Latem 2017 roku John Wall rozbił bank – Wizards zaoferowali mu bardzo intratny kontrakt, opiewający na ponad 170 milionów dolarów płatnych w cztery lata. Umowa ta, z miejsca stała się jedną z najgorszych w lidze, ale w trakcie jej trwania pojawiło się sporo innych problemów z zawodnikiem. Aktualny klub rozgrywającego podjął jedyną słuszną decyzję odnośnie jego przyszłości – po prostu go wymienią, ale zadanie jest bardzo, ale to bardzo ciężkie.
Miłe złego początki
Kontrakt, który Wizards zaoferowali swojej gwieździe był od początku bardzo zły i obserwatorzy NBA łapali się za głowę czytając, jakie pieniądze leżą na stole. Tym bardziej, że Wall nigdy nie był pierwszą opcją, z którą możesz wygrać tytuł, co udowodnił niejednokrotnie w fazie play-off, gdzie walka zwykle kończyła się już po dwóch rundach. Zastanawiam się, co przyświecało Wizards w momencie, gdy zastanawiali się jaką ofertę złożyć swojemu rozgrywającemu i jak mocno pijany musiał być właściciel, że dał zielone światło na zaoferowanie takiej kwoty.
Na małe usprawiedliwienie, można wspomnieć, że przedłużenie kontraktu zbiegło się w czasie z opuszczeniem przez LeBrona Wschodniej Konferencji, którą całkowicie dominował, biorąc swój zespół (bez względu na to czy byli to Heat czy Cavaliers) na plecy i niosąc go do samych Finałów, które kończyły się różnie. Drugim, małym, ale jednak, usprawiedliwieniem jest fakt, że w momencie podpisania umowy, Wall był względnie zdrowy…
… do sezonu 2018-2019, a dokładnie do Świąt Bożego Narodzenia 2018 roku, kiedy to w świat poszła informacja, że Wall będzie wyłączony z gry na od sześciu do ośmiu miesięcy z powodu operacji, mającej na celu usunąć odpryski kości w jego nodze. O ile ta kontuzja nie jest tak poważna, o tyle następna, która mu się przydarzyła, już tak. Tak się składa, że Wall zerwał ścięgno Achillesa… we własnym domu.
To wydarzenie sprawiło, że kontrakt Walla, już wcześniej bardzo zły, wszedł na podium w tej kategorii, wyprzedzając nawet Los Angeles Lakers i Luola Denga.
Twardy orzech do zgryzienia
Jednakże, Wizards osiągnęli coś, co wydawało się być niemożliwe – pozbyli się horrendalnego kontraktu ze swojej listy płac i wysłali rozgrywającego do Houston Rockets, w zamian biorąc Westbrooka. W barwach nowego zespołu zawodnik rozegrał 40 meczy i… znowu się połamał. Tym razem do kontuzji doszło w kwietniu, a problemem okazał się uraz ścięgna podkolanowego.
Z racji tego, że zespół z Teksasu jest w fazie głębokiej przebudowy, po latach bicia się z Warriors o Finały, John Wall wydaje się być zbędny. I to wrażenie potwierdzają ruchy Rakiet – jak donosi Shams Charania z The Athletic, zawodnik i klub dogadali się w sprawie ewentualnego powrotu rozgrywającego do gry. Obie strony doszły do wniosku, że John Wall nie założy już trykotu z logiem Houston Rockets, a klub znajdzie inną organizację, która go przyjmie. Jednakże, 31-latek będzie pojawiał się zarówno na treningach, jak i na ławce rezerwowych, po to, by mentalnie wspierać kolegów z drużyny oraz być obecnym i aktywnym w życiu szatni.
Co ciekawe, Mitch Lawrence donosi, że zarząd Rockets nigdzie się nie spieszy i zależy im na wygraniu tego trade’u, co jeszcze bardziej podbija trudność w wymianie tego kontraktu, chociaż czas może zagrać na ich korzyść. Na razie, nie wiadomo jeszcze, jak będzie wyglądać współpraca poszczególnych zawodników w różnych zespołach i czy żaden z nich, nie będzie potrzebował innego rozgrywającego. Wtedy Rockets mogą ugrać o wiele więcej, niż działając teraz, pochopnie. Chociaż, prawdę mówiąc, co mogą ugrać? Wall ma 31 lat, jest po operacjach obu kolan, miał zerwane ścięgno Achillesa, a do tego ma kontrakt opiewający (jeszcze) na ponad 90 milionów dolarów (ostatni rok to opcja zawodnika, której tylko idiota by nie wykorzystał, bo stawką jest 47 milionów dolarów).
Problem w tym, że mimo niezłych występów w barwach zespołu z Teksasu, Wall ma bardzo wątpliwą wartość koszykarską. Nie jest wybitnym strzelcem za trzy (tylko 31% za trzy w ubiegłym sezonie), bardzo lubi grać na piłce, a bez niej w rękach staje się bezużyteczny co może być sporym utrudnieniem we włączeniu go w grono drużyny z dwoma bądź trzema gwiazdami, którzy będą odgrywać większą rolę. Niestety, zdrowie, które również jest bardzo wątpliwe oraz wiek, powoli odbierają rozgrywającemu bardzo istotne aspekty w jego grze, dzięki którym robił sporą różnice na parkiecie – pierwszy krok i szybkość. Teraz może tego zabraknąć. Ciężko wyobrazić sobie, że Wall rezygnuje z bycia pierwszą/drugą opcją zespołu, a do tego musi przywyknąć, chociaż, jak mówił w kwietniu sam zainteresowany „Wciąż jest gwiazdą tej ligi”.
Kto może się skusić na Janka?
- Philadelphia 76ers – Na pewno w pakiet za Walla wszedłby Ben Simmons i jakieś picki w drafcie (pamiętajmy, że Houston są w stanie przebudowy i szukają assetów na przyszłość, a nie ma zbyt wielu informacji jak Rockets postrzegają kontrakt Bena i samego zawodnika). Kogo jeszcze można byłoby upchnąć? W sumie, ciężko powiedzieć, bo poza Simmonsem w Filadelfii każdy kontrakt się przyda, zwłaszcza, że 76ers chcą dojść minimum do Finałów. Jest jeszcze jedna możliwość – trójstronna wymiana, w którą można wciągnąć chociażby Sacramento Kings, od dawna szukających nowego klubu dla Buddy Hielda.
- Los Angeles Clippers – najbardziej prawdopodobny kierunek. Problemów jest kilka… Po pierwsze – czy Wall jest aż taką nadwyżką nad Bledsoe? Mam pewne wątpliwości. Druga sprawa to zdrowie Walla – niestety, Kawhi prawdopodobnie nie zagra w tym roku, przez co ten sezon można niejako spisać na straty, a przy ewentualnym transferze i kolejnymi problemami zdrowotnymi rozgrywającego, Paul George zostanie sam. Następnym problemem jest cena, którą musieliby zapłacić Clippers czyli bardzo mocne ograniczenie potencjału na ławce rezerwowych.
- Miami Heat – na moje oko idiotyczny pomysł, który nie ma żadnych szans na realizację. Heat ściągnęli tego lata Kyle Lowry’ego z Toronto Raptors i mają już dosyć mocno obsadzone salary-cap. Inna sprawa to wrażenie, że John Wall raczej nie pasowałby do sławnej na cały świat kulturze pracy klubu na Florydzie.
- Detroit Pistons/Oklahoma City Thunder – oba kluby są w fazie głębokiej przebudowy i raczej nie będą chcieli zapychać sobie miejsca w salary cap 31 letnim zawodnikiem, a o wykupie raczej nie ma co marzyć. Oba zbierają też assety w przyszłych draftach, czyli to, czego tak bardzo chcą Houston Rockets, dlatego nie upatrywałbym przeprowadzki rozgrywającego do tych drużyn.
- Dallas Mavericks – tu sprawa ma się bardzo podobnie do plotek na temat dołączenia Walla do Miami Heat. Luka Doncic i John Wall w jednej drużynie? Jakoś tego nie widzę… nawet bardzo tego nie widzę – obaj lubią grać z piłką w rękach, ale Doncic jest zwyczajnie kilkanaście razy lepszy i prawie dziesięć lat młodszy, a sam rozgrywający nie byłby dla niego jakimś wielkim wsparciem.
Quo Vadis Houston?
Houston będą szukać assetów w drafcie, albo umów łatwych do przesunięcia dalej, co będzie sporym wyzwaniem dla ich Generalnego Menadżera, Rafaela Stone. Mimo, że wydaje się być to niemożliwe do zrobienia, to potencjalną wymianę da się wygrać, ale trzeba liczyć na potknięcia zespołów i zawodników (w tym niestety te zdrowotne). Największą szansę na wyciągnięcie rozgrywającego z Teksasu mają Clippers i 76ers, chociaż w obu przypadkach musieliby bardzo dużo zaryzykować, nie będąc pewnym nagrody.
Nie zmienia to jednak faktu, że czas może grać na korzyść Rockets – w połowie sezonu może się okazać, że niektórzy zawodnicy do siebie nie pasują, albo po prostu chcą odejść ze swoich klubów. Wtedy, może okazać się, że na horrendalnym kontrakcie Walla da się zarobić, ale będzie to bardzo ciężkie zadanie, dlatego Rockets będą spokojnie czekać. W Houston nie ma parcia na wygrywanie meczy i awans do play-offów, jest za to chęć zapewnienia klubowi jak najlepszej przyszłości i stawianie na młodych i perspektywicznych zawodników, a Wall nie spełnia żadnego z tych kryteriów.