Jak co roku, zespoły NBA monitorują rynki młodych graczy, którzy mogą zostać potencjalnymi gwiazdami ligi zawodowej w Stanach Zjednoczonych. Nie inaczej jest w 2020. roku. Choć loteria draftu została opóźniona przez pandemię, udało się do niej doprowadzić i znamy kolejność, w jakiej zespoły będą sprawdzać nowy narybek.
Pierwszy wybór dla Minnesoty Timberwolves
Drużyną, która miała najwięcej szczęścia w tegorocznej loterii, jest Minnesota. Zespół ze stanu o tej samej nazwie, musi się skupić na pozyskaniu talentu, który będzie dobrze współgrał z ich dwoma największymi gwiazdami – Karlem Anthonym Townsem oraz D’Angelo Russellem. Faworytem większości bukmacherów jest zdecydowanie Anthony Edwards. Amerykański koszykarz gra na pozycji niskiego skrzydłowego dla Uniwersytetu Georgii i tamtejszych Bulldogs.
Zawodnik ten wydaje się być idealnym dopasowaniem do powyższej dwójki. Młodzieniec z Georgii, póki co jest dziki i nieopierzony. Jego gra pozostawia wiele do życzenia w kwestii selekcji rzutu, ma sporo braków decyzyjnych, do tego popełnia błędy w ustawieniu defensywnym. Jednak mimo tych wszystkich wad, możemy mówić o nieoszlifowanym diamencie.
Edwards jest wysportowany i atletyczny. Po odpowiednim przygotowaniu będzie mógł to wykorzystać po obu stronach parkietu, co jest niezbędne przy obecnym kształcie NBA. Pojawia się sporo głosów, że Timberwolves powinni wymienić pierwszy wybór w drafcie, ponieważ obecna klasa jest oparta głównie na centrach i rozgrywających. Wilki nie mają problemów na tych pozycjach, a Edwards może być dostępny również z niższym wyborem.
Brakujący element układanki
Zespół, który będzie wybierał jako drugi w tegorocznym drafcie, to Golden State Warriors. Niedawni mistrzowie NBA, po odejściu Kevina Duranta i urazach swoich supergwiazd – Klaya Thompsona oraz Stepha Curry’ego zanotowali fatalny sezon, przez co mają teraz szansę na wysoki wybór. W przyszłym sezonie wszyscy gracze powinni być zdrowi.
Draymond Green, wsparty – powracającym po kontuzjach – duetem, powinien walczyć o playoffy. Dalej, wydaje się, że dla Warriorsów bardzo łatwym i potrzebnym wyborem może być pozyskanie centra. W nadchodzącym drafcie to James Wiseman najbardziej wyróżnia się na tle rówieśniów i mógłoby z miejsca zapewnić GSW lepszą defensywę pod koszem.
Center Memphis Tigers jest graczem nieprawdopodobnie utalentowanym sportowo oraz motorycznie. Jego predyspozycje fizyczne sprawiają, że zespół, który go pozyska może być pewien, że ma swego rodzaju polisę ubezpieczeniową na zbiórki zarówno w ofensywie, jak i defensywie, i nie musi się martwić o zabezpieczenie podkoszowego korytarza.
Poza zbiórkami, ten gracz gwarantuje sporą ilość bloków dzięki bardzo dużemu zasięgowi ramion. Wspomniana rozpiętość ramion sprawia również, że bardzo często kończy akcje alley-oopem. Łapie większość piłek lecących na pułapie nieosiągalnym dla większości rywali i wsadza je do kosza przy asyście bezradnych obrońców.
Jednak Wiseman, jak każdy, ma również wady. Najwięcej wątpliwości budzi jego przygotowanie mentalne. Mówi się o tym, że ma głowę w chmurach, w trakcie meczów często brak mu koncentracji, co przekłada się na przestoje w jego grze. Jednak mimo wszystko może być spokojny o swój angaż w NBA. Ten nieoszlifowany diament, gdy trafi do organizacji, która obdarzy go stosowną opieką, z pewnością zostanie jednym z najlepszych środkowych w lidze.
Kolejny Ball w NBA, czy jesteśmy na to gotowi?
Dotychczas w lidze mieliśmy jednego z trzech braci – Lonzo. Rozgrywający, którego wybrano w drafcie przez Los Angeles Lakers z numerem 2, miał być jedną z gwiazd ligi zawodowej. Jego ojciec ( trudny do zniesienia dla wszystkich obserwatorów NBA ) niesamowicie go lansował. Niestety, być może znowu będziemy musieli znosić jego obecność. Chicago Bulls wylosowali numer 4 w loterii i ich głównym celem będzie prawdopodobnie jeden z Ballów – LaMelo.
Oprócz Byków, kojarzonych głównie z karierą wielkiego Michaela Jordana, chrapkę na młodego rozgrywającego mogą mieć również Charlotte Hornets, którzy będą chcieli wybrać najlepszego dostępnego gracza z numerem 3. Wydaje się, że wybór może paść właśnie na LaMelo.
Z takiego obrotu spraw na pewno nie będzie zadowolony ojciec, który wolałby, żeby jego syn grał na dużym rynku, jakim jest Chicago. Wracając jednak do zawodnika, LaMelo jest uznawany za najbardziej utalentowanego z braci. Oba wyżej wymienione zespoły szukają gracza, który będzie kreował dobre pozycje do rzutu poprzez swoją wizje gry, która jest u LaMelo na wysokim poziomie. Kto wie czy nie na większym niż u Lonzo?
Oprócz tego najmłodszy z braci straszy rzutem z dystansu. Na filmach z jego gry w rozgrywkach młodzieżowych możemy dostrzec sporo akcji w stylu Stepha Curry’ego. Jest to jednak broń obosieczna, przystosowanie do oddawania wielu rzutów z dystansu, z trudnych, czasem wręcz absurdalnych pozycji. To sprawia, że bywa nieskuteczny, co nie ułatwia wygrywania meczów. To właściwie największy ciężar, który musi wziąć na siebie jego nowy potencjalny klub; ułożenie gracza w ataku oraz odpowiednia selekcja rzutowa.
Siła draftu 2020
Wokół draftu 2020 urosło wiele dyskusji na temat siły tegorocznej klasy. Wielu ekspertów uważa, że jest to klasa, która będzie rozczarowaniem w porównaniu do tego, co czeka nas w sezonie 2021. Być może jest to prawda, jednak są również głosy, które wskazują na sporą ilość dobrych zawodników na pozycjach podkoszowych, co może odmienić aktualny trend w NBA, zdominowany przez skrzydłowych oraz niskich graczy. Jak zwykle, wszystko zweryfikuje parkiet.