtowy center, jakimś cudem się schował, zaszedł mnie od tyłu i zdjął mi spodnie przed wszystkimi.
Tak.
Zdjęto mi spodnie przed wypełnionym kinem.
Nigdy nie słyszałem by grupa ludzi śmiała się tak głośno. Derrick mnie nieźle porobił. Ale rozegrałem to na luzie i śmiałem się razem z nimi. Byłem pierwszoroczniakiem, co miałem zrobić? Nigdy nie zemściłem się na Derricku (ale bracie, nie myśl, że zapomniałem. Chcę tylko powiedzieć, abyś uważał jak się spotkamy).
Mówiąc o pierwszym wrażeniu.
Chociaż, co dziw, zdjęcie spodni przed wszystkimi sprawiło, iż poczułem przynależność, tak jakbym był młodszym bratem dla kolegów z zespołu. To było trafne, gdyż będąc na Michigan State, nasz zespół zawsze był niczym rodzina.
Zanim zacząłem grać w East Lansing (miasto w którym znajduje się MSU przyp. red.), zieleń i biel już płynęły w moich żyłach. W istocie, moi rodzice mawiają, iż 16 listopada 1993, wyszedłem z łona w koszulce Michigan State.
Dla mnie, MSU było czymś więcej niż uczelnią. Było domem. Dorastałem około 15 minut od kampusu, więc jako dziecko spędzałem wiele czasu w tej okolicy.
Człowieku, nie jestem nawet w stanie powiedzieć, ile spotkań w Breslin (Breslin Center – hala MSU, przyp. red.) widzieliśmy wraz z bratem i ojcem. Prawdopodobnie coś liczone w setkach. W domu Valentine, koszykówka Spartan była rodzinną tradycją. Mój tata grał w kosza na MSU w latach osiemdziesiątych. Nawet nosiłem ten sam numer co on. To coś z czego zawsze będę dumny.
Dorastając, zawsze powiązywałem koszykówkę Michigan State ze znakomitością. Kiedy miałem 5, 6 i 7 lat, MSU załapali się back-to-back-to-back do Final Four. Wygrali je w 2000 roku. Kiedy byłem w szkole średniej, Shannon Brown był kimś w zespole, który dostał się do Final Four w 2005 roku. Parę lat później, w 2009 i 2010, dostaliśmy się back-to-back do Final Four, z moim człowiekiem w składzie – Draymondem Greenem.
Kiedy byłem w liceum, podczas wakacji, chodziłem grać na kampus podczas gdy hala była otwarta. Chciałem spędzać każdą chwilę na tym parkiecie. Czułem, iż tam należę.
Czasami grałem przeciwko gościom którzy wychodzili w pierwszej piątce zespołu. Człowieku, oni umieli grać, ale ich umiejętności nie były jedynym, co przyciągało moją uwagę. Wychodząc z liceum, bez umowy ze sponsorem, nie mogłem nie zwrócić uwagi na cały swag jaki mieli: czapki, szorty, t-shirty. Byłem niczym: „cholera, te rzeczy są spoko. Te zieleń i biel wyglądają szalenie dobrze. Muszę zdobyć trochę tych ubrań.”
Kiedy nastał czas by zadecydować do jakiej szkoły będę uczęszczać, to była najprostsza decyzja jakiej kiedykolwiek musiałem dokonać. Spartanin do samego końca. Dlaczego miałbym pójść gdzie indziej?
Na moim pierwszym treningu, w 2012, trener Izzo i koledzy z zespołu tylko potwierdzili to, co już wiedziałem – w Michigan State chodzi o wygrywanie. Przychodząc po przegranej w Sweet Sixteen sezon wcześniej, ci goście byli napompowani, by wrócić na parkiet i zacząć nowy rozdział. Najlepszą częścią było to, iż moi koledzy z zespołu nie zamartwiali się czasem gry lub statystykami. Oni chcieli tylko wygrywać.
Będąc kompletnie szczerym z wami, nie spodziewałem się zostać starterem na moim pierwszym roku. Zorientowałem się, że jeśli będę się rzucać, walczyć, to może dostanę jakieś nieznaczące minuty na starcie sezonu. Więc kiedy ujrzałem moje imię wpisane przeciwko Boise State, w naszym czwartym spotkaniu sezonu, cóż, byłem dosyć zdziwiony.
Ale w tym samym momencie, wiedziałem, że jestem na to gotowy.
Właśnie dla tego pracowałem całe swoje życie. Postawiłbym wszystko by podążać śladami ojca w Michigan State. I teraz nastał czas, by zacząć wyrabiać swoje własne nazwisko. Miałem wyjść w pierwszej piątce Michigan State, numeru 15 w kraju, w wypełnionej Breslin Center. Co mogło być lepsze od tego?
Nigdy nie zapomnę chwili kiedy wywołano moje nazwisko przez megafon. Nie wiedziałem, że 14,797 fanów może być aż tak głośno. Czułem, jakoby cały stan Michigan był upakowany w hali. W tamtym momencie, czułem się tak potężnie, tak jakby Izzone (sekcja 4000 studentów MSU, zapewniająca ogromny doping Spartanom; przyp. red.), przeniosło swoją energię do mojego ciała – to po prostu było niczym czysta adrenalina.
Pamiętam spoglądanie na trybuny z myślą:
„Oni stoją za mną. Muszę sprawić by byli dumni. To dla nich.”
Człowieku, myśl o tym wprawia mnie w lekką nostalgię. Ciężko podsumować jak bardzo moje życie się zmieniło od czasu pierwszego wyjścia w pierwszej piątce. Moje cztery lata w East Lansing były zjawiskowe. Podziękować każdemu, kto uczynił ten czas wyjątkowym będzie niesamowicie ciężko, ale spróbuję.
Już napomknąłem o Izzone, ale zasługuje ono na więcej umiłowania. Od pierwszego dnia, każdy z niej był niesamowity dla mnie. Dziękuję za całe wsparcie jakiego mi udzieliliście. Bez was, nie bylibyśmy w stanie wyrwać paru ważnych zwycięstw. Pojąłem, jak bardzo Izzone kocha ten zespół, kiedy ujrzałem namioty przy Breslin, tuż przed zapisami na karnety sezonowe. Robi się tu cholernie zimno w październiku, ale wy zrobicie wszystko dla tego zespołu. Doceniam to tak bardzo.
Jeśli kiedykolwiek przyłapaliście mnie uśmiechającego na parkiecie podczas rzutu wolnego rywala, to dlatego, iż wykonywaliście swoją pracę. Uwielbiałem kiedy mieliście poufne informacje o zespole przeciwko któremu graliśmy, a potem wykorzystywaliście je, gdy ich zawodnicy byli na linii. To było zabawne. Musieliśmy mieć trochę zabawy, a wy zapewnialiście imprezę! Jesteście sercem i duszą tego uniwersytetu.
Do kolegów z zespołu: dziękuję wam, za waszą miłość do gry, taką jak moja i za przyjaźń poza parkietem. Każdy z was, czy to zawodnik bez stypendium przyciskający mnie na treningu, czy gwiazda szybko opuszczająca kampus dla NBA, pomógł ukształtować mnie jako człowieka którym jestem dzisiaj. Jestem wam wdzięczny, nawet jeśli jeden z was zdjął mi spodnie w miejscu publicznym.
I od czego tu zacząć z trenerem Izzo? Ten człowiek jest spokojny, jest wyluzowanym kolesiem. Zawsze mówię ludziom, iż jeśli nigdy nie widziałeś meczu koszykówki Michigan State, a spędziłeś trochę czasu z Trenerem, nigdy byś nie wiedział, że jest tak intensywną postacią na parkiecie. Jest opiekuńczym, lojalnym człowiekiem, który chce wydobyć jak najwięcej z każdego dzieciaka którego trenuje. Co więcej, jest niesamowicie prawdziwy, nawet dla przypadkowej osoby na ulicy, proszącej go o autograf.
Trenerze, nigdy nie zapomnę dwóch rzeczy których mnie nauczyłeś.
Pierwszą jest to, iż powinienem wszystkich traktować tak samo. Nie spotkałem wielkoduszniejszej od ciebie. Nie wiem kiedy masz okazję by spać, ponieważ cały czas pomagasz innym.
Druga rzecz, to aby myśleć o sukcesie każdego dnia, nawet jeśli oznacza to przebijanie się przez mękę. Pamiętasz naszą trasę do Final Four 2015? Dostaję gęsiej skórki myśląc o tym teraz. Nigdy nie zapomnę ciebie, przed tą tablica, bazgrzącego i wypowiadającego te słowa:
„Dwie godziny. Jesteście w stanie poświęcić i dać mi dwie godziny, żeby otrzymać wspomnienie na całe życie dla was, waszej rodziny, waszych dzieci i dzieci waszych dzieci? To są wspomnienia o których mówię!”
Jak bym nie mógł przebiec przez ścianę dla kogoś takiego?
Oczywiście, ten sezon nie zakończył się tak jak koledzy z zespołu i ja chcielibyśmy. Nie zasługujecie na to, ale wpadliśmy na zespół który zagrał świetnie tej szczególnej nocy. Uznanie dla Middle Tennessee.
Ale jedno jest pewne: dałem wam wszystko co miałem, Spartan Nation. Zrobiliście tak wiele dla mnie, a ja zrobiłem wszystko co mogłem dla was. Tak bardzo chciałbym sprowadzić tytuł do East Landing, i choć nigdy tego nie zrobiłem, nigdy nie zapomnę tej niesamowitej wędrówki jaką razem przebyliśmy.
Podczas Dnia Seniora (ang. „Senior Day” – ostatnie spotkanie we własnej hali, powiązane z pożegnaniem zawodników czwartego roku; przyp. red.), wraz z innymi seniorami otrzymaliśmy szansę pocałowania logo Spartan na środku parkietu. To dla mnie była emocjonalna chwila. Kiedy spojrzałem na trybuny, poczułem tę samą energię, którą poczułem cztery lata temu, po raz pierwszy wychodząc jako starter. To była czysta miłość. Stale.
Nie jestem pewien gdzie zmierzam dalej, ale wiem, że moje serce wciąż będzie krwawić zielenią i bielą, tak jak zawsze.
Zwycięstwo dla MSU!
Denzel Valentine
You must be logged in to post a comment.