Kiedy gasną światła w halach koszykarskich, a kibice tłumnie opuszczają trybuny lub gaszą telewizory z transmisjami meczów NBA gra się wcale nie kończy. W Nowym Jorku gra się toczy cały czas, a koszykówka żyje na ulicy. W dzień czy w nocy, pora nie ma żadnego znaczenia. Właśnie na asfaltowych boiskach rodzą się nowe talenty, który być może kiedyś zaistnieją w świadomości szerszej publiczności, a może przepadną i nikt o nich nie usłyszy… Tutaj zasady gry są całkiem inne, tutaj gra się na całego i reguły gry w rzeczywistości stanowią drugoplanowe tło wydarzeń. Tak właśnie wygląda koszykówka w Rucker Park – Mecce ulicznej koszykówki nowojorskiej.
Rucker Park to boisko koszykarskie znajdujące się w nowojorskim Harlemie na skrzyżowaniu ulic 155 i Fredric Douglas Boulevard. Na pierwszy rzut oka niczym nie wyróżnia się od otaczającego go krajobrazu miejskiej architektury bloków, których jest mnóstwo na Harlemie. Niedaleko boiska rzeka o nazwie nawiązującej do dzielnicy, którą otacza, a miejski charakter tego miejsca podkreśla kubatura mostu Macombs Dem łączącego Manhatan z Bronxem. Po drugiej stronie rzeki widać legendarny stadion New York Yankees, dumę i sportowy symbolu tego miasta. Wszystko to na pierwszy rzut oka może odwrócić naszą uwagę od miejsca docelowego, którym jest właśnie Rucker Park. Kiedy jednak na boisku zaczyna się gra to nie sposób tego miejsca przegapić.
Gwiazdy Hip Hopu, hip hopowe bity, tłumy kibiców, gracze rodem z NBA grający ramię w ramię z amatorami ulicznej koszykówki, to wszystko podgrzewa atmosferę. Tutaj jednak gra się o coś więcej. Dla każdego z uczestników zawodów Rucker Park gra toczy się o uliczną sławę, o szacunek. Przeciwnik nie chce Cię tylko pokonać, bo to by było za proste. On chce Cię ośmieszyć, zniszczyć, pokazać Ci jak kiepski jesteś. Od Ciebie tylko zależy czy uda Ci się pokazać, że on się myli… Tutaj zasady są proste – udowodnij, że jesteś dobry, pokaż swoje umiejętności. Oczywiście na końcu czeka Cię wygrana całej drużyny, jak to w każdym turnieju, ale mentalność takiego turnieju znacznie różni się od oficjalnej koszykówki. Tutejsze reguły są równie twarde i brutalne jak na nowojorskiej ulicy. Nawiązując klasyka można rzecz „get win or die trying”
Boisko to nosi nazwę od Halcomba L. Ruckera, który zapoczątkował rozgrywanie turnieju w 1950 roku. Był on skierowany do ubogich dzieciaków, którym miał pomóc trzymać się z daleka od kłopotów i dać nadzieję na lepszą przyszłość. Jak często w takich przypadkach sport jest często jedyną deską ratunku dla zapomnianej przez większość ludzi społeczności, a znając historię czarnych w USA łatwo możecie się domyśleć, że jego głównymi uczestnikami byli afroamerykanie. Wynikało to z czysto etnicznych i społecznych uwarunkowań ówczesnych czasów.
Z czasem rozgrywki w Rucker Park zaczęły zyskiwać na prestiżu, aż stały się one niemal wylęgarnią talentów, które w przyszłości zasilił szeregi NBA. Nim jednak udało im się przebić do zawodowej ligi szlifowali swe umiejętności właśnie na Harlemie. Właśnie tutaj pierwsze kroki stawiali tacy gracze jak Kareem Abdul Jabbar, Nate Archibald, Julius Erving, Wilt Chamberlain, Earl Monroe, Connie Hawkins, Rafael Alston, Chris Mullin, Kenny Adnerson czy grający dziś Lance Stephenson czy też Jamaal Tinsley.
Gdyby nad Rucker Park znajdowała się kopuła pod którą można by zawiesić koszulki z nazwiskami legend to wiele z nich stanowiłyby trykoty graczy, którzy na zawodowych parkietach nigdy nie zagrali. Oni jednak mają największy respekt tutejszych fanów i kilku z nich warto przypomnieć, by zaistnieli w koszykarskiej świadomości naszych czytelników.
Tym największym z największych był Earl „The Goat” Manigault. Gracz o talencie i predyspozycjach zbliżonych do Chamberleina czy Jabbara. Jego droga do NBA została jednak zatrzymana przez narkotyki, od których to nie stronił. Był gwiazdą szkolnej koszykówki, ale heroina zatrzymała jego rozwój. Nowojorska ulica jednak o nim nie zapomniała. Przygarnęła go i pokochała z całych sił za jego niewiarygodne wsady, którymi zapisał się do grona największych graczy w historii Rucker Park. Jego gra nie ograniczała się jednak tylko do dunkowania. Był także wyśmienitym strzelcem z dystansu, co pozwoliło mu zostać jednym z najbardziej wszechstronnych graczy. Sam Kareem Abdul Jabbar nazwał go najlepszym graczem jakiego kiedykolwiek widział, a takie słowa z ust legendy w odniesieniu do gracza z ulicznej koszykówki z pewnością nie są jedynie czystą kurtuazją.
Innym symbolem nowojorskiego streetballu z Harlemu jest Richard „Pee Wee” Kirkland. Człowiek, którego pojedynki z Nate’m Archibaldem przeszły do annałów turnieju w Rucker Park. Kirkland podobnie jak Manigault także nigdy nie wybiegł na parkiety NBA, ale w przeciwieństwie do niego był to wynik jego świadomej decyzji. Kiedy Chicago Bulls zaproponowali mu zawodowy kontrakt miał powiedzieć „Żartujecie sobie? W Rucker Park zarobię o wiele więcej kasy niż mi dajecie” . Niestety lwią część swych dochodów czerpał z handlu narkotykami, za co trafił w końcu do więzienia. Pee Wee był niezwykle twardym i charakternym graczem. Mawiał, że jeśli po zejściu z boiska nic Cię nie boli, jeśli nie dostałeś łokciem w brzuch czy żebra, czy jeśli nigdy nie leżałeś na boisku wyjąc z bólu, to nie wiesz co to jest prawdziwa koszykówka. Po wyjściu z więzienia powrócił na nowojorskie boisko, gdzie jest jednym z prowadzących mecze, a także pełni rolę mentora dla trudnej młodzieży z okolicznych blokowisk.
Don Adams – trener szkolnej drużyny liceum na Bronxie powiedział „Joe Hammond był najlepszym graczem, jaki kiedykolwiek urodził się w Harlemie. Jest ogromna różnica pomiędzy legendami uczelnianej koszykówki takimi jak choćby Earl Manigault, a nim. Polega ona na tym, że tamci mieli szansę zrobienia kariery w zawodowej koszykówce, ale jej nie wykorzystali, natomiast Hammond najzwyczajniej nie chciał tego zrobić.” Hammond zyskał sobie ksywkę „Destroyer” za sprawą niesamowitej gry obronnej. On po prostu niszczył swych rywali w defensywie. W 1971 roku w drafcie wybrali go Los Angeles Lakers, ale uliczne życie wydawało się wówczas bardziej atrakcyjne dla Johna i nie doszedł do porozumienia z Jeziorowcami. Problemem był wówczas fakt, że kwota jaką czerpał z handlu narkotykami na ulicach Harlemu była znacznie bardziej lukratywna od wartości zaoferowanego mu kontraktu przez klub z Kaliforni.
Dziś Hammond żałuje swej decyzji. Świadczą o tym słowa
„I was stupid for not signing, but I loved the streets too much, and I figured I could play ball in my spare time. The streets are where I spent most of my time, and that’s where I made all of my money.”
Prócz żelaznej defensywy styl gry Hammonda dopełniał znakomity instynkt strzelecki. W jednym z meczów w Rucker Park rzucił 50 pkt w jednej połowie grając przeciwko samemu Juliusowi Ervingowi. Do dziś uznawany jest za najlepszego streeballowca lat 70-tych.
Z czasem zasady udziału w turnieju się zmieniły i obecnie wielu młodych graczy, którzy mają już angaż w NBA w letniej przerwie decyduje się na udział w rozgrywanych tutaj meczach. Na legendarnym boisku Rucker Park grali między innymi: Allen Iverson, Ron Artest, Vince Carter, Tracy McGrady, Steve Francis, Stephon Marbury (legenda nowojorskich rozgrywek ulicznych lat 90-tych), Kobe Bryant, Kevin Garnett czy też numer jeden draftu z 1995 roku – Joe Smith.
Aktualnie wielu znanych ludzi z hip-hopowego środowiska posiada swoje zespoły, które biorą udział w turnieju. Swój zespół ma P Diddy, Irv Gotti czy też Fat Joe także kiedyś zajmowali się promocją młodych koszykarskich talentów. Mieszanka zawodowców ze streeballowcami pozwala stworzyć niezapomniany spektakl, gdzie nie ma znaczenia kim jesteś i czy grasz w NBA czy na okolicznym podwórku. Tutaj mamy do czynienia z czystą esencją koszykówki.
Dziś boisko Rucker Park zyskało sobie miano świętego miejsca streetballu. Każdy wielki gracz ulicznego basketu musiał tu grać. Tutaj sławę zyskiwali najwięksi gracze w historii tej gry, a także co pokazałem na wymienionych przykładach, okoliczna dzielnica wciągnęła wielu graczy, którzy mogli osiągnąć znacznie więcej. To miejsce jest odzwierciedleniem charakteru całej nowojorskiej ulicy. Jest twarde, bezwzględne, ale kocha tych najlepszych bez względu na wszystko. Cokolwiek robili oni w życiu to Rucker Park okazał się swoistym katharsis dla wielu graczy, którzy po nim biegali. Dostali od tego miejsca kolejną szansę w życiu i mogli wynagrodzić swe złe uczynki. Na tym właśnie polega magia tego miejsca.
Poniżej możecie obejrzeć sobie film, który jeszcze lepiej przybliży Wam atmosferę tego miejsca, a przede wszystkim macie okazję zapoznać się z niesamowitymi zagraniami. Coś dla prawdziwych fanów koszykówki i nie tylko.
You must be logged in to post a comment.