38,387 punktów – oto dorobek punktowy z bardzo bogatej kariery niezapomnianego Kareem Abdul Jabbara. Czy zadawaliście sobie kiedykolwiek pytanie, czy znajdzie się kiedyś ktoś, kto będzie w stanie poprawić ten niesamowity wynik? Pewnie nie jeden raz…
Dopóki na parkietach NBA szalał Michael Jordan, dopóty jego fani po cichu właśnie na to liczyli. Szansę na to przekreśliły mu jego przerwy w grze. Obecnie spoglądamy ku Bryantowi i Jamesowi, ale przed nimi droga jeszcze bardzo daleka. Był jednak ktoś, kto z dumą może mówić o tym, że jest lepszy w tym względzie od byłego centra Lakers. I to dużo lepszy! Co prawda nigdy nie zagrał w NBA, ale sądzę iż warto przyjrzeć się bliżej postaci Oscara Schmidta. Brazylijczyk według nieoficjalnych danych w ciągu swojej 26 letniej kariery zgromadził w sumie 49,703 punkty! Wynik ten doprawdy robi ogromne wrażenie i w dzisiejszych czasach zdaje się niemożliwy do poprawienia.
Dla Amerykanów Brazylia kojarzona jest z Rio, zimnym piwem, dziewczynami w bikini oraz z „masowej produkcji” piłkarzy. Być może nie byłby najlepszym graczem ich ligi, ale z perspektywy czasu i wkładu jaki miał w rozwój tej dyscypliny sportu z pewnością zasługuje na to aby wiedział o nim przeciętny fan basketu na całym świecie.
Niektórzy pewnie pomyślą – „eeee tam, co to za wynik, skoro gość nie zagrał nawet meczu w najlepszej lidze świata…”. Ale spokojnie, zacznijmy od początku.
W 1984 roku Oscar został wybrany ze 131 numerem w drafcie przez New Jersey Nets. A więc wtedy, gdy swoje historie zaczęli zapisywać m.in. Jordan, Olajuwon, Barkley czy Stockton. Czemu nie zdecydował się nigdy na ubranie koszulki z numerem 14? Otóż były to czasy, kiedy zabraniano graczom zawodowym ( a za takich uchodziło wtedy NBA) występować w barwach swojego kraju w rozgrywkach międzynarodowych. Stało się tak dopiero kilka lat później. A jak wielkim honorem i zaszczytem jest przywdziewanie koszulki „canarinhos” dla każdego Brazylijczyka – tłumaczyć nie trzeba.
A więc jakie szczególne wyniki zadecydowały o tym, że Schmidtowi należy się miejsce na szczycie wśród wielkich koszykówki?
Do historii przeszedł przede wszystkim występ z roku 1987 na Igrzyskach Panamerykańskich, kiedy to po morderczej walce w finałowej potyczce Brazylia pokonała w Indianapolis gospodarzy 120:115. Tym samym przerwana została ówczesna passa USA 34 zwycięstw z rzędu. Kto był ojcem sukcesu graczy z Ameryki Południowej? Oczywiście Oscar, który tego dnia zdobył dla swojego kraju 46 punktów i mógł dumnie spoglądać w stronę opuszczonych głów m.in. Davida Robinsona, Danny Manninga czy Pervisa Ellisona.
Także w późniejszych bojach z drużynami USA pokazywał się z jak najlepszej strony – na Olimpiadzie w Barcelonie w 1992 roku, kiedy naprzeciw siebie miał rywali z uznawanej za najlepszą drużynę koszykarską wszechczasów – Dream Team potrafił uzyskać 26 „oczek”. Cztery lata później na IO w Atlancie przeciwko niewiele słabszej ekipie USA już jako 38 letni weteran zanotował 24 punkty.
Skoro jesteśmy już przy występach Olimpijskich to dodam, że Schmidt jest królem strzelców tych rozgrywek w całej ich historii (w trzech turniejach był najlepszym strzelcem), w sumie notując 1093 punkty, co daje mu średnią 28.8 pkt na mecz. W Seulu w 1988 roku zanotował 338 punktów, co dało szaloną średnią 42.3 punktu na mecz. Na IO był sumie pięć razy.
Można tylko teraz gdybać, co by było, gdyby miał u boku teraźniejszych koszykarzy występujących w zespole Brazyli – Tiago Splittera, Lenadro Barbosę, Nene Hilario czy Andersona Vareajo…
Sukcesy odnosił także na poziomie ligi brazylijskiej, hiszpańskiej czy włoskiej. W barwach Forum Valladolid w Hiszpańskiej ACB także był królem strzelców, potrafił rzucić 160 „trójek” na 330 oddanych. We Włoszech gdzie spędził 11 lat, miał sezon, kiedy zanotował średnią sezonu 39,6 punktu a w całej historii Lega Basket jest oczywiście liderem w klasyfikacji zdobytych punktów, gromadząc ich w sumie 13,957. W przedostatnim sezonie kariery, kiedy wrócił do kraju, mając na karku 44 wiosny rzucał ze średnią 35,4 punktu.
Po latach wspomniał o szansie, jaką dali mu New Jersey Nets. Oto co odpowiedział:
„Wcale nie żałuję swojej decyzji. Jeśli jesteś gwiazdą, wtedy NBA jest dla ciebie wspaniałe. Ale jeśli jest inaczej, musisz stąd odejść. Mój przyjaciel – Georgi Glouchkov grał przez pół roku w Phoenix Suns. Miał dla mnie jednak złe opowieści z tej ligi. Obrońcy pomimo jego czystych pozycji nie podawali mu piłki. Nie chciałbym tego. I nie mógłbym znieść…”
Niedawno zapytany o sukces z 1987 roku odniósł się do tych wydarzeń w dosyć oryginalny sposób:
„ Nie stchórzyliśmy. Zagraliśmy koszykówkę według mojego stylu gry, bez kontroli czasu, z chęcią zdobywania kolejnych punktów. Nie tak jak w Europie, gdzie zwracasz wzrok ku obronie i momentalnie oddajesz piłkę. My mogliśmy przegrać mecz, ale nie byliśmy przegrani jako ludzie w drużynie. Europejska koszykówka jest tchórzliwa!”
Bogatą karierę zakończył w 2003 roku w swoim stylu kończąc słowami:
„Mógłbym grać wiecznie”.
Jedno z amerykańskich pism tak zaś opisało Oscara:
„Są ludzie, którzy przenoszą pianina i są ludzie, którzy grają na pianinie”.W taki właśnie sposób można określić grę legendarnej „Mao Santa” czyli w wolnym tłumaczeniu „Świętej ręki”.
Dane personalne
Imię i nazwisko: Oscar Daniel Bezerra Schmidt
Pseudonim: Mao Santa (Portuguese for “Holy Hand”)
Urodzony: 16 luty, 1958
Birth place: Brazil
Wzrost: 2.05 mPozycja na boisku: Rzucający Obrońca
Żona: Cristina Victorino Schmidt
Dzieci: Felipe i Stephanie
You must be logged in to post a comment.