W 1993 roku w wielkim finale ligi spotkały się Phoenix Suns – Charlesa Barkley’a i Chicago Bulls – Michaela Jordana. Po dwóch spotkaniach w Arizonie niespodziewanie, bo już 2-0 prowadzili niżej notowani po sezonie zasadniczym obrońcy tytułu, Bulls. Pierwsze dwa spotkania były popisami Michaela Jordana oraz Scottiego Pippena, a z drugiej strony o wynik najbardziej walczyli Sir Charles i młody – nikomu bliżej nieznany debiutant – Richard Dumas.
Dokładnie 27 lat temu doszło do drugiego najdłuższego spotkania w historii NBA finals, z trzema dogrywkami.. Wcześniej taka rzecz wydarzyła się w Bostonie, i meczu, który Wam opisywałem, również z udziałem Suns (click) W Chicago Stadium Słońca chciały się pokusić o niespodziankę – w końcu doganiając – pędzące po 3 tytuł z rzędu, Byki. Dan Majerle (28) rzucał trójki z ósmego metra, Kevin Johnson (24) mijał obrońców Bulls niczym tyczki slalomowe, a Charles Barkley zbierał piłki jak natchniony (19). Odpowiedzią na rozpalone Słońca była gra: Jordana (44), Pippena (26) i Granta (17zb.). Ta odpowiedź nie była jednak na tyle mocna by zapewnić Philowi Jacksonowi trzecią wygraną w serii a zespoły przez cały mecz i do końca drugiej dogrywki szły „łeb w łeb”. Koszmarny błąd rezerwowego Bulls – Stacey Kinga – w trzeciej dogrywce (podał spod swojego kosza wprost w ręce Barkley’a) kosztował Byki wygraną. Kevin Johnson ustanowił rekord NBA w ilości minut w jednej grze finału NBA – 63! W tym składzie nie było wówczas Steve’a Kerra, który pojawił się Bulls po odejściu na pierwszą emeryturę Latającego Byka. O finałach NBA 1997 roku, była już mała wzmianka, kiedy M.J. rzucił nad Bryonem Russellem w game no1. i dał Bulls pierwszą wygraną. Dziś przeskoczymy do 6 meczu, przy stanie 3:2 dla gospodarzy United Center. Sama końcówka, niezwykle wyrównanego spotkania, w którym Jazz-meni znów pokazali swój wielki charakter. Duet Stockton-Malone marzył by jeszcze raz zatrzymać wielkich tej ligi. Bulls mieli 6 sekund na dogranie akcji. O czas poprosił Wielki Mistrz Zen, i większość z oglądających myślała, że to M.J. będzie kończył kluczową akcję swojej drużyny. Podczas time outu Jordan jednak nachylił się w stronę Kerra, szepcząc słynne: „Be ready Steve!„. Po chwili mieliśmy akcję Byków: Bulls zdobyli swój drugi tytuł z rzędu, a sam Kerr przeszedł do historii ligi i poszedł w ślady innego, białego point guarda Bulls, Johna Paxsona.
Niesamowite momenty z dzieciństwa. Dzięki za przypomnienie tych pięknych chwil :)