Sacramento Kings wygrało swoje pierwsze spotkanie bańce, Bucks zwyciężyli w starciu na szczycie Wschodu, Phoenix Suns nie przestają nas zadziwiać, a Portland Trail Blazers utrzymują się w walce o ósemkę Zachodu.
New Orleans Pelicans (29-39) – Sacramento Kings (29-39) 125:140
Tego popołudnia Kings wystartowali z wysokiego C, a w samej pierwszej kwarcie rzucili swoim rywalom aż 49 oczek! Pelicans również byli skuteczni, notując tylko 10 punktów mniej. Nie do zatrzymania był Bogdan Bogdanović (35pts 6/9 3PT) i DeAaron Fox (30pts, 10as, 12/21 FG), ale nieźle zaprezentował się również Harrison Barnes (22pts, 6zb). Podopieczni Alvina Gentry’ego popełnili aż 17 strat, przy zaledwie ośmiu od Kings, a oprócz tego Królowie wygrali na tablicach – 39:30, z kolei wysoki wynik spotkania to zasługa ponad 50-procentowej skuteczności obu ekip. W szeregach Pelicans po 24 punkty zdobyli Brandon Ingram (8/14 FG) oraz Zion Williamson (10/12 FG), z ławki 18 punktów dołożył JJ Reddick. Ekipa Królów wygrała swoje pierwsze spotkanie w bańce, dzięki czemu legitymują się teraz tym samym bilansem co Pelicans.
Miami Heat (43-26) – Milwaukee Bucks (54-14) 116:130
W obu wcześniejszych spotkaniach pomiędzy tymi zespołami w tym sezonie górą było Heat, czy i w tym spotkaniu znaleźli receptę na Giannisa i spółkę? Co ważne, Żary musiały sobie radzić bez Gorana Dragica i Jimmiego Butlera, a mimo tego po pierwszej połowie wygrywali różnicą 17 punktów i rzucili rywalom aż 73 punkty! Ale run 20-5 po stronie Bucks na początku trzeciej kwarty sprawił, że znowu mieliśmy wyrównane starcie. Giannis już w tej odsłonie miał problemy z faulami, a gdy otrzymał piąty musiał usiąść na ławce. Na początku czwartej kwarty Bucks wyprowadzili serię 13 punktów z rzędu bez odpowiedzi rywala, mimo tego że na parkiecie nie było Greak Freaka! Kiedy wszedł, po raz kolejny pokazał dlaczego jest MVP tej ligi. Kilka jego akcji ze spinami i Bucks na dwie minuty przed końcem prowadzili 120:111. Energia, którą dał Giannis była kluczowa i dzięki temu Kozły mogły świętować numer #1 na Wschodzie! Oprócz potężnego Greka, fantastycznie zagrał Khris Middleton (33pts, 9/14 FG, 6zb, 8as). Z kolei w szeregach drużyny z Florydy najwięcej rzucił Duncan Robinson (21pts, 5/9 3PT), tuż za nim był Tyler Herro – 20 punktów, 5 asyst i 4 zbiórki, a pod nieobecność Dragica i Butler narzucał się Kendrick Nunn, 14 punktów, ale tylko 5 na 17 z gry.
Indiana Pacers (42-27) – Phoenix Suns (30-39) 99:114
Słońca znowu zaskakują! Obie ekipy przed tym spotkaniem nie przegrały jeszcze żadnego spotkania od restartu. Już w pierwszej kwarcie mieliśmy serię 17 punktów z rzędu od Suns, bez odpowiedzi rywali. Szansę do zaprezentowania się przeciwko swojemu byłemu zespołowi miał TJ Warren, który jednak spudłował pierwsze 3 rzuty. Suns oprócz świetnej ofensywy zaprezentowali nam też niezłą obronę – walka na zbiórkach (wygrana na tablicach (53:38), podwojenia, szybkie zmiany w kryciu, które poskutkowały w pokonaniu Pacers. 25 punktów, 6 asyst i 6 zbiórek Malcolma Brogdona nie wystarczyły, tak samo jak 17 oczek Milesa Turnera (7/12 FG) i po 16 od TJ Warrena (7/20 FG) i Oladipo (4/11 FG). W szeregach Suns dublet zaliczył DeAndre Ayton (23pts, 10zb, 4blk), 20 punktów i 10 asyst dołożył Devin Booker, a oprócz tego z ławki dobre zawody zaliczył Cameron Payne (15pts, 6/9 FG) oraz Dario Saric (16pts, 8zb). Warto jeszcze dodać, że aż 7 zawodników Suns rzuciło tego wieczoru przynajmniej 10 punktów, co za zespołowość!
Los Angeles Clippers (46-22) – Dallas Mavericks (41-30) 126:111
30 oczek Kristapsa Porzingisa nie wystarczyło na Los Angeles Clippers. Łotysz dołożył do tego 9 zbiórek i 5 asyst. W pierwszej połowie Dallas utrzymywało się w grze głównie dzięki zbiórkom w ofensywie i punktom drugiej szansy. Do czwartej kwarty spotkanie było wyrównane, ale Clippers rzucający tej nocy na ponad 50-procentowej skuteczności (54%) byli zbyt mocni. Świetnie zagrała cała pierwsza piątka Clippers: Kawhi Leonard (29pts, 6zb, 5as), Ivica Zubac (21pts, 15zb), czy Paul George (24pts, 7zb, 6as). Dla Mavs, oprócz Porzingisa dobre zawody zaliczył również Luka Doncic – autor 29 punktów i 6 asyst.
Portland Trail Blazers (32-38) – Denver Nuggets (45-24) 125:115
Blazers zbliżyli się jeszcze bardziej do ósmej pozycji na Zachodzie dzięki fantastycznej postawie Damiana Lillarda i Gary’ego Trenta Jr! Ten pierwszy, był zdecydowanym liderem, zanotował 45 punktów, 12 asyst, 3 przechwyty, oraz trafił aż 11 z 18 prób za trzy punkty! Z kolei Gary Trent Jr. zaaplikował rywalom z ławki aż 27 punktów (7/10 3PT) i 4 asysty, a pod koszem rządził Jusuf Nurkić (22pts, 7zb, 4as, 2blk). W szeregach Nuggets po raz kolejny świetny występ zaliczył Michael Porter Jr. – 27 punktów (10/18 FG) i 12 zbiórek, oprócz nie 18 punktów Jeramiego Granta, Nikola Jokić oddał tylko 8 rzutów, ale za to rozdał aż 13 asyst! Trzeba również wspomnieć o tym, że Blazers grali zaledwie ośmiona zawodnikami.
Los Angeles Lakers (51-17) – Houston Rockets (43-25) 97:113
Lakers grali tej nocy bez LeBrona Jamesa, z kolei Rockets bez Russella Westbrooka. Jeśli dla Jeziorowców najwięcej punktów w meczu rzuca Kyle Kuzma (21pts, 5zb), musi to oznaczać że nie było to dobre spotkanie dla podopiecznych Franka Vogela. Co prawda wygrali na zbiórkach aż 49:34, ale mimo tego pozwalali Rockets na za dużo po bronionej strefie parkietu. Dublet zaliczył Anthony Davis (17pts, 12zb, 3as), a Dwight Howard z ławki się o niego otarł (8pts, 15zb). Dla Rakiet po raz kolejny odpalił James Harden – 39 puntków, 12 asyst i 8 zbiórek, ale miał aż 10 strat. Wtórował mu Ben McLemore (20pts, 5/10 3PT). Tej nocy Rockets oddali 57 rzutów za trzy punkty, trafiając niespełna 37% z nich, z kolei Lakers takich prób oddali 19, jednakże trafili tylko 2 trójki.