Heat walczyli jak mogli. Jimmy Butler był najlepszym podającym na parkiecie. Kelly Olynyk zagrał świetny mecz z ławki. Ale to było za mało – Lakers, po walce, ale jednak dosyć pewnie obejmują w serii prowadzenie 2-0. Zapraszamy na Telegram!
Miami Heat (0-2) @ Los Angeles Lakers (2-0) 124:114
- Heat wyszli następującą piątką: Herro-Robinson-Butler-Crowder-Leonard; Lakers, tak jak w poprzednim meczu: KCP-Green-LBJ-AD-Howard
- ekipa z Miami była bardzo zmotywowana, by, mimo braków, pokazać się z jak najlepszej strony – na początku meczu prowadzili 8-6; Lakers jednak doszli do głosu i, głównie dzięki punktom spod kosza, wyszli na kilku punktowe prowadzenie; po Q1 było 29-23 dla drużyna z LA
- Jeziorowcy rozpoczęli spotkanie od 5 niecelnych trójek – ale potem zaczęli trafiać zza łuku; na początku drugiej odsłony, dzięki rzutom z dystansu Caruso, Jamesa i Greena przewaga urosła do 13 oczek; Heat jednak nie poddali się – zdobyli 7 oczek z rzędu, zmniejszając ponownie straty
- oba zespoły wymieniały następnie ciosy, a przewaga oscylowała wokół 5-6 punktów; na 3:49 do końca kwarty, po dobitce Olynyka, Heat zbliżyli się na 4 oczka; jednak od tego momentu Lakers wrzucili kolejny bieg; 6 punktów z rzędu, a w ciągu 3 minut run 19-6 – i mieliśmy na tablicy ich najwyższe prowadzenie w meczu; przed przerwą straty zmniejszył jeszcze trafieniem zza łuku Robinson – i do szatni zespoły schodziły przy wyniku 68-54 dla LeBrona i spółki
- trzecia kwarta nie przyniosła wyraźnych zmian w przebiegu meczu – Heat walczyli i zmniejszali straty, ale potem Lakers ponownie odskakiwali; oscylowała ona wokół 15-16 punktów, maksymalnie osiągając 18
- w ostatnich minutach tej odsłony, dzięki dwóm trójkom Olynyka, Żary zbliżyły się na 11 oczek; Rondo i James trafili co prawda za 3, ale „goście” nie odpuszczali – po trafieniu z faulem Olynyka oraz wolnych Herro na 48.8 sekundy do końca tej odsłony było 100-91, zaś kwarta zakończyła się 10-punktowym prowadzeniem Lakers: 103-93
- początek Q4 to znów walka kosza za kosz – po dwóch minutach nadal było +10; następnie zaś, przez niemal 3,5 minuty (od 9:23 do 5:58 do końca) nie padł ŻADEN punkt, dla ani jednej ze stron; Lakers w tym czasie nie trafili 10 prób z gry (w tym 5 trójek), zaś Heat pomylili się w tym czasie trzykrotnie (tak, Jeziorowcy niszczyli ich na tablicach); impas przełamał (po drugiej zbiórce ofensywnej w tej akcji) LeBron
- było wówczas +12 i podobna przewaga utrzymała się aż do końca meczu – ostatecznie Lakers wygrali 124-114
- liderami ekipy z LA byli, oczywiście, LeBron i Daivs; pierwszy miał 33 pkt, 9 as i 9 zb, zaś drugi 32 oczka i 14 zebranych piłek, w tym aż 8 w ataku
- dla pokonanych pierwsze skrzypce grali Butler (25 pkt, 13 as, 8 zb, 11/12 z wolnych) oraz, z ławki, Olynyk (24 pkt, 9 zb)
- Lakers raz po raz rozbijali strefę Heat – nie dość, że często mieli czyste pozycje za 3, które wykorzystywali (a trafiali nawet Rondo i Caruso, którzy strzelcami nie są), to jeszcze świetnie grali w pomalowanym – albo trafiali rzuty z kilka metrów, korzystając z wolnej przestrzeni na szczycie trumny, albo podawali piłkę pod kosz, gdzie zwłaszcza Davis nie miał sobie równych
- zespół Heat zanotował świetne skuteczności: powyżej 50% z gry, powyżej 40% za 3 i powyżej 90% za 1; we wszystkich tych aspektach byli lepsi od Lakers (którzy za 3 trafili 34% rzutów, zaś z linii tylko 58.8%); jednak Żary zostały zmiażdżone na tablicach – Lakers zebrali 10 piłek w ataku więcej, zaś w sumie oddali 18 rzutów z gry więcej (oczywiście ta różnica jest tak duża, gdyż Heat częściej wykonywali wolne, a gdy nie trafi się rzutu, będąc faulowanym, nie jest to liczone do statystyk jako próba z gry – ale nadal 10 zbiórek w ataku więcej potrafi podciąć skrzydła)
- Lakers pobili rekord Finałów w ilości prób za 3 – zarówno w pierwszej połowie (27), jak i w całym meczu (47)
- Rondo zanotował 16 punktów i, co chyba ważniejsze, 10 asyst, dzięki którym przeskoczył Steve’a Nasha i Larry’ego Birda na liście najlepszych asystujących w Playoffs – zajmuje tam obecnie 6 pozycję
- z kolei LeBron na liście najlepszych zbierających w Finałach wyprzedził wielkiego Kareema – i jest obecnie na 4 miejscu
- to także pierwszy raz, kiedy LBJ w Finałach prowadzi 2-0
- zaś ogólnie w Playoffs James jest w takiej sytuacji po raz 24-ty; w poprzednich 23 razach zawsze wygrywał serię
- z kolei Lakers nie zmarnowali prowadzenia 2-0 od 1969 roku
- ale hej, cuda się zdarzają! Pamięć o Finałach 2016 ciągle jest chyba w nas świeża – więc kto wie, może czekają nas jeszcze jakieś zwroty akcji?
Dobry tekst, ciekawie napisany.
Aby cuda się ziściły to się albo James wróci na chwile do miami albo davis i James złapią kontuzje, w tym drugim przypadku może Olynyk pomoże 😂