Swego czasu biegał z numerem ’11’ na koszulce w szeregach Rakiet z Houston. Był podstawowym, do tego, w końcówkach kluczowym egzekutorem i niezastąpionym obrońcą w składzie trenera Rudy’ego Tomjanovicha. Do dziś jego nazwisko figuruje w historii tego sportu, jako jednego z pięciu koszykarzy NBA, którzy byli w stanie w przeciągu jednej odsłony meczu rzucić 30 oczek!
To ostatnie i opisywane przeze mnie zdarzenie miało miejsce w styczniu 1991 roku, kiedy Maxwell wraz z Rockets rozprawili się z Cavaliers. Wówczas Vernon odnotował 51 oczek na swoim koncie.
Maxwell nie miał jednak drogi usłanej różami do NBA. Zaczynał on swoją przygodę z dalekiego, bo 47. miejsca w drugiej rundzie draftu. Tuż na starcie Denver Nuggets oddało prawa do niego San Antonio Spurs, a dwa pierwsze lata były dla niego ciężką pracą i walką o pewną pozycję w drużynie. Co ciekawe, jeszcze podczas studiów, dał on się również poznać jako świetny gracz defensywy w futbolu amerykańskim. ‘Max’ jednak postawił na koszykówkę, a jego laurką stała się pozycja numer dwa w historii strzelców Southeastern Conference, tuż za plecami legendarnego Pete’a Maravicha. Mad Max przez swoje dwa ostatnie sezony w NCAA regularnie notował średnie 20 oczek na mecz.
Niestety Vernon (193 cm wzrostu) nie tylko był świetnym strzelcem. Jego drugie ja można krótko podsumować „my name is TROUBLE”.
Już podczas studiów zarzucano mu zażywanie kokainy, a także przyjmowanie pieniędzy od trenerów (co jest w NCAA praktyką niedozwoloną). Jego ciemna strona dała jeszcze o sobie mocno znać podczas zawodowej kariery jak i w życiu prywatnym.
Za pewne najbardziej to, co kojarzycie i jest związane z osobą naszego dzisiejszego bohatera to NBA Finals 1994. Wówczas toczył on ciężkie, zacięte, w końcu zwycięskie boje z defensorami Knicks. Zwłaszcza z inną ’ gorącą głową’ Johnem Starksem. Podczas tych finałów zobaczyliśmy Maxwella w pełnej okrasie. Szybki, dynamiczny, potrafiący kierować swoimi kolegami z drużyny. W ważnym momencie spotkania dostający piłkę od samego Hakeema Olajuwona (po chwili słyszeliśmy tylko odgłos trzepoczącej siatki). Max świetnie biegał do kontr, potrafił zakończyć akcję mocnym slam dunkiem oraz szybko wracał do obrony by uprzykrzać grę w ataku Starksowi (pamiętne ‘fatal game’ Johna to też zasługa namolnego i irytującego Maxa).
W 1995 roku podczas meczu w Portland uderzył fana miejscowych Blazers, dostając za to 10 spotkań zawieszenia przez władze NBA. Dalej po transferze Clyde’a Drexlera za Otisa Thorpe’a jego rola w zespole zmalała (Maxwell nie radził sobie mentalnie z tą sytuacją i w końcu emocje zaczynały brać górę nad rozsądkiem), a w podczas spotkania play off zdarzyło się ,że trener nawet nie dał mu rozegrać ani minuty (mówiło sie, że Vernon nie chciał grać na trójce – na dwójce miejsce dostawał sprowadzony Drexler).
Jego przygoda w Houston dobiegła końca, bo Maxwell wyładowywał swoją frustrację na treningach czy w szatni w obecności kolegów, psując dobrą chemię drużyny. Decyzją włodarzy klubu został odsunięty od składu mistrzowskiej drużyny, która za moment obroniła swój tytuł. Mad Max zakończył wtedy wówczas swój najjaśniejszy moment zawodowej przygody z basketem.
Potem jeszcze kroniki policyjne rejestrowały nazwisko naszego dzisiejszego bohatera. W ’97 został oskarżony przez pewną kobietę za zarażenie jej opryszczką (!). Musiał wtedy zapłacić poszkodowanej aż 592 000 USD. Z kolei w 2009 roku, zostały mu postawione kolejne zarzuty; tym razem o niepłacenie alimentów na rzecz dzieci. Ta sprawa skończyła się wędrówką za kratki.
Wracając jednak do jego kariery, po przygodzie w Houston miał się odnaleźć w ekipie słynącego z dobrej ręki do kłopotliwych zawodników, Johna Lucasa, w Sixers (Lucas pracował w swojej karierze z narkomanami jak Lloyd Daniels, Richard Dumas czy ze specyficznym charakterem Dennisa Rodmana). Po całkiem solidnym sezonie dostał swoją drugą szansę w San Antonio (tam rozpoczynał karierę i spędził dwa sezony od 1988-1990). Jednak w szeregach Spurs ani mu się nie udało wskoczyć do pierwszego składu drużyny, ani nigdy nie wrócił na poziom ze swoich najlepszych czasów gry dla Rockets. Z roku na rok coraz ciężej było usłyszeć o ‘Maxie’ coś pozytywnego (epizody gry w Magic, Hornets, Kings i Supersonics). Oficjalnie zakończył on karierę w 2001 roku jako gracz Mavericks.
Jego przydomek wziął się nie od zachowania – choć kilkoro z Was pewnie by tak pomyślało na pierwszy rzut oka – a od niesamowitych rzutów za trzy punkty począwszy, na szalonych, którymi rozbijał defensywę rywali, kończąc. Vernon tak samo dobrze bronił i był prawdziwą zmorą czołowych obrońców ligi, nie odpuszczając ich na moment, co do dziś podkreślają wielcy eksperci najlepszej ligi świata. Jego atutem była szybkość i spory atletyzm jak na swój nieduży wzrost (w kontekście NBA). Obok Dale’a Ellisa oraz Reggiego Millera był to najlepszy shooter – zza łuku – lat ’90 tych. W sezonach 1991/92 i 1992/93 trafił najwięcej trójek w całej lidze i takim go zapamiętajmy w dzień jego 47. urodzin.
W NBA rzucił ponad blisko 11 tys. punktów (10 912), zebrał 2,2 tys. piłek i blisko 3tys. razy otwierał drogę do kosza podaniem swoim kolegom z drużyny (2912).
Vernon w ’95 po niecelnym rzucie na zwycięstwo w pierwszym meczu w Utah, obraził się na zespół. Zawinął się i nie odbierał telefonów od nikogo z klubu. Uznał, że go nie szanują, bo grał za krótko… Pewnie myślał, że Jazz łatwo ich pokonają. Dziś bardzo żałuje tej decyzji.